Tag "Joe Biden"

Powrót na stronę główną
Świat

Monarchia pozorów

Arabia Saudyjska łamie prawa człowieka, choć Muhammad ibn Salman podaje się za reformatora Prezydent USA Joe Biden, przemawiając w Warszawie, zwrócił uwagę na uzależnienie Europy od rosyjskich paliw kopalnych, które napędza machinę wojenną prezydenta Rosji Władimira Putina. Zapowiedział też, że Waszyngton pomoże w zdywersyfikowaniu źródeł dostaw, najpewniej korzystając z sieci partnerów handlowych, potencjalnych lub obecnych. Jednym z nich jest Arabia Saudyjska. Waszyngton od pierwszych dni wojny naciska na Rijad i inne stolice naftowych monarchii Półwyspu Arabskiego, by zwiększyły podaż ropy na rynku i pomogły tym samym w obniżeniu światowych cen surowca. Te naciski nie odnoszą jednak skutku. Już w marcu „Wall Street Journal” informował, że następcy tronów Arabii Saudyjskiej i Abu Zabi, a de facto władcy swoich krajów, nie chcą się zgodzić na rozmowę telefoniczną z Bidenem. Choć zarówno Arabia Saudyjska, jak i Zjednoczone Emiraty Arabskie uchodzą za bliskich sojuszników Waszyngtonu, w rzeczywistości ich relacje z Amerykanami znacząco się pogorszyły, od kiedy Donald Trump opuścił Biały Dom. Joe Biden bardziej krytycznie patrzy na politykę w arabskich monarchiach, jednak w relacjach z Rijadem kluczowe są interesy, a nie promocja demokracji. Więzienia dla działaczy i dziennikarzy Wśród pierwszych decyzji administracji

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Mity o sankcjach

Opinia publiczna i europejscy decydenci karmią się wyidealizowaną wizją sankcji gospodarczych – czym są, do czego służą i jak działają Im dłużej trwa wojna Putina i im więcej przerażających obrazów dociera do Europy z Ukrainy, tym większe znaczenie przypisywane jest sankcjom. Czasami wręcz magiczne. I nie jest to głos cynika albo wyłącznie kpina. Europejscy decydenci i opinia publiczna zdają się bowiem zachowywać tak, jak gdyby ekonomiczne środki nacisku na Rosję miały moc cofania czasu, przemiany umysłów i zatrzymywania kul w locie. Rzeczywistość jest jednak odległa od tego życzeniowego myślenia. Sankcje gospodarcze potrafią być potężną bronią, dotkliwą dla uderzonego. Pod warunkiem że wie się, po co i do czego chce się ich użyć. Jak pokazuje obecna sytuacja, na Zachodzie nie ma zgody nawet co do podstawowych faktów. Czy sankcje (a także późniejsze embargo na surowce) mają doprowadzić do rozmów pokojowych? Do trwałego wykluczenia Rosji ze wspólnoty międzynarodowej? Do zmiany władzy na Kremlu? A może do energetycznej transformacji Europy lub będą groźbą, która dotrze do Pekinu? Uzasadnienia zmieniają się regularnie i potrafią przeczyć sobie nawzajem. Na razie – jako UE i umowny „świat demokratyczny” – bardzo chcemy ostrych sankcji, nawet jeśli nie jesteśmy zgodni, jakich i dlaczego. Historia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Wojciech Kuczok

Świetlana przeszłość

Z początkiem kwietnia zaśnieżyło pół Polski, teraz mróz dotarł i do mnie na Gotlandię, czyli zima przyszła po wiośnie – a skoro tak, może czas cofnie się jeszcze trochę, to jest dobry wektor, niech już płynie wyłącznie wstecz. Poczekamy trochę i przyjdzie jesień, nie złota, ale zwykła jesień przedwojenna, kiedy o ludobójstwie w sercu Europy można było co najwyżej poczytać w podręcznikach historii, a o mobilnych krematoriach nikomu nawet się nie śniło. Ulice ukraińskich miast nie będą wysypiskami śmierci, będzie na nich tętniło życie tych, którym je odebrali umundurowani oprawcy, wypalone kikuty domów odrosną, wybuchy zmienią się w implozje; umysły się oczyszczą z koszmarów. Będziemy sobie mędrkować za Marksem, że historia lubi się powtarzać za drugim razem jako farsa, nieświadomi, że to nieprawda, że zawsze powtarza się jako tragedia, wciąż ocieka krwią, zawsze odtwarza ten pierwszy raz, nie ma w niej nawet krzty komizmu. Ale skoro zima po wiośnie, trzymajmy się tego kursu, za parę lat wróci do życia także 6 mln ofiar covidu, i my sami będziemy młodnieć, stawać się coraz naiwniejsi, coraz mniej doświadczeni; buńczuczni, lecz bezradni bez opieki zmartwychwstałych rodziców. Przyjdzie nam paradować w pochodach i święcie wierzyć w hasła ze sztandarów,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Ich chata z kraja

