Szeremietiew i… spółka

Bałagan panuje w całym MON. Resort obrony toczy nie tylko korupcja, ale i pijaństwo, a także niekompetencja właściwie wszystkich jego szefów Wart Pac pałaca, a pałac Paca. To polskie przysłowie przychodzi na myśl, kiedy obserwuje się skandal, jaki wybuchł w Ministerstwie Obrony Narodowej i wokół niego na skutek podejrzeń, że asystent (byłego już dziś) wiceministra Romualda Szeremietiewa, Zbigniew Farmus, i sam wiceminister, mogli brać łapówki od zbrojeniowych koncernów, m.in. przy okazji przetargu na haubice dla wojska. W rozwijającej się – niczym w sensacyjnym filmie – sekwencji wydarzeń znalazły się: solenne zaprzeczenia, że zdarzyło się cokolwiek złego, ujawnienie informacji, że wojskowe służby specjalne od dawna podejrzewały, iż „coś jest na rzeczy”, widowiskowe pościgi helikopterem za Zbigniewem Farmusem, pokrętne tłumaczenie zwierzchników Szeremietiewa, że nie będzie żadnego wyroku bez pełnego zbadania sprawy i (mające miejsce tuż potem) wyrzucenie z hukiem Szeremietiewa ze stanowiska. Zwyczajny człowiek może dostać od tego wszystkiego zawrotu głowy. Tym bardziej że zdymisjonowany wiceminister nie zamierza składać broni. Dzień po swoim odejściu z MON Romuald Szeremietiew zwołał konferencję prasową, na której nie tylko odparł zarzuty formułowane pod jego adresem, ale równocześnie powiedział, że gra wokół jego osoby toczy się o to, by utrącić przetarg na samolot wielozadaniowy dla wojska, a na dodatek – i to zabrzmiało dla niewtajemniczonych już całkiem niezrozumiale – by ukryć przed społeczeństwem gigantyczną klapę dotyczącą modernizacji armii. Romuald Szeremietiew rzucił też cień podejrzenia na samego szefa MON, informując, że doradca Bronisława Komorowskiego, gen. Bogusław Smólski, próbował wbrew zasadom obowiązującym w tej dziedzinie przeforsować wybór firmy konsultingowej, która miała obsługiwać kontrakt na samolot dla wojska (chodzi o prowizje warte miliony dolarów). Uff!! Spróbujmy to wszystko trochę uporządkować. I zacznijmy od samego Romualda Szeremietiewa. Dla osób interesujących się problematyką wojska w Polsce opublikowane w prasie zarzuty, dotyczące korupcji w pionie Szeremietiewa, nie były żadną sensacją. O tym, że urzędnicy MON odpowiedzialni za zakupy uzbrojenia mogą brać łapówki, o dziwnych decyzjach i równie dziwnych wizytach wiceministra w zagranicznych firmach wojskowych szeptano od dawna. Pisała o takich zjawiskach prasa, m.in. „Przegląd”, w którym półtora roku temu pojawiło się i takie stwierdzenie: „Wiceminister Romuald Szeremietiew, odpowiedzialny w MON za zakupy sprzętu bojowego, nieustannie wizytuje amerykańskie firmy zbrojeniowe (nie bardzo wiadomo, za czyje pieniądze – przyp. M.B.), wyraźnie poszukując innej niż polska oferty wojskowej”. Zupełnie niedawno „Przegląd” zwracał uwagę na niejasne zasady obowiązujące przy wyborze samolotu transportowego dla armii. Pisaliśmy wtedy: „Brak przetargu na transportowce, pod pretekstem, że inne oferty niż propozycja Hiszpanów nie spełniały wymogów przetargu (co te „inne” firmy już oprotestowały – przyp. M.B.), to sprawa (…) dziwna. Rzecz nie tylko w tym, że hiszpański producent może teraz dyktować Polakom warunki. Część wojskowych pyta na dodatek, dlaczego (…) mamy kupić maszyny, do których nie wejdzie nawet samochód transportowy piechoty?”. Podobnie dużo mówiło się o złowrogiej roli w MON tzw. dwóch Farmusów (w ministerstwie pracuje także syn Zbigniewa Farmusa, Miłosz). Opowiadano o bezczelności obu panów, ich wyjątkowej pozycji i wprowadzonej przez Szeremietiewa zasadzie, że Farmusom „wszystko wolno”. Już kilka lat temu pytano też, jak to możliwe, że najtajniejszymi sprawami w resorcie obrony zajmuje się człowiek, który ma kanadyjskie obywatelstwo. I choćby z tego powodu nie powinien mieć tzw. dopuszczenia do informacji niejawnych. Tyleż zabawny, co straszny jest w tym kontekście fakt, że Romuald Szeremietiew nie widział w tym nic zdrożnego. Wątek działań ministra Szeremietiewa można by ciągnąć jeszcze długo. Ale znamienne jest, że nie tylko w rozpuszczanych dziś przez zdymisjonowanego (a więc rozżalonego) polityka sugestiach powtarza się opinia: „trąd w Pałacu Sprawiedliwości” (czyli w MON – przyp. M.B.) – nie dotyczy tylko jego osoby ani wyłącznie jego pionu zakupów uzbrojenia. Od kilku co najmniej lat Ministerstwo Obrony nie ma szczęścia do ministrów i, generalnie, kadry kierowniczej. Po poprzednim ministrze obrony – który też musiał słyszeć o podejrzeniach o korupcję toczącą pion Romualda Szeremietiewa – pozostał pseudonim Turysta (od zamiłowania Janusza Onyszkiewicza do zagranicznych podróży i rozmów z zachodnimi politykami) i opinia, że nic innego go nie interesowało. W ostatnim czasie MON

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 29/2001

Kategorie: Wydarzenia