Obecny rząd ucieka od polityki w stronę pragmatyzmu i spełniania historycznej misji Obecny i możliwy do przewidzenia w niedalekiej przyszłości stan naszego kraju znacznie odbiega od realistycznych oczekiwań. Tryumfaliści transformacji podkreślają, że mogło być gorzej. Wskazują na negatywny przykład Białorusi, od pewnego czasu na Ukrainę (jednego z naszych licznych strategicznych sojuszników), do niedawna na Rosję. Twierdzą ponadto, że tak jak jest, być musiało, gdyż nie istniały alternatywy, a więc nie było wyboru. Nie podzielam tej oceny, a także ani jednego, ani drugiego jej uzasadnienia. Ponadto uważam, że są one kliszami oficjalnej myśli PRL, nasyconymi teraz nowymi obrazami, ale nie pojęciami. Przede wszystkim jednak blokują namysł i traktowanie historii jako doświadczenia, a współczesności jako zadania. Hamują umysłową i fizyczną aktywność. Mogło być inaczej i powinno być lepiej. Polska miała szansę stać się lepszym krajem, niż jest. Nie musiało być tak, jak jest, a biorąc pod uwagę niewykorzystane szanse, powody do krytycyzmu są duże. Źródła tego krytycyzmu znajdują się w rzeczywistości, nie zaś w utopii. Zasadnicze błędy popełniono w początkach transformacji, ciążyły one na następnych latach i ciążą do dzisiaj. Z czasem stawały się coraz trudniejsze do naprawienia. Obok nich, a właściwie ponad nimi, był niewątpliwy sukces łagodna zmiana systemu dzięki porozumieniu Okrągłego Stołu. Błędy te wynikały z nietrafnego rozpoznania rzeczywistości i były widoczne już wówczas. Wynikały ze sposobu myślenia. Błędna diagnoza sytuacji zewnętrznej i wewnętrznej Po zmianie władz ZSRR liderzy polskiej opinii publicznej identyfikujący się z obozem opozycyjnym i solidarnościowym zdefiniowali Gorbaczowa jako nową postać Breżniewa, jako człowieka mieszczącego się w kanonie poststalinowskich przywódców ZSRR. Uznano, że to taki sam typ osobowości, taki sam rodzaj polityka, co prawda różniący się wiekiem i stylem wysławiania się, ale nie sposobem myślenia i działania. Później ta definicja zmieniła się, pojawił się nowy schemat: dobry Gorbaczow, zły Jaruzelski. Ale uznano, że Gorbaczow zapewne nie utrzyma się dłużej na szczytach władzy, zostanie obalony i sytuacja wróci do czasów wcześniejszych. Z pierwszej diagnozy wynikała nieufność i wrogość, następna nakazywała pośpiech. Jedna i druga była nietrafna, podobnie jak towarzysząca im ówczesna definicja Jaruzelskiego. Pośpiech prowadził do radykalizmu, do wylewania dziecka z kąpielą, choć nie musiał prowadzić i nie prowadził do używania radykalnych środków. Po 1989 r. uznano, że głównym zagrożeniem dla nowej Rzeczypospolitej jest recydywa PRL, utożsamiana z komunizmem i totalitaryzmem. To było konsekwencją demonizowania przez obóz solidarnościowy przeciwników, dążenia do autoheroizacji i prowadzenia polityki polaryzacji. Zgodnie z takim stanowiskiem, należało odrzucić Polskę sprzed 1989 r. szybko i w całości. Była to diagnoza fałszywa, prowadząca do działań w złych kierunkach oraz do manichejskiego przeciwstawiania przeszłości i zrodzonej w 1989 r. przyszłości. Niebezpieczeństwa realne były odmienne pierwsze to absolutyzacja wolnego rynku, drugie to absolutyzacja tożsamości opartej na etniczno-religijnej podstawie wspólnoty narodowej. W sferze idei błąd tej diagnozy wyrażał się w wyborze Hayeka i neoliberalizmu ekonomicznego, a nie Rawlsa i nowoczesnego liberalizmu. Czerpano z Hayeka, z jego apologii wolnego rynku podniesionej do rangi światopoglądu i z krytyki totalitaryzmu, w sytuacji gdy detotalitaryzacja Polski postępowała już od odejścia stalinizmu. Wybrano neoliberalizm z jego ekonomią, uznając realizację wolności gospodarczej za cel nadrzędny i oddzielając ją od celów społecznych. Odrzucono Rawlsa wraz z poważnym traktowaniem sprawiedliwości społecznej, zasadą max-mini (maksymalizacją minimum społecznego). Faktycznie zaniechano kształtowania społeczeństwa otwartego. Taki wybór prowadził w polityce do rwania się więzi społecznych. Supremacji rynkowego neoliberalizmu towarzyszyły niedocenianie i degradacja państwa prawa poważne traktowanie prawa osłabia dynamikę indywidualnej akumulacji kapitału. Już wtedy wszczepiono wzór instrumentalnego, podporządkowanego własnym interesom traktowania prawa, nazywany wówczas dziwnym słowem falandyzacja. Niedopasowanie struktury politycznej do problemów społecznych i gospodarczych Polski system polityczny ukształtował się jako odpowiedź na przyjętą diagnozę sytuacji wewnątrzkrajowej. Partie nie zajmowały się formułowaniem pytań ani szukaniem odpowiedzi na najważniejsze problemy kraju jaki ma być kierunek, cel, a także tempo polskiej transformacji. Całą energię skoncentrowały na przyspieszaniu, na głoszeniu, że wybrana droga jest jedyna, a także na wyrokowaniu, że wszelka krytyka, a nawet wątpliwości są wyrazem kompromitującej nostalgii
Tagi:
Paweł Kozłowski









