Tag "II Wojna Światowa"

Powrót na stronę główną
Kultura

Cudzoziemcy w powstaniu

Dzisiaj próbuje się wpisać powstańców w idee białej Polski, która dyskryminuje inne nacje i rasy Małgorzata Brama – reżyserka O cudzoziemcach w powstaniu warszawskim właściwie się nie dyskutuje, a już na pewno nie w kinie. Powstańcy o nich nie mówią? – Przeciwnie, to powstańcy chcą temat nagłośnić. Realizuję filmy na zlecenie Związku Powstańców Warszawskich. To oni za każdym razem wybierają dla mnie temat, który zgłębiam i przygotowuję w formie fabularyzowanych dokumentów. Grają w nich aktorzy z pierwszej ligi. Do tej pory nakręciłam filmy o Kazimierzu Leskim czy Janie Mazurkiewiczu „Radosławie”, teraz jestem na planie nowego obrazu o Stanisławie Jankowskim „Agatonie”. Zagrali w nich Ireneusz Czop, Danuta Stenka, Mateusz Banasiuk, Jerzy Rogalski, Aldona Jankowska czy Małgorzata Zajączkowska – jedyna Polka, która ma na koncie rolę u Woody’ego Allena w filmie „Strzały na Broadwayu”. Wspominam o tym, żeby pokazać, o jakiej skali mówimy. Jeśli powstańcy życzą sobie, żeby w kolejnym filmie pokazać nie polskiego bohatera, tylko oddać hołd cudzoziemcom, którzy ich wsparli, to ich nastawienie jest jasne. Dlaczego powstańcy chcieli filmu o cudzoziemcach akurat teraz? – Przedstawiciele ZPW wiedzą, że to ostatni moment na zrobienie jakiejkolwiek dokumentacji tematu bardzo mało poznanego ze względu na słabą ewidencję w czasie powstania. Mamy niewiele danych o przedstawicielach innych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Ludwik Stomma

Westerplatte

1 września mają się odbyć na Westerplatte obchody 79. rocznicy wybuchu II wojny światowej, która tu właśnie miała się zacząć. Tak przynajmniej przeczytałem w oficjalnej enuncjacji. Zawiera ona jedną nieścisłość i jeden, co już nas nie dziwi, polonocentryzm. Najpierw nieścisłość. Pancernik „Schleswig-Holstein” oddał pierwszą salwę w kierunku polskiej składnicy wojskowej na Westerplatte o godz. 4.45. W tym czasie (przynajmniej od godz. 4.35) trwały już bombardowania przygranicznych miast polskich z Wieluniem na czele (tam zaczęły się około godz. 4.40). Dr Tadeusz Olejnik twierdzi, że niemieckie natarcie w kierunku Chojnic ruszyło już o godz. 4.15. Tak czy owak Wieluń był przed Westerplatte. Teraz sprawa ogólniejsza. W żadnym podręczniku francuskim, angielskim, włoskim czy amerykańskim 1 września 1939 r. nie jest datą początku II wojny światowej; to tylko data lokalnej wojny polsko-niemieckiej. Nie bez racji. Wojna rozszerzyła się 3 września 1939 r., kiedy wypowiedziały ją Niemcom Anglia i Francja. I wtedy jednak – oponują Amerykanie – przybrała charakter europejski, a nie światowy, gdyż kraje kolonialne nie miały zdolności do własnej decyzji politycznej, a tym bardziej akcji militarnej. Wprawdzie Australia i Nowa Zelandia traktatowo weszły do wojny we wrześniu 1939 r., jednak do walki włączyły się dopiero pod koniec roku 1940. Wymiar prawdziwie światowy osiągnęła więc wojna dopiero

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Zabić Hitlera!

