Szkoły pod nóż

Szkoły pod nóż

Samorządy prześcigają się w likwidowaniu placówek oświatowych. To najprostsza oszczędność Najsłabiej bronią się malutkie ośrodki. Rezygnacja zapanowała w Wołczkowie w gminie Dobra Szczecińska. Plotki o likwidacji krążyły po miejscowości od dawna i mieszkańcy nie mieli siły przeciwstawić się, gdy zapadła ostateczna decyzja. – Spodziewaliśmy się jej – mówi Krystyna Aluchnia-Kopecka, kierowniczka szkoły podstawowej. Nauczyciele już wiedzą, że budynek otrzymają dzielnicowi i wydział komunikacji. Za to duże zespoły, z tradycjami nie poddają się bez walki. Zwycięsko z boju wyszedł na razie Zespół Szkół Zawodowych nr 10 w Gdańsku, który chciano zlikwidować, a uczniów rozparcelować do innych ośrodków. Natychmiast zwołano radę pedagogiczną, powstał też komitet protestacyjny, rodzice zaczęli odwiedzać radnych, pojawiły się transparenty. – Siłą będą musieli wypędzać nas ze szkoły – zapewnili uczniowie. Podobną lekcję likwidacji przerabialiśmy już w 2000 r. Zamieszanie, głodówki, błędne decyzje. Cała ta wiedza nie była lekcją dla dzisiejszej władzy. Relacje z województw przypominają zapis z pola bitwy: zamknąć, zamknąć, zamknąć. Samorządy z województwa podlaskiego chcą zlikwidować łącznie ponad 50 szkół i przedszkoli, a 16 przekształcić. W Olsztyńskiem zniknie 36 placówek oświatowych. W Lublinie kurator dostał 38 wniosków, w Szczecinie – kilkadziesiąt. Krótki kurs protestowania Wspomniana gdańska Dziesiątka to jedna z nielicznych zawodówek, do której zgłaszają się ciągle tłumy chętnych. Ale władze miasta stwierdziły, że nie ma tu sali gimnastycznej, więc budynek nie nadaje się do prowadzenia w nim lekcji. Nauczyciele twierdzą, że położona w bardzo dobrym miejscu posesja spodobała się komuś, więc trzeba przerwać naukę, by budynek wynająć za duże pieniądze. Wizytacja przedstawicieli magistratu trwała 12 minut. – Widocznie decyzję podjęto wcześniej – komentują nauczyciele, którzy poczuli się wykpieni. Przecież na początku lutego powiadomiono kierownictwo szkoły, że może przeprowadzić nabór i na pewno rozpocznie nowy rok szkolny. A po dwudziestym nadeszła informacja, że placówka będzie zlikwidowana. – Mamy o wiele większe niż sąsiednie szkoły doświadczenie w przygotowaniu młodzieży do zawodu technika elektronika – zapewnia oburzona Jolanta Śmigierska, dyrektorka zespołu. Ostatecznie kuratorium oświaty nie zgodziło się z wolą miasta. Dostrzeżono uchybienia formalne. Dziesiątka ocalała, ale nie wiadomo na jak długo, a atmosfera niepewności na pewno nie zachęci młodzieży. Dziesiątka molestowała, kogo się dało. Za to w Lewkowie Starym na Podlasiu rodzice chcą skorzystać z tego, co widzieli w telewizji. Kilka protestów rodziców powiodło się. W związku z tym zapowiadają, że we wrześniu przyprowadzą dzieci do zlikwidowanej podstawówki. Szkoła jest tam, gdzie są uczniowie. Na najwyższe szczeble władzy trafił pomysł zamknięcia siedmiu litewskich szkół w Puńsku i w Sejnach. Prezydent Kwaśniewski zagwarantował im spokój. W tle była wizyta prezydenta Litwy. Ale tak naprawdę ostatnia nadzieja na ratunek jest w kuratorze. To on sprawdza, jak samorządy zamierzają zapewnić dowóz dzieci do szkół, jakie będą miały warunki, czy nie będą uczyć się popołudniami. Likwidatorzy muszą też odpowiedzieć na pytanie, czy gmina ma pomysł na zatrudnienie nauczycieli i czy uzyskała zgodę rodziców. Ratuj, kuratorze Kuratorzy mają trudne zadanie – muszą pamiętać o gminnej biedzie, ale dla nich najważniejsze są dzieci. Wiedzą także, że nawet jeśli w tym roku nie zgodzą się na zamknięcie szkoły, wniosek pojawi się w następnym. W malutkich podolsztyńskich Staświnach szkoła jednak pozostanie. Ludzie się cieszą, ale wójt Witold Sadoka mówi, że to dla niego hiobowa wieść. – Subwencja oświatowa jest zbyt niska – tłumaczy. – Do oświatowych wydatków muszę dodać 50% całego budżetu. Podobnie ocenia swoją sytuację wójt gminy Świątki. Nie było go stać na dwie szkoły, więc zdecydował się na likwidację tej w Brzydowie. Wyliczenia są rzeczywiście przygnębiające. Oto gmina Kościerzyna chce zlikwidować szkołę w Gostomiu. Na płace dla siedmiorga nauczycieli i utrzymanie budynku wydaje 265 tys. zł rocznie, a subwencja wynosi niecałe 132 tys. Tak więc gmina dopłaca drugie tyle. Gorycz jest tym większa, że ponad połowa uczniów dojeżdża z innych gmin. Swoje wyliczenia ma także burmistrz Tykocina, który w przyszłym roku wystąpi o likwidację podstawówki w Łopuchowie. Roczne utrzymanie ucznia kosztuje go 5 tys. zł. Jeszcze droższy jest uczeń w Gostkowie (Pomorskie). Kosztuje aż 6 tys.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2003, 2003

Kategorie: Kraj