Tag "Odra"

Powrót na stronę główną
Kraj

Końce w wodę

W ratowaniu Odry chodzi o to, by wszystko zostało po staremu Pod koniec lipca tego roku w okolicy jazu Lipki, niedaleko Brzegu w województwie opolskim, rybacy zauważyli w Odrze śnięte ryby. Informacja o tym trafiła następnego dnia do Inspekcji Ochrony Środowiska. Potem było tylko gorzej. Na początku sierpnia straż rybacka, wędkarze, członkowie Ochotniczej Straży Pożarnej i mieszkańcy miejscowości położonych nad Odrą zaczęli tonami wydobywać z rzeki śnięte ryby, martwe ptactwo, a nawet bobry. Katastrofa ekologiczna wstrząsnęła Polską i na chwilę przysłoniła w mediach doniesienia z toczącej się w Ukrainie wojny. Administracja rządowa oraz odpowiedzialne za stan wód w kraju Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie początkowo bagatelizowały sprawę. 11 sierpnia wiceminister infrastruktury Grzegorz Witkowski przekonywał, że w Odrze można się kąpać, a następnego dnia oświadczył, że można łowić ryby poniżej położonej w województwie lubuskim wsi Cigacice. Ten instruktor Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej i ojciec trójki dzieci posady nie stracił. Rząd robił, co mógł, by odpowiedzialność za tę katastrofę broń Boże nie spadła na polityków. Winne miały być złote algi, a charakter zdarzenia był „naturalny”. Posady stracili prezes Wód Polskich Przemysław Daca oraz szef Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska Michał Mistrzak. Do dzisiaj nie wiemy,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Romanowski Felietony

Podróże po Polsce

Drohiczyn jest miastem tak urzekającym, że gdy zobaczyłem go po raz pierwszy, powiedziałem, że chciałbym tu być pochowany. Położenie na malowniczej skarpie nad Bugiem płynącym wolno wśród łach i zarośli jest niepowtarzalne, a styk katolicyzmu z prawosławiem i polskości z ruskością uświadamia lepiej niż gdziekolwiek istotę naszego kulturowego dziedzictwa. Ale czegóż to Polak nie potrafi: oficjalne oblicze Drohiczyna jest dziś narodowo-polskie. Choć przecież obok kościołów wznosi się okazała cerkiew, zaprzeczając narzucanemu przekazowi. Tablica na drohiczyńskim rynku mówi jednak tylko o tradycji piastowskiej. A głaz pamiątkowy informuje, że w Drohiczynie w roku 1253 koronował się na króla Daniel Romanowicz. Ten władca jest na ogół znany jako Daniel Halicki – czyżby nazwa ruskiego Halicza nie mogła włodarzom miasta przejść przez gardło? Przypuszczenie zamienia się w pewność, gdy na obelisku w ogóle nie znajdujemy informacji, czyim właściwie królem był Daniel. Może królem Polski? Tymczasem to jedyny w dziejach król Rusi! Polak rzeczywiście potrafi. Zwłaszcza zaprzeć się swego dziedzictwa. Zjawisko to widać jeszcze lepiej na Śląsku. W Szczawnie niewielki pomniczek upamiętnia przebywającą tu kiedyś żonę gen. Jana Henryka Dąbrowskiego, na ścianie dawnego hotelu widnieje informacja, że mieszkał tu Zygmunt Krasiński. Istotnie, w XIX w. zjeżdżali do tego uzdrowiska

