Tag "Fryderyk Chopin"
Eric Lu uparty jak Chopin
Kontrowersje Konkursu Chopinowskiego
XIX Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina już za nami i powoli słabną emocje wywołane werdyktem, a te były niemałe. Muzykolog prof. Marcin Gmys (rozmowa w „Przeglądzie” nr 42/2025) wyładował swoje emocje na Facebooku: „Wielka szkoda. Najstarszy zwycięzca w historii. Konkursowy walec. Siłownik. Do 2. etapu, w którym mógłby jeszcze zniknąć, doszedł trochę na fali triumfatora konkursu w Leeds. Potem dużo lepszy. Za co go zapamiętam? Za szereg nagród specjalnych: Nagrodę Szpitala Czerniakowskiego za najlepszą grę z plastrem na palcu, Nagrodę Stowarzyszenia Sklepów Meblowych za wymianę stołków w finale. Przesadzam? Tak, wiem. Ale rozczarowanie ogromne”.
A może to wcale nie rozczarowanie, tylko zaskoczenie? Komentatorka muzyczna „Gazety Wyborczej” Anna S. Dębowska napisała jeszcze przed ogłoszeniem wyników, że byłaby równie usatysfakcjonowana, gdyby zwyciężyli Kevin Chen (otrzymał II nagrodę), William Yang (VI nagroda) albo Tianyao Lyu (IV nagroda ex aequo z Japonką Shiori Kuwaharą).
Byli nawet tacy, którzy twierdzili, że już przed rozpoczęciem konkursu nazwisko zwycięzcy nie stanowiło zagadki.
Czy zwyciężył najlepszy?
O co tyle szumu? O kogo chodzi? O Amerykanina Erica Lu, który zdobył w konkursie I nagrodę i, co znamienne, w wymienionej przez Annę S. Dębowską trójce faworytów wcale się nie znalazł.
Konkurs, który tradycyjnie przyciąga uwagę świata muzyki, w tej edycji znów pokazał dużą rozpiętość talentów i szkół pianistycznych. Eric Lu, wcześniej, przed 10 laty, zdobywca IV nagrody, potwierdził konsekwencję i rozwój artystyczny, choć niektórzy pytali złośliwie, po co tu w ogóle przyjechał, skoro już jest laureatem.
Wielu liczyło, że znów zatriumfuje Polak. Stawiano od początku oczywiście na jedyną kobietę Zuzannę Sejbuk, potem na Mateusza Dubiela, na Piotra Pawlaka, w końcu na Yehudę Prokopowicza. Wreszcie w finale został tylko znakomity Piotr Alexewicz (V nagroda), więc na niego zwróciła uwagę cała Polska.
Nasi pianiści nie zajęli najwyższych miejsc, ale zdobyli kilka nagród specjalnych (za najlepsze wykonanie mazurków – Yehuda Prokopowicz, za najlepsze wykonanie ballady – Adam Kałduński). W każdym razie obecność polskich nazwisk wśród nagrodzonych podkreśliła silną krajową reprezentację. Tak można skomentować na chłodno wyniki tegorocznego turnieju, w czasie którego działo się wiele, a kandydaci do nagród prześcigali się w walce o punkty.
Posłuchać za wszelką cenę
Zainteresowanie publiczności przeszło wszelkie oczekiwania. Każdego dnia przesłuchań I, II i III etapu przed kasami ustawiały się kilkusetmetrowe kolejki po wejściówki. Zresztą kolejki formowały się przed gmachem Filharmonii Narodowej jeszcze w nocy. Niektórzy zawinięci w śpiwory i opatuleni koczowali przed drzwiami. „Wejście do środka jest warte każdej godziny stania”, zaznaczyła jedna z czekających osób. Rekordzistka, melomanka z Japonii, przychodziła pod budynek już o godz. 3 nad ranem, aby napewno dostać wejściówkę za 70 zł, bo przecież zwykłych biletów od dawna już nie było – wyprzedały się rok temu w ciągu jednego dnia.