Dla Amerykanów wojna w Ukrainie to przede wszystkim źródło problemów z rosnącymi kosztami życia Korespondencja z USA Gdy miesiąc temu pisałam relację z protestu przeciwko wojnie w Ukrainie w moim 200-tysięcznym mieście na północy Kolorado, szczerze wierzyłam, że prędzej czy później Amerykanie ockną się z szoku, że do wojny w ogóle doszło, i aktywniej włączą się w akcje pomocowe na rzecz ukraińskich uchodźców i żołnierzy. Transparenty zostawiłam więc przy drzwiach, przekonana, że akcje solidarności z Ukrainą będą się powtarzać regularnie i za chwilę znów wyjdę z nimi na ulicę. Światy równoległe Wojna trwa już ponad sześć tygodni. Ukraińskie akcesoria stoją przy drzwiach nietknięte, a w moim domu jako jedynym na osiedlu są w oknie symbole solidarności z Ukrainą. Poczucie egzystencji w dwóch nie za bardzo zazębiających się światach nie tylko nie przeszło, lecz jeszcze się wzmogło. Ten pierwszy to krąg rodaków. I w realu, i w sieci Ukraina pozostaje dla nas tematem numer jeden. Uczestniczymy w zbiórkach, wymieniamy się informacjami, śledzimy rozwój sytuacji w swoich rodzinnych miejscowościach w Polsce, bo wielu naszych bliskich przyjęło pod swój dach uchodźców i czujemy się odpowiedzialni za udzielenie im wsparcia. Społeczność polonijna w Denver wysłała do Polski już kilka kontenerów darów wartych dziesiątki tysięcy dolarów. Tydzień temu Polski

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wojna w Ukrainie

Poligon Ukraina

Wojna na wschodzie to okazja do wielu testów Wojna w Ukrainie to pierwszy od niemal 80 lat tak intensywny konflikt zbrojny w Europie. Naprzeciw siebie stanęły dwie regularne armie, wyposażone w potężne arsenały konwencjonalnych środków walki. Rosjanie i Ukraińcy mierzą się przede wszystkim na lądzie, ale wojna toczy się również w powietrzu i, w mniej spektakularnej skali, na morzu. Polem ostrej wymiany ciosów jest także przestrzeń informacyjna oraz środowisko cybernetyczne. Jest to więc konflikt totalny, do którego obie strony posłały pół miliona żołnierzy – a mowa tu wyłącznie o „tradycyjnych”, kinetycznych zmaganiach. Obejmuje zasięgiem całość Ukrainy – będącej pod względem wielkości piątym krajem na kontynencie – i symboliczne skrawki Rosji. Rozlał się zarazem na wszystkie strony świata – w jego cyfrowym wymiarze oraz dosłownie, w postaci rzeki uchodźców docierających nawet za ocean. Dotąd tylko w byłej Jugosławii, pod koniec XX w., walczyły ze sobą regularne wojska, z których część przeszła drogę od ochotniczych milicji do państwowych armii. Później doszło do konfliktu zbrojnego w Donbasie, gdzie po raz pierwszy starli się Ukraińcy z Rosjanami, ale tych drugich oficjalnie tam nie było. Kreml przekonywał nas bowiem, że mamy do czynienia z secesjonistami (słynnymi już „traktorzystami, górnikami i hutnikami”). No i ta wojna miała samoograniczający

