Tag "szkolnictwo wyższe"
Uniwersytety w czasach postnauki
Miałem niedawno wykład dla studentów jednego z kierunków nauk społecznych. Uczelnia w dużym mieście akademickim. Mówiłem o teoriach kryminologicznych. Wspominając Bronisława Malinowskiego i jego książkę „Zwyczaj i zbrodnia w społeczności dzikich”, chciałem dorzucić jako ciekawostkę, że na jedną ze swoich wypraw na wyspy Pacyfiku Malinowski zabrał w charakterze fotografa dokumentalisty Witkacego. Płynęli statkiem i gdzieś w Azji dotarła do nich wiadomość o wybuchu I wojny światowej. Witkacy poczuł silny imperatyw udziału w tej wojnie, zrezygnował z dalszej wyprawy i zawrócił do Europy. Początkowo nie bardzo wiedział, do której konkretnie armii powinien się zaciągnąć. Czy jako formalnie poddany rosyjski do carskiej, czy jako od lat mieszkaniec Galicji raczej do c.k. armii lub legionów. Ostatecznie – a płynął długo i czasu na rozwiązanie tego problemu miał dużo – wybrał armię carską.
Ja im to z zapałem opowiadam, a słuchacze patrzą spokojnie w swoje telefony, niektórzy pilniejsi wprawdzie nie w telefony, tylko na mnie, ale powiedzmy delikatnie… nieco beznamiętnym wzrokiem. Na wszelki wypadek zapytałem więc, czy wiedzą, kto to był Witkacy. Nikt nie wiedział! Nikt z kilkudziesięcioosobowej grupy!
Parę tygodni wcześniej miałem wykład dla studentów prawa. Ta sama uczelnia, to samo duże miasto akademickie. Mówię o początkach kryminalistyki. Wspominam prof. Hansa Grossa, który uchodzi za ojca kryminalistyki. Robię dygresję. Gdy Gross na niemieckim uniwersytecie w Pradze wykładał procedurę karną,
Uniwersytety na sprzedaż
Sytuacja finansowa francuskich uczelni jest krytyczna. To przestroga dla innych państw wspólnoty europejskiej
Korespondencja z Francji
Szkolnictwo wyższe w Europie coraz bardziej ulega presji i logice rynku. Zmniejszający się ustawicznie poziom finansowania ze strony państwa, rosnące deficyty budżetowe uczelni, deregulacja zawodu nauczyciela akademickiego, a także marginalizacja badań naukowych nieprzynoszących bezpośredniego zysku to symptomy wspólnego ogólnoeuropejskiego kryzysu.
Na przykładzie Francji, gdzie w ostatnich latach cięcia objęły budżety dziesiątek uczelni, widać, jak wyraźnie państwo wycofuje się z finansowania szkolnictwa wyższego. Uniwersytety publiczne, jeszcze niedawno powszechnie dostępne, oferujące wysoką jakość nauczania, dziś zmuszone są do ograniczania zajęć, redukcji kadry i szukania prywatnych źródeł dochodu.
Dlaczego tnie się wydatki na szkolnictwo wyższe?
Francja, podobnie jak wiele innych krajów europejskich, zmaga się z narastającym kryzysem finansów publicznych. W obliczu wciąż rosnącego długu publicznego oraz deficytu (Komisja Europejska uruchomiła procedurę, według której Francja musi podjąć kroki w celu zmniejszenia deficytu budżetowego do poziomu 3% PKB) rząd francuski ogłosił w ubiegłym roku cięcia budżetowe szacowane na ok. 10 mld euro, które mają być stopniowo zwiększane. Według oficjalnych informacji dług publiczny Francji to 110% majątku narodowego, a deficyt wynosi ok. 6% PKB.
Jednak zamiast szukać rozwiązań po stronie progresywnych podatków, władze często wybierają ograniczanie wsparcia dla instytucji publicznych. Choć przykład pochodzi znad Sekwany, trend ten nie jest odosobniony. Również w Polsce i w innych państwach Unii Europejskiej obserwujemy podobne napięcia między potrzebą inwestowania w edukację a próbami ograniczania wydatków na nią. To rodzi pytanie, czy Europa nie zapomina dziś o znaczeniu uniwersytetów jako filarów rozwoju społecznego i gospodarczego.
Troska państwa o szkolnictwo wyższe zmniejszała się z roku na rok od początku prezydentury Emmanuela Macrona. Oznacza to sukcesywną redukcję zajęć na uczelniach, trudne warunki pracy wykładowców i studentów (w wielu placówkach studenci skarżą się np., że w salach wykładowych latem jest gorąco, a zimą tak zimno, że są często proszeni o przynoszenie koców), a w niektórych przypadkach także realne ryzyko wprowadzenia czesnego. Uczelnie, w tym tak prestiżowe jak Sorbona czy Sciences Po, alarmują o deficytach, zawieszonych projektach badawczych i braku środków na utrzymanie nowych kampusów.
Na temat dramatycznej sytuacji uczelni we Francji alarmuje w szczególności francuska lewica. Deputowany Arthur Delaporte skierował do Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego i Badań Naukowych interpelację, w której wskazał na rosnący kryzys jednej z najważniejszych instytucji naukowych w Europie, Uniwersytetu Paris 1 Panthéon-Sorbonne.
Choć sprawa dotyczy jednej uczelni, ma wymiar symboliczny
Gaudeamus igitur
Już niebawem w ponad 400 uczelniach w Polsce rozpocznie się nowy rok akademicki. W ponad 400 uczelniach publicznych i niepublicznych rozlegnie się hymn „Gaudeamus igitur”. W niektórych odśpiewają go chóry, a w innych poleci z taśmy. Nie wiem, w ilu uczelniach słowa będą zrozumiałe dla studentów i… dla kadry naukowej. W ponad 400 uczelniach na inauguracji roku akademickiego pojawią się rektorzy w czerwonych togach z mucetami z gronostajowych futerek (częściej z króliczych udających gronostaje). Ilu z nich wie, co symbolizuje toga, jaka jest jej tradycja? I dlaczego akurat gronostaje? A jakie to ma znaczenie? – mógłby ktoś zapytać. Ano ma. Jeden rektor regionalnej szkoły wyższej do rektorskiej togi nosił zbójnicką czapkę i, jak sądził, w ten sposób manifestował związek uczelni z regionem. Pomieszały się biedakowi dwa porządki: tradycja akademicka i atrybuty stroju zespołu regionalnego. Jeśli można do rektorskiej togi zamiast biretu nosić zbójnicką czapkę, to czy w rejonie uprzemysłowionym berecik z antenką też by można? Albo bardziej nowocześnie – kolorowy kask ochronny? Jeśli nosi się togę, nie znając jej znaczenia i nie przywiązując do niego wagi, to po co ją się nosi? Aby było kolorowo i wesoło? To już błazeńska czapka byłaby bardziej odpowiednia. Byłoby zaiste weselej.
Nowy rok akademicki rozpocznie niemal 1,3 mln studentów. Z tego ok. 40 tys. studentów medycyny. Ktoś powie: to dobrze, Polsce potrzeba lekarzy. Ale czy wszystkie uczelnie kształcące lekarzy dysponują odpowiednią kadrą naukową, zapleczem laboratoryjnym i klinicznym? Czy są w stanie wykształcić prawdziwych lekarzy, takich którym bez strachu można powierzyć opiekę nad zdrowiem swoim i najbliższych? Samorząd lekarski ma wątpliwości i protestuje. Ministerstwo Zdrowia zdaje się też. Ale nowe kierunki lekarskie wyrastają w różnych przedziwnych
Czy warto przywrócić egzaminy wstępne na studia?
