Wstyd, że Polska słabo radzi sobie z handlem ludźmi

Wstyd, że Polska słabo radzi sobie z handlem ludźmi

Państwo zostawiło pewne obszary bez opieki, skorzystały na tym grupy przestępcze


Prof. Zbigniew Lasocik – prawnik i kryminolog, kierownik Ośrodka Badań Handlu Ludźmi na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.


 

W pandemii zjawisko handlu ludźmi miało się całkiem nieźle, a nawet lepiej niż przed nią. Dlaczego?
– Pandemia jeszcze bardziej osłabiła ludzi, którzy i przedtem byli społecznie słabi: cudzoziemców, kobiety, nielegalnych imigrantów, dzieci. Państwo skupiło się na likwidowaniu zagrożeń związanych z wirusem. Zostawiło pewne obszary bez opieki, a ponieważ życie społeczne nie znosi próżni, skorzystały na tym grupy przestępcze. To, co mówię, to w części spekulacje, bo w Polsce nie było badań nad handlem ludźmi. Inne kraje europejskie takie badania prowadzą. Ostatnio zaś zespół ds. zwalczania handlu ludźmi w nowojorskiej dzielnicy Brooklyn, którego jestem współpracownikiem, przeprowadził takie badania. Czyli można! A prawie 40-milionowe państwo w środku Europy nie potrafi tego zrobić.

W Polsce niełatwo przeprowadzić takie badania, bo brakuje koordynacji działań między służbami. Nie mamy też pomysłu, jak skutecznie zwalczać handel ludźmi. Drukujemy ulotki, podręczniki albo szkolimy 30 urzędników resortu rodziny. Chyba nie tak to powinno wyglądać.
– MSWiA bardzo się chwali ponadto, że wydrukowało plakat. Kto czyta taki plakat? To jak historia z wojaka Szwejka: nie było chleba, w związku z czym władze CK armii wydrukowały pocztówkę z wizerunkiem najjaśniejszego pana. Żołnierze dostali ją zamiast chleba. Jaka jest wartość takich działań?

Co zatem robić, żeby to miało sens?
– Przede wszystkim wystarczy przeczytać trzy ostatnie raporty Departamentu Stanu USA dotyczące handlu ludźmi na świecie („Trafficking in Persons Report”). Ostatni ukazał się w czerwcu. Tam są bardzo klarowne zalecenia. Można też przeczytać raporty grupy ekspertów Rady Europy GRETA, która wizytowała nasz kraj i sformułowała wiele ważnych zaleceń. Ale żeby je zrealizować, potrzebna jest wola polityczna, a tej w Polsce nie ma. Nie ma dyskusji na najwyższym szczeblu, jaka toczy się w wielu innych krajach. Jakkolwiek mam krytyczne uwagi odnośnie do zwalczania handlu ludźmi w Stanach Zjednoczonych, to tam na ten temat wypowiadają się prezydenci.

Kolejna sprawa: w Polsce jest bardzo niska świadomość społeczna tego problemu. Ostatnio przeanalizowałem wszystkie sondaże na ten temat. Co ciekawe, w sondażach zlecanych przez rząd były manipulacje treścią pytań i danymi, tak żeby uzyskać lepszy niż rzeczywisty stan wiedzy społeczeństwa na temat zjawiska. Z badań wynika np., że 90% Polaków wie, co to jest handel ludźmi. Z moich badań z grudnia 2020 r. wynika natomiast, że świadomość społeczna jest na poziomie ok. 30%.

Na problem rząd przeznacza nieco ponad milion złotych. To śmieszna kwota.
– Tyle, ile bogaty biznesmen nosi w lewej kieszeni. W Ameryce moi koledzy dostają taką kwotę jako grant badawczy. Gdy powiedziałem na konferencji Rady Państw Morza Bałtyckiego w Sztokholmie, że nasz kraj przeznacza na walkę z handlem ludźmi równowartość 250 tys. euro, ludzie pisali do mnie, że chyba się pomyliłem o jedno zero.