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

(Nie)świąteczna atmosfera

Po ostatnich zamachach w Izraelu wojsko stara się zapobiec eskalacji przemocy „Obywatele Izraela, doświadczamy właśnie fali morderczego terroryzmu”, powiedział premier Naftali Bennett 30 marca. Odniósł się w ten sposób do trzech ataków terrorystycznych w Beer Szewie, Haderze i Bene Berak, które kosztowały życie 11 osób. Premier dodał, że każdy, kto ma zezwolenie na noszenie przy sobie broni palnej, powinien właśnie tak robić, i zapowiedział, że rząd pracuje nad rozwiązaniem, które zaangażowałoby cywilnych ochotników w pomoc służbom. Spośród czterech zamachowców aż trzech miało izraelskie obywatelstwo i było znanymi zwolennikami Państwa Islamskiego. Znanymi także policji, bo dwóch odsiedziało wyroki za zarzuty powiązane z terroryzmem. Zamachowcom nie udało się uciec, zostali zabici przez policję, a w wypadku napastnika z Beer Szewy przez kierowcę przejeżdżającego autobusu. Te ataki wywołały jednak w Izraelczykach strach i poczucie paranoi. Nieczęsto w końcu się zdarza, żeby sprawcą zamachu był arabski obywatel Izraela. Częściej ofiarą ataków padają też żołnierze służący w punktach kontrolnych na Zachodnim Brzegu, ale to ryzyko wpisane w ich pracę. Od wieczoru 1 kwietnia trwa poza tym ramadan, który zwykle jest okresem napięć między Izraelczykami a Palestyńczykami. Aby zaradzić rosnącym konfliktom, rząd Bennetta wyasygnował

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Romanowski Felietony

Refleksje i realia

Tak, wojna ukraińska jest przejawem rywalizacji rosyjsko-amerykańskiej (z Chinami w tle). Tak, USA i Zachód popełniły w minionych latach wiele błędów. Lecz to przecież nie USA/Zachód ciągnęły Ukrainę do NATO. To sama Ukraina, która w 1994 r. wyrzekła się arsenałów jądrowych (uzyskując gwarancje bezpieczeństwa od USA i Rosji), ciążyła i ciąży w stronę wspólnot euroatlantyckich, bo czuje zagrożenie Rosji. Granica oddzielająca Rosję od kolebki ruskiej państwowości, od ludzi mówiących podobnym, a czasem tym samym językiem, granica przecinająca to, co przez ostatnie trzy i pół wieku było wspólne, nie mogła być dla Rosjan czymś innym niż sztucznością i krzywdą. Zwłaszcza że rozszerzenie Ukrainy na wschód, a w roku 1954 podarowanie jej Krymu, dokonało się kosztem Rosji. Lecz Ukraina jako odrębne państwo też zawsze istniała wbrew Rosji! I żył w niej wielomilionowy (większy niż polski) ukraiński naród, którego istnienie Władimir Putin właśnie kwestionuje. Jeżeli więc państwo ukraińskie i naród ukraiński chcą istnieć, muszą uciec jak najdalej od Rosji. Można rzec: trzeba było pooddawać części swego terytorium. Czy jednak jakiekolwiek państwo dokonałoby dobrowolnie takich cesji? Brzmią mi w uszach słowa z wywiadu, który w 1993 r. przeprowadziłem z wiceministrem (późniejszym ministrem) spraw zagranicznych Ukrainy, Borysem Tarasiukiem. Już

