Szybciej z tą Europą

Szybciej z tą Europą

Podczas szczytu gospodarczego w Warszawie ciągle mówiono, że największą szansę dla Unii stanowią jej nowi członkowie Z Europejskim Szczytem Gospodarczym w Warszawie jest trochę tak jak z faraonem Tutanchamonem, którego największą zasługę, zdaniem naukowców, stanowi to, że umarł i został pochowany, a jego wspaniały grób nieograbiony dotrwał do naszych czasów i został odkryty przez archeologów. Największe znaczenie szczytu warszawskiego polegało więc na tym, że odbył się i zakończył szczęśliwie, nic nie wybuchło, nie było żadnych wpadek, żaden z uczestników nie został ograbiony, a przy okazji wielu odkryło Warszawę, która – jak można było usłyszeć w kuluarach – na ogół wszystkim bardzo się podobała, mimo że opustoszała i z witrynami zabitymi dechami ze strachu przed alterglobalistami. – To piękne miasto, pełne tradycji i kultury – mówił Klaus Schwab, szef Światowego Forum Gospodarczego. W przygotowaniach do szczytu z władzami państwowymi zgodnie współdziałali pracownicy urzędu wojewódzkiego i służby prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jak twierdził wojewoda mazowiecki, Leszek Mizieliński, współpraca z władzami miasta była tak dobra, że aż wszyscy się dziwili. Szykowano się na najgorsze, w 18 szpitalach czekało 840 miejsc, w gotowości trwały stacje krwiodawstwa. Gdy wieczorem okolice hotelu Victoria i Teatru Wielkiego opuszczał niekończący się wąż policyjnych busów, było to nie tyle dowodem siły, ile ogromnego wysiłku, jakiego wymagało zorganizowanie szczytu. Czas na myślenie W każdym razie pokazaliśmy u progu wejścia do Unii, że bezpiecznie i sprawnie może się u nas odbyć wielka, skomplikowana impreza międzynarodowa. Ponad 1,5 tys. polityków, biznesmenów, dziennikarzy, a nawet rabinów oraz biskupów z 45 krajów strzegły, używając słów Gałczyńskiego, „policje jawne, tajne i dwupłciowe” (okazało się, że w szeregach BOR było niemało atrakcyjnych pań), zaś żeby wejść do hotelu Victoria, gdzie odbywały się obrady, należało pokonać trzy kordony ochronne. Każdy – minister nie minister – musiał przystawić swój identyfikator do czytnika i dopiero gdy na dużym ekranie wyświetliła się jego fizjonomia i sprawdzono, że on to on, mógł wejść do środka. Głowy państw czujące się mniej pewnie nawet w hotelowych salach poruszały się otoczone rojem przywiezionych ze sobą ochroniarzy. Zdecydowanie najliczniejsze grono zbrojnych wiódł ze sobą Robert Koczarian, przywódca Armenii. Na takich imprezach nie podejmuje się decyzji. Ich waga polega jednak na tym, że mogą one wytyczać tok myślenia o najważniejszych sprawach europejskich. W wypadku spotkania warszawskiego bardziej chodziło o sprawy dotyczące Europy Centralnej i Wschodniej, bo stamtąd właśnie przybyło najwięcej prezydentów i premierów, zaś obok angielskiego najważniejszym językiem szczytu był rosyjski (przykładowo prezydenci Armenii, Azerbejdżanu i Gruzji debatowali o przyszłości Kaukazu, zaś Algirdas Brazauskas i Grigorij Jawliński o tym, czy Rosja jest przyjacielem, czy wrogiem zjednoczonej Europy). Zachód był w większym stopniu reprezentowany przez biznes, czyli przedstawicieli najpotężniejszych firm świata. Oczyśćmy własne gniazdo Głównym tematem szczytu warszawskiego było rozszerzenie Europy i jej dalsze perspektywy. Zdaniem większości uczestników, zabierających głos podczas paneli dyskusyjnych i sesji odbywających się w ogromnym namiocie ustawionym obok hotelu, są to perspektywy niezłe, choć jak mówił Aleksander Kwaśniewski, demokracja i gospodarka rynkowa nie są dane raz na zawsze. Günter Verheugen, obchodzący akurat podczas szczytu urodziny, był generalnie optymistą i wskazywał na dynamizm, jaki wniesie nowa dziesiątka członków. Zdaniem Laurensa Brinkhorsta, ministra gospodarki Holandii, musimy jednak sprostać trzem wyzwaniom: konieczności szybszego rozwoju gospodarczego, konkurencyjności i usprawnienia procesów decyzyjnych. Prezydent Słowacji, Rudolf Schuster, dodawał jeszcze jedno – zbliżenie instytucji europejskich do ludzi. Przedstawiciele biznesu wskazywali zaś, że z jednej strony Unia (a zwłaszcza jej nowi członkowie) powinna być bardziej przyjazna dla biznesu, zaś z drugiej same korporacje muszą działać uczciwiej. – Oczyśćmy nasze własne gniazda. To, że na podobnych spotkaniach coraz częściej mówimy o przejrzystości praktyk korporacyjnych, pokazuje, iż naprawdę nam na tym zależy – twierdził Henri Jacquand z Rabobanku. W istocie jednak wyzwań stojących przed Europą jest znacznie więcej. Podczas warszawskiego szczytu dyskutowano m.in. o tym, iż kraje starzejącego się kontynentu nie uciekną przed reformą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2004, 2004

Kategorie: Kraj