Szukam w języku tego, co dobre

Szukam w języku tego, co dobre

Przyspieszył świat, więc i język trochę się spieszy prof. Jerzy Bralczyk – profesor UW związany z Instytutem Dziennikarstwa; językoznawca specjalizujący się w języku polityki, mediów i reklamy; zastępca przewodniczącego Rady Języka Polskiego; zdobywca SuperWiktora 2014, który – jak stwierdził wręczający mu niedawno statuetkę Jacek Cygan – zachował dziecięcy rodzaj zadziwienia językiem. Profesor kolekcjonuje edycje „Pana Tadeusza”. Wydał dziesiątki książek naukowych i popularyzatorskich. Nie tylko o języku – także, jak niedawno, o… jedzeniu (leksykon „Jeść” wydany w oficynie BOSZ). Gdy umawialiśmy się na spotkanie, właśnie wybierał się pan na seminarium poświęcone jasnopisowi. To słowo brzmi dobrze, ale co oznacza? – Metodę ujaśniania tekstu, czynienia go bardziej zrozumiałym. To narzędzie informatyczne, które potrafi zmierzyć zrozumiałość języka, wskazać trudniejsze fragmenty i zaproponować poprawki. Komu jasnopis miałby pomóc przede wszystkim? – Urzędnikowi redagującemu akt prawny czy ulotkę informacyjną albo autorowi instrukcji obsługi, tak żeby te teksty były prostsze. Jasnopis pomoże zwłaszcza prawnikom, bo trudno, używając formuł prawnych, napisać tekst, który w zamiarze miałby być prosty. Jasnopisem zajmują się przede wszystkim badacze z dziedziny lingwistyki, psycholingwistyki i informatyki. Ja byłem tylko słuchaczem tego seminarium. W świecie istnieją już takie programy od kilku czy nawet kilkunastu lat, trwają nad nimi prace w całej Europie. Mieszkałem jakiś czas w Szwecji, pamiętam, że teksty urzędnicze były tam niezmiernie trudne, zbiurokratyzowane, niezrozumiałe zwłaszcza dla imigrantów. U nas nie jest to kwestia imigrantów, bo aż tak wielu ich w Polsce nie mamy, ale z pewnością sprawa niższego wykształcenia prawnego obywateli. Przydałyby się w programach szkolnych zajęcia także z języka polskiego, a nie tylko z literatury. Takie zajęcia mogłyby uwzględniać trudny język urzędowy. Czym poza tym martwią się dzisiaj językoznawcy? Czego pan w polszczyźnie nie lubi? – Przede wszystkim nie lubię koncentrowania się na tym, co razi i czego nie lubimy. Wolę zastanawiać się nad tym, jakie możliwości język nam daje, niż co nam odbiera. Czasem już w szkole dzieci są uczone, że język stanowi pułapkę. W szkole najpierw jest mowa o błędach ortograficznych, gramatycznych, później dopiero o stylu. Wciąż też skarżymy się, że język jest pełen agresywności, wulgaryzmów, których przybywa w mówieniu publicznym. Skarżymy się, że w internecie pojawia się hejt, czyli mowa nienawiści, że w zmasowanym wymiarze pojawiają się słowa obce, czyli że ten nasz język przestaje być tak naprawdę polski. To są oczywiście pewne kłopoty, które – w mniejszym czy większym stopniu – dotyczą każdego języka. Ale skarg na język jest tyle, że na łamach PRZEGLĄDU nie musimy już się skarżyć. Słowa podpórki A ja bym chciała, żebyśmy jednak ponarzekali. Nauczyli się, na co zwracać uwagę. – Język narzekania Polaków też był przedmiotem badań psychologicznych. Nad kulturą narzekania prowadził badania prof. Bogdan Wojciszke. Pamiętajmy jednak, że trudno odgraniczać zjawiska języka od zjawisk mowy, czyli język jako określony zasób słów i reguł gramatycznych to coś jednego i w każdym języku jest bardzo dużo rzeczy lepszych i gorszych, przyzwoitych i mniej przyzwoitych, także reguł trudniejszych i łatwiejszych. Czym innym jest nasze mówienie, czyli to, jak z tego zasobu korzystamy. W mowie posługujemy się często daleko idącymi uproszczeniami. Na przykład nadużywamy skrótów. Czasem wydaje się, że wymieniamy między sobą rozkazy niczym żołnierze. – Jeśli skróty są rozumiane, nie są niczym szczególnie złym. Skróty, zwłaszcza w tekstach internetowych, mogą razić tych, do których te teksty nie są skierowane. Ale na ogół ludzie się nie skarżą. Przyspieszył świat, więc i język trochę się spieszy. Z drugiej strony proszę zauważyć, że kiedy dwóch ludzi się spotyka, najpierw mówią wiele niepotrzebnych rzeczy. W Chinach jest cały rytuał, który sprawia, że zanim się przejdzie do rzeczy, trzeba porozmawiać o pogodzie, potem powiedzieć kilka komplementów… Bo wypada. U nas kiedyś też tak było. – Bywało, owszem. Teraz też w niektórych środowiskach – bywa. Natomiast w codziennych spot- kaniach często mamy takie formy: „Słuchaj, bo widzisz…”. Nie widzi, ale powie: „Bo widzisz… Mam sprawę”. A potem te pomocnicze: „Tego… Prawda?”, „Nie?”, „O…”. To jest mowa fatyczna, nastawiona na kontakt. Obecna w mówieniu – w pisaniu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 23/2015

Kategorie: Wywiady