Tag "Bartosz Machalica"

Powrót na stronę główną
Reportaż

Pomnik trwalszy niż ze spiżu

Co wyróżnia LO im. Kuronia? Wewnątrzszkolna demokracja, w której nauczyciele, uczniowie i rodzice mają tyle samo głosów Czerwona kanapa, na niej siedzą chłopak z dredami i dziewczyna w czerwonych butach, uśmiechnięci, ekspresyjni. Jesteśmy w jednym z modnych warszawskich klubów? Nie, to szkoła – koszmar ministra edukacji Romana Giertycha. Wielokulturowe Liceum Humanistyczne im. Jacka Kuronia. Inicjatorem stworzenia liceum inspirowanego myślą wychowawczą Jacka Kuronia była grupa nauczycieli skupionych wokół I Społecznego LO w Warszawie, czyli popularnej „Bednarskiej”. Ich idee zaczęły się materializować podczas spotkania z przedstawicielami Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie. Gmina dysponowała budynkiem dawnej łaźni rytualnej, który to budynek chciała przeznaczyć na cele oświatowe. Połączenie idei szkoły wielokulturowej ze wsparciem ze strony gminy wyznaniowej zaowocowało powstaniem szkoły, jakiej w Warszawie jeszcze nie było. Koszmar Giertycha Wielokulturowe Liceum Humanistyczne im. Jacka Kuronia mieści się w centrum Starej Pragi przy ulicy Kłopotowskiego, niemal vis-ŕ-vis ulicy Bednarskiej usytuowanej na drugim brzegu Wisły. Okolica przyjemna – widać zawitał tu program rewitalizacji starej Pragi. Odrapane kamienice są parę przecznic dalej. Wchodzących do szkoły wita wielki portret Jacka Kuronia. Klasy i pomieszczenia administracyjne mieszczą się na razie tylko na parterze. Przestrzeń

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Zwolennicy referendum zwierają szeregi

Tarcza antyrakietowa na budynku Kancelarii Premiera Opór wobec idei tzw. tarczy antyrakietowej gęstnieje. W czwartek wieczorem Kancelaria Prezesa Rady Ministrów zamieniła się w tarczę strzelniczą. Za pomocą wielkiego projektora wyświetlono na jej fasadzie tarczę, symbolizującą – zgodnie z intencjami organizatorów multimedialnego happeningu – zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski. – Umiejscowienie na terytorium Polski elementów tzw. tarczy antyrakietowej oznacza, że jeśli ktoś będzie chciał zaatakować Stany Zjednoczone, będzie musiał zaatakować również w Polsce – tłumaczy Magdalena Dacka z Młodych Socjalistów, którzy zorganizowali nocny happening. – W takiej sytuacji bomby mogą spadać nam głowę – dodaje Bartosz Nowaczyk. Wcześniej Młodzi Socjaliści przekazali na ręce marszałka Sejmu, Ludwika Dorna, ponad 10 tys. podpisów pod apelem do polityków o przeprowadzenie referendum ogólnokrajowego w sprawie budowy amerykańskich baz wojskowych. – Podpisy zbieraliśmy kilka miesięcy w kilkudziesięciu miastach Polski. Rzadko kiedy ktoś nam odmawiał – opisuje Maciej Konieczny. Złożenie 10 tys. podpisów stało się pretekstem do zorganizowania konferencji prasowej przeciwko budowie tarczy antyrakietowej. Starcia z przeciwnikami tarczy przestraszył się jeden z liderów Platformy Obywatelskiej, Bronisław Komorowski, który odwołał zaplanowaną

