Polonez-Fantazja

Polonez-Fantazja

Nie jestem pewien, czy z utworów Chopina akurat „Polonez-Fantazja” jest mi najbliższy. Gdybym taki utwór miał wskazać, padłoby chyba na „Balladę g-moll”, którą przed wielu laty wykonał parę razy w naszym mieszkaniu Zdzisław Bytnar, brat mamy, dyrygent i pianista. Wuj, osiadły w Sopocie, przyjeżdżał od czasu do czasu do nas do Krakowa i swoją obecnością tworzył rodzinne święto. Uczyłem się już wtedy muzyki, lecz wuj w „Balladzie g-moll” wydobywał z fortepianu możliwości dla mnie, 11-latka, kompletnie niewyobrażalne, nigdy dotąd nieprzeczuwane. Chodziłem po mieszkaniu jak zaczarowany, chłonąc huragan dźwięków dochodzący zza drzwi. Widząc mnie w takim stanie, mama po odjeździe wuja kupiła adapter. A miesiąc później znalazłem pod choinką płytę w białej kopercie z napisem: „Fryderyk Chopin – Dzieła wszystkie”. Przez następne dni i tygodnie słuchałem tej płyty na okrągło. Były to polonezy. Jako pierwszy rozbrzmiewał „Polonez A-dur”, którego pierwsze takty znałem już jako sygnał rozgłośni radiowej Warszawa Jeden. Lecz potem były same nowości. Najpierw basowy, grobowy i gromowy, „Polonez c-moll”. Po nim pełen wściekłych akordów i pasaży „Polonez f-moll” z niespodziewanym, tęsknym mazurkiem pośrodku. Wszystkie te utwory wykonywała brawurowo Halina Czerny-Stefańska. Wuj ją znał, mówił o niej „Halinka”, co oczywiście

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2021, 48/2021

Kategorie: Andrzej Romanowski, Felietony