Tag "kobiety"

Powrót na stronę główną
Świat

Dziecięce małżeństwa

Na całym świecie co roku ok. 15 mln nieletnich dziewcząt jest wydawanych za dorosłych mężczyzn Korespondencja z Berlina W kwietniu 2017 r. w Niemczech weszła w życie ustawa, wedle której zawieranie związku małżeńskiego będzie możliwe dopiero po osiągnięciu pełnoletności. Tym samym wiek zdolności do małżeństwa został podwyższony do 18 lat. Do ubiegłorocznej wiosny można było wziąć ślub, gdy jeden z partnerów miał co najmniej 16 lat, a rodzina udzieliła zgody. „Ani ołtarz, ani urząd stanu cywilnego nie są miejscami dla dzieci”, grzmiał autor ustawy, ówczesny minister sprawiedliwości Heiko Maas z SPD, dziś szef MSZ w czwartym rządzie Angeli Merkel. Nowe przepisy były reakcją rządu federalnego na rosnącą liczbę zamężnych bądź żonatych nieletnich uchodźców. Z raportu niemieckiego MSW wynika, że w RFN jest obecnie zarejestrowanych ok. 1,5 tys. osób niepełnoletnich, które wyszły za mąż lub ożeniły się. Większość to dziewczęta, przy czym ok. 400 nie ukończyło nawet 14. roku życia. Według nowej ustawy małżeństwa, w których jeden z partnerów nie skończył jeszcze 16 lat, mają zostać unieważnione. Jeśli skończył – pozbawienie małżeństwa mocy prawnej ma nastąpić na drodze sądowej. Zgodnie z ustawą można od tego odstąpić jedynie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

W celi z najgroźniejszymi

Więzienia dla kobiet są jak Alcatraz – skrywają tajemnice, które rzadko wydostają się na zewnątrz Prawniczka Beata Krygier (ur. 1961) prowadziła własną kancelarię, a kilka lat temu zainwestowała w prywatną aptekę. W roku 2013 została skazana na cztery lata i osiem miesięcy pozbawienia wolności, w więzieniu spędziła dwa lata i sześć miesięcy. Wyszła na zwolnienie warunkowe. O życiu w więzieniu mówi przez pryzmat historii kobiet, które tam poznała. Elżbieta Solniczka Okrutną Elkę przeniesiono do naszej celi (tzn. mojej i siedmiu innych dziewczyn) w Kamieniu Pomorskim po ośmiu latach odsiadki. Sprawiała wrażenie osoby spokojnej, zasadniczej i kulturalnej. Wysoka, szczupła, koło czterdziestki (…). W sytuacjach zagrożenia, a takie wobec niej realnie istniało ze strony współosadzonych, starała się grać słodziutką i głupiutką. Była niezłą aktorką. Charakterologiczny kamuflaż opanowała do perfekcji. (…) W rzeczywistości Elżbieta była osobą przebiegłą, wyniosłą i władczą. Do tego skrajnie okrutną. (…) Elżbieta trafiła do więzienia na 12 lat za znęcanie się nad dziećmi. Nie była ich biologiczną matką, lecz odpowiadała za ich bezpieczeństwo. Wraz z mężem pobierali od państwa pieniądze za opiekę nad sierotami społecznymi. Tworzyli zawodową rodzinę zastępczą, przyjęli pod dach małą Roksanę i dwóch chłopców. (…) Wzbudzali

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Wysprzątaj dom. Ugotuj to. Włóż tę sukienkę