NKWD organizowało trzy zamachy na wodza III Rzeszy Wiedza o zamachach na Hitlera planowanych przez niemiecki ruch oporu i brytyjskie tajne służby jest dość powszechna. Mało kto jednak wie, że plany zabicia Hitlera opracowało także NKWD. Główny Zarząd Bezpieczeństwa Państwowego Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych otrzymał polecenie wyeliminowania Führera. NKWD, działając na bezpośredni rozkaz Stalina przekazany przez Berię, podjął trzy takie próby. Pierwszy zamach planowano, zanim jeszcze wybuchła II wojna światowa, a następne, kiedy wojska Hitlera walczyły ze Związkiem Radzieckim. Hitler zwalczał komunistów w III Rzeszy, więc Stalin uznał europejski faszyzm za zagrożenie. Dotyczyło to nie tylko samego Hitlera, ale także najwyższych dostojników państwa niemieckiego. Już w 1934 r. szef specjalnej grupy NKWD Jakow Sieriebriański otrzymał polecenie zlikwidowania premiera Prus Hermanna Göringa podczas jego podróży do Francji. Zwerbowano snajpera, ale wizyta Göringa nad Sekwaną została odwołana. Oczywiście NKWD dysponował odpowiednimi ludźmi i środkami, by przeprowadzić zamach w Niemczech. Agenci specjalni, wyszkoleni w tropieniu i zabójstwach przeciwników politycznych Stalina w całej Europie i na świecie (np. w Meksyku), wtapiali się w otoczenie, prowadzili nierzadko normalne życie. Będąc latami w „uśpieniu”, potrafili nagle przejść do czynnej służby i zabijać za pomocą trucizny lub

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Muzeum jakiegoś powstania

Zamiast marszu żałoby po największej klęsce, jaka dotknęła Warszawę w jej historii, oglądaliśmy garstkę weteranów powstania otoczoną przez tłum polityków cisnący się przy pomniku Gloria Victis na Powązkach. I krzykaczy ryczących oenerowskie hasła za aprobatą ministra spraw wewnętrznych. Każda kolejna rocznica powstania ma coraz mniej wspólnego z tym, co się działo w 1944 r. Nieszczęsnym symbolem tego sierpnia stał się Mike Tyson. Amerykański bokser, półanalfabeta, gwałciciel i narkoman, który odgryzł przeciwnikowi ucho. Założono mu biało-czerwoną opaskę, by wydukał parę słów o powstaniu. A za ten kretyński pomysł zapłaciły państwowe firmy. Ale czego się spodziewać po ludziach bez wiedzy i kompetencji, jacy obleźli wszystkie instytucje, do których władza pompuje pieniądze? Wiedzą, kto ich powołał i komu mają być za to wdzięczni. Ale tego, że mają coś robić z sensem, w tych umowach nie ma. Bo i nie może być. Mysz nigdy nie zaryczy jak lew. Czy po tej ekipie można oczekiwać czegoś więcej niż garści frazesów? Wiedza o tym, jak straszną klęską i katastrofą dla mieszkańców stolicy było powstanie, coraz trudniej przebija się do młodych. Nie znają prawdziwej historii powstania. Nie znają faktów, a więc i wniosków, jakie naród powinien wyciągnąć z samobójczej decyzji polityków i wojskowych. Nic nie wiedzą o dowódcach, którzy wysłali

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Powstanie w tajnych dokumentach AK

Sfery wojskowe budują swą karierę na poniewierce i głodzie rodaków Spór o przyczyny i skutki powstania warszawskiego trwa już ponad 70 lat, lecz papier zapisany przez uczestników zrywu w Warszawie i historyków służy nie tylko do odtworzenia poszczególnych wydarzeń, ale także do wybielenia osób, które decyzję o powstaniu podjęły. W całej historiografii powstania nie ma natomiast żadnego opracowania opisującego, jak powstały mity i legendy dotyczące walk w Warszawie, a bez tego nie sposób zrozumieć, dlaczego w literaturze tematu, w relacjach uczestników i w publicystyce obowiązują – czy może są poprawne politycznie – takie, a nie inne opinie o powstaniu. Jest za to namnożenie się „przyczyn” i „powodów”, będące skutkiem podjęcia przez służby AK określonych działań, po to by ukryć prawdę o tym, dlaczego rozpoczęto samo powstanie, dlaczego ono upadło i jaki był do niego rzeczywisty stosunek warszawiaków. Publikowane poniżej dokumenty są wyimkiem z książki „Zakłamana historia powstania. Tom II”. „Prezes”1 3 VIII 1944, godz. 14.50 Podaję poniżej treść odprawy u „Grzegorza”2 […] Wskazania. Nie dopuścić do żadnych dyskusji na temat braku amunicji czy broni. Obalać mniemanie o brakach – tłumacząc je spojrzeniem informatorów z ciasnego odcinka. Żadnych krytyk, żadnego osłabiania ducha żołnierza, który jest świetny. […] Jan Rzepecki [Wspomnienia] XX. Powstanie Warszawskie […]

