Tag "BBC"

Powrót na stronę główną
Kraj

Skazana za pomoc

Wyrok za udzielenie pomocy kobiecie w potrzebie pokazuje stan polskiego sądownictwa i demokracji Sekwencja wydarzeń była taka: w 2020 r., w trakcie pandemii koronawirusa, do Aborcyjnego Dream Teamu zgłosiła się kobieta w ciąży. Chciała ją przerwać, aktywistki wiedziały, że jej partner stosuje przemoc. Była już matką jednego dziecka, kolejnego z jego ojcem nie chciała. Planowała wyjazd za granicę, do Niemiec, ale partner na to nie pozwolił. Tabletki do przeprowadzenia samodzielnej aborcji farmakologicznej przekazała jej Justyna Wydrzyńska – chciała pomóc drugiej kobiecie w dramatycznej sytuacji życiowej. Sama w przeszłości doświadczyła podobnej sytuacji. Kobieta, o której mowa, a która w mediach funkcjonuje jako Anna, nie zażyła tabletek. Jej partner wezwał do domu policję. Kilka dni później poroniła. Została zawiadomiona prokuratura, a Wydrzyńska usłyszała zarzut z art. 152 k.k., głoszący, że każdy, kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży lub ją do tego nakłania, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech. To pierwsza sprawa w Polsce, w której o pomoc w aborcji oskarżono aktywistkę, a nie lekarza czy kogoś bliskiego kobiecie w ciąży. Winna empatii Aleksandra Magryta, koordynatorka Wielkiej Koalicji za Równością i Wyborem działającej przy Federze: – Sąd orzekł, że Justyna Wydrzyńska jest winna. A przecież Justyna pomogła kobiecie, która tej pomocy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Pomoc na już i na przyszłość

Walka ze skutkami trzęsienia ziemi w Turcji i Syrii potrwa jeszcze długie lata W takich sytuacjach zawsze powtarza się trywialne stwierdzenie, że najważniejszy jest czas. Trzeba jak najszybciej dotrzeć na miejsce katastrofy i próbować odnaleźć tych, którzy mogli przeżyć zawalenie się ich domów, bloków czy miejsc pracy. Tu obowiązują bardzo ścisłe ramy, w których należy się poruszać. Marian Sajnog, polski ratownik z GOPR, opisał je bardzo plastycznie w niedawnym wywiadzie dla tygodnika „Polityka”, mówiąc, że wszystko kręci się wokół trójki. Trzech minut bez tlenu, trzech dób bez wody i 33 dni bez jedzenia, które jest w stanie wytrzymać człowiek. Tyle teoria, bo praktyka często bywa inna. Założenia te nie biorą pod uwagę uszkodzeń ciała, których można doznać w walącym się budynku. Nie mówią też nic o warunkach panujących na zewnątrz, a te były największym przeciwnikiem służb uczestniczących w akcji ratunkowej w Turcji i Syrii. W chwili powstawania tego tekstu, 7 lutego wieczorem, temperatura w Gaziantep, największym mieście w okolicach epicentrum trzęsienia ziemi, wynosiła w dzień minus 1 st. C. Nocą i przy silnym wietrze  była jeszcze niższa. Dodatkowo prognozowano przelotne opady deszczu i śniegu. Wstrząs nastąpił o godz. 4.17 nad ranem, ktokolwiek zatem przeżył

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Medium drugiego wieku

BBC skończyła sto lat. Czy doczeka kolejnej setki? Dziennikarstwo jak wiele innych zawodów jest kopalnią anegdot. Mało która jednak oddaje charakter pracy w danym medium tak dobrze jak historia o zmianie sposobu pracy reporterów politycznych w telewizyjnym oddziale BBC. Na przełomie lat 70. i 80. doszło do wymiany kierownictwa, dział spraw politycznych przejął nowy szef. Na pierwszym kolegium redakcyjnym postanowił zamanifestować swoją władzę, informując kolegów (koleżanek wtedy nawet w BBC na takich stanowiskach raczej nie było), że od teraz dziennikarze stacji mają być nie „obiektywni”, tylko „bezstronni”. Główny reporter polityczny miał to skwitować komentarzem: „Ale bezstronni przeciw komu?”. Mniejsza o to, czy ta scena rzeczywiście miała miejsce, skoro obrazuje, czym tak naprawdę przez ostatnie sto lat była BBC, być może najlepiej rozpoznawalna marka medialna na świecie – więcej niż medium. Nieprzypadkowo na temat historii stacji powstały opasłe tomy, często skupiające się bardziej na jej instytucjonalnej architekturze i oddziaływaniu politycznym niż na śladzie, jaki pozostawiała w świecie dziennikarstwa. Szlachetny adwersarz Stwierdzenie, że instytucja ta stała się wyznacznikiem dziennikarskiej rzetelności, pluralizmu i profesjonalizmu, wręcz musi paść. Nie oznacza to oczywiście, że dziennikarze pracujący w jej barwach nigdy nie popełnili