ISIS wiedziało, jak niszczące dla niezamężnej Jezydki jest przejście na islam W 2014 r. ISIS zaatakowało wioskę Nadii Murad w Iraku. Jej matka była jedną z 80 starszych kobiet, które zabito. Sześciu jej braci oraz setki innych mężczyzn zamordowano jednego dnia. Nadia jak tysiące Jezydek z Sindżaru została porwana i jako niewolnica seksualna sprzedawana kolejnym bojownikom ISIS. Po ucieczce z niewoli walczy o uwolnienie kobiet i dzieci nadal przetrzymywanych przez dżihadystów. Abu Batat nie przestał nas podszczypywać aż do samego Mosulu. Zegar nad deską rozdzielczą wskazywał drugą nad ranem, kiedy zatrzymaliśmy się przed wielkim budynkiem. Ten dom musiał wcześniej należeć do bardzo zamożnej rodziny. (…) Niewiele z nas zdołało się trochę przespać, wszystkie byłyśmy odrętwiałe i obolałe. Ciało bolało mnie w miejscach, których dotykał Abu Batat, ale myliłam się, sądząc, że po zatrzymaniu autokaru da mi wreszcie spokój. (…) Wszędzie kręcili się umundurowani bojownicy ze skrzeczącymi nieustannie krótkofalówkami. Obserwowali, kiedy rozdzielano nas do trzech pokojów, z których każdy wychodził na mały podest. Z miejsca, w którym siedziałam z Kathrine i kilkoma dziewczynami, widziałam wnętrza pozostałych pokojów. Snuły się po nich oszołomione kobiety i dziewczyny, szukając znajomych, z którymi rozdzielono je w autokarach. Pokój

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

130 lat prezerwatywy

Antykoncepcję wymusił spadek śmiertelności dzieci Obecna średniowieczna prawicowa polityka demograficzna wywołuje zgrozę. Za spadek urodzeń, aborcje i dramatyczną sytuację rodziny mają odpowiadać: oświecenie, laicyzacja i liberalna rozpusta, rozwydrzenie i wynaturzenia, zatrata rodziny oraz oczywiście PRL. Pomija się przy tym, że akurat w PRL – mimo dopuszczalności aborcji z powodów społecznych – dzieci rodziło się dwa razy więcej niż obecnie. Podobnie jest w wypadku antykoncepcji. Kościół katolicki jej zakazuje, nie zezwala także na seks przedmałżeński. Wszystko to było słuszne, ale pół tysiąca lat temu. W średniowieczu seks przedmałżeński przy braku antykoncepcji mógł się skończyć dla kobiety urodzeniem nieślubnego dziecka, pozbawionego praw i stygmatyzowanego bękarta. Za postulatem zachowania dziewictwa do ślubu stały więc poważne racje. Ograniczenie seksu do małżeństwa chroniło kobietę przed kłopotami. Poza tym ludzie pobierali się wówczas dosyć młodo, często przed 20. rokiem życia. Obecnie wiele kobiet rodzi dzieci po trzydziestce. Później też zawiera się związki małżeńskie. Dochowując wierności dawnym zasadom, należałoby utrzymywać w wieku dojrzałym abstynencję seksualną, a przecież wymóg trwania w dziewictwie do czterdziestki to absurd. Niestety, Kościół żąda ascezy i nie rozumie biologii ludzkiej seksualności, choć

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Pasterki na wysokościach

Coraz więcej kobiet pracuje przy letnich wypasach w górach. Przejmują bacówki w Alpach Korespondencja z Austrii – Trzeba kochać naturę, umieć dobrze żyć z ludźmi, a jednocześnie nie bać się samotności. Na pewno się pobrudzisz, będziesz czasem niezbyt ładnie pachnieć, no i całe lato musisz wstawać o czwartej, piątej rano, bo zwierzęta czekają. Nie licz na gładkie dłonie – wylicza Birgit, na co dzień pomoc piekarza i fotografka. Romantyczna przygoda z górami i naturą? Owszem, ale przede wszystkim ciężka praca. Austriaczki, Niemki coraz chętniej przenoszą się na lato do bacówek wysoko w górach. Tam przez cały sezon pracują jako sennerki – pasterki, opiekunki zwierząt, producentki przetworów mlecznych i złote rączki. Bo muszą umieć wszystko. Czasem bacówkę obejmuje kilka kobiet, w różnym wieku i z różnymi doświadczeniami. Przedsiębiorczynie, studentki, gospodynie domowe albo sprzedawczynie rezygnują z miejskiego życia i wdrapują się na 1500, 1700, 2500 m i wyżej na miesiąc albo i trzy. Są ciekawe innego życia. Odcinają się od świata. Biorą odpowiedzialność za stada krów, czasem owiec czy koni i kóz. Muszą umieć doić krowy, przerabiać mleko, rozpoznawać niedyspozycje zwierząt, być odporne na wyzwania i brak wygód. Pasterz to senn, senner, po bawarsku halter, po szwajcarsku älpler,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kobiety pod czarną flagą

