Tag "rząd PO-PSL"

Powrót na stronę główną
Kraj

Niewłasne i ciasne

Politycy i aktywiści toczą dyskusję o kosztach kredytów hipotecznych, a w jej cieniu rośnie kolejny problem – nieuregulowany rynek najmu Podczas gdy posłowie Platformy Obywatelskiej z opóźnionym zapłonem nakręcają kampanię wokół znanej już wszystkim porażki pisowskiego programu Mieszkanie+, nikt nie zadaje sobie pytania, co z uregulowaniem rynku najmu mieszkań. Polak nauczony jest, że mieszkanie trzeba mieć swoje, choćby miał je spłacać do ostatnich dni. I nie ma co się dziwić, bo rynek najmu, opierający się na prywatnych właścicielach, jest jak Dziki Zachód. Jednak przez inflację na własne mieszkanie może sobie pozwolić coraz węższa grupa osób. Jak więc odnaleźć się na rodzimym rynku najmu? Nowa codzienność najemców – W zeszłym tygodniu zadzwoniła właścicielka mieszkania, które wynajmuję. Odetchnęłam z ulgą, kiedy się dowiedziałam, że ze względu na inflację muszę dopłacić do obecnej stawki 200 zł. Spodziewałam się, że przy obecnych rynkowych cenach mieszkań w mojej okolicy będę musiała płacić dwa razy więcej niż do tej pory. A to wiązałoby się z wylądowaniem na bruku – stwierdza 28-letnia Agata, która niedawno dostała pierwszą poważną pracę jako programistka. Nie jest to anegdota, lecz nowa codzienność najemców w całej Polsce. Na tym nieuregulowanym rynku każdy chwyt jest dozwolony.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Patodeweloperka

Potrzebą ludzi nie jest posiadanie aktu notarialnego, tylko mieszkanie w godnych warunkach i dobrym jakościowo budownictwie Dr Łukasz Drozda – politolog i urbanista Wyobraźmy sobie, że mam 30 lat, pracuję głównie na umowach-zleceniach i nie pochodzę z rodziny, która może mi kupić mieszkanie. Czy mam jakiekolwiek szanse na godne warunki mieszkaniowe i np. możliwość wynajęcia czegoś na dobrych warunkach? – Masz, ponieważ istnieje dobroć ludzka i nie każdy właściciel mieszkania przeznaczonego na wynajem to pazerny krwiopijca. Jednak rynek najmu, tak jak cała polityka mieszkaniowa w Polsce, jest dość problematyczny i czyha na nim wiele zagrożeń. Bardziej niż na systemowe rozwiązania możesz liczyć na łut szczęścia albo, jak ja to nazywam w książce „Dziury w ziemi”, na tytułowe dziury, które oznaczają nie tylko dopiero projektowane mieszkania, lecz także rozmaite luki w systemie. Wynajmowanie mieszkania nie zawsze jest czymś strasznym, ale powszechność problemów z tym związanych powoduje, że ludzie w Polsce boją się tego i stawiają na własność prywatną. Do tego odwołują się również propozycje rzucone przez Donalda Tuska w ramach kampanii wyborczej. Komu tylko można, mamy wciskać kredyty, a najemcom dopłacać. Nie znamy jeszcze szczegółów tych propozycji, ale trudno mi sobie wyobrazić, żeby pomysł dopłacania 600 zł do najmu nie podbił jego cen. Średnio fajny system. Piszesz

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Mieszkanie prawem, a nie, pozornie tańszym, towarem

