Tag "Michał Probierz"

Powrót na stronę główną
Sport

Orły wypadają z gniazd

Czas Probierza to były dwa zmarnowane lata,  kadra w nieustającym regresie, skonfliktowana, niewiedząca, co grać

Po zatruciu Finlandią pojechałem wyleczyć kaca do Żyliny, z nadzieją na to, że za sprawą młodzieżówki wzlecę nad martwym światem polskiej piłki. Rajskiej dziedziny ułudy jednak i tu nie zastałem. Zastałem za to prezesa Kuleszę w Holiday Inn, z którego właściwie nie musiałby wychodzić, aby zobaczyć inauguracyjny mecz naszej kadry U-21 na mistrzostwach Europy i zachować bezpieczny dystans do kibiców biało-czerwonych. Hotel jest niemal przyklejony do stadionu, z górnych pięter widać komfortowo całe boisko; zakwaterowana w nim reprezentacja Francji na ostatni mecz grupowy z Polską będzie mogła przyjść w klapkach wprost z pokojów.

Przekaz wieczoru polskich kibiców w środowy wieczór był jednoznacznie wrogi. Wrócił evergreen 30-lecia: „Jebać PZPN!”, wzbogacony o chóralne: „Probierz, wypierdalaj!”. W sporze między selekcjonerem kadry seniorskiej a Robertem Lewandowskim naród jednoznacznie opowiedział się po stronie naszego najlepszego piłkarza, co było słychać wyraźnie już w Helsinkach.

Moja solidarność z Probierzem, bo raczej nie sympatia, trwała mniej więcej dobę – od gwiazdorskiego focha Lewego aż do końcowego gwizdka w stolicy Finlandii. Tego wyniku i tej gry po prostu nie dało się obronić mimo najszczerszych chęci. Po całkiem żwawym początku, kiedy nasi oblegali gospodarzy i parę razy sprawdzili renomę Lukáša Hrádeckiego, przyszła pora na trzeźwiący sabotaż Łukasza Skorupskiego. Nasz bramkarz wykonał taki numer, że zacząłem mieć wątpliwości co do celu wyjazdu naszej drużyny: pojechali wygrać czy tylko zwolnić trenera?

Szantaż Roberta Lewandowskiego, który nie widział już sensu marnowania czasu z buńczucznym coachem nieudacznikiem i postawił sprawę jasno: „ja albo Probierz”, okazał się skuteczny. Drużyna bez kapitana, rozbita mentalnie i pozbawiona pomysłu na grę, straciła trzy punkty z najmierniejszą kadrą skandynawską, tym samym bardzo ograniczyła szanse na awans do przyszłorocznego mundialu. Na pomeczowej konferencji Probierz ogłosił, że nie myśli o dymisji, a po przyjacielskim spotkaniu u prezesa PZPN, także w środę, Kulesza uznał, że posada selekcjonera jest niezagrożona.

Młodzieżówka zagrała z Gruzją bardzo podobnie do seniorów: mieliśmy obiecujący początek, ale kiedy nie udało się strzelić gola (seniorom na drodze stali Hrádecký i fińscy obrońcy, juniorom słupek), nadeszła nagła zapaść ducha i werwy – mecz zmienił się w męcz, myśmy się skurczyli, a rywale urośli. Kibice dodawali sobie animuszu mocarstwowym „Gramy u siebie!”, ale poziom energii kadry orlików spadał jak promile we krwi fanów polskiej reprezentacji. Naród ogorzały ze zmęczenia niskoprocentowym piwem (te słowackie desitki to tylko dla podtrzymania rauszu, o który się zadbało po drodze) w pierwszej połowie jeszcze zdzierał gardła, jeszcze przy hymnie dziarskość wyprzedzała marskość, ale w drugiej części nastrój opadł, bo alkohol wietrzał, a po te liche piwka długa kolejka w bufecie. Kibice niedopici zrobili się agresywni – samozwańczy zapiewajło, który uparcie wzywał wszystkich prawdziwych Polaków, aby wstali i śpiewali, dostał w zęby i natychmiast doskoczyli do siebie idealnie po równo jego obrońcy z adwersarzami; Polacy są perfekcyjni w dzieleniu się po równo na zwaśnione plemiona.

