Tag "biologia"

Powrót na stronę główną
Zwierzęta

Kastrujemy bezdomność

Jak naprawdę pomóc zwierzętom Beata Krupianik – prezeska Fundacji Karuna, twórczyni programu „Kastrujemy Bezdomność” Na czym polega program „Kastrujemy Bezdomność”? – Między innymi na edukacji mieszkańców oraz szkoleniu urzędników i osób, które chcą coś zdziałać na rzecz bezdomnych zwierząt w swoich gminach. Uczymy ludzi, jak skutecznie rozmawiać z urzędnikami. To wcale nie jest takie proste. Z gminami nie można rozmawiać o zwierzętach. Lepiej powiedzieć coś o pieniądzach, które pojawiłyby się w budżecie, gdyby zmniejszyła się liczba bezdomnych zwierząt. „Kastrujemy Bezdomność” to jedyny tak kompleksowy program przeciwdziałania bezdomności zwierząt w Polsce. Staramy się poprawiać błędy zawarte w uchwalanych przez gminy programach opieki nad zwierzętami i zapobiegania bezdomności, a także w miarę naszych bardzo skromnych zasobów finansować zabiegi kastracji oraz czipowania zwierząt właścicielskich. Prawda jest taka, że ani okienka życia, ani nowe schroniska nie rozwiążą problemu bezdomności zwierząt, a kastracja i czipowanie już tak. Dlaczego? – Z wielu powodów. Nowelizacja ustawy z 2016 r. umożliwiła gminom finansowanie zabiegów kastracji i czipowania zwierząt, które mają właścicieli. Dzięki gminom, w których przeprowadzano taką akcję, wiadomo, że 50% zwierząt zgłaszanych jako bezdomne tak naprawdę ma właściciela. Poza tym w schroniska pompuje się gigantyczne pieniądze.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Wojciech Kuczok

Czarny tulipan

Im dłużej trwa kaczyzm, tym bardziej chciałoby się zapaść pod ziemię z zażenowania i zgryzoty. Albo na podobieństwo wielu innych ssaków zapaść w hibernację, ale taką wielozimową: zbudzić się dopiero, gdy pisowska katastrofa się skończy. Dałbym radę, zgromadziłem zapasy tłuszczu na niejeden sezon, postanowiłem zatem podpatrzeć z bliska, jak to się robi. Odkryłem w życiu parę większych jaskiń, ale właściwie mogę odwiedzać tylko jedną spośród nich, pozostałe już dla mnie za ciasne, a ta najpiękniejsza zamknięta włazem i udostępniana wyłącznie na specjalne zezwolenia naukowe. Nie muszę dodawać, że to nie jaskinie się skurczyły, ale ja wzdąłem. Paradoks polega na tym, że choć groty niezmienne od setek tysięcy lat, subiektywnie zmieniły się dla mnie także topograficznie: to, co niegdyś było zaciskiem, dziś jest nieprzebywalnym zwężeniem korytarza, tam, gdzie na planie widniał wygodny przełaz, dziś z trudem się przeciskam, gdzie niegdyś przemykałem żwawo, dziś przedostaję się zasapany. Czyli, pardon my French, w starej i znanej dziurze jestem, a jakbym ją pierwszy raz penetrował. Wystarczyło zatem zniknąć z powierzchni ziemi i od razu zrobiło się optymistycznie: jaskinia jest jedną z największych sypialni podkowca małego, w Polsce zagrożonego wyginięciem; policzyliśmy je, okazało się, że 17 lat po odsłonięciu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zwierzęta