To dlatego kompensaty dla ofiar handlu ludźmi w Polsce są na poziomie 1 tys. zł.
– Tak się zdarza. Ci słabi, biedni, niewykształceni, niemający dostępu do prawników ludzie nie są w stanie upominać się o swoje w sądzie. To dlatego w wielu krajach są specjalne programy finansowe, które tworzą po stronie państwa obowiązek rekompensowania ofiarom traumy, którą przeżyły. Polskie władze nie śpieszą się z zainicjowaniem takiego programu. A przecież państwo ma taki obowiązek, niezależnie od tego, czy ci ludzie występują z wnioskiem o rekompensatę, czy nie. Jeśli ktoś na terenie danego kraju został skrzywdzony, wykorzystany, stał się niewolnikiem, państwo ma prawny i moralny obowiązek to zrekompensować. Nasze władze mówią: tu u nas byli niewolnikami? A skąd przyjechali? A kto ich tu zapraszał? To na pewno polskie firmy ich skrzywdziły?

W jaki sposób ofiary handlu ludźmi są wykorzystywane na terenie Polski?
– Głównie jest to eksploatacja seksualna kobiet i praca przymusowa cudzoziemców na granicy wydolności fizycznej i kompletnego zniewolenia. Ofiara nie może się z tego wyzwolić, bo np. przebywa w Polsce nielegalnie, bo ma dług, bo się boi, że jeśli ucieknie, ucierpią jej bliscy. Sposoby zniewalania są wyrafinowane.

Handel ludźmi polega także na wykorzystywaniu ludzkiej naiwności. Zmusza się ludzi np. do brania kredytów albo pozyskiwania nienależnych świadczeń socjalnych, głównie w Wielkiej Brytanii i w Skandynawii. Biednych, często bezdomnych, słabo wykształconych ludzi wywozi się za granicę, lokuje w niezłych hotelach, łudząc obietnicą pracy. Tej oczywiście nie ma, a ci ludzie spędzili kilka dni w hotelu i muszą zapłacić. A ponieważ nie mają czym, przestępcy zmuszają ich do różnych zachowań, np. do wzięcia kredytu. Ponieważ są obywatelami UE, dostają kredyt, który w całości przejmują przestępcy. Albo tworzy się dla nich fałszywe dokumenty, żeby wystąpili o nienależne im świadczenia socjalne. Zanim władze się zorientują, biznes się zamyka. Ludzie ci nie są w stanie spłacić długów, więc zmusza się ich do kradzieży sklepowych i tak tworzy się system zniewolenia. Kolejna forma to przymusowe żebranie dzieci lub dorosłych. Poważnym problemem na świecie jest także przymusowe małżeństwo, które w Polsce w zasadzie nie istnieje. Podobnie z handlem ludźmi w celu pozyskiwania narządów.

Słuchając pana, zrozumiałam, dlaczego nasi rządzący tłumaczą się, że tak trudno zdobyć dowody. Tu działa się na psychikę, ci ludzie są tak omotani, że już nawet nie chcą zeznawać.
– Tylko że dowody trudno jest zdobyć na całym świecie, a jednak to się robi, ale to wymaga determinacji. A w Polsce jej nie ma.

Dlaczego?
– Bo w zakochanym w sobie katolickim kraju pojawia się problem, który kojarzy się z dwiema brudnymi rzeczami: z płatnym seksem oraz imigrantami. Czy może być coś gorszego niż prostytucja i groźniejszego niż cudzoziemcy? Żadna władza w Polsce nie była do nich dobrze nastawiona. Ta obecna ewidentnie nie jest. Poza tym ludzie naprawdę słabi nie interesują państwa, które buduje wieczną szczęśliwość klasy średniej. W kraju, w którym według szacunków jest 120 tys. ofiar handlu ludźmi i pracy przymusowej, Państwowa Inspekcja Pracy z dumą informuje, że nie zidentyfikowała żadnej takiej ofiary. W Norwegii czy Finlandii inspekcje pracy są liderami, „na pierwszej linii frontu”.

Ofiary handlu ludźmi w Polsce mają słabą opiekę, są jakieś schroniska, ale to wszystko wygląda kiepsko.
– A jak ma wyglądać, skoro jest na to 1 mln zł? Dla porównania – w małej Belgii pięć czy sześć organizacji zajmuje się handlem ludźmi, w Wielkiej Brytanii – kilkanaście, w Niemczech – kilkanaście, a w Polsce w zasadzie dwie: Fundacja La Strada i katolickie Stowarzyszenie Pomoc z Katowic działające na rzecz kobiet. Te dwie organizacje prowadzą jedno Krajowe Centrum Interwencyjno-Konsultacyjne (KCIK). Tymczasem między Świnoujściem a Sanokiem jest 1000 km, więc jak może istnieć tylko jedno takie centrum? Lokalnie działają schroniska dla ofiar przemocy domowej, ofiar przestępstw. W nich czasami udaje się umieścić ofiary handlu ludźmi. Poza tym Polska jest miejscem docelowym tysięcy mężczyzn przyjeżdżających tu do pracy z Azji. Różnice kulturowe pomiędzy nimi a nami są gigantyczne. Wyobraźmy sobie, że policja w małym mieście identyfikuje sześciu mężczyzn muzułmanów. Co z nimi zrobić? Skierować do schroniska dla kobiet ofiar przemocy domowej, gdzie są dwa, trzy miejsca?

