Tag "Robert Walenciak"

Powrót na stronę główną
Wywiady

Dwie twarze komunizmu

Dlaczego uwiódł miliony? Dlaczego upadł? Rozmowa z prof. Jerzym Holzerem Czy my, współcześni Polacy, możemy zrozumieć komunizm? Pojąć, dlaczego zafascynował miliony ludzi? – Ludzkości od zawsze towarzyszyły dwa marzenia – o świecie sprawiedli­wym i rozumnym. O takim świecie mówił już Platon. Marzenia te związa­ne są immanentnie z niezadowoleniem z kondycji indywidualnej i zbiorowej człowieka. I ich spełnienie obiecywał komunizm, którego świat miał być sprawiedliwy, bez wyzysku i rozumny, bo oparty o naukowe zasady. Może to tłumaczy stosunek intelektualistów do komunizmu? Bo im człowiek bardziej refleksyjny intelektualnie, tym bardziej jest niezadowolony z kondycji człowie­czej. Pewnie dlatego tak łatwo ludzie o najwyższym poziomie intelektual­nym poddają się marzeniom i utopiom. W swej książce „Komunizm w Europie” pisze pan, że przełomo­wym momentem dla komunizmu była I wojna światowa… – I wojna światowa była katalizato­rem niezadowolenia ze zbiorowej kon­dycji człowieka. Podczas tej wojny zgi­nęły miliony ludzi… To był szalony wstrząs. Od oświecenia wierzono, że świat rozwija się ku postępowi, staje się coraz bardziej cywilizowany. I naraz okazało się, że – co prawda – technika jest coraz bardziej rozwinięta, ale przy tym wszystkim załamała się zbiorowa kondycja ludzka. I wtedy pojawił się komunizm jako cudowne rozwiązanie? – Nie wszyscy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wydarzenia

UOP przeciwko prezydentowi

I Aleksander Kwaśniewski, i Lech Wałęsa nie byli agentami SB. Lustracyjną intrygę przeciął sąd I Aleksander Kwaśniewski, i Lech Wałęsa mogą odetchnąć z ulgą i rzucić się w wir wyborczej kampanii. Lech Wałęsa nigdy nie współpracował z SB – orzekł w piątek, po godzinie 16:00 Sąd Lustracyjny. Aleksander Kwaśniewski złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne – to z kolei orzeczenie z czwartku, z godziny 15:00. Tym samym zakończony został krótki, ale jakże psujący krew, lustracyjny epizod prezydenckiej kampanii. Dwóch prezydentów – były i obecny – było oskarżonych o to, że współpracowali z dawną SB. Przeciwko Wałęsie wytoczono teczki skserowanych dokumentów, przeciwko Kwaśniewskiemu – trzy lakoniczne zapisy z ksiąg SB. Już na pierwszy rzut oka wartość tych wszystkich dokumentów była niewiele warta. Kserokopie i zupełnie nielogiczne zapisy – na tej podstawie nie można nikogo skazać. Ale można utrudniać mu życie, prowadzić propagandową grę. Zwłaszcza w czasie kampanii wyborczej. Fakt, że to wszystko mamy już za sobą, to bez wątpienia zasługa sędziów, którzy w ekspresowym tempie zakończyli rozprawy. Tak więc, jeżeli ktoś miał nadzieję, że z lustracji obu prezydentów uczyni ważny element trwającej już kampanii, to sędziowie Sądu Lustracyjnego ją przekreślili. Jednocześnie – tak to w Polsce często bywa –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wydarzenia

Rządy UOP-u

Służby specjalne grożą politykom: nie wiecie, co możemy na was znaleźć, nie wiecie, co na was schowaliśmy, więc się pilnujcie Marek Gumowski, szef sztabu wy­borczego Lecha Wałęsy, mówi wprost: “Scenariusz lustracji byłego prezydenta zaplanowano w centrum decyzyjnym AWS”. Gumowski chętnie rozwija swoją myśl: Sąd Lustracyjny orzeka na podstawie materiałów, które przesyła mu UOP. I UOP, żonglując ty­mi materiałami, jedne przesyłając teraz, inne później, wpływa na tempo lustra­cji Wałęsy i na atmosferę, która wokół niej narasta. Czy UOP – pyta Gumow­ski – sam z siebie mógłby prowadzić taką akcję? Raczej jest to wątpliwe – mógłby to robić jedynie na polecenie lub przynajmniej za przyzwoleniem politycznych zwierzchników: ministra-koordynatora, Janusza Pałubickiego oraz premiera, Jerzego Buzka. Buzek jest w sztabie wyborczym Krzaklew­skiego, Pałubicki to także człowiek li­dera AWS. Wnioski są więc proste – UOP na polecenie zwierzchników uczestniczy w kampanii wyborczej. Podobne zarzuty padają z ust polity­ków SLD. Aleksander Kwaśniewski, ma ponad 60% poparcia, lustrowany był wielokrotnie i nigdy nikt nie miał wobec niego jakichkolwiek zastrzeżeń. Tymczasem teraz UOP ogłosił ustami swego szefa, płk Nowka, że obecny prezydent znajdował się w kartotece SB jako tajny współpracownik. Tu tak­że mamy element

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wydarzenia

Polowanie na prezydentów

Przez ostatnie dwadzieścia lat SB i UOP zbierały kwity na Kwaśniewskiego Czy tajny współpracownik SB w redakcji „Życia Warszawy” o pseudonimie “Alek” to Aleksander Kwaśniewski? Zaprzecza temu prezydent. – Nigdy nie pracowałem, ani nie współpracowałem z SB – mówi. – Nigdy nie pracowałem w „Życiu Warszawy”. Teoretycznie więc sprawa już dawno powinna być zamknięta – Kwaśniewskiego nigdy nie było w „Życiu Warszawy”, więc ów mityczny “Alek” to inna osoba. Tymczasem zastępca Rzecznika Interesu Publicznego, Krzysztof Lipiński, upiera się, że “nie można wykluczyć jakiegoś związku”. A Sąd Lustracyjny przełożył rozprawę do 9 sierpnia i zamierza wysłuchać czterech świadków: trzech byłych funkcjonariuszy SB i dyrektora Biura Ewidencji i Archiwów UOP. Mają oni wyjaśnić sądowi, czy “Alek” to Kwaśniewski, czy nie. Sprawa przekracza więc granice skandalu Aleksander Kwaśniewski lustrowany był w III RP kilkakrotnie, m.in. przez Antoniego Macierewicza i Andrzeja Milczanowskiego. Ze wszystkich tych sprawdzeń wychodził jako osoba czysta. I nagle, na dwa miesiące przed wyborami, UOP, urząd kierowany przez ludzi Krzaklewskiego, dorzucił do materiałów Kwaśniewskiego tajemniczą kartkę o “Alku”, agencie w „Życiu Warszawy”. Wygląda więc na to, że jesteśmy świadkami kolejnej w III RP prowokacji politycznej, w której wykorzystywane są służby specjalne. Wszystkie scenariusze są w tej sprawie ciągle możliwe – zgodnie z ustawą, kandydaci na prezydenta muszą składać oświadczenia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Czy grozi nam bunt wykluczonych?

Niespełnione talenty to potężna siła wywrotowa i bardzo silna motywacja do działania rewolucyjnego Rozmowa z profesorem Karolem Modzelewskim – W Polsce, mniej więcej co 10 lat, wybucha duży konflikt społeczny. Od roku 1989 mija już 11 lat, powinno więc coś wybuchnąć. Czy wybuchnie? – Sądzi pan, że wybuch konfliktów społecznych w Polsce to specyfika ponadustrojowa? Poza tym, czy w roku 1989 mieliśmy wielki konflikt społeczny? Nie wydaje mi się. – Były strajki roku 1988. – Były one raczej zapowiedzią nadciągającego kryzysu. Ekipa generała Jaruzelskiego to dostrzegła i zdając sobie sprawę z nowej sytuacji międzynarodowej, z różnych implikacji polityki Gorbaczowa, postanowiła nadciągający kryzys uprzedzić przez porozumienie z opozycją. A w ogóle nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie upadek komunizmu, do czego jakoś się przyczyniliśmy, ale nie bądźmy takimi megalomanami, by uważać, że myśmy ten upadek spowodowali. – Czyli odrzucamy teorię, że co 10-14 lat musi wybuchnąć. – Jako historyk jestem sceptyczny wobec teorii. – Ale mówił pan o pojawianiu się w Polsce dużej grupy ludzi odrzuconych, pariasów, stanowiących 20% społeczeństwa. – Może nawet większej. To widać gołym okiem, to jest zagrożenie. Ale nie twierdzę, że to niebezpieczeństwo musi się zmaterializować w postaci eksplozji gniewu społecznego. Mogą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wydarzenia

Cztery reformy i pogrzeb

Twórcy “wielkich reform” rządu Buzka odeszli. Rachunek zapłaci kto inny Minister Handke podał się do dymisji. Powód tego kroku jest powszechnie znany – Ministerstwo Edukacji źle wyliczyło kwotę, którą otrzymać mieli nauczyciele w wyniku nowelizacji Karty Nauczyciela. Ministerstwo pomyliło się, bagatela, o około 800 mln złotych. Okazało się więc, że reforma edukacji, którą Handke przeprowadził, opierała się na błędnych wyliczeniach i że budżet państwa musi znaleźć setki milionów na zobowiązania zaciągnięte przez ministra-optymistę. Losy Mirosława Handkego i jego reformy (jak twierdzą fachowcy, najlepiej przygotowanej ze wszystkich czterech) są prawidłowością ostatnich lat. “Cztery wielkie reformy”, które miały być wizytówką gabinetu Jerzego Buzka, kolejno okazywały się porażkami. Dziś większość Polaków uważa, że przyniosły one więcej szkody niż pożytku. Odczucie Polaków potwierdzają liczby – cztery reformy przyniosły finansowe porażki. Wreszcie – ich inicjatorzy skończyli marnie. Minister zdrowia, Wojciech Maksymowicz, został odwołany już półtora roku temu, rozpłynęli się w niebycie twórcy reformy administracyjnej – Michał Kulesza i Jerzy Stępień, symbol reformy ubezpieczeń społecznych, były prezes ZUS-u, Stanisław Alot, stał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wydarzenia

Jak okiełznać dziki kapitalizm

Czy mogło być inaczej? Czy dobrze wykorzystaliśmy nasze 10 lat? Co możemy zmienić? Jacek Kuroń znów wsadził kij do politycznego mrowiska. “Mogło być inaczej – napisał w artykule “Jak upadł realny socjalizm” opublikowanym 1 lipca w “Gazecie Wyborczej”. – Gdybyśmy my, działacze dawnej “Solidarności”, potrafili na progu niepodległości zainicjować ruch samorządności pracowniczej i szeroki społeczny ruch transformacji własnościowej, mielibyśmy szansę nie dopuścić do uwłaszczenia starej nomenklatury i nowej biurokracji”. I konkludował: “To my, politycy, ponosimy odpowiedzialność za wszechobecną dziś korupcję, niesprawiedliwe stosunki społeczne i rozkład życia politycznego”. Jeszcze w tym samym numerze “Wyborczej” z Kuroniem polemizował Adam Michnik. Kolejnych głosów w dyskusji można być pewnym. Kuroń postawił bowiem pytanie-klucz: jak polskie elity rządziły krajem w ostatnich 10 latach, gdzie popełniły błędy, za co są odpowiedzialne. I wreszcie: czy nie można było pokierować polskimi sprawami inaczej? Klub Dialogu Politycznego im. Zofii Kuratowskiej założyli politycy z dawnej Frakcji Społeczno-Liberalnej jeszcze Unii Demokratycznej – Marek Balicki, Krzysztof Dołowy, Krystyna Sienkiewicz i politycy Unii Pracy – Izabela Jaruga-Nowacka, Wojciech Borowik, Bartłomiej Morzycki. – Założyliśmy Klub Dialogu Politycznego, żeby doprowadzić do dialogu o poważnych sprawach,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Szabla Mariana

Krzaklewski jest przeciw lewicy UW, SLD, Pawlakowi, Kwaśniewskiemu, zwolennikom integracji z Unią Europejską oraz tym, co “rozbijają prawicę”. To kto ma na niego głosować? O co chodzi Krzaklewskiemu? Chyba nie o wygranie wyborów prezydenckich. Patrząc na pierwsze dni jego kampanii, trudno odgonić natrętną myśl, że celem lidera AWS nie jest wcale Pałac Prezydencki, lecz zupełnie coś innego. Bo Krzaklewski nie mówi do wszystkich Polaków, ale tylko do małej ich części – do twardego jądra zadeklarowanych fanów prawicy. Tu walczy o akceptację. Tylko po co? Na tak postawione pytanie odpowiedź jest jedna: cele Krzaklewskiego są bardziej ograniczone. Przede wszystkim chodzi mu o odzyskanie roli niekwestionowanego lidera na prawicy i dobre wejście w przyszłoroczne, najprawdopodobniej przyszłowiosenne, wybory parlamentarne. I tyle. Jeżeli tak rzeczywiście jest – to zachowanie lidera AWS nosi jakieś znamię racjonalności. Znamię, bo w wyścigu prezydenckim Krzaklewski wciąż jest na trzecim miejscu. Według najnowszych sondaży, pierwszy jest Aleksander Kwaśniewski (62% poparcia), drugi Andrzej Olechowski (11%), a trzeci właśnie Marian Krzaklewski (7%). Jeżeli pierwsza tura tak właśnie by się zakończyła, dla szefa “Solidarności” byłaby to kompletna klęska. Tylko że porażki z Olechowskim nikt w sztabie AWS nawet sobie nie wyobraża. Kalkulacja jest prosta – sam elektorat AWS wystarczy, by “na

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Na linii ognia

Dziesięć lat GROM-u. Dla tej jednostki zagrożeniem byli nie żołnierze serbscy czy arabscy terroryści, ale minister Pałubicki Czy żołnierz może leżeć kilka dni w śniegu, czekając na wroga? W takiej sytuacji najważniejsze jest przygotowanie psychofizyczne – hart ducha, dobrze przygotowana kryjówka i takie drobiazgi, jak woreczki na nieczystości. Zresztą, nie musi czekać – zamaskowany żołnierz GROM-u może podkradać się z prędkością 50 metrów na dobę. I nikt nie ma prawa go zobaczyć. Opowieści o zdumiewających umiejętnościach ludzi GROM-u jest zresztą więcej. Dziesięć lat, mimo rozmaitych zakrętów historii, nie było straconych. Wszystko zaczęło się w roku 1990, od operacji “Most”, polegającej na przerzucie rosyjskich emigrantów z ZSRR do Izraela. Portem tranzytowym była Warszawa. Polscy obywatele i polskie placówki stały się celem arabskich terrorystów. Pierwszym ostrzeżeniem było ostrzelanie naszych dyplomatów w Bejrucie – radcy handlowego i jego żony. Do Libanu wysłano więc Sławomira Petelickiego, wówczas odpowiedzialnego za ochronę naszych placówek zagranicznych. Po powrocie Petelicki raportował szefowi MSW, Krzysztofowi Kozłowskiemu: “Polska musi stworzyć specjalną jednostkę, przygotowaną do walki z terrorystami”. I tak, 13 lipca 1990 roku (inne źródła podają, że 13 czerwca) powstał GROM. Jego pierwszym szefem został Petelicki.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Żony na start

Polski wyborca najchętniej „kupiłby” taki model: żona kandydata konsekwentnie stoi u boku męża. Jedynym wyjątkiem jest Jolanta Kwaśniewska Teraz każdy ich krok jest sterowany przez sztab ludzi. Wszystko pod kontrolą: słowo, gest, sposób poruszania się i ubierania. Żadnej spontaniczności. Od ekspertów w sztabie wyborczym kandydata zależy, czy zaakceptują zestaw pytań stawianych przez dziennikarza, ubiegającego się o rozmowę. Żadnego fotoreportera; zdjęcia są już gotowe, ze specjalnej, kampanijnej sesji. Oto los żon kandydatów na urząd prezydenta RP. Nawet, jeśli nie będą stale brać udziału w kampanii i pozostaną w dalekim tle. Im lepsze biuro public relations, tym więcej kordonów dla uniknięcia wpadek. A cel jest jeden – kandydat ma wygrać, a przynajmniej przejść do drugiej tury, ostatecznie zapracować na popularność, która zaprocentuje w wyborach parlamentarnych. Nic nie trzeba zmieniać Pozornie najłatwiej jest Jolancie Kwaśniewskiej, bo ona dawno już przeszła chrzest bojowy. Poza tym, jak przypomina rzecznik kampanii Aleksandra Kwaśniewskiego, Dariusz Szymczycha – pierwsza dama RP nie musi się przedstawiać. Przez pięć lat była nie tylko małżonką prezydenta, ale i prowadziła szeroką działalność charytatywną. Uruchomiła Fundusz Pomocy Młodym Talentom; organizuje wyjazdy zagraniczne wychowankom domów dziecka oraz dzieciom, których ojcowie zginęli podczas pełnienia obowiązków

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.