No i zrobiło się ciekawiej, a już na pewno waleczniej, na trybunach niż na boisku, jak w tym żarcie o Krzyżakach, którzy przybywają pod Grunwald i zdziwieni zauważają, że bitwa już trwa, bo Polacy zaczęli bez nich. Tym razem krzyżacy byli z Kaukazu, mieli na plecach białe płachty z czerwonymi krzyżami gruzińskimi, ale patrzyli równie zdziwieni, jak Polacy biją się i kopią; słowaccy stewardzi obserwowali to z niepokojem, ale nie wtrącali się w wewnętrzne sprawy państwa polskiego, dopóki to była wyraźnie bratobójcza potyczka, nie wkraczali z interwencją.

Polacy szybko się zmęczyli i przeszli w fazę werbalną – zaczęli sobie tłumaczyć, kto kogo nazwał pedałem i ile razy, i dlaczego ma wypierdalać tam gdzie Probierz, w końcu wszystko rozeszło się po gościach, znaczy, po sektorze gości. Kibice stracili zęby, piłkarze stracili gola i znowu odnalazł się wspólny wróg w postaci PZPN. „Jeboł! Jeboł!!”, ktoś tam nagle zakrzyknął do sędziego, pomyślałem: kto kogo znowu jeboł i co to za frakcja regionalna na trybunie, ale kumpel mi wytłumaczył, że źle usłyszałem, tym razem ktoś po angielsku zaczął się domagać żółtej kartki. Faktycznie, była kara indywidualna, ale Gruzini nadal nas kopali i nas okpili, a myśmy wszystko pokpili, oglądanie tego meczu to już była kara zbiorowa.

W miazmatach przetrawionych destylatów podlanych piwem i w oparach stężałego absurdu straciliśmy frajerskiego gola w doliczonym czasie gry i przegraliśmy z Gruzją jak wcześniej z Finlandią. „Jesteśmy wszędzie tam, gdzie nasza Polska przegrywa!”, zaintonowałem, ale nikomu już ani do śmiechu, ani do bitki nie było. Polscy piłkarze byli zgnębieni, zmiętoszeni, przeżuci i wypluci – orliki poszły w ślad za orłami, nikomu nie udało się wzbić do lotu, byliśmy bezradni jak pisklęta, które wypadły z gniazda. Jeśli to ma być przyszłość polskiego futbolu, to lepiej, żeby jej wcale nie było, lepiej, żeby to polski futbol zmarł po nieudanej reanimacji zamiast

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Sport

Teren budowy, wstęp wzbroniony

Gramy na miarę naszych możliwości. Jesteśmy mierni, w porywach przeciętni i nie da się tego zmienić

„Teren budowy, wstęp wzbroniony” – taką tabliczką proponuję odstraszać wszystkich chętnych do oglądania piłkarskiej reprezentacji Polski. To wedle myśli trenera Michała Probierza, który zagadnięty bezpośrednio po historycznym spuszczeniu nas do Dywizji B Ligi Narodów, bez śladu smutku czy choćby delikatnej konfuzji, orzekł, że „drużyna jest w budowie”, czym z góry zamknął pole do krytyki.

Na przedmeczowych konferencjach spięty, drażliwy, kontrujący każde pytanie jak atak na swoje ego, nieco nawet gburowaty, po sportowej klęsce, którą podpisał własnym nazwiskiem, nagle odpowiadał płynnie, wyluzowany i cierpliwy.

Napięcie zeszło.

Stało się, a zarazem nic się nie stało. Przegraliśmy ze Szkocją w doliczonym czasie, a dwa miesiące temu w takich samych okolicznościach z nią wygraliśmy.