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Złapaliśmy wiatr w żagle

Wojciech Olejniczak, przewodniczący SLD Konwencja programowa ma dać wyraźny sygnał dla akceptacji koalicji Lewicy i Demokratów plus Aleksander Kwaśniewski – Wygląda na to, że mamy modę na konwencje programowe. Tydzień po konwencji PO swoją organizuje SLD. Jaki jest cel tego przedsięwzięcia? – Zgodnie ze statutem partii, konwencja programowa musi być zwołana zawsze w połowie czteroletniej kadencji Sejmu… Ważniejszy jest jednak jej wymiar merytoryczny. Pragniemy dać sygnał społeczeństwu, że jesteśmy z ludźmi w sytuacjach trudnych. Taka sytuacja ma obecnie miejsce. – To znaczy? – Polska ma zły rząd, złą większość koalicyjną i złego prezydenta. Skutkiem tego są dwa zagrożenia dla Polski. Po pierwsze, jest zagrożona demokracja. Po drugie, i będziemy to podkreślać w czasie konwencji, zagrożony jest rozwój kraju. Jeżeli nie buduje się dróg, jeżeli nie buduje się autostrad, jeżeli zagrożona jest organizacja Euro 2012, a turniej ten traktujemy w kategoriach cywilizacyjnych, nie tylko jako zawody w piłce nożnej – jest to zagrożenie dla rozwoju Polski. A Polska ma obecnie niepowtarzalną historyczną szansę – na wielki skok. Brak rozwiązania problemu służby zdrowia, problemy polskiej oświaty, emigracja zarobkowa milionów młodych Polaków, kolejne konflikty społeczne –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Dekomunizacja pamięci

PiS po przegranej lustracji postanowiło odegrać się na patronach ulic Co łączy Jana Brzechwę, Franklina Delano Roosevelta i Ludwika Waryńskiego? Wszyscy oni są patronami ulic, które zostały uznane za „formę okazywania czci i szacunku dla ideologii komunistycznej”. Jako tacy są przez rządzącą prawicę przeznaczeni do odstrzału. Dekomunizacją nazw ulic zajmuje się nieoceniony Instytut Pamięci Narodowej. Przygotowuje on obecnie listę nieprawomyślnych nazw ulic i placów. Efektem wytężonej pracy historyków zatrudnionych w IPN są listy wystosowane przez prezesa Janusza Kurtykę do władz Warszawy, Płocka i Mińska Mazowieckiego. Zawierają one listę „szczególnie rażących przykładów oddawania czci ideologii komunistycznej”. Każda pozycja zawiera uzasadnienie, tłumaczące miejskim radnym, dlaczego dla danego patrona nie ma miejsca na ulicach IV Rzeczypospolitej. Lektura listów podpisanych przez prezesa Kurtykę jest wielce pouczająca. Zawierają one bowiem sformułowania, które do tej pory można było spotkać jedynie w pismach o charakterze skrajnie prawicowym. Jak widać, w IV RP język ten trafił do pism urzędowych. Małą próbkę stanowi fragment atakujący bohaterów wojny domowej w Hiszpanii. Do odstrzału Ofiarą dekomunizacji mają paść m.in. dąbrowszczacy, czyli polscy żołnierze Brygad Międzynarodowych walczący w obronie demokratycznej Republiki Hiszpańskiej. Według prezesa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Katecheza zamiast neutralności

Nauka religii w polskich szkołach to nie jest obiektywny przekaz wiedzy o religiach, tylko katechizacja Paweł Borecki – doktor nauk prawnych, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, adiunkt w Katedrze Prawa Wyznaniowego Wydziału Prawa i Administracji UW, ekspert Sejmu w sprawach wyznaniowych, doradca prawny Kościołów nierzymskokatolickich oraz środowisk laickich, w pracach badawczych koncentruje się na polskim oraz europejskim prawie wyznaniowym. – Czy w polskiej szkole można nie uczyć się religii? – Można – przynajmniej jeśli mowa o aspekcie prawnym tego zjawiska. Na lekcje religii, odpowiednio na lekcje etyki, uczęszczają tylko te osoby, których rodzice bądź opiekunowie prawni wyrażą taką wolę. Można uczęszczać na religię, etykę bądź nie uczęszczać na żaden z tych przedmiotów. – Taki jest stan prawny. Jak natomiast wygląda szkolna rzeczywistość? – W praktyce funkcjonuje często swego rodzaju domniemanie, że wszyscy chcą chodzić na religię. Oznacza to, że uczeń, względnie rodzice ucznia muszą zamanifestować swoje stanowisko. Nie ukrywajmy, że w warunkach polskich tego rodzaju zachowanie wymaga pewnego heroizmu, jest na pewno zachowaniem nonkonformistycznym. I prowadzi – szczególnie w małych miejscowościach – bardzo często do stygmatyzacji ucznia i jego rodziny. – Jaki procent uczniów uczęszcza na etykę? – Trudno to ustalić.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Koniec zabawy z teczkami?