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Świat oczami Xi Jinpinga

Przywódca Chin nie chce, aby sektor prywatny stał się tak potężny, że generowałby alternatywne wzorce i ośrodki władzy w chińskiej polityce Były premier Australii (dwukrotny, w latach 2007-2010 i w roku 2013) Kevin Rudd ma na Zachodzie opinię jednej z osób najlepiej orientujących się w polityce Chin. Studiował i pracował na Tajwanie oraz w Pekinie, Szanghaju i Hongkongu. Karierę zaczynał jako akademik badający Chiny, następnie – zanim zanurzył się w „twardą” politykę – był australijskim dyplomatą działającym na placówce w Pekinie. Biegle mówi po chińsku. Jako premier Australii rozmawiał wielokrotnie z Xi Jinpingiem oraz innymi przedstawicielami chińskiej elity politycznej. Jak pisze w książce „The Avoidable War”, podziwia „chińską, klasyczną cywilizację wraz z wyjątkowymi tradycjami w zakresie filozofii, literatury i sztuki, a także dokonania gospodarcze ery postmaoistowskiej, umożliwiające wydźwignięcie z nędzy jednej czwartej ludzkości”. Jego artykuły ukazują się w najważniejszych gazetach świata, m.in. w „New York Timesie”, „Le Monde” i „Financial Timesie”. Gości w telewizjach BBC, CNN, CNBC, Bloomberg. 30 września br. na stronie wydawnictwa National Defense University Press ukazał się obszerny wywiad z Ruddem przeprowadzony przez Michaela Miklaucica. Pretekstem do wielowątkowej rozmowy, której fragmenty prezentujemy, było właśnie ukazanie się książki,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Byłem przy egzekucji Kurskiego

Zmiany kadrowe w telewizji muszą być, i to radykalne Robert Kwiatkowski  Może niepotrzebne są te wszystkie dyskusje i boje o telewizję, skoro spada oglądalność? – Jakiś czas temu się wydawało, że ten spadek jest nieuchronny. Że internet wyprze telewizję. – A ona się broni. Zmienia się. W Polsce nadal jest oglądana przez cztery godziny dziennie. To masa czasu. Jesienią, zimą – więcej, latem – mniej, ale cztery godziny dziennie! Przeciętny Kowalski każdego dnia tyle czasu spędza przed ekranem telewizyjnym. Do tego dochodzą inne usługi, platformy streamingowe itd. Mało? Kurski. To była egzekucja To poniekąd tłumaczy, jakim wstrząsem musiało być odwołanie prezesa TVP Jacka Kurskiego. – Nie ufam zapewnieniom ludzi PiS, którzy mówią: nic się nie stało. Wtedy ich pytam: skoro nic się nie stało i nie było takiej potrzeby, to po co było go zmieniać? Nawet z punktu widzenia PiS były więc jakieś powody, dla których Kurski został, brutalnie zresztą, zwolniony. To była – powiedziałbym – egzekucja. I to taka w ciemnym zaułku. A konkretnie w telewizyjnej windzie. ! – Kurski brał udział w wirtualnym posiedzeniu Rady Mediów Narodowych. Ale zapowiadał wcześniej, że będzie musiał na chwilę się wyłączyć, żeby zejść