W Iraku rozpoczynają się procesy kobiet oskarżonych o wspieranie ISIS Kalifat ma również kobiecą twarz. Już w 2015 r., kiedy pozostawał znaczącą siłą militarną na Bliskim Wschodzie i regularnie groził zamachami terrorystycznymi w Europie, analizujący tę formację zwracali uwagę na znaczącą rolę kobiet w jej strukturach. Według badań think tanku RUSI, zajmującego się kwestiami bezpieczeństwa i terroryzmu, w szeregach Państwa Islamskiego mogło aktywnie działać nawet 3 tys. kobiet. Z kolei jak podkreśla Rafia Zakaria, amerykańska prawniczka badająca pozycję kobiet w społeczeństwach bliskowschodnich, stanowią one aż 10% rekrutów ISIS z krajów Europy Zachodniej. Każda to osobna historia walki w imię islamu, często nieprzystająca do zachodniego wyobrażenia o terrorystach. Męczennica Jedną z takich nietypowych biografii była historia dr Aafii Siddiqui, pakistańskiej neurobiolożki, aresztowanej za działalność terrorystyczną na terenie USA jeszcze w 2008 r. Wówczas amerykańskie władze oskarżyły ją o wspieranie Al-Kaidy i współudział w tworzeniu broni biologicznej. Jej przypadek jest o tyle ciekawy, że przeniosła się do Stanów jako uznany naukowiec i dopiero za oceanem przeszła radykalizację i nawiązała kontakt z islamistami. Co więcej, liderzy Państwa Islamskiego nie zapomnieli o niej pomimo upływu lat. W 2015 r., gdy ważyły się losy amerykańskiego dziennikarza Jamesa Foleya, późniejszej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Żony Państwa Islamskiego

Leila i Ayan, somalijskie nastolatki wychowane w Norwegii, postanowiły uciec do Syrii i dołączyć do ISIS Tej wiosny ukazał się manifest. Rozpowszechniany tak, jak lubili dżihadyści anno 2015 – za pośrednictwem internetu. Zamieściła go kobieca brygada Al-Chansa i nosił tytuł „Kobiety w Państwie Islamskim: manifest i studium”. Zwykle artykuły i dokumenty szybko tłumaczono na angielski, francuski i rosyjski. Ten manifest opublikowano wyłącznie po arabsku. Tym samym został przeoczony przez kobiety z Zachodu, którym chodziły po głowie myśli o życiu w Państwie Islamskim. Był przygotowany specjalnie dla kobiet ze świata arabskiego, a skierowany zwłaszcza do tych z państw Zatoki, których życie już przypominało to w kalifacie, tyle że bez bomb. Manifest wzywał wszystkie kobiety z Arabii Saudyjskiej do porzucenia twierdzy hipokryzji na rzecz kalifatu, do wypełniania boskiego planu wobec kobiet – powinny być żonami i matkami. Życie dla rodziny było ich „boskim przywilejem”. Manifest wydawał się echem wykładów na temat Halal Dating: „Kiedy kobieta wychodzi z domu, diabeł zawsze podąża za nią. Najlepiej więc nie opuszczać domu”. Przesłanie brzmiało: nieustannie wystrzegaj się diabła. Diabeł jest zawsze aktywny, przenika do serca kobiety i wiedzie ją na pokuszenie, każąc jej rozbierać się na oczach obcych, skłania ją, by drwiła

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Tomasz Jastrun

Dwie pochodnie

Dwa dni w Krakowie, który jest tłoczny i mówi wszystkimi językami świata. Potem dłużej w Białce Tatrzańskiej, chwilę w Zakopanem. Krupówkami płynie gęsta rzeka ludzi. Odnajduję dziesiątki miejsc, gdzie pulsuje moja pamięć, od dzieciństwa do przedwczoraj. Przedwczoraj to 20 lat temu, gdy byłem tu ostatnio. Wszystko teraz kapie dostatkiem, woła: kup mnie, zjedz mnie. W centralnym miejscu spacerniaka kończy się budowa dwóch obiektów, czarnych, błyszczących „trumien”. Nie w skali ulicy, nie w stylu zakopiańskiej architektury. Zbrodnia architektoniczna. Niejedyna w tym mieście, gdzie tyle pięknych domów i wspaniała estetyczna tradycja. • Pensjonat Marii Nurowskiej w Bukowinie Tatrzańskiej. Maria, pisarka, moja dawno niewidziana znajoma. Na wzgórzu zbudowała piękny, okazały drewniany dom w stylu góralskim. Wypieszczony każdy szczegół, takie same wnętrza, luksusowe apartamenty urządzone ze smakiem. Na wynajem. Wszystko dzięki jej powieści, która została przetłumaczona na chiński i sprzedana w milionowym nakładzie. Rozmawiamy serdecznie, mając niebywały widok na Tatry. Krajobraz krystalicznie czysty, pierwotny, niezmieniony od setek tysięcy lat. Maria napisała właśnie powieść dokumentalną o Janinie Lewandowskiej, jedynej kobiecie, która zginęła w Katyniu. Była lotnikiem. Premiera we wrześniu. Książka na linii obecnej polityki historycznej PiS, ale PiS będzie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Kobieta na wysokości

Zdarzają się budowy, na których oba żurawie wieżowe obsługują panie Nie tak dawno temu było ich zaledwie kilka w kraju. Operatorzy pytali jeden drugiego, czy któryś spotkał na budowie dziewczynę na żurawiu wieżowym. Słyszeli, że podobno na Śląsku jest jedna, a może kilka. W ubiegłym roku wśród 3,2 tys. osób z uprawnieniami operatora żurawia wieżowego było 20-30 kobiet. Na najbliższych targach budowlanych trzy z nich będą promować program „Kobiety na żurawie”. To w nawiązaniu do akcji sprzed ponad pół wieku „Kobiety na traktory”. Agata Popek jest z Warszawy. Aleksandrę Gogolewską i Magdalenę Szpunt zna tylko z Facebooka i rozmów telefonicznych, bo mieszkają we Wrocławiu. Już kilka razy umawiały się na spotkanie, ale zawsze coś którejś wypadło. Kiedy w zeszłym roku powstał Związek Zawodowy Wspólnota Pracy, od razu się do niego zapisały. Jak to kobiety – są bardziej wyczulone na warunki pracy i bezpieczeństwo. A od kiedy w 2013 r. cofnięto rozporządzenie w sprawie BHP na żurawiach, ich operatorzy muszą się dopominać o swoje prawa. Niezwykła babcia Agata Popek właśnie wróciła z budowy. Teraz pracuje w pobliżu Dworca Zachodniego w Warszawie. Zawsze stara się, by kolejna budowa była jak najbliżej miejsca, w którym mieszka. A że w stolicy inwestycji bez liku, na razie to się udaje.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Same sobie strzelamy samobója

W polskim kinie kobiety sobie nie pomagają i to jest fakt Kinga Dębska – reżyserka i scenarzystka Dopiero co w kinach oglądaliśmy „Plan B”, a już kończysz kolejny film – „Zabawa, zabawa”. To chyba uzależnienie – od pracy czy od kina? – Bez przesady. Właśnie wróciłam z prawie miesięcznej podróży po Azji i śmiało mogę powiedzieć, że świat kręci się nie tylko wokół kina i wokół Polski. Po kilku tygodniach kompletnego oderwania się jestem tego pewna. Ale kino też nas odrywa od codzienności, daje od niej oddech, zapomnienie, tak samo jak podróże. – Żeby zmienić coś w głowie, potrzeba więcej czasu, a filmy trwają półtorej czy dwie godziny, to trochę za krótko. Choć z pewnością dla mnie robienie filmów jest także autoterapią. To może trzeba oglądać więcej filmów… – …albo kręcić dłuższe. Były takie eksperymenty, które zmuszały odbiorcę do zanurzenia się na wiele godzin w sztukę. W teatrze Krystian Lupa jest mistrzem tej metody, ale również w kinie takie eksperymenty pojawiają się coraz częściej. Twórcy czują, że widzom potrzebna jest zmiana, mają świadomość, że jest ona motorem kreatywności, pozwala odczepić się od siebie, z czym mamy potworny problem. Mam wrażenie, że za bardzo jesteśmy skupieni na sobie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.