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Trucie po polsku

Proceder nielegalnego zrzucania ścieków do rzek i jezior trwa w najlepsze Nigdy nie szanowaliśmy rzek ani jezior. Woda, dopóki płynie z kranów, wydaje się czymś tak oczywistym, że aż niegodnym uwagi. W czasach PRL głównymi trucicielami wód były zakłady chemiczne, kopalnie węgla kamiennego oraz producenci celulozy i papieru. W dużych miastach brakowało oczyszczalni, więc fekalia spływały do wód szerokim strumieniem. A gdy rolnicy nauczyli się stosować na dużą skalę nawozy sztuczne i środki ochrony roślin, wiosną część chemikaliów spływała z pól i niszczyła wody od Tatr po Bałtyk. Pod koniec lat 80. Polska uchodziła za kraj dotknięty wielką katastrofą ekologiczną. Wszystko zmieniło się po roku 1989. Upadek wielu nierentownych zakładów sprawił, że liczba trucicieli spadła. Sytuacja zaczęła się poprawiać, lecz nie był to efekt przemyślanej polityki. Po prostu tak wyszło. Zabiegając o przystąpienie do Unii Europejskiej, Polska musiała dostosować obowiązujące prawo do nowych norm. Także w obszarze ekologii. Pod koniec lat 90. zaczęto budować nowe oczyszczalnie ścieków i rozbudowywać już istniejące. Tempo inwestycji wzrosło po wejściu do UE. Dzięki środkom unijnym można było sfinansować takie przedsięwzięcia jak modernizacja największej w kraju warszawskiej oczyszczalni ścieków Czajka, którą rozpoczęto w 2009 r., a zakończono w roku

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Wojciech Kuczok

Śnięte, a niepojęte

Rzeka martwych ryb to już jest starotestamentowa apokalipsa w skali jeden do jednego – ja tam nie jestem uczony w piśmie świętym, ale tak się mojemu rozumowi zdaje, że to działa jak katastroficzna biblia pauperum nawet na religijnych analfabetów. Nie, żebym w tym widział znaki boskie i zatrwożony miał padać na kolana, wszak już dawno nieodwołalnie nawróciłem się na ateizm, ale siła obrazu wbija palec w mój metafizyczny pępek. Do zagłady żadnego boga nam nie trzeba, sami sobie gotujemy ten sos, sami siebie dusimy w losie własnym. Od nadmiaru ludzkości i niedoboru wody wkrótce wszystkich nas trafi przyducha, czyli szlag pospolity, na razie zaś niski stan ducha czyni tę ziemię poddaną torturom każdego dnia. Będziemy umierać długo i boleśnie, chyba że psychoputin przyniesie nam błyskawiczną ulgę atomowej eutanazji. – Moje rybki kochane – lamentuje wędkarz nad martwą Odrą, wyliczając gatunki, podziwiając rozmiary tych, których już nie wyszarpie wodzie, by je odhaczyć. Złorzeczy z bezsilnej wściekłości nieznanym sprawcom. Susza, choć nieustannie leje – wodę zatrutą – rząd kaczystowski. Wielu nie przetrwa najbliższej zimy, ale PiS u władzy będzie trwało, w najgorszym wypadku wprowadzi stan wyjątkowy, aby niepewny wynik najbliższych wyborów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Odra – krajobraz po katastrofie

W Polsce są naukowcy i praktycy, którzy wiedzą, jak przywrócić Odrę do życia. Tylko czy władze będą chciały skorzystać z ich wiedzy? Na ekranach telewizorów oglądamy tony martwych ryb wyławianych z Odry koparkami. Oburzają nas idiotyczne wypowiedzi urzędników i polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy najpierw starali się zamieść sprawę pod dywan, by następnie, w obliczu dramatycznych faktów, przejść do działania wedle maksymy: „Pogłębiać dno i trzymać się koryta”. Od wyłowienia pierwszych martwych ryb z Odry minął miesiąc, a wysiłki prokuratury oraz innych tajnych i jawnych służb nawet na jotę nie przybliżyły nas do odpowiedzi na pytanie, kto odpowiada za ten dramat. Komendant główny policji wyznaczył milion złotych nagrody za pomoc w ustaleniu sprawcy, ale czy będzie przełom? Tak czy inaczej, rzekę trzeba oczyścić i jak najszybciej przywrócić do stanu sprzed katastrofy. Rząd ani Wody Polskie, centralna instytucja, która zajmuje się naszymi rzekami, jeziorami, stawami, wałami przeciwpowodziowymi itp., nie są w stanie tego zrobić. A już cierpią mieszkańcy czterech województw – opolskiego, dolnośląskiego, lubuskiego i zachodniopomorskiego. Problemy dotknęły właścicieli gospodarstw rybackich, które korzystają z wód rzeki, oraz położonych nad rzeką hoteli i restauracji, turystów i mieszkańców nadodrzańskich miast, miasteczek i wsi. Kto będzie chciał wypoczywać nad ściekiem, w którym kąpiel grozi poważnymi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Odrze, na pożegnanie