Amerykanie w raporcie piszą też o braku koncentracji na dzieciach.
– W Polsce nie ma problemu pracy przymusowej dzieci, tak jak np. we Włoszech, gdzie pracuje od 250 do 300 tys. dzieci. U nas jest problem dzieci cudzoziemskich bez opieki, ale nikt nie ma bladego pojęcia, ile takich dzieci jest. Władze mówią ostrożnie, że 150, ale to niemożliwe, żeby było ich tak mało. Wiem, jak te dzieci policzyć, zaproponowałem projekt, ale nic nie wskórałem. Państwo nie jest zainteresowane stworzeniem systemu opieki nad tymi dziećmi. Nawet jeśli trafią one do domu dziecka, ci, którzy sprowadzili je do Polski, robią wszystko, żeby uciekły. Przegrywamy z przestępcami rywalizację o dusze tych dzieci, mających 13-14 lat, ale także 17. Kiedyś w czasie badań spotkałem chłopca z Wietnamu, który po dwóch latach eksploatacji uciekł z Rosji, został zatrzymany na granicy przez polskie służby. Z ośrodka Straży Granicznej trafił do domu dziecka, wyszedł na boisko i zniknął. Bolało mnie serce. Nawet jeśli dziecko jest szmuglowane do Polski, w papierach wszystko wygląda dobrze. Mało wiemy, jak te dzieci do nas trafiają.

Amerykanie wytykają również, że ani prokuratorzy, ani sędziowie nie potrafią pracować z dorosłymi i dziećmi w traumie.
– Są tacy, którzy świetnie potrafią, ale nie wszyscy. Przykład: policjantka rozmawia z ofiarą eksploatacji seksualnej, która coś opowiada, czasem płacze i nagle mówi, że handlarz był taki sympatyczny, myślała, że może się z nią ożeni. Policjantka mówi sobie: szkoda mojego czasu, bo ta kobieta jest niewiarygodna. Ale może nie wie, że jednym z następstw traumy jest syndrom sztokholmski, czyli rozpaczliwa próba uratowania części tożsamości poprzez stworzenie pozytywnego wizerunku oprawcy. Ofiara tworzy go, żeby nie cierpieć non stop. Albo prokurator, który nie zna zespołu stresu pourazowego (PTSD), może nie rozumieć, dlaczego ofiara raz płacze, raz jest wesoła, wraca ciągle do jakiegoś zdarzenia. A on traci cierpliwość, bo musi napisać protokół. Nie nauczył się, że jednym z elementów PTSD jest labilność emocjonalna, płaczliwość, brak koncentracji na faktach. Zapomina, że ma przed sobą nie kutego na cztery nogi przestępcę, tylko nieznającą języka cudzoziemkę w sytuacji głębokiej traumy.

Nie mamy też bazy danych na temat handlu ludźmi, mimo że Ośrodek Badań Handlu Ludźmi Uniwersytetu Warszawskiego proponował jej utworzenie w roku 2020.
– Proponowaliśmy to wiele lat wcześniej, w roku 2020 był ostatni raz. Tak jest, w Polsce nie ma i nigdy nie było profesjonalnej bazy danych, dlatego informacje poszczególnych służb nie są wiarygodne ani porównywalne. W statystykach policyjnych w którymś roku nagle pojawia się 450 ofiar, w innych latach było ok. 100. Dziennikarze pytają, co się wydarzyło, a to była duża grupa Polaków wykorzystywanych we Włoszech. Zostali indywidualnie zarejestrowani i statystyki skoczyły.