Łyżka dziegciu w beczce miodu

W Niemczech na terenach chronionych odnotowano 75-procentowy spadek liczebności dzikich zapylaczy Ponoć ludzkość ma zniknąć w ciągu czterech lat od śmierci ostatniej pszczoły. To twierdzenie przypisuje się wielkiemu fizykowi Albertowi Einsteinowi lub genialnemu biologowi Karolowi Darwinowi. Żadne źródła pozostawione przez obu uczonych nie zawierają tego twierdzenia. Mnie wydaje się ono przesadzone, niemniej zniknięcie pszczół i innych zapylaczy będzie dla nas poważnym kłopotem. Kłopotem o rozmiarach klęski. Zapylacze Pod koniec ubiegłego roku Stowarzyszenie Sady Grójeckie poinformowało o przekazaniu pszczelarzom 750 izolatorów chmary i zapowiedziało tysiąc kolejnych w tym roku. Izolatory mają kilka funkcji w pszczelarstwie, m.in. pomagają w zwalczaniu dręczą pszczelego, roztocza szerzej znanego pod łacińskim mianem Varroa destructor, wywołującego jeszcze lepiej znaną, przynajmniej z nazwy, chorobę – warrozę. Atakuje on pszczoły miodne i ich dzikie krewniaczki, których w Polsce mamy ponad 450 gatunków. Brzmi dobrze, ale… Ale przed oczami stają mi obrazki z sadów zachodniej Lubelszczyzny, gdzie często bywam i obserwuję, jak sadownicy wykańczają pszczoły, motyle, bzygi i inne owady zapylające. Mój ogród ma we wsi opinię zapuszczonego. Niewielu rozumie, że to celowe działanie, dzięki któremu cieszę się obecnością pięknych, dzikich kwiatów, często określanych pogardliwie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Terapia lasem

W jaki sposób przebywanie w lesie może wpłynąć na nasze samopoczucie i zdrowie Dużo się mówi o korzystnym wpływie lasu na zdrowie. Początkowo była to wiedza tradycyjna, ludowa, współcześnie jednak potwierdzona została wieloma badaniami naukowymi. Udało się też zidentyfikować część czynników, które za to odpowiadają, chociaż na pewno nie wszystkie i wiele pozostaje jeszcze do odkrycia. Las jest ekosystemem, w którym zachodzą procesy złożone i skomplikowane, zależności nie są więc jednoznaczne i czasem trzeba przyglądać się im całościowo, w kontekście różnych relacji międzygatunkowych i klimatycznych. W jaki sposób przebywanie w lesie może wpłynąć na nasze samopoczucie i zdrowie? Czy to tylko kwestia samego nastawienia, czy też stoją za tym inne, bardziej skomplikowane mechanizmy? Okazuje się, że mechanizmów tych jest naprawdę wiele. CZYNNIKI AEROBIOLOGICZNE Leśne powietrze ma zupełnie inny skład niż to, którym oddychamy w miastach. I nie chodzi tu tylko o proporcje tlenu i dwutlenku węgla, mniejsze zanieczyszczenie powietrza smogiem, związkami siarki, węgla czy też zwykłym kurzem. W leśnej atmosferze również „fruwa” sporo rzeczy. Są to jednak zwykle produkty pochodzenia roślinnego oraz naturalne komponenty, jak pyłek, strzępki grzybni lub organizmy jednokomórkowe. A co rośliny wydzielają do atmosfery? To przede wszystkim związki terpenowe: fitoncydy i olejki eteryczne. Fitoncydy (gr. phyton – „roślina” i łac.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Testosteron a skłonność do dominacji

Jedni z najbliższych krewnych ludzi tworzą społeczności matriarchalne Żadna wymówka nie usprawiedliwia cierpienia kobiet, a ludzie mimo to jej szukają. Usprawiedliwienie potężnej nierówności wymaga wymyślenia równie potężnego mitu, więc jej apologeci przypisują ją naszej zwierzęcej naturze lub obyczajom z zamierzchłej przeszłości. Twierdzą, że dominacja mężczyzn jest naturalna i konieczna, a ludzkie matki winny zostać w domu, jak czynią to matki zwierząt; że mężczyźni powinni się troszczyć o byt, że są lepsi od kobiet, bo wykonywane przez nich prace są trudniejsze, ważniejsze i bardziej niebezpieczne. Autorzy tych argumentów powołują się na naukę, religię i podania ludowe – cokolwiek pada na podatny grunt – i kończą ostrzeżeniem, że wszelkie próby zmiany równowagi sił doprowadzą do zagłady gatunku. Męska dominacja, obwieszczają, jest czymś niezmiennym. Jeśli działasz na rzecz gospodarczej równości kobiet, wcześniej czy później zderzysz się z tymi bredniami. (…) Kiedy konserwatywny publicysta Erick Erickson usłyszał, że zgodnie ze statystykami Pew Research Center z 2013 r. 40% Amerykanek jest głównymi żywicielkami rodziny, wybuchnął: „[…] Wystarczy przyjrzeć się naturze, męskim i kobiecym rolom w społeczeństwie i wśród zwierząt, tam zwykle dominuje samiec. Kobieta nie jest jego przeciwieństwem, nie konkuruje z nim, ma rolę komplementarną. Straciliśmy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Choroba przefiltrowana