Zupełnym przypadkiem wysłuchałem w którejś rozgłośni reklamy, przy czym dopiero po chwili zorientowałem się, że to reklama. Słowa, które tam padały, kompletnie nie kojarzyły mi się z kupowaniem czy konsumowaniem. Postęp, progres, szybszy postęp. Nagle słowa przypisane do pewnej wizji politycznej, rozwojowej, do opowieści o zmienianiu świata na lepsze, wpadają w łapska copywriterów. I opowiadają nie o tym, jak nasze życie może być lepsze, jakie rozwiązania czy instytucje będą temu sprzyjać, tylko o tym, dlaczego warto kupić określony model samochodu konkretnej marki. Zawłaszczenie, przejęcie pojęć, znaczeń? Może tylko twórcze wykorzystanie słów leżących odłogiem, zapomnianych, niechcianych w ostatnich latach? Ale na tym obserwacji zjawiska nie koniec. Piszę felieton w okolicach 1 marca i – co oczywiste – nie pochylam się nad uprzywilejowanym losem pamięci o „żołnierzach wyklętych”, którą gorliwie kultywuje nasze państwo z chorych pobudek – przymilając się do skrajnej prawicy. Przekonany jestem, że nadejdzie czas, kiedy zapomnimy o takim czczeniu fałszywych bohaterów, nierzadko zbrodniarzy. W okolicach 1 marca wspominam od ponad dekady historię niewyjaśnionego do dziś zabójstwa Jolanty Brzeskiej, aktywistki ruchu lokatorskiego, ofiary dzikiej reprywatyzacji w Warszawie, kobiety, którą nieznani sprawcy spalili żywcem w Lesie Kabackim w marcu 2011 r. Oprócz

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Najpierw mieszkanie

W naszym systemie zarządzamy bezdomnością, zamiast ją zakończyć – Zima to sezon zainteresowania bezdomnością – mówi Julia Wygnańska z Fundacji Najpierw Mieszkanie. – Ale tego kryzysu nie da się zakończyć, działając tylko podczas mrozu, na skróty. – Śmierdzi schroniskiem, prawda? – pyta Marzenę od progu jej klient. Marzena Kamińska jest psycholożką. Pracuje z osobami w kryzysie bezdomności. Te słowa usłyszała od mężczyzny, którego odwiedziła w mieszkaniu socjalnym. Właśnie się wprowadził po długim czasie życia w placówkach. – Pytanie było absurdalne, choć doskonale wiedziałam, o co mu chodzi. Pracuję w schronisku i znam ten charakterystyczny zapach, mieszankę ostrych środków dezynfekujących i tanich, skręcanych papierosów – wyjaśnia. – Mieszkanie było wysprzątane, w środku paliło się kadzidełko. Zapach schroniska nie był w domu, tylko w jego głowie. To pokazuje, jak trudno zamknąć za sobą rozdział „bezdomność”. U Pawła też jest czysto i jasno. Trochę pusto, brakuje mebli, np. wieszaka w przedpokoju. – Już dawno powinienem bardziej się tu urządzić – mamrocze, nerwowo wyrywa mi z rąk płaszcz i rzuca na starannie pościelony materac w rogu pokoju. – Ktoś by powiedział: człowieku, o co ci w ogóle chodzi? Przecież masz wszystko. Dom i pracę. Niedawno dostałem lodówkę i pralkę. Ale na co dzień jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Szahaj Felietony

Liberałowie, nie lękajcie się!

Wciąż czytam o braku programu opozycji. Rzeczywiście, jest z tym słabo. Jak zwykle najlepiej wypada partia Razem. Niestety, jej głos jest marginalizowany lub lekceważony. Szkoda. Jedno nie ulega wątpliwości – taki program musi zostać sformułowany i najlepiej by było, gdyby łączył całą opozycję, jeśli chce ona przejąć rządy w kraju. Na razie nie musi być szczegółowy. Ważne, aby sygnalizował strategiczny kierunek zmian. Oto moja propozycja: skandynawskie państwo opiekuńcze. Jestem głęboko przekonany, że chce go większość polskiego społeczeństwa. Co więcej, to najlepszy jak dotąd model społeczny wynaleziony w świecie Zachodu – jak pokazują badania socjologiczne, sądzi tak nawet większość młodych ludzi w USA. W tym sensie kierunek aspiracji polskiego społeczeństwa pokrywa się z tym, co najcenniejsze w dotychczasowej historii świata. Pora zatem najwyższa, byśmy przystąpili do realizacji tego modelu także nad Wisłą. Jestem przeświadczony, że do pomysłu nie trzeba będzie przekonywać lewicy. Kłopot jednak z największą siłą opozycyjną, a mianowicie z Platformą Obywatelską. Mam wrażenie, że tej partii będzie najtrudniej zgodzić się na jego realizację. Wynika to z nadal ciążącego na jej sposobie myślenia neoliberalizmu, czyli doktryny ekonomiczno-społecznej, która (nader naiwnie) pokłada nadzieje w sile działania mechanizmów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Polska nie zbankrutowała

