Szczepionka na covid zawiera tylko mały fragment materiału genetycznego wirusa. Nie jest możliwe, by z tego odtworzył się i namnożył kompletny wirus Prof. dr hab. Krystyna Bieńkowska-Szewczyk – wirusolog z Uniwersytetu Gdańskiego Pani profesor, szczepić się czy nie? Wielu naukowców wskazuje potencjalne zagrożenia w związku z aktywnym kwasem rybonukleinowym RNA, który może nam zmodyfikować DNA. Szwajcarzy wstrzymali akcję szczepień z powodu braku certyfikatów bezpieczeństwa trzech szczepionek. – Moim zdaniem szczepienie jest bezpieczne. Szczepionka rzeczywiście jest oparta na RNA. To nowość, jeśli chodzi o zastosowanie u ludzi, ale testowano ją od bardzo dawna, firmy zebrały więc doświadczenia. Wcześniej szczepionki oparte na kwasach nukleinowych DNA i RNA nie były wprowadzane do użycia, bo podawanie dużej ilości kwasu nukleinowego powodowało istotny stan zapalny. W szczepionce przeciw COVID-19 uporano się z tym. Elementy kwasu rybonukleinowego opakowano w nanocząsteczkę lipidową i dawka jest bardzo mała. Ludzie boją się, że szczepionki były zbyt krótko testowane, że pominięto któryś etap. – Czas testowania jest skrócony, ponieważ od dawna pracowano nad szczepionką przeciw innym koronawirusom: SARS – 2003 i MERS – 2012. Tamte epidemie dość szybko zanikły. Ówczesne wersje koronawirusa powodowały bardzo ciężkie choroby i nie rozprzestrzeniały się tak łatwo jak SARS-CoV-2. Ten wirus nie zawsze powoduje chorobę zauważalną, co czyni go idealnym patogenem dla pandemii. Dzisiejsza szczepionka powstała więc na podstawie wieloletnich prób i doświadczeń. A że w związku ze strachem przed covidem pojawiły się duże pieniądze, można było ją szybko udoskonalić. Pfizer czy AstraZeneca przeprowadziły testy na kilkudziesięciu tysiącach osób, więc efekty niepożądane zostałyby zauważone. W szczepionce na covid nie hoduje się wirusa, tu jest tylko mały fragment jego materiału genetycznego. Nie jest możliwe, żeby z tego odtworzył się kompletny wirus, żeby się namnożył. Wstrzyknięcie jakiejkolwiek szczepionki pobudza układ immunologiczny do działania, więc typowe są takie zjawiska jak miejscowa opuchlizna i podwyższona temperatura. Są także reakcje związane ze stresem – ludzie dziś rzadko przyjmują zastrzyki. Alternatyw na razie nie ma. – No właśnie, zmarłych na covid jest bardzo dużo. Szpitale są przepełnione, ludzie umierają na inne choroby, bo nie mają możliwości leczenia z powodu pandemii, a szczególnie zła jest sytuacja chorych na nowotwory. Poza tym widać coraz więcej symptomów pocovidowych. Tego się boję. Bo być może ci, którzy przeszli chorobę lekko, po kilku miesiącach mogą mieć uszkodzenie płuc czy serca. Na drugiej szali mamy szczepionkę, nie tylko jednej firmy. Dobrze znam formę szczepionki powstałej w Oksfordzie (firma AstraZeneca), jest oparta na wektorach adenowirusowych. Mój zespół brał przez wiele lat udział w projekcie badawczym dotyczącym podobnych szczepionek i ich bezpieczeństwo sprawdzano bardzo rzetelnie. Szczepionka tej firmy też będzie w Polsce, więc jeśli ktoś ma dzisiaj obawy wobec preparatu Pfizera, może poczekać ze trzy miesiące i zaszczepić się szczepionką AstraZeneca, nieopartą na kwasie rybonukleinowym. Zdecydowanie zachęcam do szczepienia. Czy pamięta pani jakąś akcję masowych szczepień? – Szczepienia przeciwko polio w połowie XX w. Prof. Hilary Koprowski, wynalazca tej szczepionki, przysłał do Polski za darmo 9 mln dawek, przypłynęły w beczkach z USA. Nie wiem, jak akcja szczepień wtedy wyglądała. Wiem natomiast, że dziś mamy lepsze możliwości organizacyjne, łatwo można stworzyć bazy informacyjne. Po konferencji prasowej na temat strategii widać, że rząd tego nie ogarnia. – Przykład szczepionek przeciw grypie nie rokuje dobrze, nie sprowadzono ich na czas i zaszczepienie się graniczyło z cudem, a były naprawdę potrzebne. To, co powiedziano na konferencji prasowej: strategia, wiedza, bezpieczeństwo, to są hasła. Zwróciła pani uwagę, że u nas wszystko musi być narodowe? – Bardzo mnie to denerwuje. Ani szczepionka, ani jej zakup nie jest polskim dziełem, są zakontraktowane przez Unię Europejską. Potrzeba konkretnego planu, a nie pustosłowia pt. narodowa strategia. Ministerstwo Zdrowia wie, ile jest szpitali, przychodni mniejszych i większych, rozmaitych klinik, i może zaplanować, ile punktów szczepień powinno być. Lekarze mówią, że sztywne normy, w rodzaju 180 szczepień tygodniowo na punkt, są niewykonalne. Mam nadzieję, że to zostanie zmienione. Jeśli w małej miejscowości jest ośrodek zdrowia, gdzie pracuje jeden lekarz, to nagle ma on wszystko rzucić