Nad Odrą rzygało się, wracając po pijaku „z grobu Wojaczka”. Bardzo ładnie i elegancko się rzygało, bo wystarczyło wychylić się za murek i paw lądował na samym brzegu, w krzakach, gdzie pozostawał gorzką tajemnicą. Murek przydawał się także na randkach, był z widokiem na wodę, na z rzadka przepływający statek pełen imprezowiczów, na mrugający po drugiej stronie Ostrów Tumski. Nad Odrą byliśmy bojowi. Między betonowymi wentylatorami na Wzgórzu Partyzantów zbieraliśmy się jako Anty Nazi Front, żeby roznosić antyfaszystowskie ulotki, ustawiać się na marsze i bójki ze skinami. Miałam 14 lat i to były ostatnie subkultury lat 90., wojny o naszywki, sznurówki – dobrze znaliśmy symbolikę kolorów. Jako licealiści nad Odrą byliśmy patetyczni: czytając Céline’a na kocu z wielbłądem. Żółciejąc aż po końcówki włosów od tytoniu tak toksycznego, że przepalał srebro. Ogniska na wałach, puszczanie papierowych łódek. Wierszyki pisane w tramwajach, które jechały wzdłuż Odry i w których każdy porządny człowiek chociaż raz zgubił portfel i klucze. Nad Odrą byłam też mała. Babcia Władka zabierała mnie tam zimą. Szłam z nawoskowanymi łyżwami przewieszonymi przez ramię. Z rękawiczkami na sznurku. Żeby nakarmić łabędzie albo odkryć ślizgawki pod śniegiem, na zamarzniętej tafli – niektóre niemożliwie długie. Obić tyłek, skręcić

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Rośnie liczba zakażeń odrą

To pokłosie pandemii koronawirusa, ale niepokojący trend zaczął się już wcześnie Kiedy w maju prof. Andrzej Fal, prezes Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego, powiedział w jednym z wywiadów, że straciliśmy w Polsce odporność zbiorową na odrę, media zaczęły bić na alarm. To fakt, tyle że nie stało się to z dnia na dzień. Przy odrze bezpieczną granicą jest 95% – przy takim wyszczepieniu populacji nabywa ona odporność zbiorową. W Polsce już w 2017 r. wyszczepialność spadła poniżej tego poziomu. Ponieważ jednak ostatnie dwa i pół roku świat – i służbę zdrowia – toczyła pandemia, innym chorobom – nawet, jak w przypadku odry, bardzo zaraźliwym i niebezpiecznym zwłaszcza dla dzieci – nie poświęcano tyle uwagi, co covidowi. Na początku 2022 r. liczba przypadków odry na świecie wzrosła aż o 79%. W styczniu i lutym zgłoszono 17 338 przypadków odry. W analogicznym okresie 2021 r. zachorowań było 9665. Jak wskazywały zarówno UNICEF, jak i Światowa Organizacja Zdrowia, powodem wzrostu liczby zachorowań były łagodzenie lub znoszenie obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa oraz migracje ludności – chodzi o masowe przemieszczanie się ludzi wywołane zarówno konfliktami, np. w Afganistanie, Etiopii, Somalii czy Ukrainie, jak i kryzysem klimatycznym. Ale nie tylko –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Ekologia się u nas nie przyjęła

Widok martwej Odry przeraża. Śmierdząca truciznami i rozkładającymi się rybami rzeka jest bombą biologiczną. Co jeszcze musi tam się stać, by rząd ogłosił stan klęski żywiołowej? Piszę to w piątek. Słucham zrozpaczonych wędkarzy, którzy od dwóch tygodni alarmowali władzę, że rzeką płyną śnięte ryby. Bez skutku. Mamy największą katastrofę ekologiczną od dziesiątków lat, a informacji o tym, co wpuszczono do rzeki, trzeba szukać w mediach niemieckich. Zamiast współdziałania rządu, samorządów, inspektorów ochrony środowiska i Wód Polskich mamy przerzucanie się odpowiedzialnością. Zamiast nadzwyczajnej mobilizacji i koordynacji wysiłków mamy bałagan i paraliż decyzyjny. Ciągle giną ryby, ptaki i inne zwierzęta. Woda w Odrze zagraża zdrowiu ludzi. A gdyby nie wędkarze zorganizowani do akcji ratunkowych przez Polski Związek Wędkarski, byłoby jeszcze gorzej. Wyciągali śnięte ryby, narażając się na poparzenia. Przeraża stan Odry, ale równie dołująca jest niewyobrażalna wręcz niekompetencja przedstawicieli rządu. Po dwóch tygodniach od skażenia stać ich jedynie na opowiadanie piramidalnych bzdur. Wiceminister infrastruktury Grzegorz Witkowski pochwalił się, że udało się uruchomić odpowiednie służby, by mogły wziąć próbki wody do badania. Po dwóch tygodniach! Czytałem to parę razy, bo nie chciało mi się uwierzyć, że dorosły człowiek i minister może opowiadać o sukcesie,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Atomowy Sasin

Ledwo amerykańskie samoloty przywiozły na polską ziemię amerykańskich żołnierzy, a już z misją dziękczynną poleciał za ocean wicepremier Sasin. Z ochroniarzem. Dla zmyłki zatrudnionym jako dyrektor w Poczcie Polskiej. Może Sasin oprócz cennej dla Wołomina własnej osoby wiózł Amerykanom jakiś kosztowny suwenir? Historyk z wykształcenia zajmuje się w Polsce atomistyką. A precyzyjniej – dogadzaniem amerykańskim firmom w budowie nad Wisłą i Odrą małych i dużych elektrowni atomowych. Wymarzony partner. Cena nie gra roli. Konkurencyjne oferty z innych państw też. Na początek KGHM, kupując małe reaktory jądrowe, zabuli za kota w worku. Pierwszy produkt NuScale Power ma ruszyć w Kanadzie… ale dopiero w 2028 r. Do tego czasu po Sasinie zostaną tylko umowy zawarte bez przetargów.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

NRD przeciw Kohlowi

Polskie zabiegi o uznanie granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej na konferencji 2+4 Konferencja 2+4 w sprawie zjednoczenia Niemiec i zawarcia traktatu o potwierdzeniu istniejącej granicy polsko-niemieckiej stała się jednym z fundamentów Europy postzimnowojennej. Odegrała rolę konferencji pokojowej, do której nie doszło po zakończeniu II wojny światowej. Uniemożliwiła ją zimna wojna. Dopiero jej koniec, który nastąpił w wyniku pierestrojki w ZSRR i Jesieni Ludów 1989 r., otworzył drogę do zjednoczenia Niemiec i uregulowania związanych z tym spraw, w tym potwierdzenia polskiej granicy zachodniej. Uczestnikami konferencji 2+4 były dwa państwa niemieckie (RFN i NRD) oraz cztery zwycięskie mocarstwa z okresu wojny (Francja, USA, Wielka Brytania, ZSRR). W ramach konferencji w 1990 r. odbyły się cztery spotkania: 5 maja w Bonn, 22 czerwca w Berlinie, 17 lipca w Paryżu (z udziałem Polski) i 12 września w Moskwie. Podczas szczytu w Moskwie podpisano traktat o ostatecznej regulacji w odniesieniu do Niemiec, zwany traktatem 2+4. Podpisy pod tym historycznym dokumentem złożyli ministrowie spraw zagranicznych: James Baker (USA), Douglas Hurd (Wielka Brytania), Eduard Szewardnadze (ZSRR), Roland Dumas (Francja), Lothar de Maizière (NRD) i Hans-Dietrich Genscher (RFN). Otwierając drogę do zjednoczenia Niemiec, które nastąpiło 3 października 1990 r., traktat ten

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.