W rok 2023 wchodzimy z niższym poziomem zadłużenia niż w rok 2016, zanim wprowadzono program 500+ i inne świadczenia pieniężne Ze wszystkich klęsk i katastrof, jakie wróżono w minionym roku, jedna nie chciała się ziścić. Polska nie zbankrutowała, nie staliśmy się „drugą Grecją”, a budżet państwa nie zawalił się pod ciężarem długu publicznego. Wręcz odwrotnie. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia Ministerstwo Finansów opublikowało informacje o stanie zadłużenia sektora finansów publicznych na koniec III kwartału 2022 r. Wynika z nich, że dług publiczny w relacji do PKB… nie tylko spadł względem lat pandemii, ale nawet jest niższy niż w roku 2015. Nie, to nie pomyłka. Polskie zadłużenie wynosi dziś 50,3% rocznego PKB. W 2021 r., po dwóch latach pandemii, wskaźnik ten wynosił 53,8%, a w ostatnim roku rządów PO i Ewy Kopacz – 51,3%. W rok 2023 wchodzimy z niższym poziomem zadłużenia niż w rok 2016, zanim jeszcze wprowadzono program 500+ i inne świadczenia pieniężne. To bolesny szok dla wszystkich zwolenników tezy o nieuchronnym bankructwie Polski – a było ich przecież wielu. Tymczasem pomimo dwóch lat pandemii, wojny za naszą granicą i zapowiadanych rekordowych wydatków zbrojeniowych – Warszawa dalej jest wypłacalna, a dług publiczny nie przekroczył

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Co blokuje lewicę?

Obecni politycy lewicy nie budują emocji, są mało znani i niekoniecznie wiarygodni Dr hab. Maciej Raś – pracownik naukowo-dydaktyczny Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Prodziekan ds. studenckich. W latach 1999-2021 członek SLD. Wiatr wieje w żagle lewicy, powinna więc kwitnąć, mieć 20% poparcia w sondażach. A ciągle plącze się w granicach 4-10%, zależnie od badania. Co ją blokuje? – Wiatr wieje, ale w kierunku poglądów o charakterze lewicowym czy progresywnym. Z tym że to, co uważamy za progresywne, w krajach na zachód od Polski czy na południe, np. w Czechach, jest uważane za normalność, i to od dłuższego czasu. Kiedyś musiało to dotrzeć i do nas. I dociera! – Pytanie tylko, kogo wyborcy uznają za gwaranta wdrożenia nowych tendencji. Czy te ugrupowania, które uważają się za zinstytucjonalizowaną lewicę, czy też niekoniecznie wprost lewicowe, które adaptują do swojego programu progresywne postulaty? Widać wyraźnie, że stara się to robić Platforma Obywatelska. Z cynizmu czy z wewnętrznego przekonania? – Politycy PO, już nie tylko ta młodsza generacja, którą utożsamiamy z Rafałem Trzaskowskim, ale także Donald Tusk, widzą, że do Polski dociera to, co w Europie Zachodniej jest mainstreamem. Przecież pewne wartości, postawy, które w Polsce są uważane za lewicowe, na Zachodzie wyrażają brytyjscy konserwatyści czy niemieccy chadecy. W Wielkiej Brytanii to konserwatyści zalegalizowali małżeństwa jednopłciowe.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Polacy biednieją

Po raz pierwszy od dawna widzimy spadek płac realnych Dr Marcin Wroński – ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej. Wykłada politykę gospodarczą, mikroekonomię oraz makroekonomię. Bada nierówności ekonomiczne. Współpracował z prof. Thomasem Pikettym. Konsultant Banku Światowego. Według globalnych badań Ipsos z października Polacy boją się inflacji nawet bardziej niż Turcy i Argentyńczycy. Ten fakt więcej mówi o kondycji polskiej gospodarki czy raczej o złych nastrojach społecznych? – Obywatele Turcji czy Argentyny zdążyli już się przyzwyczaić do wysokiej inflacji, podczas gdy do Polski wróciła ona po 20 latach. Czym innym jest też sam wskaźnik inflacji, a czym innym siła nabywcza płacy. Dopóki tempo wzrostu płac dorównywało wzrostowi cen, sytuacja była inna. Dziś wiemy, że wzrost przeciętnego wynagrodzenia jest niższy od inflacji o 4-5 pkt proc. Mówiąc wprost, Polacy po raz pierwszy od lat biednieją. Nic więc dziwnego, że tym się martwią. Ale czy jest aż tak źle, że uzasadnia to największy na świecie lęk? – Grozi nam recesja, nawet jeśli będzie ona dość krótka i płytka. Ale dla 90% społeczeństwa ważniejsze od spadku produktu krajowego brutto jest coś innego: wartość realnych wynagrodzeń. A realne wynagrodzenia już spadają. Dlaczego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Rytuał i kłótnia w rodzinie. Spór o transformację

Ojcowie i dzieci reform rynkowych, dwa pokolenia Polaków, nigdy nie znajdą wspólnej wersji historii W Polsce dyskusja o transformacji gospodarczej lat 90. przypomina trochę zjawisko meteorologiczne – letnią burzę albo zimę, która zawsze zaskakuje drogowców. Niby wszyscy wiedzą, że będzie wracać – a co roku musi uderzyć przynajmniej raz – ale nikt do końca nie przewidzi, kiedy uderzy i jak będzie gwałtowna. Wystarczy jeden tweet, artykuł lub wpis w mediach społecznościowych – i proszę, mamy zawieruchę. Tak się stało i tym razem, gdy red. Dominika Wielowieyska z „Wyborczej” sprowokowała (złośliwie, do czego się przyznaje) polemistów serią apologetycznych wpisów o sukcesie lat 90. i ponadludzkim geniuszu ojców transformacji oraz poprzednich szefów NBP. W opowieści Wielowieyskiej wszyscy sternicy polskiej gospodarki i polityki monetarnej od 1990 r. pchali kraj do przodu, podejmując mądre na skalę Europy i świata decyzje, które psuli tylko okazjonalnie Adam Glapiński i pisowcy, o ile doszli do władzy. Jest to oczywiście opowieść kontrfaktyczna i ahistoryczna. Niewygodne z punktu widzenia dzisiejszej opozycji fakty – ojcostwo OFE czy zadłużanie Polski pod korek w obcych walutach na długo, zanim PiS doszło do władzy – po prostu w tekście się nie pojawiają. Ale prowokacja się udała. Wielowieyska osiągnęła cel,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Kronika Dobrej Zmiany

Wiele mogą dyplomaci…

Ponieważ Katar trafił na czołówki gazet, a tydzień temu wspominaliśmy Roberta Rostka, który uruchamiał polską ambasadę w Ad-Dausze i był pierwszym ambasadorem RP w tym państwie, dorzućmy do tego jeszcze parę zdań. Otóż Rostek był bardzo zaangażowany w prace dotyczące dostaw skroplonego gazu LNG do Polski, umowa z Katarem w tej sprawie była swego czasu sztandarową inicjatywą rządu Donalda Tuska, premier wymachiwał nią jak chorągwią. Rostek, jedna z najważniejszych postaci w tym przedsięwzięciu, swoją rolę umieszczał w szerszym kontekście. „Postrzegam rolę ambasady i ambasadora jako takiego mostu, który łączy obie strony i otwiera drzwi dla przedstawicieli biznesu czy spółek z jednej i z drugiej strony – objaśniał. – Tak to też miało miejsce w Katarze, gdzie miałem przyjemność funkcjonować, czyli doprowadzenia do rozmów po jednej stronie PGNiG, a po drugiej – Qatargas. Natomiast szczegóły dotyczące współpracy nie leżą w kompetencjach, myślę, że żadnego ambasadora”. Czyli otwierał drzwi, urabiał obie strony, tłumaczył, budował atmosferę. A biznes i najwyższy szczebel musiały dogadywać się same. I słusznie. Dodajmy, że gdy kończył misję w Ad-Dausze, emir Kataru odznaczył go najwyższym odznaczeniem dla obcokrajowców, Złotym Orderem Zasługi. Choć, jeśli chodzi o kraje arabskie, to pewnie już na zawsze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.