Raz na wozie, raz pod wozem. Selekcjoner się nie tłumaczył. Kanoniczny truizm o drużynie w budowie (po roku pracy nie wypada już mówić o przebudowie) załatwił sprawę, potem jeszcze coach bez najmniejszych wątpliwości orzekł, że cień myśli o dymisji nie przemknął mu nawet przez głowę, bo „idziemy w dobrym kierunku”. Wyglądał na faceta, którego odwagę wspiera przekonanie o własnej nietykalności. Gadał swoje, ale ja słyszałem jego głos wewnętrzny, pozwolę więc sobie to moje urojenie słuchowe na prawach licentia poetica przedstawić: „Czego ode mnie chcecie?! Liga Narodów się nie liczy, przynajmniej uchroniliśmy się przed jakimiś pojebanymi barażami na wiosnę.

Będę ciągnął ten wózek przez eliminacje mundialu i nadal zarabiał miesięcznie więcej niż wy przez cały rok. Kulesza to mój ziom, wprowadziłem mu Białystok do Europy, kiedy tam się jeszcze żubry na boisku pasły. Poza tym mam ważny kontrakt, więc jestem nie do ruszenia. A teraz cześć i czołem, muszę jeszcze powiedzieć chłopakom w szatni, żeby się nie przejmowali, i idę pierdolnąć whisky”.

A tak już całkiem serio: Michał Probierz nie jest winny temu, że w Polsce rodzi się radykalnie mniej zdolnych piłkarzy niż w Portugalii, nieco mniej niż w Chorwacji i mniej więcej tyle samo co w Szkocji.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Sport

Futbol maniakalno-depresyjny

Selekcjoner Probierz wciąż realizuje plan minimum, nasza kadra nie zaskakuje ani in minus, ani in plus

Cokolwiek by napisać o dwóch kolejnych meczach kadry w Lidze Narodów UEFA, to nie wyniki, zgodne zresztą z przewidywaniami, stanowią o historycznej randze tych wydarzeń. Podczas meczu z Chorwacją na boisku znalazło się w tym samym czasie dwóch czarnoskórych reprezentantów Polski, kilka dni wcześniej też obaj zagrali, ale nie jednocześnie. Michael Ameyaw, syn Polki i Ghańczyka, błyszczący na ligowych boiskach w częstochowskim Rakowie, oskrzydlał ofensywne akcje; Maxi Oyedele, syn Polki i Nigeryjczyka, w ciągu kilku tygodni przebojem wdarł się do pierwszego składu warszawskiej Legii i reprezentacji. Obaj wypadli przeciętnie, jak cała drużyna, choć jak na debiutantów całkiem poprawnie, zwłaszcza Ameyaw kilka razy szarpnął efektownie i „namieszał” w polach karnych rywali. Oyedele to jeszcze nastolatek, ale w Legii gra na pozycji defensywnego pomocnika jak stary wyga – przeciw Portugalczykom nie miał wiele do powiedzenia, bo to bodaj najlepsza druga linia w Europie, ale mam przeczucie, że to będzie reprezentacyjna szóstka na długie lata.

Brawa zatem dla Michała Probierza za te powołania: czas uświadomić 60 tys. pikników na stadionie i milionom przed telewizorami, że Wielka Blada Polska to koncepcja archaiczna. Żyjemy w świecie etnicznie niejednorodnym, Polacy mają różne pochodzenie i kolor skóry – niby truizm, ale wreszcie unaoczniony także na boisku. No i tak się składa, że ci chłopcy o genach afrykańsko-słowiańskich ruszają się z piłką, by tak rzec, nie mniej zgrabnie od sportowców z dziada pradziada nadwiślańskich.