Brak zunifikowanej statystyki krajowej jest wstydliwy również dlatego, że w międzynarodowych raportach Polska prezentuje dane gromadzone nie przez państwo, tylko przez KCIK. A ta statystyka też nie jest w pełni transparentna i też nie wiadomo, według jakich kryteriów ofiary są liczone. Ta kwestia jest przedmiotem krytyki i komentarzy zagranicznych: duże państwo w centrum Europy nie ma wiarygodnych danych. Niedawno władze Uniwersytetu Warszawskiego nawiązały kontakt z MSWiA, zawarliśmy porozumienie w sprawie zbudowania bazy. Napisałem koncepcję, stworzyliśmy konsorcjum eksperckie, złożyliśmy dobry wniosek o granty norweskie. I co? I przegraliśmy z mało znaczącymi projektami policji.

Autorzy raportu wytknęli poza tym, że w pandemii źle działały zdalne przesłuchania ofiar handlu ludźmi.
– One są umocowane prawnie, żeby unikać bezpośredniego kontaktu ofiary ze sprawcą, a część ofiar jest przesłuchiwana już na terenie swojego kraju. Amerykanie twierdzą, że w pandemii było to zjawisko masowe, a służby śledcze nie dokładały starań, żeby przesłuchanie zostało przeprowadzone poprawnie. To jest problem, bo obrońcy przestępców mogą łatwo kwestionować jakość tych przesłuchań. Tu nie ma równości, bo przestępcy mają najlepszych prawników, są świetnie zorganizowani, a ofiara jest sama i często nie zna języka. Pod byle pretekstem zeznania można zakwestionować. W efekcie sprawcom udaje się uniknąć zarzutów o handel, a zostają te o sfałszowanie dokumentu czy nielegalne przekroczenie granicy. Siłą rzeczy orzeczone kary są bardzo niskie lub symboliczne. To także wytknęli nam Amerykanie.

W raporcie rząd amerykański podkreśla, że Polska kolejny rok nie spełnia minimalnych standardów eliminowania handlu ludźmi. Jesteśmy wśród krajów tzw. drugiej kategorii. Co to za kategorie?
– W 2000 r. Amerykanie uchwalili ustawę kompleksowo regulującą zwalczanie handlu ludźmi i te standardy. A ponieważ są aktywni na arenie międzynarodowej, zainicjowali doroczny, globalny raport na ten temat. Stworzyli trzy kategorie państw. Pierwsza to kraje, które w zadowalającym stopniu spełniają określone w ustawie standardy. Druga to państwa, które podejmują jakieś działania, lecz nie do końca sobie radzą albo np. na ich terenie rośnie liczba ofiar. W tej kategorii jest też podkategoria – lista krajów będących pod obserwacją, niezadowalająco wypełniających kryteria i przesuwających się ku kategorii trzeciej, czyli krajów, które nie radzą sobie z problemem lub go ignorują. Kraje tej kategorii nie mogą liczyć na przywileje ze strony USA w stosunkach handlowych, dyplomatycznych, politycznych i społecznych.

Oczywiście ten ranking jest czysto polityczny, ma zagorzałych przeciwników i zwolenników. Natomiast jest faktem, że Polska znajduje się w wyższej podklasie kategorii drugiej. Amerykanie grożą nam palcem, że jeśli chodzi o eliminowanie handlu ludźmi, to nie jesteśmy wiarygodni. Konsekwentnie wytykają nam brak nakładów – ten nieszczęsny 1 mln zł. Nie akceptują tego, że jest coraz mniej wyroków skazujących, a kary są coraz łagodniejsze. Dodatkowo został zlikwidowany międzyresortowy zespół ds. walki z handlem ludźmi. Istnienie tego ciała, powoływanego przez premiera, było spełnieniem obowiązku nałożonego przez dyrektywę UE z 2011 r. W 2019 r. zespół został formalnie zlikwidowany, a jego status obniżony do rangi zespołu doradczego ministra spraw wewnętrznych i administracji. Amerykanie natychmiast nam to wytknęli. Natomiast w UE nikt nawet nie zauważył, że Polska złamała dyrektywę.

Czy coś nam grozi?
– „Groziłoby”, gdybyśmy znaleźli się w trzeciej kategorii, ale do tego droga daleka. Pewnie w drugiej kategorii będziemy trwali przez lata. Natomiast sam fakt, że kraj został zdegradowany, powinien być ostrzeżeniem. To trochę wstyd.

b.igielska@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Krzysztof Żuczkowski

Wydanie: 2021, 34/2021

Kategorie: Kraj, Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy