Przed ogłoszeniem wyników wyborów mój czterolatek Franio mówił zmartwiony: „Ja nie chcę, żeby Duda wygrała, ja chcę, żeby Komolowski”. A przecież nie rozmawialiśmy z nim o wyborach, to musiało być w powietrzu. Emocje zeszły więc głęboko. Franio w najgorętszym czasie miał operację usunięcia migdałka, a jedno z pierwszych jego pytań po wybudzeniu z narkozy brzmiało: „Czy Duda wygrała?”. Mama nie powiedziała mu prawdy, żeby go dodatkowo nie stresować. Nasza ciocia, kiedy ogłoszono wyniki, popłakała się, a potem pomstowała na tych członków jej rodziny, którzy głosowali, jak mówi, na PiS. Mój bliski kolega, wybitny malarz, mówi, że tylko na chwilę otworzył telewizor, zobaczył wynik i położył się spać, ale oka nie zmrużył. Sąsiad opowiada: „Położyłem się spać i zasnąłem, ale rano kac, jakbym się obudził już w innym kraju”. Znajoma nauczycielka pisze mi z odległego Cieszyna: „No to będziemy teraz mieli demokrację policyjno-wyznaniową. Nic dodać, nic ująć. Polacy jednak mają krótką pamięć”. Pewnie wszyscy przesadzają, ale czy rzeczywiście? Nasza zimna wojna domowa może przyjąć jeszcze ostrzejszą formę. Nowy prezydent na pewno zasypie parlament ustawami, które mają zrealizować jego obietnice wyborcze, ale muszą być odrzucone, inaczej budżet nam się rozsypie. To będzie nabijanie punktów dla PiS. A Platforma
Tagi:
Tomasz Jastrun