Pamiętam jak przedwczoraj, czyli ćwierć wieku temu, syn mojego kumpla był niewymownie zdziwiony, że Emmanuelowi Olisadebe „ta opalenizna nigdy nie zejdzie”, a naród dziwował się czarnoskóremu reprezentantowi Polski niczym szlachta zagrodowa na widok Diabła Sławacińskiego. Od tamtej pory zdążyły jednak dojrzeć owoce mariaży międzyrasowych, słabości Polaków do dziewcząt egzotycznej urody i Polek do zamorskich przystojniaków. I być może to dzięki nim będziemy mieli szansę oszukać przeznaczenie. Albowiem mieliśmy całe stulecie, aby przekonać świat do tego, że w potomkach Wiślan i Polan wrze krew boiskowych wojowników, tymczasem dzisiaj smucimy się raczej opinią narodu piłkarsko wyklętego, który tylko przez jedną dekadę potrafił trzymać się w globalnej czołówce. Rzekłbym nawet, że dowodów na nasze wrodzone piłkarskie upośledzenie mamy aż nadto, czas zatem zacząć czerpać korzyści z prokreacyjnego rozpostarcia naszych rodaków i rodaczek.

Etnos Polaków się urozmaica, można więc przyjąć, że dzięki temu również piłkarsko nabierzemy kolorów.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Sport

Portugalska recepta nr 2

Fernando Santos będzie najdroższym selekcjonerem reprezentacji. Dostanie 2 mln euro rocznie Od dzisiaj jestem Polakiem, jestem jednym z was – takimi słowami przywitał zebranych (wielu „kupił”) na pierwszej konferencji prasowej Fernando Manuel Fernandes da Costa Santos – nowy, 50. selekcjoner w historii polskiego futbolu. Jego nazwisko niemal do końca udało się utrzymać w tajemnicy – jednak wiadomo było, że chodzi o kandydata zagranicznego. Faworytami wydawali się m.in. Paulo Bento

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Sport

Nowy selekcjoner, czyli 711 (razy) zgłoś się!

Osoba przyjaźniąca się kiedyś z szefem mafii piłkarskiej nigdy nie powinna zostać trenerem reprezentacji Prezesi Polskiego Związku Piłki Nożnej – jeden po drugim – wycinają sympatykom biało-czerwonego futbolu niezłe numery. Przed rokiem Zbigniew Boniek zatrudnił selekcjonerskie objawienie rodem z Portugalii, Paula Sousę. Ten, po niespełna roku, sam się zwolnił, a dokładniej zrejterował do Flamengo Rio de Janeiro. Stanowisko szefa kadry narodowej nie znosi pustki, więc do jej wypełnienia zabrał się następca Zibiego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Sport

Niemoc nie tylko pandemiczna

Rok biało-czerwonych do zapomnienia Piłkarska reprezentacja Polski zakończyła tegoroczny sezon. Biało-czerwoni (18. miejsce w rankingu FIFA) zwyciężyli w połowie rozegranych spotkań, ale umieli pokonać wyłącznie niżej notowanych przeciwników. Szczęśliwie 23. Ukrainę, bardziej przekonująco 51. Bośnię i Hercegowinę (dwa razy) oraz 55. Finlandię. Z wyżej klasyfikowanymi rywalami, Włochami i Holandią, udało się w czterech spotkaniach Ligi Narodów zaledwie raz zremisować. I zdobyć tylko jednego gola. Wymowna pauza Reprezentacja Polski kierowana przez Jerzego Brzęczka

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Sport

Od zawsze wiedział, że będzie trenerem

10 najlepszych trenerów na świecie to ci, którzy wydali najwięcej na transfery Michał Probierz – (ur. 24 września 1972 r. w Bytomiu) grał jako pomocnik lub boczny obrońca w klubach: ŁKS Łagiewniki Bytom, Rozbark Bytom, Gwarek Zabrze, Ruch Chorzów, Bayer Uerdingen, SG Wattenscheid 09, Górnik Zabrze, Pogoń Szczecin i Widzew Łódź. W pierwszej lidze wystąpił w 260 spotkaniach i strzelił dziewięć goli. Jako trener pracował w Polonii Bytom (dwa razy), Widzewie Łódź, Jagiellonii

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.