Poszczepionkowy covid będzie się zdarzał coraz częściej. Ale to zupełnie inna choroba,   przywykniemy do niej jak do grypy Na samym początku jeden fakt trzeba podkreślić z całą stanowczością: stworzone w rekordowo krótkim czasie szczepionki na koronawirusa są skuteczne. Ich przyjmowanie jest najlepszą bronią, jaką ludzkość dotychczas stworzyła w walce z pandemią. Efekty uboczne pojawiają się u marginalnego odsetka pacjentów i nie są długotrwałe. Najczęściej opierają się na pojedynczych symptomach związanych z samą chorobą, rzadziej na ich kumulacji. Najlepszym dowodem na skuteczność preparatów jest upubliczniony kilkanaście dni temu przez Komisję Europejską wykres. Widać na nim, że odsetek wyszczepienia populacji jest praktycznie odwrotnie proporcjonalny do śmierci z powodu COVID-19. Innymi słowy, kto się szczepi, ten zarazę przeżyje. Kto nie przyjmuje preparatu, sam siebie wpycha do grupy ryzyka, bez względu na wiek i stan zdrowia. Mimo to trzeba pamiętać, że żadna szczepionka nie daje stuprocentowej gwarancji uniknięcia zarażenia. Z definicji jest instrumentem prewencyjnym, ma zapobiegać, zwiększyć nasze szanse w konfrontacji z wirusem w formie naturalnej – sama bowiem zawiera dawkę syntetyczną, niewielką, pobudzającą nasz organizm do obrony. Tyle szczepionkowej teorii, przynajmniej na papierze łatwej do wytłumaczenia i przyswojenia. Nie każdego jednak ona przekonuje, a środowiska sceptyczne

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zwierzęta

Gaście światło, do jasnej cholery!

Nocne oświetlenie zagraża zwierzętom i źle wpływa na zdrowie ludzi Chociaż należę raczej do skowronków niż sów, zawsze bardzo ceniłem ciemność. O moim obecnym miejscu zamieszkania zdecydował m.in. brak latarni, a więc możliwość oglądania nocnego nieba, słuchania nocnych zwierząt. Od pewnego czasu mam jednak nowego sąsiada, zamożnego dewelopera, który bywa tu kilka razy w roku, najczęściej w ciepłej porze. Niestety, podwórko oświetla przez okrągły rok, każdej nocy, w końcu kto bogatemu zabroni? Fast food dla gacków Rzecz jasna, nie piszę o tym, by podzielić się z czytelnikami awersją do nocnego oświetlenia. Wbrew pozorom to poważny problem, zwany zanieczyszczeniem światłem. Pierwszy raz spotkałem się z nim jeszcze jako wczesny nastolatek. Przeczytałem o tym w czasopiśmie „Aura” i choć nie padła tam nazwa zjawiska, autor wspomniał, że oświetlenie parków ze starymi drzewami zagraża nocnym motylom i chrząszczom, dla których owe parki stały się oazami. W innym miejscu przeczytałem o problemach sów związanych z oświetlaniem wież wiejskich kościołów, na co w tym czasie nastała moda, utrzymująca się niestety do dziś. Gdy w latach 80. i 90. bywałem u rodziny na wsi, latarnie mnie drażniły, ich światło wdzierało się do domu babci, ale tylko przez część nocy. Wówczas przez jedną

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zwierzęta

Kocie ruchy

Dzięki przeciąganiu się koty mogą się pozbyć z organizmu zbędnych związków chemicznych Ciało przeciętnego kota nie jest tak masywne jak u psowatych (na pewno bliższą grupą porównawczą będą tutaj łasicowate). Wiąże się to z techniką polowania. Przednie łapy kotów są zdolne do rotacji – ruchu od stawu łokciowego w dół polegającego na obracaniu kończyny. Pronacja i supinacja to ruchy przedramienia możliwe dzięki budowie stawu łokciowego oraz zwiększonej przestrzeni pomiędzy kośćmi przedramienia, czyli kością łokciową oraz promieniową. Tak naprawdę kot porusza się na paluszkach. Bo w miejscu, w którym kocia łapka się podwija, znajduje się nadgarstek, a nad nim naprawdę długie kości: ramieniowa i łokciowa. Łokieć u kota jest w pewnym sensie tuż nad jego pachą. Kość ramieniowa, łącząca łokieć z barkiem, jest krótsza niż łokciowa, możemy ją namacać, przesuwając palcami od łokcia ku pasze. Dzięki możliwości rotacji dłoń człowieka (ale też łapka kota) obraca się wzdłuż osi długiej. Większej ruchomości kończyn przednich koty zawdzięczają możliwość przytrzymania zdobyczy, wspinania się po drzewach, skakania po nierównych powierzchniach lub po prostu bawienia się piłką. À propos bawienia się i przytrzymywania: kocury są podobno zazwyczaj lewołapkowe, a kocice prawołapkowe. Warto się przyjrzeć własnemu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Mózg jest przereklamowany

Dla naszych zachowań ciało jest równie ważne jak mózg Kiedyś sądziliśmy, że dzięki poznaniu naszego genomu dowiemy się większości tego, co powinniśmy o sobie wiedzieć. (…) W ostatnich czasach skłaniamy się jednak ku innej koncepcji – jesteśmy swoimi konektomami. Innymi słowy, to, kim jesteśmy jako jednostki, zależy od ogólnych i specyficznych połączeń nerwowych oraz innych właściwości wszystkich neuronów naszego układu nerwowego. Ta teoria wyrasta z przekonania, że mózg stanowi centrum kontroli naszych zachowań. Planuje przyszłe działania w oparciu o informacje otrzymywane ze środowiska i w oparciu o te plany wydaje polecenia ruchów. Gdybyśmy potrafili stworzyć mapę ok. 100 bln połączeń tworzonych przez ok. 100 mld naszych neuronów i wszystkie je pomierzyć, czy zrozumielibyśmy swój umysł i jednostkowe różnice? Czy moglibyśmy żyć wiecznie po załadowaniu tej wiedzy do komputera, który wtedy sterowałby oprogramowaniem naszych mózgów? A może nieśmiertelność byłaby możliwa dzięki ożywieniu przechowywanego dzięki krioprezerwacji mózgu i umieszczeniu go w nowym, młodszym ciele? Czy mózg naprawdę zawiera wszystko, co ważne dla zachowania i tego, kim jesteśmy jako jednostki? Otóż nie. Nasze zachowanie niewątpliwie zależy od indywidualnych obwodów nerwowych, ale też od naszego indywidualnego ciała. Różne części ciała pełnią funkcje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Szczyt niczego

Politycy w czasie COP26 złożyli sporo nowych obietnic – i odbili się od starych podziałów O klimacie wciąż nie jest łatwo rozmawiać, może dlatego, że temat ten jak w soczewce skupia w sobie prawie wszystkie płaszczyzny politycznych nierówności, frustracji, niezadowolenia. W dyskusji o wyrzeczeniach, które w celu wspólnej walki z katastrofą klimatyczną muszą ponieść zwłaszcza kraje słabiej rozwinięte, odbijają się echa kolonialnej opresji, neoliberalnego imperializmu, przewagi bogatej Północy nad ubogim globalnym Południem. Nawet jeśli został osiągnięty konsensus co do ogólnego kierunku, w którym podążać ma międzynarodowa społeczność, wciąż brakuje go co do szczegółów planu, jak tę drogę pokonać. Zależność ta czasem wygląda wręcz na odwrotnie proporcjonalną – im bardziej zgadzamy się co do tego, że coś z katastrofą klimatyczną trzeba zrobić, wspólnie i jak najszybciej, tym bardziej różnimy się w tym, co, kto i kiedy zrobić ma konkretnie. Pod tym akurat względem polityczna część szczytu klimatycznego COP26 w Glasgow niespecjalnie różniła się od poprzednich edycji. Owszem, tym razem nigdzie na horyzoncie zdarzeń nie majaczył Donald Trump, a jego miejsce zajęła najbardziej proekologiczna w historii delegacja Stanów Zjednoczonych, ale – wbrew nadziejom licznych komentatorów – wielkiego przełomu to nie przyniosło. Joe Biden stanął nawet

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.