Trybunał Konstytucyjny w sprawie lustracji: państwo nie może zaspokajać żądzy zemsty Prawo i Sprawiedliwość poniosło ciężką porażkę przed Trybunałem Konstytucyjnym. W miniony piątek zakwestionował on najistotniejsze przepisy wymyślonej przez najbardziej zajadłych lustratorów ustawy. – Trybunał po prostu wyrwał jej najostrzejsze zęby, którymi PiS chciało pokąsać najbardziej znienawidzone przez siebie środowiska – komentował jeden z wybitnych polskich konstytucjonalistów wydany w piątkowy wieczór werdykt. Za niezgodne z ustawą zasadniczą uznano zamiary lustrowania ogółu naukowców, dziennikarzy, szefów spółek giełdowych oraz wyrzucanie z pracy za odmowę wypełnienia oświadczenia lustracyjnego. Instytut Pamięci Narodowej nie będzie mógł publikować katalogu nazwisk rzekomych agentów. Bezprawne okazały się także: preambuła ustawy, wzór oświadczenia, pozbawienie lustrowanego prawa do kasacji w Sądzie Najwyższym, lustracja kadry szkół niepublicznych, włączenie cenzury oraz urzędów do spraw wyznań do spisu organów bezpieczeństwa państwa, upublicznienie danych z teczek stacji telewizyjnych i radiowych oraz wydawnictw prasowych. Ostało się zaś niewiele. TK zaakceptował nową definicję współpracy ze służbami specjalnymi PRL, ale pod warunkiem, iż rzeczywiście do niej doszło. IPN będzie mógł także opublikować katalogi nazwisk funkcjonariuszy byłych służb, przywódców PRL, a z drugiej strony – dane osób inwigilowanych. – Państwo

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Za Giertycha szkoła zdycha

Minął rok urzędowania ministra edukacji z Ligi Polskich Rodzin. Jaką szkołę zdążył nam przez ten czas zafundować? Narodową, wyznaniową, nietolerancyjną, homofobiczną, zacofaną, z zastraszonymi nauczycielami i uczniami Gdy rok temu polscy uczniowie powrócili do szkół po majowym weekendzie, czekała na nich niemiła niespodzianka. 5 maja 2006 r. rządy w polskich szkołach objął Roman Giertych – szef skrajnie prawicowej Ligi Polskich Rodzin, a także wicepremier, minister edukacji i kolejny wielki budowniczy IV RP. Wówczas, rok temu, swoje niechlubne urzędowanie rozpoczął on od niepedagogicznej „maturalnej amnestii” dla tych, którym się nie powiodło. Nad tegorocznymi maturzystami, którzy właśnie przeżywają jedno z najważniejszych wydarzeń w swoim życiu, rozciąga się dziś ponury cień ministra, który z pewnością nie zapisze się złotymi zgłoskami w historii polskiej szkoły. Narodowo Swoje dzieło minister Giertych rozpoczął od ogłoszenia idei utworzenia Narodowego Instytutu Wychowania – państwowej instytucji mającej na celu promocję „patriotyzmu i postaw obywatelskich”. Proponowano rozdzielenie lekcji historii Polski i historii powszechnej, a także wprowadzenie do szkół lekcji patriotyzmu. „Przedmiotu” tego mieli „uczyć” oficerowie, którzy wsławili się udziałem w okupacji Iraku. Aby krzewić postawy patriotyczne, MEN obiecało także przeznaczyć 22 mln