Sebastian Goncerz,
przewodniczący Porozumienia Rezydentów
Centralny system rekrutacji w formie jednolitego egzaminu, mimo wad, jest bardziej sprawiedliwy. Trudniej w nim wykorzystać znajomości, co może się zdarzać, gdy egzaminy przygotowuje uczelnia i ktoś może zdobyć pytania w nieuczciwy sposób. System ten jest również częściowo korygowalny. Uważam też, że jeśli mamy rekrutację centralną, to poza przyjęciem na studia powinna one równie mocno weryfikować wiedzę, zależnie od kierunku. W przypadku studiów medycznych problem polega na tym, że powstaje wiele nowych kierunków i zdarza się, że na medycynę można się dostać z wynikiem zaledwie 15% z matury rozszerzonej – pod warunkiem że kandydat zapłaci wysokie czesne. Jest to poważna nieprawidłowość. Wynika ona jednak nie z wad samej matury czy centralnego systemu egzaminowania, lecz z faktu, że dopuszczono do tworzenia wielu kierunków, często wątpliwej jakości, w tym licznych płatnych, które obniżają próg przyjęć, bo można się na nie dostać praktycznie z dowolnym wynikiem, jeśli tylko zapłaci się odpowiednio dużo.
Prof. Mikołaj Jasiński,
Wydział Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego
Decyzja o przywróceniu egzaminów wstępnych na studia budzi wiele kontrowersji. Z jednej strony, mogłyby one poprawić jakość selekcji kandydatów, która obecnie jest niewystarczająca, z drugiej – ich powszechne wprowadzenie zrujnowałoby funkcjonujący system rekrutacji. Ogromna liczba kierunków i częste zmiany wyboru dokonywane przez maturzystów sprawiłyby, że egzaminy odbywałyby się w tym samym czasie, wchodziłyby ze sobą w kolizję i w praktyce okazałyby się niewykonalne. Istnieją jednak rozwiązania pośrednie, które już dziś przynoszą efekty. Przykładem są testy kompetencji, wprowadzone m.in. na Wydziale Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego czy w SGH, które realnie podniosły poziom przyjmowanych studentów. Warto więc rozwijać tego typu narzędzia, zamiast wracać do przestarzałych rozwiązań, które w obecnych realiach byłyby nie tylko niemożliwe, ale i szkodliwe.
Prof. Bolesław Niemierko,
pedagog, Wydział Psychologii w Sopocie Uniwersytetu SWPS
Matura ogólnokształcąca wraz z wynikami kilku przedmiotów szkolnych uzyskanymi na poziomie rozszerzonym nie wystarcza wielu uczelniom zawodowym i niektórym uczelniom elitarnym do selekcji kandydatów. Potrzebne bywają nie tylko oryginalne próby uzdolnień, lecz także rozmowy z kandydatami, przekonujące wewnątrzszkolną komisję o motywacji do zdobycia potrzebnych kompetencji. Należy zostawić uczelniom decyzję o treści i formie tej części egzaminu i zobowiązać je do ogłaszania jej maturzystom.
Czy państwo powinno dotować prywatne uczelnie?
Prof. Jan Zielonka,
politolog, Oksford
Podstawowym problemem jest trwanie w podziale na państwowe i prywatne. Ten podział nie odpowiada współczesnej rzeczywistości. Zauważmy, że wiele państwowych uczelni nie żyje dziś wyłącznie z pieniędzy, które dostanie od rządu. W grę wchodzą również granty z prywatnych środków i funduszy. Właściwym kryterium, jakie należałoby zastosować wobec wszystkich uczelni, jest to, czy dana placówka jest organizacją użytku publicznego. Oczywiście są uczelnie nastawione tylko na zysk, ale sporo prywatnych placówek oferuje wysokiej jakości nauczanie i niekoniecznie zbija na tym kapitał. Są też państwowe uczelnie o wyjątkowo niskim poziomie. Kierując się jedynie arbitralnym kryterium tego, co jest państwowe, dyskryminuje się placówki prywatne, które mogą być wartościowe dla społeczeństwa. Uważam też, że trzeba się bronić przed hochsztaplerami, którzy rozdają dyplomy za pieniądze.