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Niech policzą nasze trupy

Akt psychicznego egoizmu, przedsięwzięcie karygodnie lekkomyślne – elity intelektualne o powstaniu warszawskim Powstanie warszawskie było największą obok kampanii wrześniowej polską klęską podczas II wojny światowej. Zginęło w nim ok. 17 tys. powstańców oraz 150-200 tys. cywilów. Do tego trzeba dodać warszawiaków wywiezionych do niemieckich obozów koncentracyjnych – 55 tys., z których przynajmniej połowa nie dożyła końca wojny. Nie znamy i prawdopodobnie nigdy nie poznamy dokładnej liczby tych spośród 600 tys. cywilów wypędzonych z Warszawy, którzy zginęli w wojennej poniewierce. Straty materialne poniesione w wyniku powstania przez Warszawę oszacowano w 2004 r. na co najmniej 45,3 mld dol. amerykańskich. Przeciwnikiem powstania w Warszawie był m.in. dowódca 2. Korpusu Polskiego gen. Władysław Anders. W liście do ppłk. Mariana Dorotycza-Malewicza „Hańczy” z 31 sierpnia 1944 r. nie szczędził ostrej krytyki dowództwu AK: „Byłem całkowicie zaskoczony wybuchem powstania w Warszawie. Uważam to za największe nieszczęście w naszej obecnej sytuacji. Nie miało ono najmniejszych szans powodzenia, a naraziło nie tylko naszą stolicę, ale i tę część Kraju, będącą pod okupacją niemiecką, na nowe straszliwe represje. (…) Powstanie w ogóle nie tylko nie miało żadnego sensu, ale było nawet zbrodnią”. Rację gen. Andersowi przyznał po latach emigracyjny historyk prof. Jan Ciechanowski, (1930-2016), autor opracowań

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Z żołnierskiego życiorysu…

„Ważne jakiej Polsce służysz, ale nie mniej ważne jak jej służysz”. „Prawem żołnierza jest być dobrze dowodzonym” 6 lipca tego roku skończyłby 95 lat żołnierskiego życia. W mundurze przesłużył 48 lat (1943-1991). Generałem

Publicystyka

Bez poczucia winy

Dlaczego Ukraińcy kłamią w sprawie rzezi wołyńskich? Na przełomie 2013 i 2014 r. polskie elity polityczne prawie powszechnie poparły brutalny przewrót na Ukrainie. Poparciu temu towarzyszył, widoczny zwłaszcza w mediach, graniczący z euforią entuzjazm. Jak zwykle w polskiej polityce, zabrakło chłodnej refleksji. Nie przyjmowano do wiadomości nielicznych głosów ostrzegających przed widocznymi na kijowskim Majdanie upiorami przeszłości – odwoływaniem się do tradycji i symboliki nacjonalizmu ukraińskiego. Wręcz przeciwnie, z „Gazety Polskiej” można było się dowiedzieć, że dopiero z „wolnymi ludźmi” da się prowadzić dialog na „trudne tematy” z przeszłości. Dzisiaj wiemy, że ten dialog jest prawie niemożliwy. Strona ukraińska nie przyjmuje do wiadomości nie tylko faktów historycznych dotyczących zbrodniczej działalności Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, ale nawet wyników ekshumacji w Hruszowicach. Jest już oczywiste, że pomajdanowa Ukraina nie chce rozliczenia zbrodniczej przeszłości formacji, których pamięć kultywuje i uznaje za fundament tożsamości narodowej. Nie chce przede wszystkim dopuścić do upamiętnienia ofiar ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego, ich ekshumacji i godnego pochówku. Od czasu pierwszego przewrotu politycznego na Ukrainie z 2004 r. szerzy się w przestrzeni publicznej tego kraju kult najbardziej ponurych postaci symbolizujących nacjonalizm ukraiński, takich jak Stepan Bandera, Roman Szuchewycz, Dmytro Doncow,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Podpalacze Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej

Podczas krwawej niedzieli 11 lipca i po niej zginęło ok. 20 tys. Polaków Mija 75 lat od wielkiej tragedii, jaką była krwawa niedziela na Wołyniu. 11 lipca 1943 r. uzbrojone bandy ukraińskich nacjonalistów otoczyły sześć kościołów i wymordowały Polaków uczestniczących w niedzielnych nabożeństwach; kościoły zostały podpalone lub zburzone. Takiej masakry w świątyniach nie było od czasu najazdu Tatarów, tym razem był to pogrom zaplanowany pod kryptonimem „Akcija na Petra i Pawła”. W następnych dniach te same bandy zaatakowały ponad sto polskich wsi i osiedli w powiatach Horochów, Włodzimierz Wołyński i Kowel. Ocenia się, że podczas krwawej niedzieli i po niej zginęło ok. 20 tys. Polaków. Wielonarodowościowy Wołyń był pierwszym obszarem, na którym ukraińscy ekstremiści, obywatele polscy, rozpoczęli budowanie jednoetnicznej samostijnej Ukrainy, opierając się na programie sformułowanym na zjeździe założycielskim Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) w 1929 r. Zamierzeniem tej organizacji, ideologicznie związanej z faszyzmem niemieckim, była eksterminacja społeczności nieukraińskiej okupującej „ukraińskie ziemie etnograficzne”. Od wielu lat Ukraińcy o galicyjskim rodowodzie przygotowywali się do „usuwania” Polaków. Warunki do osiągnięcia tego celu stworzył im niemiecki okupant. Po zajęciu Kresów przez ZSRR we wrześniu 1939 r. OUN zdecydowała się na przeniesienie swoich kadr do powołanego przez Hitlera

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

To jest potrzebne nam, żywym

Pamięć o bohaterach spod Darnicy Dziękuję za opublikowanie w PRZEGLĄDZIE mojego artykułu o Darnicy. W ten sposób PRZEGLĄD jako jedyny przypomniał o tym boju polskich przeciwlotników w obronie Kijowa i upomniał się o ich dobre imię oraz zapomniane mogiły na darnickim cmentarzu. Z tym większą satysfakcją posyłam ten numer tygodnika do Kijowa pisarzowi i publicyście Jewhenowi Łukanience, który od lat nie ustaje w staraniach, żeby ukraińskie władze pamiętały o Polakach poległych w Darnicy. 27 kwietnia tego roku pisał on do mnie: „Informuję Cię o niewielkim postępie w sprawie upamiętnienia polskich przeciwlotników. Bo oto po raz pierwszy rejonowa administracja Darnicy zorganizowała oficjalną uroczystość, połączoną z religijną, cerkiewną ceremonią. Jak się zorientujesz z listu czytelniczki do »Raboczej Gaziety« opublikowanego 5 kwietnia, nasze starania podtrzymali zwykli kijowianie. Ludzie z centrum Kijowa i z Darnicy, wspominając poległych, 11 kwietnia, złożyli kwiaty i zapalili 49 świeczek, w tym i za tych dziewięciu poległych, których nazwisk nie udało ci się ustalić”. A oto list czytelniczki, Julii Tkaczenko. Zwracam się do was z wielką prośbą. 23 lutego w waszej gazecie ukazał się artykuł „Pozytywny historyczny fakt bez pozytywnego wykorzystania”. Do głębi duszy wzruszyła mnie historia polskich chłopców walczących o wolność naszą i waszą, poległych i na zawsze pozostałych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.