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wojna w Ukrainie

Rykoszet

Sankcje wymierzone w Rosję już uderzyły w Europę Plan był prosty – ponieważ Rosja zaatakowała Ukrainę, sankcje wprowadzone przez Unię Europejską i Stany Zjednoczone cofną rosyjską gospodarkę do epoki kamienia łupanego. Kraj padnie na kolana, a Zachód podyktuje Moskwie warunki pokoju. Komisja Europejska na swojej stronie internetowej precyzyjnie opisała zestaw przyjętych sankcji, ale nie ma tam odpowiedzi na pytanie, ile będą one kosztowały Kreml. W zachodnich mediach wiele jest spekulacji, lecz brakuje rzetelnych analiz. Co gorsza, jak powiedział ostatnio premier Mateusz Morawiecki, „sankcje nie działają”. Po początkowym głębokim spadku notowań rubla względem innych walut jego kurs wrócił do poziomu sprzed wojny. Larry Elliott na łamach dziennika „The Guardian” już 6 marca w artykule „Gospodarka rosyjska jest oblężona. Czy jednak Zachód nie pęknie pierwszy?” zwrócił uwagę na niepowodzenie sankcji zastosowanych wobec Rosji zarówno w roku 2008, po wojnie z Gruzją, jak i po zajęciu Krymu w roku 2014. Ostrzegał przy tym, że kraje zachodnie także zapłacą wysoką cenę. 7 marca zespół naukowców pod kierownictwem ekonomistów prof. Moritza Schularicka i prof. Moritza Kuhna z uniwersytetów w Bonn i Kolonii przedstawił ocenę konsekwencji odcięcia się niemieckiej gospodarki od rosyjskich paliw. Najbardziej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Put-in, Put-out, Put-up, Put-down

Putin spowodował, że od ponad miesiąca nie sposób pisać o czymś innym niż wojna w Ukrainie dziś, a jutro być może w całej Europie (świecie?). Putin nie zaakceptował tego, że wojna nie jest już w cywilizowanym świecie, doświadczonym II wojną światową, metodą zmiany granic. Nie zrozumiał, że pokój jest wartością nadrzędną. Dla tej wartości należy poświęcić inne racje. A w czasach, gdy mocarstwa nie tylko globalne, lecz nawet regionalne dysponują bronią jądrową, pokój jest wartością tym większą. Przeciwieństwem pokoju jest nie tylko wojna, ale wręcz zagłada ludzkości. W XIX i XX w. podstawą roszczeń terytorialnych były albo tzw. racje historyczne, albo wola ludności. Bywało tak, że w odniesieniu do tego samego terytorium jedna strona powoływała się na racje historyczne, a druga na wolę mieszkańców. By ograniczyć się do polskiego przykładu: przed wojną Polska uważała, że Wilno czy Lwów jej się należą, bo zamieszkująca je ludność jest w większości polska. Litwa uważała, że Wilno jej się należy, bo to historyczna stolica Wielkiego Księstwa, choć Litwini stanowili mały procent jego mieszkańców. Ukraińcy uważali, że Lwów jest im należny, bo chociaż większość jego mieszkańców stanowią Polacy, to przecież historycznie jest to ruskie miasto. Kłopot w tym, że Lwów nam się należał za sprawą woli mieszkańców, ale już

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Moje nie dla para bellum

Partia rządząca podjęła decyzję o podwojeniu liczebności armii. Opozycja ją poparła. Edukacja i służba zdrowia muszą poczekać do kolejnych wyborów W ostatnich tygodniach mieszkańcy wschodniej Europy żyją przytłoczeni skutkami tragicznej wojny w Ukrainie, która przyniosła bombardowania i śmierć, rozpaczliwe i wymuszone ucieczki, jednym słowem lawinę ludzkich nieszczęść. Dokonuje się zwrot w polityce naszego kontynentu, zachodniej wspólnoty z Japonią, Koreą Południową i Australią, a także w wymiarze globalnym. Jeszcze nie wiemy, w którą pójdziemy stronę, jeszcze nie wiemy, z kim, dokąd i po co. Wybuchła wrzawa pełna ludzkiej rozpaczy, potępienia i zaciekłej nienawiści. Muszę w tej wrzawie zabrać głos, by zaprezentować punkt widzenia wielu ludzi mojej generacji, którzy pewne mechanizmy i procesy widzą nieco inaczej. Jestem z tych roczników, którym lata dzieciństwa przypadły na czas II wojny światowej. My dobrze wiemy, co przynosi wojna. Przez wiele lat PRL powtarzaliśmy szczerze wraz z innymi hasło „Nigdy więcej wojny”. W większości jesteśmy pacyfistami. Przeżyliśmy dekady zimnej wojny między Wschodem a Zachodem, kilka kroków od krawędzi światowej wojny jądrowej. Udało się uniknąć najgorszego, wojna jądrowa nie wybuchła, świat przeżył. My nad Wisłą obserwowaliśmy uważnie, jak po drugiej stronie Łaby powstaje wspólnota EWG, w której Francja, RFN i Włochy wraz

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.