Wykonań słuchała nie tylko publiczność, która wypełniała wszystkie miejsca na sali Filharmonii Narodowej (niewiele ponad tysiąc). Konkurs był transmitowany online na cały świat i tutaj odbiorców można liczyć w dziesiątkach milionów. To oddaje rangę wydarzenia i jednocześnie pokazuje poziom emocji.
Światowej sławy pianistka i pedagog Lidia Grychtołówna, obchodząca niedawno 97. urodziny – z tej okazji zaproponowano jej honorowe członkostwo w jury, a w ciągu ostatnich 30 lat jurorką była aż sześć razy – postanowiła ostudzić buzujące emocje. Powołując się na ogromne doświadczenie, powiedziała, że nie rozumie tych nerwowych dyskusji i kontrowersji, bo przecież dziś jest elektronika, doskonale służąca podliczaniu punktacji, i wynik wychodzi bez żadnego problemu.
Fakt, że Eric Lu zwyciężył w konkursie, nie powinien więc być aż takim zaskoczeniem. Sam laureat zachował wyjątkowy spokój. Przed 10 laty już znalazł się pośród nagrodzonych i wciąż potwierdza swoją klasę. Z pewnością jest to wielka osobowość pianistyczna, muzyk, który robi
Nawet gdy znikniemy, Chopin zostanie
W tegorocznym Konkursie Chopinowskim startuje 29 Chińczyków, 13 Japończyków, są też Koreańczycy. Europa jest w ewidentnym odwrocie
Prof. dr hab. Marcin Gmys – wykładowca Instytutu Muzykologii UAM, były dyrektor Radia Chopin, komentator Konkursu Chopinowskiego na antenie TVP Kultura i na łamach „Ruchu Muzycznego”. Muzykolog, doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor uczelniany Instytutu Muzykologii Wydziału Nauk o Sztuce Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Piastuje stanowisko redaktora naczelnego czasopisma „Res Facta Nova”, autor książki „Harmonie i dysonanse. Muzyka Młodej Polski wobec innych sztuk”.
Pamięta pan Konkurs Chopinowski w 1980 r., zwycięstwo Dang Thai Sona i porażkę Ivo Pogorelicia?
Jak z tamtej perspektywy ocenia pan obecny konkurs?
– Impreza ogromnie się rozrasta. Coraz więcej pianistów pragnie tutaj się pokazać. Do wstępnych kwalifikacji zgłosiło się ponad 640 młodych artystów, wytypowano 160, a po eliminacjach wyłoniono 84 kandydatów. Powiększenie liczby uczestników konkursu byłoby już absurdalne, bo rozciągnęłoby przebieg imprezy. Poszerza się też społeczny odbiór konkursu, gdyż od 2010 r. jego przebieg można śledzić online – co było w tamtym czasie decyzją pionierską. Ten sposób przyjął się w świecie, a obecnie muzyki z Warszawy słucha ponad 80 mln ludzi.
Muzyka Chopina zdobyła przebojem Daleki Wschód. Dowiadujemy się np. że 22 mln Chińczyków ma wyższe wykształcenie muzyczne w dziedzinie pianistyki – więcej niż połowa mieszkańców Polski. Zwycięstwo w naszym konkursie Koreańczyka Seong-Jin Cho w 2015 r. spowodowało lawinowy wzrost zainteresowania muzyką Chopina na Dalekim Wschodzie. Deutsche Grammophon wydaje jego trzy-cztery płyty rocznie w setkach tysięcy egzemplarzy, z czego w Europie sprzedaje się najwyżej po kilkadziesiąt tysięcy. To kropla w morzu w porównaniu z zapotrzebowaniem krajów azjatyckich. W tegorocznym konkursie startuje 29 Chińczyków, 13 Japończyków, a są jeszcze bardzo mocni Koreańczycy. Europa ze swoimi 24 pianistami jest w ewidentnym odwrocie. Mówiąc nie do końca serio, jako komentatorzy z utęsknieniem czekamy zawsze na przedstawicieli naszego kontynentu, bo łatwiej nam zapamiętać i poprawnie wymówić ich imiona i nazwiska.