Prof. Jerzy J. Wiatr,
socjolog, b. minister edukacji
Trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Uważam, że bezpośrednie dotowanie przez państwo uczelni prywatnych nie miałoby sensu. Natomiast można stworzyć bon edukacyjny. Mielibyśmy wtedy mechanizm, w którym kandydaci na studia kwalifikowaliby się do otrzymania dotacji na studia od państwa. Tacy studenci mogliby tę opłatę lokować m.in. w uczelniach niepublicznych. Jest to jednak niezwykle trudne do zrealizowania w praktyce. Wymagałoby, po pierwsze, bardzo starannego przyjrzenia się, czy wszystkie uczelnie niepubliczne zasługują na tego rodzaju świadczenie. Wszak bywają uczelnie o kompromitującym poziomie. Przykładem jest głośna ostatnio sprawa Collegium Humanum. Oczywiście to niejedyna tego typu szkoła, więc sito musiałoby być bardzo gęste.
Jakub Korus,
dziennikarz „Newsweeka”, autor tekstu o aferze w Collegium Humanum
Patologiczny przypadek Collegium Humanum – zarzuty prokuratorskie dla rektora, setki fałszywych dyplomów – mógłby dowodzić, że państwo nie powinno mieć z akademickimi prywaciarzami nic wspólnego. Ale nad Wisłą co roku zaczyna studia ok. 400 tys. osób i aż jedna trzecia studiuje prywatnie. Dysproporcja w obsypywaniu pieniędzmi jest rażąca, większość tego grosza dostają uczelnie publiczne. A przecież i one mają w swoim systemie patologie, np. feudalizm, jakość kształcenia zatrzymaną na podręcznikach z lat 60. I jeszcze jedno. Przy absurdalnych cenach najmu, wysokim czesnym i rosnących kosztach życia studiowanie staje się luksusem. Niech środki publiczne – chociażby w formie transparentnego systemu stypendiów na uczelniach prywatnych – zaradzą tej kuriozalnej sytuacji. Niech w Polsce studiują wreszcie najzdolniejsi, a nie najbogatsi.
Wojna o togę
Kulisy konfliktu na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym.
Od kwietnia br. Warszawski Uniwersytet Medyczny powinien mieć nowego rektora. Wyborów jednak nie było i nie wiadomo, kiedy się odbędą, bo dotychczasowy zarządca uczelni prof. Zbigniew Gaciong, który ubiegał się o reelekcję, utrącił swoją konkurentkę, prof. Agnieszkę Cudnoch-Jędrzejewską. Sytuacja jest patowa, a smaczku sprawie dodaje fakt, że pani profesor należała do grona zaufanych osób rektora, pomagała mu przy kampanii w 2020 r., potem została jego zastępczynią – prorektorem ds. personalnych i organizacyjnych.
Społeczność akademicka jest zażenowana, bo przecież wszystko to dzieje się na renomowanym uniwersytecie z przeszło 200-letnią tradycją, który zatrudnia niemal 1,9 tys. nauczycieli, w tym ponad 180 profesorów tytularnych.
Prof. Gaciong (rocznik 1955), od 2020 r. rektor WUM, jest uznanym lekarzem, naukowcem i dydaktykiem, a także członkiem wielu towarzystw naukowych. Odznaczony został przez prezydentów Lecha Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi.
Agnieszka Cudnoch-Jędrzejewska (rocznik 1975) profesorem belwederskim została w wieku 40 lat. Jest autorką ponad 130 publikacji naukowych, specjalizuje się w chorobach wewnętrznych. Jest członkinią American Physiology Society, Polskiego Towarzystwa Fizjologicznego oraz Sekcji Kardiologii Eksperymentalnej Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Od prezydenta Andrzeja Dudy otrzymała Srebrny Krzyż Zasługi.
Czy tak znamienite osobistości byłyby zdolne do zawiści, knucia i intryg w imię własnych interesów kosztem reputacji uniwersytetu?
Rektor kontratakuje.
