Listki figowe fruną w kosmos

Listki figowe fruną w kosmos

Ach, panie, panowie, co za cudowny czas ta kampania wyborcza, ileż niezwykłych wydarzeń! Tu szeregowa lekarka (na szczęście partyjna – z klucza: partnerki potentatów drobiowych łączą się) zostaje ministrą zdrowia w miejsce poprzednika szkodnika. Tam jeszcze większa ekscytacja: Polak (chociaż pracujący w Szwajcarii) poleci w kosmos! Już skończy się ta nieprzyjemna wyłączność gen. Mirosława Hermaszewskiego, wszak trzeba pamiętać, kto go wysłał w tym 1978 r.

Zapewne są powody, żeby się cieszyć, że z ponad 20 tys. kandydatów Europejska Agencja Kosmiczna zakwalifikowała do lotu, który współorganizuje (i chce na tym odbić się finansowo), Sławosza Uznańskiego, niespełna 40-letniego doktora elektroniki, pracującego dla Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych w Genewie jako operator Wielkiego Zderzacza Hadronów. Jego naukowe i zawodowe zainteresowania od lat orbitują wokół przemysłu kosmicznego. Ale polski kosmonauta in spe jest także himalaistą i bądź co bądź urodził się 12 kwietnia – dokładnie w rocznicę pierwszego lotu w kosmos Jurija Gagarina.

Polska podjęła właśnie decyzję (bez niej lot z m.in. Uznańskim nie mógłby się odbyć, a zaplanowany jest na przyszły rok), że zwiększy składkę płaconą corocznie do Europejskiej Agencji Kosmicznej aż o 295 mln euro. W poprzednim roku zapłaciliśmy 44,8 mln euro. Rządzący zachowują się ekstatycznie, jakby to rząd Prawa i Sprawiedliwości był nowym Związkiem Radzieckim i słał „naszego” na tydzień w kosmos. Drogo za siedem dni czy akuratnie? Minister rozwoju i technologii Waldemar Buda zachłysnął się na Twitterze: „To jest niesamowita historia, która pisze się na naszych oczach”. Tu nie Houston, wróćmy na Ziemię.

Lot, w którym ma wziąć udział Uznański, jest lotem komercyjnym. Nie badawczym, naukowym. Polska Agencja Kosmiczna ogłosiła dopiero poszukiwania (jest na to miesiąc!) koncepcji eksperymentów do przeprowadzenia w europejskim module Columbus Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, bo tam poleci rakieta Dragon firmy SpaceX (Elona Muska!) w locie organizowanym przez prywatną firmę Axiom. „Axiom powstał w oparciu o wizję trwałego komercyjnego rozwoju przestrzeni kosmicznej – mówił dwa lata temu Michael Suffredini, prezes i dyrektor generalny firmy. – Pierwsze prywatne misje do ISS to wstęp do rozwoju naszej komercyjnej stacji kosmicznej”. Po co prywatne firmy organizują loty w kosmos? Oprócz efemeryd turystycznych dla najbogatszych i ściem, że to na potrzeby nauki, głównym powodem są oczywiście przygotowania do komercyjnej eksploracji kosmosu. Zmienia się paradygmat w dziedzinie zasobów naturalnych. Tego, czego brakuje na Ziemi lub jest trudno dostępne, jest w bród w kosmosie, i to blisko. Peter Diamandis, współzałożyciel Planetary Resources, prywatnej firmy, której celem jest „rozszerzenie bazy zasobów naturalnych Ziemi poprzez rozwijanie i wdrażanie technologii wydobycia złóż z asteroidów”, powiedział, że „pierwszy bilioner świata majątek zdobędzie w kosmosie”.

Zasoby krążące w Układzie Słonecznym są niewyobrażalne, a obecne koszty technik wydobywczych wcale nie tak wysokie. Za chwilę okaże się, że kosmos nie jest żadną „własnością całej ludzkości”, jak głosi Traktat o przestrzeni kosmicznej z 1967 r. Za chwilę tanie rakiety budowane masowo przy użyciu drukarek 3D (tak pracuje m.in. firma Relativity Space, zbijając koszt budowy rakiety i niemal całkowicie rezygnując z pracy ludzi) i prywatne stacje kosmiczne rozpoczną grabieżczą eksplorację kosmosu, bynajmniej nie w celu rozwiązania problemów Ziemi, tylko dla zysku.

Tymczasem żadna technologia mogąca umożliwić to hiperkapitalistyczne zawłaszczenie nie powstała dzięki „osiągnięciom” prywatnych firm, wszystkie one zostały opracowane na uniwersytetach, za publiczne pieniądze. Będziemy zatem świadkami doskonale znanego upubliczniania kosztów i prywatyzacji (na kosmiczną skalę) zysków.

Znamy obecnie ponad 16 tys. asteroid bliskich Ziemi (ang. near-Earth asteroids, NEA), o średnicach od około metra do 32 km. Wartość bogactwa mineralnego NEA, jak podaje Aaron Bastani w książce „W pełni zautomatyzowany luksusowy komunizm” (wyd. Heterodox, Poznań 2022, w tłumaczeniu Joanny Bednarek), pozwoliłaby, po równym podziale między wszystkich mieszkańców Ziemi, obdarować każdego równowartością 100 mld dol. Zapewne jednak wszystko zmierza w stronę powstania nowej klasy bilionerów, a nie rozwiązania problemów globu.

Przy całej sympatii dla przygody życiowej Sławosza Uznańskiego nie warto tracić z oczu istoty procederu, za który jeszcze słono płacimy. A Polska tradycyjnie w tym prywatyzującym się, poza powszechną wiedzą i świadomością, wyścigu po bogactwa – po prostu nie bierze żadnego udziału.

Wydanie:

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz

Komentarze

  1. Observer
    Observer 19 sierpnia, 2023, 14:52

    To tylko potwierdza, że model gospodarki opartej na zysku i kapitale prywatnym, niekontrolowanym społecznie staje się coraz większym zagrożeniem dla ludzkości jako gatunku, a pewnie i dla całej Ziemi

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy