Tag "kosmos"
Dlaczego śmiecimy w kosmosie?
Wokół naszej planety orbituje 13 tys. ton odpadów
Dr hab. Maciej Nyka – profesor Uniwersytetu Gdańskiego, wiceprzewodniczący Komisji Badań Kosmicznych PAN
Dr hab. Maciej Nyka na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego pełni funkcję kierownika Katedry Prawa Gospodarczego Publicznego i Ochrony Środowiska, jest zastępcą rzecznika ds. równego traktowania i przeciwdziałania mobbingowi w zakresie spraw studentów i doktorantów. Autor wielu publikacji z dziedziny praw człowieka i ochrony środowiska, sekretarz czasopisma „Polish Law Review”.
Media donoszą, że bardzo zanieczyściliśmy okołoziemską przestrzeń kosmiczną. Liczba odpadów przekracza już 100 mln sztuk.
– To zależy, o jakiej wielkości odpadach mówimy. Według danych różnych agencji (m.in. Europejskiej Agencji Kosmicznej) do kategorii śmieci zaliczane są zarówno odpady bardzo małe, mikroskopijne – choć ich także nie należy bagatelizować, bo pędzą po orbitach z prędkością 28 tys. km/godz. – jak i te większych rozmiarów, które mogą zagrażać obiektom latającym. Tych o wielkości przekraczającej 10 cm może być ponad 40 tys. Ogólnie szacuje się, że wokół naszej planety orbitują śmieci o masie ok. 13 tys. ton. Jednak żadnych odpadów nie należy lekceważyć, bo mogą się przyczyniać do niszczenia sztucznych satelitów lub rakiet.
I co wobec tego?
– Problem z odpadami kosmicznymi sprawił, że opracowano różne metody ich zwalczania. Robi się to na wiele sposobów. By uniknąć niekorzystnych zderzeń, nowe obiekty wysyła się na te orbity, które jeszcze są wolne od śmieci. Zdarzało się też, że rozpoczęcie nowej misji kosmicznej, np. wystrzelenie promu, przekładano, gdy w danym przedziale czasowym groziło niebezpieczne spotkanie z odpadami. Kolejny sposób unikania kolizji polega na tym, że obiekty, które dysponują taką możliwością, lekko zmieniają położenie. Na przykład satelity telekomunikacyjne Starlink, służące do łączności internetowej na całym świecie, w ciągu roku dokonały kilkudziesięciu nagłych uników, dzięki niewielkiej zdalnej modyfikacji ich położenia. Trzeba jednak pamiętać, że takie operacje wymagają zużycia pewnej ilości energii, a jej ubytek sprawia, że żywot tych drogich obiektów znacznie się skraca.
Niebezpieczne śmieci w kosmosie są efektem działalności człowieka. Dlaczego tak bezmyślnie zaśmiecamy i tę przestrzeń?
– Materiały odpadowe pojawiają się w kosmosie z kilku powodów. Źródłem śmieci kosmicznych są np. silniki rakietowe – kolejne ich segmenty odpalane w trakcie lotu, które nie spłonęły w atmosferze. Niektóre spadają na Ziemię, wpadają do oceanów, a znamy nawet przypadek z Polski – w lutym
Moim największym odkryciem są miłośnicy astronomii
Gdybyśmy w kosmosie byli sami, byłoby to okropne marnotrawstwo przestrzeni
Michał Kusiak – astronom, popularyzator nauki, odkrywca wielu komet i planetoid
Michał Kusiak (z prawej) jest współodkrywcą, wraz z Michałem Żołnowskim, komety długookresowej C/2015 F2 (Polonia), za co otrzymał Nagrodę Edgara Wilsona, ustanowioną przez amerykańskiego biznesmena zmarłego w 1976 r. W czasie studiów na Wydziale Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej Uniwersytetu Jagiellońskiego Międzynarodowa Unia Astronomiczna jedną z planetoid nazwała Michalkusiak.
Prof. Aleksander Wolszczan jako pierwszy odkrył planety znajdujące się poza Układem Słonecznym i otarł się o Nobla. Czy naukowa oraz społeczna ranga odkryć obiektów w kosmosie zależy od ich typu, wielkości, odległości od Ziemi?
– Po krótkiej analizie i subiektywnej ocenie myślę, że odkrycie zawsze pozostaje odkryciem. Na jego rangę, ważność i skalę składa się wiele czynników. Jednym z najważniejszych jest prawdopodobnie czas. Wcześniejsze dokonania czy odkrycia są niejednokrotnie podstawą kolejnych. Z upływem czasu dzięki dokonaniom naukowców i wynalazców otrzymujemy nowe narzędzia, które pozwalają zrozumieć lub dostrzec jeszcze bardziej skomplikowane i złożone zjawiska, prawa czy obiekty. Jeszcze 100 lat temu znalezienie komety było w Polsce dokonaniem pozwalającym rozpocząć pracę nad doktoratem. Dziś takie odkrycia są dokonywane znacznie częściej, teleskopy i narzędzia badawcze są znacznie bardziej zaawansowane. To pozwala zająć się tą tematyką nie tylko zawodowym astronomom, ale często również amatorom, samoukom z wyobraźnią, cechującym się zaawansowaną wiedzą i oczywiście pasją.
Jako naukowiec, który ma na koncie ponad 160 odkryć asteroid, planetoid i komet, a dodatkowo jedną planetoidę nazwano pana imieniem, trafił pan do międzynarodowych roczników. Czy myślał pan o napisaniu poradnika, podręcznika odkrywcy obiektów kosmicznych?
– Powoli dojrzewa we mnie zamiar wydania własnej, skromnej książeczki na ten temat. Myślę nad jej uniwersalnością i prostotą, ponieważ zauważyłem, że talent do obserwacji astronomicznych mają zarówno osoby młode, jak i starsze. Moje znaleziska są najczęściej opisywane w cyrkularzach Międzynarodowej Unii Astronomicznej. A moja prawie 20-letnia działalność w niektórych przypadkach ma też wartość socjologiczną, gdyż jako odkrywca z tak długim stażem korzystam z przywileju zaproponowania nazwy przynajmniej dla części obiektów. W Polsce na razie niewiele osób ma taką możliwość. Regularnie zatem z dużą rozwagą razem z kolegą współodkrywcą zastanawiamy się nad nowymi nazwami, honorując niejednokrotnie znanych Polaków.
Czy należy poważnie traktować doniesienia o życiu pozaziemskim?
– W przypadku życia pozaziemskiego jako odpowiedź niech posłuży cytat z Carla Sagana: „Gdybyśmy w kosmosie byli sami, byłoby to okropne marnotrawstwo przestrzeni”. Myślę, że najbliższe dziesięciolecia dużo wyjaśnią, jeśli chodzi o potencjalne warunki powstania życia poza naszą planetą. I jest to jedna z najciekawszych dziedzin, którą każdy z nas będzie prawdopodobnie coraz uważniej śledził.
Co trzeba by odkryć w kosmosie, by zarobić na tym jakieś pieniądze?
– Za odkrycie planet pozasłonecznych przyznano niedawno Nobla, choć niestety nie naszemu rodakowi prof. Wolszczanowi. Co do wątku „odkryj i zarób”, to praktycznie żadne odkrycie nie dało mi profitów finansowych, choć z pewnością przyniosły one inne korzyści i przywileje, w tym wspomnianą możliwość nazywania nieznanych ciał niebieskich.
W sierpniu na polskim niebie widać „spadające gwiazdy”, jest wielu amatorów ich oglądania. Czy to wynik dobrej widzialności, czy okres szczególnej koniunktury na występowanie tego typu zjawisk?
– Mówiąc o „spadających gwiazdach”, większość z nas ma na myśli rój meteorów, Perseidów. To drobiny pyłu i niewielkie, lodowo-skalne okruszki pozostawione w przestrzeni kosmicznej przez jedną z powracających komet, kometę Swifta-Tuttle’a. Drobinki krążą po orbicie wspomnianej komety, a jej geometryczne położenie stwarza dobre warunki do ich obserwacji, kiedy Ziemia przecina orbitę tej komety. Lata wysokiej aktywności Perseidów i zazwyczaj bardzo dobre warunki pogodowe przyczyniły się do dużej popularności obserwowania sierpniowych meteorów. Warto jednak zaznaczyć, że Perseidy nie są najbardziej aktywnym rojem widocznym w naszej szerokości geograficznej. Zdecydowanie ciekawszym i liczniejszym zjawiskiem są grudniowe Geminidy, których z roku na rok możemy obserwować coraz więcej, jednak zimowe warunki, często pochmurne niebo, powodują, że nie są aż tak popularne.
Co się dzieje z obiektami, które „spadły z nieba”?
– Jeśli mówimy o planetoidach czy ich okruchach zwanych meteoroidami – wszystko zależy od ich rozmiaru. W roju meteorów ich okruchy poruszają się zazwyczaj z dużą szybkością, nagrzewają w ziemskiej atmosferze, roztapiają, a następnie wyparowują. Jeśli są większe, zdarza się, że docierają do powierzchni ziemi – mówimy wówczas o meteorycie. Każde zjawisko „spadania”, jak to pan ujął, jest zatem wywoływane przez jedno mniejsze bądź większe ciało niebieskie.
Zachęca pan entuzjastów astronomii, nawet tych, którzy nie mają teleskopów, tylko komputery, by prowadzili poszukiwania na własną rękę. Skąd mają wiedzieć, że znaleziony przez nich obiekt nie został już dostrzeżony przez kogoś innego?
– Pomagają w tym przede wszystkim matematyka i bazy danych. Dla każdej planetoidy czy komety na podstawie pewnej liczby obserwacji oblicza się i wyznacza mniej lub bardziej dokładną orbitę i wprowadza do bazy danych, która pozwala określić jej położenie na niebie. Łowca komet lub planetoid ma zatem narzędzia i informacje, które może zaczerpnąć z wielu źródeł, i tym samym jest w stanie określić, czy obiekt, który zaobserwował, został już skatalogowany, czy pozostaje nieznany.
Kto ma większe szanse na takie odkrycia w obrębie Układu Słonecznego? Posiadacze teleskopów czy komputerów?
– Są dwie drogi. Pierwsza to projekty z dziedziny nauki społecznościowej, skierowane do szerokiego grona miłośników astronomii, które często są realizowane przez duże obserwatoria astronomiczne. Te wykonują ogromną liczbę zdjęć, ale nie są w stanie wykonać niektórych rodzajów obserwacji i zostawiają taką sposobność członkom społeczności z całego świata, po to aby tym danym się przyjrzeli. Dobrymi przykładami są tutaj takie projekty jak TOTAS, COIAS albo Zooniverse, które m.in. analizują dane
b.tumilowicz@tygodnikprzeglad.pl
Milion i pół kilometra od Ziemi
Co nam daje teleskop Jamesa Webba?
Prof. Paweł Pietrukowicz – astronom, członek zespołu OGLE (The Optical Gravitational Lensing Experiment) przy Obserwatorium Astronomicznym UW.
Nasz nowy teleskop – nasz, bo jest on własnością NASA (USA), ESA (Europa) i CSA (Kanada), a także Polski, skoro płacimy składkę za członkostwo w Europejskiej Agencji Kosmicznej – kosztował 10 mld dol. Właśnie ten koszt był przyczyną opóźnień w jego uruchomieniu. Stało się to możliwe dopiero 25 grudnia 2021 r. Jednak skorzystać z niego można było po pół roku – tyle zajęło złożenie lustra i przetestowanie. Efektywnie pracuje od lipca 2022 r.
– Sprecyzujmy. Nie było żadnego polskiego wkładu w budowę teleskopu Webba. Europejska rakieta wystartowała z Gujany. Przygotowania do powstania teleskopu trwały dwie dekady. Jeśli chodzi o udział Polski, to moja była studentka Aleksandra Hamanowicz pracuje w instytucji nadzorującej Space Telescope Science Institute, mającego siedzibę w Baltimore koło Waszyngtonu.
Teleskop Webba jest kolejnym, po teleskopie Hubble’a, przedsięwzięciem „przedłużającym” nasze zdolności obserwowania nieba.
– Hubble, pracujący od 1990 r., został umieszczony na orbicie na wysokości 600 km nad Ziemią. Do tej pory odbyło się pięć misji serwisowych. Napraw dokonywali astronauci. Najczęściej psuły się żyroskopy odpowiadające za stabilizację urządzenia. Obecnie, gdy nie ma już lotów wahadłowców, jego stan się pogarsza. Jeszcze pracuje, ale jest bliski zamknięcia. Koordynacją i nadzorem zajmuje się ten sam Space Telescope Science Institute. Teleskop Webba nie okrąża Ziemi. Został wyniesiony do punktu L2, w którym równoważy się przyciąganie Ziemi i Słońca. To cztery razy dalej niż odległość Księżyca od Ziemi. Krąży wokół Słońca wraz z Ziemią. Hubble ma detektory optyczne, Webb zaś działa na podczerwień, co pozwala zobaczyć więcej i dalej, bo przesyłany przez niego obraz pozwala przedrzeć się przez obłoki pyłu. Dzięki temu możemy obserwować, jak z obłoków gazowo-pyłowych formują się planety i gwiazdy. To jeden z dwóch głównych celów badawczych teleskopu Webba. W podczerwieni widać odleglejsze rejony wszechświata.
Teleskop Hubble’a nie mógł odbierać fal podczerwieni?
– Jego kamery rejestrowały pełny obraz światła widzialnego, natomiast kamery i spektrografy reagujące na podczerwień mają taką cechę, że muszą być odpowiednio schłodzone. Do tej pory podobne urządzenia w przestrzeni kosmicznej schładzano ciekłym helem, ale to paliwo wyczerpywało się po jakichś dwóch latach. Chodzi o schłodzenie do bardzo niskiej temperatury, 50 K, czyli minus 223 st. C. Tego nie stosuje się w teleskopie Webba. Do zasłonięcia urządzenia przed światłem słonecznym zastosowano tarczę odbijającą promieniowanie słoneczne. Teleskop znajdujący się w cieniu ochładza się w przestrzeni międzyplanetarnej w sposób naturalny do minus 223 st. C.
Nie grozi mu np. to, że odwróci się do Słońca niezasłoniętą stroną?
– Nie ma takiego zagrożenia, a nawet gdyby jego ustawienie zaczęło się zmieniać, niewielkie silniczki, w które jest wyposażony, dokonają korekty. Jest to jak dotychczas największe urządzenie tego typu wysłane przez człowieka w kosmos. I najdroższe. Ma 6,5 m średnicy. Na cenę miały wpływ rodzaj materiału i dokładność wykonania. Jego zwierciadło zbudowano z berylu, który jest bardzo lekki. Powierzchnia odbijająca światło pokryta jest warstwą złota. Planowany czas działania to 10 lat.
Czego możemy się dowiedzieć przez ten czas?
– Cele naukowe przedsięwzięcia są bardzo ambitne. Możemy poznać sposób formowania się wszechświata niedługo po Wielkim Wybuchu. To moment, który według obliczeń nastąpił dokładnie 13,8 mld lat temu.
Świat i gra o Ukrainę
Z perspektywy światowego Południa wojna ukraińska to nic innego jak rywalizacja Rosji i Chin ze Stanami i Zachodem Prof. Bogdan Góralczyk – profesor zwyczajny w Centrum Europejskim UW, politolog, sinolog, dyplomata i publicysta, znawca spraw międzynarodowych. Mijają dwa lata wojny na Ukrainie. Czy Ukraina jeszcze liczy się w tej grze? – Jeszcze się trzyma. Natomiast widzimy wyraźnie, że jest to wojna pozycyjna. A wojna pozycyjna, jak uczy historia, jest zawsze korzystniejsza dla tego, kto ma większe
Listki figowe fruną w kosmos
Ach, panie, panowie, co za cudowny czas ta kampania wyborcza, ileż niezwykłych wydarzeń! Tu szeregowa lekarka (na szczęście partyjna – z klucza: partnerki potentatów drobiowych łączą się) zostaje ministrą zdrowia w miejsce poprzednika szkodnika. Tam jeszcze większa
Coś mistycznego…
Hermaszewski był ponad. I jako kosmonauta, i jako człowiek, który łączył odmienne światy Z uczestnikiem misji Apollo 15 Alfredem Wordenem rozmawiałem na początku września 2019 r., jakieś sześć miesięcy przed jego śmiercią. Amerykanin przebywał w kosmosie 12 dni, na przełomie lipca i sierpnia 1971 r. Samotnie krążył wokół Księżyca, gdy dowódca David Scott i pilot modułu księżycowego James Irwin eksplorowali powierzchnię ziemskiego satelity. W drodze powrotnej Worden opuścił moduł dowodzenia, aby wyjąć film z kamer
Trzeba mówić, o czym milczeć
Z całą pewnością jestem za rzadko z siebie dumny. A tyle się nauczyłem ostatnimi czasy. Przykład pierwszy z brzegu. Całe te mistrzostwa w Katarze. Nie mówię nic albo niemal nic. Po prostu milczę. Piłka nożna w Polsce. Polska reprezentacja. Polska myśl szkoleniowa. Polska szkoła „Fryzjerów” i Michniewiczów – z mojej strony cisza. Jakość komentarzy płynących z ekranów TVP. Nawet nie wiadomo, czy coś oglądam. A gdybym nawet oglądał albo nie oglądał, to potrafię nie powiedzieć nic. Dlaczego? Przecież my wszyscy wiemy, co powiedzieć. Przecież polscy
Majstrowanie w kosmosie
Pierwsza w historii skuteczna próba zmiany trajektorii ciała niebieskiego przez ludzi Zwykły laik zapewne wie, że prócz planet wokół Słońca krążą jeszcze rozmaite mniejsze kosmiczne „odpady”, asteroidy, komety. Taki układ dwóch związanych ze sobą asteroid namierzono dopiero w 1996 r. Są to kamienne, stosunkowo niewielkie obiekty – średnica Didymosa wynosi niespełna 600 m, Dimorphosa zaś ok. 160 m. Dimorphos okrąża większego Didymosa w ciągu 11 godzin i 55 minut, a oba
Jak nie staliśmy się kosmiczną potęgą
Meteor 3 był najbardziej ekonomiczną rakietą meteorologiczną co najmniej w Układzie Warszawskim Na początku lat 60. Państwowy Instytut Hydrologiczno-Meteorologiczny złożył w Instytucie Lotnictwa zamówienie na serię rakiet do sondowania atmosfery. Miały one wznosić się na ok. 30 km i dostarczać danych o warunkach w wyższych warstwach atmosfery. Uważano wówczas, że zmiany kierunków wiatru na dużych wysokościach wyprzedzają o kilka tygodni zmiany pogodowe, co było bardzo ważne np. dla rolnictwa. Działo się to po wielkich sukcesach radzieckiej kosmonautyki,
Szperanie w Drodze Mlecznej
Astronomowie przewidują, że w ciągu 5-10 lat odkryjemy ślady życia w kosmosie Dr Joanna Drążkowska – astronomka pracująca na Uniwersytecie Ludwika i Maksymiliana w Monachium Jest pani współautorką nowej teorii powstawania planet. Czy ta teoria burzy dotychczasowe ustalenia w kwestii rodowodu planet, w tym Ziemi? – Nie do końca. Ta teoria nie wywraca wszystkiego do góry nogami, ale to, co robimy, wpisuje się w szeroki kontekst zmiany paradygmatu powstawania planet i Układu Słonecznego. Okazuje się, że klasyczna teoria powstawania planet z lat









