Czuła, że była obserwowana. Przed jej domem ktoś pozakładał pułapki ze sznurka 20-letnia Sylwia M. z Siedlęcina nie żałuje, że zgłosiła się na policję. – List znalazłam w niedzielę wieczorem – opowiada – leżał na wycieraczce przed domem. W pierwszej chwili pomyślałam, że to dowcip, głupi, szczenięcy żart, bo list pisany był dziecięcą ręką, ale później, gdy zaczęłam go czytać raz, drugi, trzeci – przestraszyłam się. Ten ktoś dużo o mnie wiedział. Groził, że jeśli do piątku nie złożę 800 zł okupu, może mnie spotkać jakaś krzywda. Najbardziej jednak wstrząsnął Sylwią fakt, że anonim był wulgarny, nawet bardzo wulgarny… Młoda kobieta szeptem powtarza, jak została w nim nazwana. Poza tym czuła, że była obserwowana. Przed jej domem ktoś pozakładał pułapki ze sznurka, a bramę wejściową wysmarował… ludzkimi odchodami. Nie czekając na dalszy rozwój wypadków, w poniedziałek pojechała na posterunek do Jeżowa Sudeckiego. Funkcjonariusze wysłuchali, obejrzeli list i przekazali sprawę wyżej – do komisariatu na Zabobrzu w Jeleniej Górze. Wówczas do akcji włączył się wydział kryminalny komendy miejskiej. Zasadzkę zaplanowano na piątek po południu. Tak jak życzył sobie tego anonimowy szantażysta, pani Sylwia wychodząc z autobusu, wrzuciła kopertę do śmietnika. Później wypadki potoczyły się błyskawicznie. Na gorącym uczynku policja zatrzymała 15-letnią Iwonę. Dziewczyna wcale nie była przerażona, zapytała tylko, ile lat poprawczaka ją czeka. Z miejsca przyznała się, że nie była sama, wraz z nią działali: jej kuzynka, 15-letnia Agnieszka, 11-letni brat, Marcin, a także jego kolega, 12-letni Jacek. rutyna i rzeczywistość W akcji wzięło udział ponad 20 policjantów, w tym wielu po cywilnemu. Patrolowany był cały odcinek drogi na Górnym Siedlęcinie. By nie wystraszyć szantażysty, w dniu zasadzki nie jeździły po wsi żadne radiowozy policyjne. Wracającą autobusem panią Sylwię ubezpieczał policjant po cywilnemu. Całość wydarzeń była filmowana. Jeden z nie oznakowanych wozów policyjnych stanął we wsi tuż koło przystanku autobusowego i tu ukryci policjanci zatrzymali Agnieszkę. W chwili zatrzymania małej szantażystce wypadły z tornistra kredki. List z żądaniem okupu był napisany takim właśnie mazakami. Komendant komisariatu na Zabobrzu, Grzegorz Chirowski, nie uważa, by akcja w Siedlęcinie była przesadzona. Podaje przykład informacji o podłożeniu bomb w szpitalach. – Jako policjant z 20-letnim doświadczeniem – mówi – mam 100% pewności, że są to głupie, nieodpowiedzialne żarty, ale zawsze ewakuuje się ludzi po takim telefonie. Bo jeśli faktycznie bomba została podłożona, to kto weźmie odpowiedzialność za ewentualne ofiary? A w szkole cisza W Gimnazjum Publicznym w Jeżowie Sudeckim, dokąd uczęszczają obie nieletnie szantażystki – pełne zaskoczenie. Dyrektor, Aniela Borzęcka i wychowawczyni, Anna Pakosz, zgodnie twierdzą, że nic nie wiedzą o żadnym szantażu i akcji policyjnej. Nie wiedzą… ponieważ nie zostały oficjalnie powiadomione ani przez policję, ani przez sąd czy prokuraturę. Nawet wizyta dziennikarza niewiele tu zmienia. Panie uważają, że to plotka, w związku z tym – nie reagują, mówią, że nie rozmawiały nawet na ten temat z uczennicami. – W przeciwnym wypadku – argumentuje pani dyrektor Borzęcka – moglibyśmy być posądzeni o psychiczne znęcanie się nad uczniem, a tego nie chcemy. Wychowawczyni, Anna Pakosz, ma jak najlepsze zdanie o dziewczynkach: bardzo kulturalne, grzeczne, nie rzucają się w oczy, nie sprawiają kłopotów wychowawczych. Dyrektorka i wychowawczyni zapewniają, że dziewczęta nie zdawały sobie zupełnie sprawy z konsekwencji swego uczynku. – Jeśli zajdzie taka potrzeba – deklaruje wychowawczyni – i oczywiście zgodzi się na to sąd, mogę zostać społecznym kuratorem obu dziewczynek. Żarty się skończyły Matka Agnieszki przeżyła szok. Akurat ksiądz chodził po kolędzie, gdy pod dom podjechali policjanci i zaczęli rozpytywać o córkę. Chwilę później obie dziewczynki wraz z matkami zostały odwiezione na komisariat na przesłuchanie. Pani Elżbieta nie widziała listu, policjanci uprzedzili ją, że jest zbyt wulgarny i naprawdę nie musi go czytać. Chłopców przesłuchano następnego dnia. 11-letni Marcin tak mocno to przeżywał, że przez cztery dni miał gorączkę. 12-letni Jacek, gdy zorientował się, że policjanci próbują go zabrać do samochodu – uciekł w pole, wrócił dopiero po pierwszej w nocy – głodny, zmarznięty i wystraszony. Całą akcją kierowała Iwona. Ona wybrała
Tagi:
Jolanta Stopka









