Szantaż Erdoğana

Szantaż Erdoğana

Pańska zastępczyni Simone Peter popiera kurs Merkel, utrzymując, że w obecnej sytuacji nie ma innego wyjścia. Czy odbiega od opozycyjnego scenariusza pisanego przez szefa partii Zielonych?

– W tej sprawie mówimy niewątpliwie jednym głosem: napływ imigrantów nie może służyć odwracaniu uwagi od faktu, że Ankara nie spełnia kryteriów akcesyjnych. Jeśli nam się nie uda oddzielić dyskusji o uchodźcach od negocjacji w sprawie wstąpienia Turcji do UE, to powinniśmy je na jakiś czas przerwać, aby pozbawić Erdogana instrumentów szantażu. On i tak będzie musiał z nami współpracować, bo Unia jest jego najważniejszym partnerem handlowym. A jest coraz bardziej osamotniony, awanturując się ze wszystkimi, nawet ze swoimi wcześniejszymi sojusznikami Asadem i Putinem. Nie stać go wobec tego na złe stosunki z Brukselą. W końcu będzie musiał uznać, że to on nie ma innego wyjścia.

Niemniej wielokrotnie zaznaczał pan, że nie wyobraża sobie UE bez Turcji.

– Pochodzę wprawdzie z muzułmańskiej rodziny, ale popieram chrześcijańską zasadę, że każdy zasługuje na kolejną szansę. Od lat obserwuję sytuację w Ankarze i uważam, że kraj moich przodków to znacznie więcej niż tylko Erdogan i AKP. Tylko z samych Niemiec Turcja importowała w zeszłym roku wyroby o wartości 19 mld euro. Demokratyczna i ożywiona gospodarczo Turcja mogłaby kiedyś zostać doskonałym wzorem dla innych krajów na Bliskim Wschodzie, a jednocześnie proeuropejską przeciwwagą dla rosnących imperialnych aspiracji w tym regionie. Mimo wszystkich rozbieżności powinno nam więc zależeć na utrzymaniu z nią poprawnych stosunków.

Jakie błędy popełniła kanclerz Merkel?

– Strategia Merkel opierała się długo na założeniu, że Erdogana należy ignorować, a w ciągu ostatniego roku nagle go pokochała i teraz urabia ręce po łokcie, by przekonać nas o zawsze już „europejskiej” Turcji. Problem polega na tym, że ignorując latami Turcję, kanclerz odcinała się np. również od lewicowych kemalistów, odrzucających m.in. restrykcyjność wyznania islamskiego i ubiegających się o świecki ustrój państwa. Oni byli i nadal są tam obecni, choć nie zdołali zabezpieczyć się przed utratą wpływów. Natomiast bliscy tym środowiskom dziennikarze nie potrafią przebić się do opiniotwórczej czołówki. Od lat są zamykani w więzieniach lub spychani na margines. Za pełnym przepychu pałacem Erdogana wrą zatem silne proeuropejskie siły, które bez naszej pomocy nie mają szans.

Musimy zacząć prowadzić rozsądną politykę wobec Turcji, tyle że taka pomoc jest rozłożona na lata. Tymczasem Unia i nasz rząd federalny nie mają w tej sprawie jakiejkolwiek koncepcji, co widać szczególnie teraz, kiedy ugrzęźli w dysonansach w z związku z kryzysem migracyjnym. Jak bardzo Merkel się zaplątała, pokazała jej reakcja w sprawie skandalu związanego z Janem Böhmermannem, niemieckim satyrykiem, który obraził w telewizji tureckiego prezydenta. Zamiast potraktować to wydarzenie jako szansę dla demonstracji obrony wolności słowa, szefowa rządu wsparła Erdogana, pozwalając mu ścigać nieszczęsnego komika.

Co jeszcze – oprócz niewypełniania wymienionych przez pana kryteriów kopenhaskich, takich jak łamanie praw człowieka, wolności słowa itd. – zamyka obecnie przed Turcją drzwi do Unii?

– Powodów traktowania dzisiejszej Turcji z powściągliwością jest co najmniej kilka. Już dziś Turcja ma prawie 80 mln mieszkańców, a według wiarygodnych prognoz urzędów statystycznych liczba ta wzrośnie do 2025 r. o kolejne 5 mln. Za 10 lat kraj ten byłby najludniejszym państwem członkowskim wspólnoty, co wpłynęłoby na wagę głosów w istotnych debatach, dając Erdoganowi niezmierny wpływ na politykę unijną. Oczywiście przy jednoczesnej utracie wpływów innych państw, np. Polski lub Czech. Ale warto też w tym kontekście rzucić światło na turecką gospodarkę. Siła nabywcza Turków wynosi zaledwie 20 tys. dol., po wyraźnej poprawie w 2013 r. PKB Turcji sukcesywnie spada. Nawet pogrążona w kryzysie Grecja, gdzie bezrobocie niepowstrzymanie rośnie, ma się ciągle lepiej niż jej znienawidzony sąsiad.

Można zatem przypuszczać, że po przyspieszonej akcesji Turcy masowo skorzystaliby z dostępnych rynków pracy w zamożniejszych państwach, co obecnie nasiliłoby kryzys migracyjny. Poza tym Turcja nie potrafi zagwarantować bezpieczeństwa mniejszościom i innowiercom. Kryteria akcesyjne nie przewidują co prawda przeszkód w kwestii odmienności religijnej, ale w obliczu ekspansji Państwa Islamskiego zbyt szybko otwarte granice mogłyby zwiększyć lęki Europejczyków przed islamizacją.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2016, 24/2016

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy