Tag "prywatyzacja"

Powrót na stronę główną
Felietony Roman Kurkiewicz

Ukraińska podręcznikowa doktryna szoku

Każdego dnia czytamy o wojnie w Ukrainie. Gdzie ofensywa, gdzie bomba jedna, a gdzie dwie, gdzie sukces – zaskoczenie i klęska Rosjan. „New York Times” pisze o „zachwycie” Pentagonu ukraińskimi MacGyverami, którzy pomysłowo, domowymi sposobami zwiększają lub optymalizują dostarczaną im przez USA broń. Dużo szczegółów – dla każdego entuzjasty wojskowości i militariów codzienna lektura obowiązkowa, ale i zapewne przyjemna, tyle się dzieje. Tu wyrzutnia rakiet na zwykłej ciężarówce czy łodzi, tam rakiety podwieszone pod poradzieckie migi, ileż tego i jak sprytnie! W powodzi doniesień frontowo-militarnych bardzo rzadko znajduję opowieść o tym, jaka Ukraina ma z tych wojennych zmagań o suwerenność wyjść. Jaka ma być po wojnie, której, załóżmy, nie przegra z kretesem; załóżmy, że Rosja odpuści, wycofa się, przestanie walczyć i bombardować. Ostatnie miesiące udzielają w tej kwestii co najmniej dwóch niepokojących odpowiedzi. Nie trafiają one na czołówki mediów, nie wywołują debaty, dyskusji – nie tylko muzy milkną w huku armat. Mówię tu o dwóch fundamentalnych decyzjach obozu władzy prezydenta Zełenskiego. Pierwsza to decyzja o prywatyzacji kilkuset przedsiębiorstw (420), który to proces wszedł w życie 1 września. Najpierw pod prywatyzacyjny młotek miały pójść piekarnie i gorzelnie, tłumaczyć to miała konieczność zagospodarowania zboża, które trudno eksportować. Deklaracje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Taka ta nasza opieka zdrowotna

To zdumiewające, że ludzie się nie buntują, że bez protestu cierpią, chorują i umierają, czekając miesiącami na wizytę u lekarza, na badania czy na leki Poszedłem do swojej przychodni, do lekarza rodzinnego po skierowanie do okulisty. Niestety najbliższy termin, w którym  mógłbym stanąć przed obliczem swego lekarza,

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Przewodniczka ze stoczni

Miasta otwierają się na różne sposoby: najpierw mapujemy dwa, trzy ulubione miejsca i rozpoznajemy kilka ulic, które do nich prowadzą. To mogą być np. teatry albo mieszkania przyjaciół. Wiadomo, bruk jest najbardziej wyświecony wokół zabytków i tej czy innej centralnej fontanny. Współczesny turysta nadal orientuje się za pomocą gwiazd, ale są to gwiazdki w internecie – prowadzą do konkretnych restauracji. Ale i tak największą przyjemność z poznawania nowego miasta mają ci, którzy się do niego przenoszą. Towarzyszy im świeżość i patos punktu zero – zaczynają od nowa. O fantazjach na temat „czasu zaczynania” pisał Rüdiger Safranski: „W każdym prawdziwym początku tkwi szansa na zmianę. Człowiek chce się uwolnić od więzów przeszłości – od swej historii, tradycji, tysiąca rzeczy, w które jest uwikłany”. Do Gdańska przyjeżdżam na tyle często, że mogę zapuszczać się w dalsze dzielnice albo do parków. Rytualne chodzenie po starym mieście i muzeach mam już zaliczone. A jednak nigdy wcześniej nie doszłam do końca szlaku spacerowego od „old town” do Europejskiego Centrum Solidarności. A jest to wyjątkowa trasa, przy szerokim korycie Motławy – od pewnego momentu zupełnie pusta. Kiedy kończą się przybrzeżne knajpki, mija się karuzelę, a potem apartamentowce, dalej jest już tylko betonowy płot z pracami

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Sarmaci na torach

Likwidacja kolei miała charakter klasowy. Jej ofiary to osoby z mniejszych miejscowości pozbawione dojazdu do pracy czy szkoły W albumie „Pożegnanie z komuną” z 1990 r. Andrzej Mleczko opublikował rysunek, na którym widać dwóch nieogolonych mężczyzn w czapkach uszankach. Z kieszeni połatanych płaszczy wystają im gazety, stoją przy stoliku barowym, ćmią pety i popijają ze szklanek, w których tkwią łyżeczki do herbaty. Jeden mówi: „Równali, równali i zrównali”. Na przełomie lat 80. i 90. był to popularny żart. Postacie z rysunku miały być kwintesencją nędzy, do której rzekomo doprowadził realny socjalizm. Kryzys lat 80. był niezaprzeczalny. Państwo nie dość, że spłacało długi zagraniczne, to dodatkowo objęte było sankcjami gospodarczymi w wyniku wprowadzenia stanu wojennego. Szybko również rosła liczba mieszkańców, którym trzeba było zapewniać chociażby mieszkania – za co ówczesne państwo brało odpowiedzialność. Tym bardziej z dzisiejszego punktu widzenia może zaskakiwać, że nawet taka „schyłkowa komuna” mogła się poszczycić sukcesami na skalę europejską. I to nie w rekordowych spustach surówki. Podobno. Niemożliwe! „Tempo modernizowania infrastruktury kolejowej w drugiej połowie lat 80. było imponujące nawet w porównaniu z dzisiejszymi czasami, gdy polska kolej deszczem funduszy z Unii Europejskiej zmuszona jest do realizacji szerokiego zakresu inwestycji”, pisze redaktor

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Chaos, hejt, niskie płace

Czy młodzi medycy wyjadą? Gilbert Kolbe – magister pielęgniarstwa, rzecznik prasowy ogólnopolskiego komitetu protestacyjno-strajkowego pracowników ochrony zdrowia, absolwent studiów EMBA z zarządzania w ochronie zdrowia. Jak się czujesz, patrząc na imposybilizm rządzących w piątej już fali pandemii? Tuż przed naszą rozmową zwróciłeś się na Twitterze do prezydenta Andrzeja Dudy z prośbą, aby nie zajmował stanowiska w sprawach, o których nie ma pojęcia. – Tak, prezydent porównał wariant omikron do grypy… Imposybilizm to w ostatnim czasie słowo odmieniane przez wszystkie przypadki. Pandemia pokazuje zaś, że brakuje osób, które byłyby w stanie ponieść ciężar zreformowania systemu ochrony zdrowia. Oczywiście podnoszony jest argument, że państwo nie ma środków na modernizację, chociaż w ramach Polskiego Ładu nakłady mają się zwiększyć. Jednak tu nie chodzi o sprzęt ani – jak to ładnie mówi minister Niedzielski – zwiększanie bazy łóżkowej. Nie widać konkretnych kroków, aby ten system zreformować. Owszem, głos zabierają politycy, natomiast nikt nie konsultuje się z ekspertami, czego przykładem jest Rada Medyczna przy premierze, która, mówiąc kolokwialnie, wściekła się i rzuciła papierami, bo nikt nie słuchał jej zaleceń. W październiku 2021 r. mówiłeś, że rządzący nie są w stanie zagwarantować bezpieczeństwa zdrowotnego Polkom i Polakom. Mamy początek

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Szahaj Felietony

Pochwała związków zawodowych

Styczeń 1982 r. Kolejny miesiąc stanu wojennego. Niechętnie wspominam ten czas. Chętniej okres wcześniejszy, tzw. karnawał Solidarności. Wstąpiłem do związku w listopadzie 1980 r., zaraz po rozpoczęciu pierwszej pracy po studiach. Prezes mojej firmy (regionalnego związku spółdzielni) był wściekły, tego dnia trzech nowych pracowników z wyższym wykształceniem zapisało się do Solidarności. Byliśmy młodzi i pełni entuzjazmu. Wszystko miało się zmienić. Z zapałem zaangażowaliśmy się w działalność Solidarności, z satysfakcją pełniąc m.in. funkcję straży związkowej w czasie któregoś ze strajków. Nigdy nie zapomnę tego uczucia bycia razem, tej codziennej solidarności przez małe s, jakiej wtedy doświadczaliśmy. To mnie ukształtowało na lata. Z tego też okresu pochodzi moje uznanie i szacunek dla związków zawodowych. Dziś poparte także znajomością historii walki pracowników najemnych o swoje prawa. Pokazuje ona wyraźnie, że nie ma innej drogi do poprawy ich losu. A także to, jak była ona trudna i bolesna. Od XIX-wiecznego zakazu ich tworzenia do XX-wiecznego rozkwitu. To związkom zawodowym pracownicy najemni zawdzięczają w dużej mierze bardzo dobry dla nich okres lat 1945-1973, w którym istniała względna równowaga między kapitałem a pracą, nierówności były umiarkowane, a pracownicy systematycznie poprawiali swoją pozycję ekonomiczną i społeczną. Nawet

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady Zdrowie

Medyczne biedronki

Prywatne placówki w bardzo małym zakresie wykonują procedury, które mogłyby faktycznie zmniejszyć kolejki Dr Paweł Łęgosz – specjalista ortopedii i traumatologii narządu ruchu 113 – tyle dni trzeba czekać na wizytę u ortopedy w Mazowieckiem. A ile dokładnie w przypadku Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego? – To zależy. Osoby po ostrym dyżurze czy na kontrolę po zabiegu, tzw. nasi pacjenci, są przyjmowani po 10-14 dniach. Z kolei ci planowi, kierowani z POZ, niestety muszą się uzbroić w cierpliwość. Na te statystyczne trzy-cztery miesiące?! – Tak, choć terminy te mogą być jeszcze bardziej odległe. Szczególnie w tak wąskich specjalizacjach jak np. chirurgia kręgosłupa – tam zapotrzebowanie na leczenie jest większe, a specjalistów mniej. Dlatego w tym przypadku może to być nawet sześć miesięcy. Na jakie konkretnie zabiegi ortopedyczne kolejki są teraz najdłuższe? – Wszystkie z zakresu chirurgii barków. Tu nasze możliwości są bardzo ograniczone, bo operacje tego typu wykonujemy raz w tygodniu. Efekt: kolejka jest wielomiesięczna, czekać trzeba do 24 miesięcy. Dla porównania – jeśli chodzi o zabiegi z zakresu chirurgii ręki, wygląda to lepiej, czas oczekiwania jest krótszy niż pięć miesięcy. Tyle że w tym ostatnim przypadku to głównie pacjenci po urazach, przyjmowani w trybie pilnym. –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Poezją w rząd

Ci, którzy w wielu miastach Polski strajkowali w 1980 r., byli pełni optymizmu, wierzyli w zwycięstwo, mieli wsparcie Kościoła, o ich protestach pisali dziennikarze w kraju i na całym świecie. Ten najważniejszy strajk w Stoczni Gdańskiej, zakończony podpisaniem przez Lecha Wałęsę i wicepremiera Mieczysława Jagielskiego porozumień sierpniowych, trwał od 14 do 31 sierpnia, a więc niewiele ponad dwa tygodnie. Gdyby jednak ktoś mnie zapytał, który z relacjonowanych przeze mnie strajków zrobił na mnie największe i najbardziej dramatyczne wrażenie, bez wahania odpowiedziałbym: trwający od 22 lipca do 16 września 1992 r., czyli przez 56 dni, strajk okupacyjny w Fabryce Samochodów Małolitrażowych w Tychach. To był najdłuższy i największy strajk okupacyjny w powojennej historii Polski. W tym czasie kilka tysięcy pracowników nie opuszczało swojego zakładu, broniąc go przed oddaniem za bezcen włoskiemu Fiatowi. Prywatyzacja z przekrętem W 1992 r. w FSM w Tychach pracowało ponad 7 tys. osób. Wiadomość o przygotowanej przez rząd prywatyzacji wartej miliony dolarów fabryki pracownicy przyjęli ze zrozumieniem. Włoski Fiat miał odkupić od skarbu państwa 51% akcji, pracownicy – nieodpłatnie dostać 10% akcji, a reszta miała pozostać w rękach państwa. Wszystko więc było w porządku. Tymczasem z początkiem lipca 1992 r. pracownicy dowiedzieli się, że nie dostaną ani jednej akcji, państwu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Likwidować należy z głową

Radykalna wypowiedź marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego na temat likwidacji szpitali wielu oburzyła. I słusznie W Polsce jest 575 publicznych szpitali, powiatowych 301. Premier Mateusz Morawiecki 31 sierpnia podkreślił, że rząd nie będzie żadnego zamykał, ale będzie modernizować – na ten cel przeznaczy 7 mld zł, np. na wymianę 90 tys. łóżek dla pacjentów, 7 tys. łóżek na oddziałach OIOM czy zakup 400 nowoczesnych ambulansów. Zapowiedział też podniesienie wynagrodzeń i poprawę warunków pracy personelu medycznego. Tymczasem Ogólnopolski Związek Zawodowy Ratowników Medycznych przypomina, że 31 sierpnia wygasły umowy wypowiedziane kilka tygodni temu. Tomasz Grodzki na Campusie Polska Przyszłości chwalił wyższość opieki ambulatoryjnej nad lecznictwem szpitalnym. I zaproponował, by zlikwidować w Polsce większość szpitali. Jako przykład podał Danię, gdzie szpitali jest 16 na 5 mln mieszkańców. – To w Polsce powinno być ok. 130 na 40 mln, a jest prawie 1000 – mówił senator. I co z tego, że jest 1000 szpitali, skoro na łóżko na ortopedii czekasz dwa lata, na urologa miesiącami, na alergologa z pół roku. System ochrony zdrowia jest niedostępny dla pacjenta z powodu kolejek właściwie do wszystkich specjalistów. Najważniejsza więc jest likwidacja kolejek. Bo nawet

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Na prawdę o transformacji nigdy za późno

Faktycznie nie było alternatywy dla przejścia do rynku, ale istniały odmienne ścieżki polityki gospodarczej i szczegółowych reform strukturalnych Ludziom żyłoby się dużo lepiej, a nasz udział w światowej gospodarce byłby znacznie większy, gdyby nie błędy koncepcyjne i wykonawcze początku i końca pierwszej dekady transformacji – tzw. terapii szokowej i zbytecznego przechłodzenia gospodarki, kiedy po przejęciu władzy przez AWS tempo wzrostu szybko i radykalnie zostało zdołowane bez mała do zera. Te i inne błędy były do uniknięcia, ale niezdrowy radykalizm wziął górę. A może jednak zdrowy? Przecież to była terapia… O szoku bez terapii raz jeszcze Pomimo twardych faktów dowodzących szkodliwości „terapii szokowej” wciąż można spotkać jej apologetów. Dobrze zatem, że fałszywe opinie spotykają się ze zdecydowaną odprawą. Prof. Leon Podkaminer, polemizując z jednym z najwierniejszych wielbicieli szoku bez terapii, Witoldem Gadomskim („Gazeta Wyborcza”, 30.01.2021), formułuje swój pogląd ostro: „Nie odmawiam Leszkowi Balcerowiczowi jednej niewątpliwej zasługi. W obiektywnie trudnej sytuacji podjął się on zadania, którego nie miały odwagi (lub siły) realizować osoby kompetentne, rozważne i odpowiedzialne (choćby prof. Witold Trzeciakowski). Na tym – moim zdaniem – jego zasługi się kończą. Program gospodarczy („terapia szokowa”) przez niego wykoncypowany i wdrażany od początku

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.