Nic nie zapowiadało awantury, aż w lutym br. prof. Agnieszka Cudnoch-Jędrzejewska zgłosiła swoją kandydaturę w wyborach na rektora. Musiała tym bardzo urazić prof. Zbigniewa Gacionga, bo ten cofnął jej pełnomocnictwa nadane w związku z pełnieniem funkcji prorektora, co spowodowało, że nie mogła wykonywać swoich obowiązków.
Kilka dni przed posiedzeniem Senatu WUM, który miał wskazać kandydatów na rektora, dziennikarze wyciągnęli kwity na panią profesor. Okazało się, że rok wcześniej została oskarżona o mobbing przez podwładne: kwestorkę i jej zastępczynię odpowiedzialne za finanse uczelni. Sprawą zajmowała się Rektorska Komisja Antymobbingowa, która orzekła, że co prawda wystąpiły „zjawiska o charakterze niepożądanym, noszące znamiona mobbingu”, ale nie można mówić o mobbingu zdefiniowanym w Kodeksie pracy, a „konflikt między stronami (…) przybrał (…) postać konfliktu personalnego”. Ponieważ nie było podstaw prawnych, komisja uczelniana nie wyciągnęła konsekwencji wobec pani prodziekan, a rzekomy mobbing polegał na tym, że prof. Cudnoch-Jędrzejewska miała publicznie kwestionować kompetencje podwładnych i zlecać im niepotrzebne prace.
25 marca Senat WUM dał zielone światło prof. Cudnoch-Jędrzejewskiej, która dostała 28 głosów poparcia, podczas gdy rektor Gaciong 25 głosów.
Studia podyplomowe dla nauczycieli – czy warto się zdecydować?
Kształcenie podyplomowe to szansa, by zdobyć kolejne umiejętności, uprawnienia oraz szansa na przekwalifikowanie. Studia podyplomowe dla nauczycieli pomogą zdobyć cenne umiejętności i pozwolą efektywniej pracować z uczniami. Czy warto zapisać się na studia podyplomowe, będąc nauczycielem? Przeczytaj ten artykuł. Studia podyplomowe
Dryfowanie polskiej nauki – komentarz
Popieram zasadnicze tezy prof. dra hab. Jana Widackiego zaprezentowane w artykule „Dryfowanie polskiej nauki” (PRZEGLĄD nr 28/2023). Pisze on m.in., że „Takie będą nasze elity intelektualne jutro i pojutrze jakie są uniwersytety dziś (…) Od dzisiejszego poziomu nauki
Skąd pożyczyć na życie
Joe Biden obiecał amnestię na kredyty studenckie. W USA podniósł się wrzask Dzisiaj wydaje się to trudne do wyobrażenia, ale kilkadziesiąt lat temu edukacja wyższa w Stanach Zjednoczonych była dobrem nie wolnorynkowym, tylko jak najbardziej publicznym. Przedstawiciele najważniejszych uniwersytetów Ligi Bluszczowej, na czele z Harvardem i Princeton, regularnie pielgrzymowali do Kongresu jeszcze w latach 30. minionego wieku, apelując do zasiadających tam przedstawicieli białych elit o wsparcie finansowe. I, co ciekawe, owe elity nie szczędziły grosza na wsparcie uczelni,
Sąd nad rasą
Amerykańscy konserwatyści walczą o zniesienie kryterium rasowego w procesie rekrutacji na studia Polskiemu czytelnikowi może to się wydawać abstrakcją, ale w wielu krajach anglosaskich złożenie podania na studia wymaga mnóstwa czasu, kreatywności, a coraz częściej i pieniędzy. Żeby dostać się na najlepsze uczelnie, nie wystarczą dobre oceny czy osiągnięcia w konkursach naukowych. Kandydat musi być dobry całościowo. Oprócz ocen znaczenie mają listy rekomendacyjne – przez kogo i jakim językiem napisane – zaangażowanie w projekty pozaszkolne, cenione