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Oni mówią: Stop Wojnie

Na początku media udawały, że ruch antywojenny nie istnieje. Swoim działaniem udowodniliśmy, że nie można nas ignorować Gdy 20 marca 2003 r. w godzinach rannych armia amerykańska dokonała inwazji na Irak, już o 17.00 pod ambasadą Stanów Zjednoczonych w Warszawie zgromadziło się kilkaset osób, aby zaprotestować przeciwko tej wojnie. Nikt nie przywiózł ich autokarami z innych części kraju, nikt nie zapłacił im diet, nikt nie klepał po ramieniu, nazywając „bojownikami o demokrację”. Pomimo tego uczestnicy demonstracji w jasny sposób wyartykułowali głos społeczeństwa sprzeciwiającego się wojnie. Od tego czasu Inicjatywa „Stop Wojnie”, czyli struktura koordynująca polski ruch antywojenny, stała się ważnym uczestnikiem polskiego życia publicznego. – Jest to jeden naszych największych sukcesów – mówi jeden z działaczy Inicjatywy, Maciej Wieczorkowski, lekarz i wieloletni uczestnik ruchów obrony praw człowieka. – Na początku sporu o wojnę w Iraku media często udawały, że ruch antywojenny nie istnieje. Obecnie taka sytuacja jest niemożliwa. Swoim działaniem udowodniliśmy, że nie można nas ignorować. Inicjatywa „Stop Wojnie” powstała na długo przed amerykańskim atakiem na Irak – formalnie we wrześniu 2002 r. Pomysłodawcami powstania ISW były Pracownicza Demokracja i Stowarzyszenie Irakijczyków w Polsce, następnie jej szeregi zasiliła

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Różne odcienie demagogii

Prof. Karwat jest jak najdalszy od dychotomii „prosocjalni populiści” kontra „rozważni zwolennicy reform rynkowych” Polityczna rzeczywistość IV Rzeczypospolitej może męczyć. Warto więc czasami wznieść się ponad refleksję publicystyczną i oddać głos tym, którzy do polityki podchodzą w sposób naukowy. Dzięki takiej perspektywie można dostrzec procesy i zjawiska zazwyczaj zagłuszane przez szum informacyjny, składający się z „gorących newsów” donoszących o coraz to nowszych i „istotniejszych” aferach. Osobom szukającym takiej teoretycznej refleksji z pewnością warto polecić dwie najnowsze prace Mirosława Karwata, profesora w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książek „O demagogii” i „O złośliwej dyskredytacji” od wielu lat zajmuje się badaniem metod i form działania politycznego, ze szczególnym uwzględnieniem ich patologicznych deformacji. Trudno oprzeć się wrażeniu, że analiza tych ostatnich przypadków w kraju takim jak Polska jest szczególnie wartościowa. „Najwdzięczniejszy sposób uwiarygodniania się i uwierzytelniania swojej roli politycznej, zdobycia władzy arbitralnej i niekontrolowanej nawet pod szyldem panowania demokracji, a przy tym zagwarantowania sobie bezkarności, to podszywanie się pod wyraziciela »głosu ludu«”, pisze we wstępie do pierwszej z omawianych książek Mirosław Karwat. Nietrudno zauważyć, że jest to prawda ponadczasowa, o której prawdziwości przekonaliśmy się po ostatnich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Religia jak matematyka?

Oceny wystawiane przez katechetów będą wliczane do średniej Dwie godziny religii, jedna godzina biologii czy fizyki – tak od wielu lat wygląda rzeczywistość w polskich szkołach. Teraz minister edukacji postanowił jeszcze bardziej podnieść rangę katechizacji, wydając rozporządzenie, na mocy którego ocena z religii będzie wliczana do średniej. Mowa na razie o projekcie, jednak nietrudno się domyślić, że idea cieszy się silnym wsparciem ze strony środowiska Romana Giertycha. Ważną rolę odgrywają również naciski ze strony Kościoła rzymskokatolickiego. Jak ministerstwo oficjalnie uzasadnia kolejne ustępstwo na rzecz tej instytucji? „Uczniów należy zmotywować do zwiększenia wysiłków, docenienia pracy wynikającej z innych niż obowiązkowe zajęcia”, tłumaczy rzeczniczka MEN, Aneta Woźniak. Religia bowiem przynajmniej na papierze jest przedmiotem nieobowiązkowym. W polskich szkołach istnieje jednak domniemanie uczestniczenia w katechizacji. Jeśli uczeń nie ma ochoty się jej poddawać, wówczas może zwrócić się do dyrekcji z prośbą o zorganizowanie lekcji etyki. W praktyce lekcje etyki należą do rzadkości. Relatywnie często spotykane są w liceach, dużo gorzej jest w podstawówkach i gimnazjach. Opisywany stan rzeczy nie jest skutkiem działalności Romana Giertycha. Wprost przeciwnie, jest raczej efektem procesów konfesjonalizacji polskiej szkoły zapoczątkowanych u zarania III RP.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.