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Powrót wstydliwych schorzeń

Coraz więcej krajów rozwiniętych notuje wzrost zakażeń chorobami wenerycznymi Do statusu pandemii czy nawet epidemii jeszcze im daleko, ale w medycznych raportach ministerstw oraz instytucji sanitarnych zaczynają się pojawiać z alarmującą regularnością. Choroby weneryczne, choć wielu mogą się zdawać raczej integralną częścią czasów minionych, a dzisiaj co najwyżej przedmiotem niewybrednych żartów – wracają. A tak naprawdę nigdy w pełni nie zniknęły, aczkolwiek przesadą byłoby stwierdzenie, że współcześnie sieją spustoszenie choćby zbliżone do żniw z XIX w. bądź czasów okołowojennych w minionym stuleciu. Nie zmienia to faktu, że w ostatnich kilkudziesięciu miesiącach Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, Francja i kilka krajów azjatyckich zaczęły z niepokojem obserwować, jak rośnie liczba pacjentów, którym diagnozuje się zakażenie chlamydią czy wirusem HPV. A także mozolnie przypominać o podstawach higieny i zdrowia seksualnego. Syfilis triumfuje Analizę nowej fali chorób wenerycznych trzeba jednak zacząć od znacznie poważniejszej, czyli syfilisu. Niegdyś w Europie był nie tylko chorobą śmiertelną, ale wręcz polityczną, co miało nawet odzwierciedlenie w nazewnictwie medycznym. Zanim określenie syfilis przyjęło się bowiem powszechnie, w różnych częściach kontynentu schorzenie to nazywano od znienawidzonych narodów: np. dla Brytyjczyków była to „choroba francuska”, z kolei dla Francuzów – „choroba neapolitańska”. Błędnie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kto rządzi arabską opinią publiczną?

Po niemal trzech dekadach działalności Al-Dżazira to najbardziej opiniotwórcze i jednocześnie najbardziej kontrowersyjne medium z Bliskiego Wschodu Do połowy lat 90. zeszłego wieku koncepcja obiektywnych mediów była w świecie arabskim czymś wręcz abstrakcyjnym. Stacje telewizyjne, rozgłośnie radiowe i gazety uchodziły za tuby propagandowe przywódców reżimów i dyktatorów. Przekazywały przede wszystkim wizję wydarzeń, jaką chciał zaprezentować rząd, a nie taką, jaką widziała ulica. Brak wolności mediów sprawiał, że Arabowie chcący poznać inną perspektywę zwracali się ku zachodnim międzynarodowym nadawcom, takim jak CNN czy BBC. To jednak nie rozwiązywało problemu, gdyż stacje te z kolei przedstawiały świat widziany zachodnimi oczami, nie zawsze zwracając uwagę na niuanse istotne dla bliskowschodniego odbiorcy. Wyraźną lukę postanowiło zapełnić BBC, uruchamiając stację telewizyjną nadającą po arabsku. Przy współpracy z Orbit Communications Company, spółką kontrolowaną przez kuzyna saudyjskiego króla Fahda, w 1994 r. zaczęła nadawać BBC Arabic Television. Brytyjski nadawca miał już pewne doświadczenie w dostarczaniu treści dla arabskiego społeczeństwa. W 1936 r., kiedy Brytyjczycy wciąż zarządzali terytorium Mandatu Palestyny, w Jerozolimie z inicjatywy Biura Kolonialnego uruchomiono arabską rozgłośnię radiową Palestine Broadcasting Service, wraz z jej hebrajskim i angielskim kanałami. Podstawowym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Tak blisko, a tak daleko

Czesi czują się częścią zjednoczonej Europy, a zatrudnienie Polki nie jest zagrożeniem dla ich tożsamości Alicja Knast – dyrektorka generalna Galerii Narodowej w Pradze Pani Knastova czy Knast? – Oczywiście Czesi mówią czasem Knastova, uważam to za bardzo sympatyczne. Polka zarządza sześcioma czeskimi obiektami historycznymi, a w nich bezcennymi narodowymi zbiorami Czechów. Czy narodowość ma tu znaczenie? – Wyjaśnię, to trzy pałace na Hradczanach, jeden na Starym Mieście, klasztor w sercu Pragi i budynek Pałacu Targowego, którym zachwycał się Le Corbusier. Galeria Narodowa jest oczywiście bardzo ważna dla Republiki Czeskiej. Jest przedmiotem dumy nie tylko z powodu zgromadzonych dzieł sztuki, ale również znaczącego mecenatu państwowego i prywatnego, którego rezultatem jest jedna z najważniejszych kolekcji sztuki w Europie. Dla mnie to interesujące wyzwanie intelektualne, ale nie tylko. Większość ludzi tutaj nie wie, na czym polegała moja praca w Polsce i co udało mi się osiągnąć, więc nie „odcinam kuponów”. Cieszę się z zaufania ludzi, ale też z możliwości głębokiego poznania tej kultury. Czesi czują się immanentną częścią zjednoczonej Europy i nie boją się, że zatrudnienie Polki zagrozi ich tożsamości. Poza tym jestem Ślązaczką. Moja prababcia urodziła się w Orłowej, to jest dzisiejsza Republika Czeska, w związku z czym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wojna w Ukrainie

Komu opłaca się wojna?

Wojnę Rosji z Ukrainą wygrywają amerykańskie koncerny zbrojeniowe Od 24 lutego, gdy okrążające Ukrainę siły rosyjskie zaatakowały naszego sąsiada, mija już 100 dni. A w debacie publicznej obok słowa „wojna” coraz rzadziej pojawiają się „tragedia”, „katastrofa” i „barbarzyństwo”. W sąsiedztwie potępień inwazji na Ukrainę częściej można zaś dostrzec sformułowania „szansa”, „okazja”, „impuls” albo „okno możliwości”. To coś więcej niż językowe przesunięcie. Gdy opiniotwórcze elity w Polsce i na Zachodzie coraz bardziej przyzwyczajają się do wizji długotrwałego konfliktu – choć nic przecież nie jest przesądzone – rośnie pokusa, by tragedię Ukrainy przedefiniować jako historyczny prezent dla jej europejskich sąsiadów, NATO i Waszyngtonu. Cynik powie, że znaleźliśmy się w momencie, w którym szybkie zakończenie konfliktu przestało się opłacać światowym potęgom. I że teraz, gdy na wojnie można zyskać, trzeba ją eskalować albo liczyć na jej dalsze trwanie. To brutalne postawienie sprawy. Ale nie trzeba być cynikiem, by zauważyć, że wiele procesów, które uruchomiła wojna – rozszerzenie NATO, „derusyfikacja energii”, izolacja Moskwy przez Zachód, rosnące ceny energii na światowych rynkach albo osłabienie pozycji Niemiec w Europie – w wielu miejscach i z bardzo różnych powodów może się podobać. Realista powie, że choć te wszystkie procesy już

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Fortuna odwraca się od konserwatystów

W wyborach samorządowych Brytyjczycy okazali nieufność wobec władzy, która łamie prawo i kłamie W majowych wyborach samorządowych na Wyspach do obsadzenia było w sumie ponad 6,8 tys. mandatów. Każda siedziba władz lokalnych w Szkocji, Walii i dzielnicach Londynu była do wzięcia; razem z pozostałymi częściami Anglii głosowano w 200 okręgach. W wielu ostatnie wybory odbyły się w 2017 i 2018 r., kiedy Wielka Brytania należała do Unii Europejskiej, premierem była Theresa May, a Partii Pracy przewodził Jeremy Corbyn. Krajobraz polityczny Wielkiej Brytanii przeszedł od tamtego czasu ogromne przeobrażenia, ale większość kwestii lokalnych pozostaje niezmieniona. Należą do nich terminy opróżniania pojemników na śmieci, stan parków i chodników, dostęp do szpitali i bibliotek. Tegoroczne wybory to jednocześnie werdykt dla czołowych postaci polityki – lidera konserwatystów, premiera Borisa Johnsona, i lidera Partii Pracy, sir Keira Starmera. Armagedonu nie było Komentatorzy przewidywali, że afera nazwana Partygate oraz kryzys wywołany rosnącymi kosztami utrzymania pogrążą partię rządzącą. Spodziewano się utraty przez nią nawet 800 mandatów radnych. Obawiano się również, że niedawne skandale w Westminsterze – zarówno łamanie reguł covidowych przez pracowników Downing Street, jak i afery obyczajowe przypisywane członkom Partii Konserwatywnej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.