Azjaci nas zalewają?
– Niewątpliwie. Ale to wspaniale, że artyści z Dalekiego Wschodu polubili muzykę Chopina. Ich poziom techniki pianistycznej przewyższał naszych kandydatów, choć od strony artystycznej i emocjonalnej było to podobne do produkcji komputera dźwiękowego.
Pamiętam, jak nasz znakomity krytyk muzyczny Jan Weber mówił o tych pianistach, że to automaty z ludzką twarzą.
– Dziś już by tak nie powiedział. Trzy-cztery dekady temu oni rzeczywiście grali trochę mechanicznie, natomiast obecnie zdarzają się u nich drobne pomyłki, błędy tekstowe, co wskazuje, że zaczynają stawiać na zaniedbywaną wcześniej sferę emocjonalną muzyki, której nie da się w pełni kontrolować. Ale nadal są doskonali, często nieskazitelni, jeśli chodzi o odtworzenie Chopinowskiego tekstu. Kariera Lang Langa, który utrzymuje pozycję na rynku zachodnim już ponad 20 lat, to potwierdza. Niektórzy żartują, że za 10 lat do etapu finałowego dostaną się sami Chińczycy i nikt z Polaków (zresztą jest to możliwe nawet w tym roku). Przed taką perspektywą „chroni” nas na razie skład jurorów.
Pierwszy raz jury przewodniczy obcokrajowiec, Garrick Ohlsson z USA.
– Ten wybór to dobra decyzja, bo chroni nas przed zbyt częstym powielaniem ocen i przed posądzeniami o stronniczość.
Czy przy poprzednich konkursach miał pan pretensje do jurorów, że np. nie dali pierwszej nagrody Aleksiejowi Sułtanowowi, tylko wytypowali dwie drugie nagrody ex aequo?
– Tego typu pretensje czasem się pojawiają i niekiedy wydają się uzasadnione, ale ryzykowne byłoby doszukiwanie się jakichś środowiskowych matactw. Regulamin konkursu próbuje im zapobiegać. Wiadomo, że profesor nie głosuje na swoich wychowanków. Co więcej, jurorzy w trakcie całego konkursu nie znają sumarycznej punktacji odnoszącej się do poszczególnych pianistów. Żaden nie wie, kto w danej chwili realnie prowadzi. Pełną punktację zna tylko jedna osoba prowadząca dokumentację, a ta jest ujawniana dopiero jakiś czas po zakończeniu wydarzenia.
Rozmawiamy, gdy trwa pierwszy etap konkursu, ale czy już teraz można coś powiedzieć o poziomie kandydatów?
– Nie potrafię porównać większości obecnych kandydatów do tych występujących w poprzedniej edycji konkursu, ale jestem przekonany, że mamy do czynienia z bardzo dobrym poziomem artystycznym. Wysłuchaliśmy już ok. 60 kandydatów, a czeka jeszcze ponad 20, ale poza dwoma lub trzema przypadkami nie było na razie słabych występów. Jest sporo przeciętnych, lecz ogólna średnia jest bardzo wysoka. Zwłaszcza kandydaci z Chin i Korei prezentują bardzo wysoki poziom.
Jury będzie miało problem z wyłonieniem najlepszych. Myślę, że zwycięży matematyka. Gdy się podsumuje punkty, będzie wiadomo, kto należy do czołówki. Nawet po dzisiejszych przesłuchaniach, czwartego dnia, kiedy wysłuchaliśmy ośmiorga pianistów z Azji, w gronie komentatorów nie byliśmy w stanie stwierdzić, kto był najlepszy. Czworo znakomitych i czworo bardzo dobrych. Wydawało się, że taki kandydat jak Bruce Liu, zwycięzca sprzed czterech lat, stanowi nieosiągalny szczyt możliwości – tym razem takich osobowości może być więcej. Na przykład Kevin Chen z Kanady, który ma już wygrane dwa prestiżowe konkursy, Eric Guo, też z Kanady, czy mająca za sobą wiele sukcesów Japonka Shiori Kuwahara, dla której ten konkurs to ostatnia szansa (urodziła się w 1995 r.).
Pojawiły się doniesienia, że „bezpaństwowiec” – pod neutralną flagą, jak zaznaczono w programie – czyli obywatel Federacji Rosyjskiej, Andrey Zenin, może stanąć wysoko.
– To na pewno talent, dobra technika i trochę „ciężkie” rosyjskie granie, które mnie osobiście
Chopina portret psychologiczny
Niczego nie stawiał wyżej od komponowania
Michał Kwieciński – producent, reżyser filmowy, teatralny i telewizyjny, w kinach możemy oglądać film „Chopin, Chopin!” w jego reżyserii.
Jak zmieniło się pana spojrzenie na Fryderyka Chopina w czasie tworzenia jego filmowej biografii?
– Z początku wydawało mi się, że bardzo dużo wiem o Chopinie. Zastanawiałem się, czy jest w ogóle sens robić film o naszym wybitnym kompozytorze, bo błędnie zakładałem, że jego życie było dość monotonne; że bez przerwy grał na fortepianie, wyjechał do Nohant, wrócił do Paryża, umarł… Niestety, do tego sprowadza się powszechna wiedza o Chopinie i tylko te wątki podejmowano w filmach biograficznych o nim. A ja brałem je za całą prawdę o losach artysty. Kiedy zagłębiłem się w temat, a szczególnie w czterotomową biografię pióra Ferdynanda Hoesicka, stwierdziłem, że nie znałem wielu niesamowitych faktów i że warto stworzyć kolejną o Chopinie opowieść. Mój film nie ma typowej dramaturgii, bo nie znalazłem postaci wroga, na której mógłbym oprzeć główny konflikt.
Mamy więc konflikt między życiem i śmiercią?
– Raczej między śmiercią i muzyką. Chopin był muzyką, a jego życie osobiste nie układało się dobrze, bo niczego nie stawiał wyżej od komponowania. Bardzo silne piętno odcisnęła na nim oczywiście choroba – u artysty w wieku 25 lat zdiagnozowano gruźlicę. Gdy choroba zaczyna coraz wyraźniej się ujawniać, Chopin żyje z nią niemal jak z żoną, a muzyka odgrywa rolę kochanki. Sam rozwój choroby działa trochę jak samospełniająca się przepowiednia i ten mechanizm służy filmowej dramaturgii. Pozwala też utożsamić się z emocjami bohatera. Proszę sobie wyobrazić sytuację, w której ktoś słyszy diagnozę onkologiczną i musi z nią żyć latami. Lekarz mówi, jakie będą objawy raka: może pan się czuć źle, potem trochę lepiej, w końcu będą występować krwotoki, zrobimy naświetlania. Jeśli naświetlanie nic nie da, przejdziemy do następnego etapu leczenia. I tak po kolei. Wiadomo jednak, że koniec będzie się zbliżał coraz szybciej. Myśli i emocje człowieka w podobnej sytuacji są uniwersalne.
W filmie widzimy, że Chopin nie tylko kochał muzykę, ale wręcz był od niej uzależniony. Dostrzegł pan coś destrukcyjnego w jego największym życiowym powołaniu?
– Coś jest na rzeczy, bo gdy ktoś zajmuje się od rana do nocy muzyką, to pozostałe sprawy tracą dla niego znaczenie. I to samo w sobie ma destrukcyjny wymiar. Obsesyjny stosunek do muzyki sprawiał, że Chopin tak długo dochodził do finalnych wersji swoich utworów. Nawet bardzo proste kompozycje pisał latami i dopiero potem przekazywał wydawcom. Po Chopinie zostało 28 godzin muzyki, a jego nieskończone utwory obejmowały prawdopodobnie 100 godzin, bo był totalnym perfekcjonistą. Tworzył z pasją, lecz zamęczał się w niej. W pierwszym momencie łapał ideę utworu i odczuwał przyjemność, a potem przeżywał absolutną mękę. Proszę spojrzeć na jego zapisy nutowe, wyglądają jak jedno wielkie skreślenie.
Chopin jest uwielbiany i otaczany przez tłumy, ale wydaje się osamotniony, co sugeruje nawet jego matka. To los prawie wszystkich wielkich artystów? A może ich wybór?
– Wydaje mi się, że każdy wielki artysta musi być egocentrykiem, musi się skupiać na sobie i swojej twórczości. W tym sensie samotność jest udziałem wszystkich wybitnych twórców. Kiedy oglądam filmy dokumentalne o gwiazdach muzyki popularnej, bardzo często wracają w nich motywy twórczej męki i poczucia nieszczęśliwości losu. Ci artyści nie mogą mieć stałych partnerów, ciągle ich zmieniają, ale na końcu to wcale nie jest istotne, bo liczy się muzyka i tworzenie. Niektórzy są bardziej zrównoważeni, ale wydaje mi się, że więcej jest osobowości rozchwianych, które po prostu męczą się ze swoją ogromną kreatywnością. Nie mogą jednak żyć inaczej. Jeżeli kogoś całkowicie pochłonie pasja – nieważne, czy chodzi o muzykę, robienie filmów bądź aktorstwo – to ten artysta zawsze wybierze akt twórczy zamiast życia osobistego. Zawsze wybierze wolność, a nie spokój i stabilizację.
Chopin pasował do roli gwiazdy? Film daje nam sprzeczne sygnały co do tego.
– Wydaje mi się, że bycie gwiazdą sprawiało mu pewną przyjemność. Oczywiście Chopin cały czas krył się za maską i coś odgrywał. Z jednej strony, denerwowały go tłumy. Uważał, że są głośne, że to motłoch, który nie słucha, tylko ogląda. Z drugiej, każdy twórca chce mieć publiczność i zdobyć popularność. Nawet jeśli się w tym męczy i twierdzi, że go to nie obchodzi, uwielbienie tłumów jest mu potrzebne. Nie wierzę artystom, którzy mówią, że mają w nosie sławę i kontakt z widzem. Są tak naprawdę tego spragnieni, tworzą i występują, żeby osiągnąć sukces przed ludźmi, a nie przed sobą.
Widzi pan w Chopinie bohatera tragicznego?
– Chopin zdecydowanie jest postacią tragiczną. Grał na fortepianie od szóstego roku życia, mimo że nikt nie odbierał mu wolności w dzieciństwie. Jego rodzice byli bardzo postępowi, pozwalali mu biegać, grać w piłkę, bawić się, mieć kolegów itd. To nie był mały geniusz zamknięty w pokoju z instrumentem, tylko naprawdę niesforny, fantastyczny, otwarty chłopiec. W którymś momencie wewnętrzny przymus codziennego grania i ćwiczenia okazuje się jednak tak wielki, że zapomina się o towarzystwie znajomych i o innych aktywnościach. To wchodzi w nawyk, a potem staje się mantrą dnia codziennego. Relacje międzyludzkie schodzą wtedy na dalszy plan, nie są pogłębiane, wydają się zbędne. Od pewnego etapu Chopin nieustannie grał. Wielka osobowość i charyzma sprawiały, że gromadziła
80 lat Perły wśród festiwali – Festiwal Chopinowski w Dusznikach-Zdroju
Niewiele jest miejsc, w których pozostały ślady pobytu Fryderyka Chopina, a jeszcze mniej takich do których pielgrzymują artyści z całego świata. Takim genius loci są Duszniki-Zdrój, dawny Kutrhaus dzisiaj nazywany Dworkiem Chopina. To tutaj wystąpił Fryderyk Chopin, a jego
Konkurs chopinowski może odmienić życie
Wszyscy chcą grać pierwszoplanowe role czy, używając metafory pianistycznej, być solistami i występować w Carnegie Hall Jakub Piątek – reżyser i scenarzysta filmowy Kiedy zaczęła się twoja przygoda z konkursem chopinowskim? – Po studiach współpracowałem z Narodowym Instytutem Fryderyka Chopina jako filmowiec, przygotowując krótkie zapowiedzi koncertów i materiały edukacyjne. Zrobiłem też film „In Between” o wykonawstwie historycznym przed I Konkursem Chopinowskim na Instrumentach Historycznych. Te działania pozwoliły mi zbliżyć się do muzyków. Wyjątkowo dobrze
Nowy album Joanny Sochackiej z muzyką Fryderyka Chopina
Chopin Preludes, Polonaise-Fantasy Sheva Collection (SH 298) Joanna Sochacka Najnowszy album Joanny Sochackiej z muzyką Fryderyka Chopina, wydany przez wytwórnię Sheva Collection, dostępny jest w dystrybucji międzynarodowej od 27 maja 2022 r. Płyta dostępna jest
Inauguracja 31. Festiwalu Mozartowskiego w Warszawie
Premiera wydawnictw płytowych Warszawskiej Opery Kameralnej Festiwal Mozartowski w Warszawie 7 maja-10 lipca 2022 To 31. edycja największego na świecie festiwalu poświęconego wyłącznie Mozartowi Gala Inauguracyjna – 7 maja 2022 w Filharmonii Narodowej W trakcie
Premiera płyty Julii Kociuban „Polish Polonaises”
Już 3 maja 2022 r. ukaże się drugi solowy album jednej z najwybitniejszych polskich pianistek, Julii Kociuban, zatytułowany „Polonezy Polskie”. Na płycie znajdą się utwory m.in. Fryderyka Chopina, Ignacego Jana Paderewskiego, Alfonsa Szczerbińskiego i Juliusza
Polonez-Fantazja
Nie jestem pewien, czy z utworów Chopina akurat „Polonez-Fantazja” jest mi najbliższy. Gdybym taki utwór miał wskazać, padłoby chyba na „Balladę g-moll”, którą przed wielu laty wykonał parę razy w naszym mieszkaniu Zdzisław Bytnar, brat mamy, dyrygent i pianista. Wuj, osiadły w Sopocie, przyjeżdżał od czasu do czasu do nas do Krakowa i swoją obecnością tworzył rodzinne święto. Uczyłem się już wtedy muzyki, lecz wuj w „Balladzie g-moll” wydobywał z fortepianu możliwości dla mnie, 11-latka, kompletnie niewyobrażalne, nigdy
Labolatoria, Chopin, Pinokio, NadMatczak
W ubiegłym tygodniu byliśmy świadkami ekscesów autorstwa politycznych i profesorskich elit. Nawet nie wiem, czy uda mi się je wszystkie choćby w skrócie wymienić. Obejrzeliśmy coś jakby benefis polskiej próżności, bylejakości, zadufania i nieuctwa w wykonaniu najważniejszych osób w państwie i ich politycznych adwersarzy. W przeciwieństwie do wyników konkursu chopinowskiego, których wedle słów prezydenta Dudy „nie kwestionuje nikt”, w moim konkursie nie wiadomo, kto jest niekwestionowanym zwycięzcą. Andrzej Duda z werdyktem się zgadza, choć wyznał bez skrępowania, że zwycięzcy









