Tag "Tadeusz Mazowiecki"

Powrót na stronę główną
Kraj

Pokolenie ustrojowej transformacji

Tempo wzrostu dochodu narodowego w latach 1945-1989, w PRL, której obraz jest przez prawicową propagandę zakłamywany, było wyższe niż w 35-leciu po 1989 r.

Historia się dzieje. Dla Polski takim historycznym pasmem wydarzeń był rok 1989 z obradami Okrągłego Stołu, wyborami parlamentarnymi i desygnowaniem premiera Tadeusza Mazowieckiego dokładnie 35 lat temu. Był to przełom polityczny, który umożliwił po niekonsekwentnych prorynkowych reformach systemu państwowego socjalizmu nieodwracalne pchnięcie do przodu procesu transformacji ustrojowej – liberalizacji politycznej i gospodarczej, które wiodły do demokracji i gospodarki rynkowej. Podczas epokowych przemian ustrojowych mamy do czynienia z dialektyką ciągłości i zmiany, o czym trzeba pamiętać, aby dobrze pojąć istotę wielkiej zmiany.

Spuścizna państwowego socjalizmu.

Pokolenie temu liderem prorynkowych reform i choć ograniczonej, to jednak również politycznej liberalizacji była Polska. Szczególnie w drugiej połowie lat 80. stworzono relatywnie korzystne w porównaniu z innymi krajami socjalistycznymi warunki startu do przyśpieszenia transformacji, której symptomy zrodziły się już wcześniej. Przedsiębiorstwa państwowe i spółdzielcze miały rosnący zakres autonomii; nie była to jeszcze gospodarka rynkowa, ale na pewno już nie była to gospodarka centralnie planowana. Po wyłączeniu z uprzednio funkcjonującego jako monobank Narodowego Banku Polskiego sieci dziewięciu banków i ich skomercjalizowaniu działał zdecentralizowany system bankowy. Zliberalizowany został w pełni dla ludności, a częściowo dla przedsiębiorstw rynek walutowy. Wartościowo biorąc, od lata 1989 r. ponad połowa towarów nabywanych przez gospodarstwa domowe była sprzedawana po cenach wolnych. Istniało prawo regulujące dopływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych, prawo antymonopolowe oraz regulacje dotyczące upadłości firm. Polska była członkiem General Agreement on Tariffs and Trade (GATT), poprzednika Światowej Organizacji Handlu (WTO), a od 1986 r. stała się pełnoprawnym członkiem Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Ponad połowa obrotów handlu zagranicznego dokonywała się poprzez wymianę towarową z Zachodem. Nie mniej niż 20% dochodu narodowego wytwarzał sektor prywatny – indywidualne rolnictwo oraz rzemiosło i drobna wytwórczość, które obecnie określa się jako przedsiębiorstwa małe i średnie (MŚP).

Tak zaawansowaną decentralizacją i deregulacją oraz zasięgiem prywatnego sektora nie mógł wtedy pochwalić się żaden kraj socjalistyczny. Znaczenie rynkowych reform poprzedzających powstanie pierwszego posocjalistycznego rządu historyk Tomasz Kozłowski postrzega wręcz jako kluczowe dla późniejszych przemian: „Rząd Rakowskiego miał już przygotowany plan. Obejmował on: liberalizację; prywatyzację (w tym stworzenie spółek akcyjnych oraz giełdy!); pozyskiwanie zachodnich inwestycji; drastyczną walkę z inflacją m.in. poprzez zahamowanie wzrostu dochodów realnych; likwidację nierentownych przedsiębiorstw, a nawet całych branż (…). Gdyby historia potoczyła się inaczej, premier Rakowski, wicepremier Sekuła oraz prezydent Jaruzelski przeszliby do historii jako twórcy kapitalistycznej gospodarki w Polsce”. Wypada tu dodać ówczesnego ministra finansów Andrzeja Wróblewskiego, który również był głęboko zaangażowany we wdrażanie zmian prorynkowych.

Zarazem sytuacja była niesprzyjająca ze względu na największą pośród państw socjalistycznych skalę inflacji cenowo-zasobowej. Syndrom shortageflation, jak to nazwałem w literaturze anglojęzycznej, był szczególnie dotkliwy, co stawiało liberalizację gospodarki i politykę stabilizacyjną przed poważnymi problemami. To wszakże nie brak woli i kompetencji rządów lat 80. doprowadził do opłakanej sytuacji gospodarki w końcu tamtego dziesięciolecia, ale zimne wojny: ta polska domowa i ta światowa. Zarówno mocarstwa zachodnie, które nałożyły na Polskę sankcje gospodarcze po wprowadzeniu stanu wojennego w końcu 1981 r., jak i wewnętrzna antyrządowa opozycja konsekwentnie stosowały zasadę „im gorzej, tym lepiej”. Blokując pożądane reformy, sprzyjało to dalszemu strukturalnemu erodowaniu systemu państwowego socjalizmu. Uginał się on coraz bardziej nie tylko pod ciężarem własnej nieudolności i nieumiejętności dostosowania się do wyzwań nabierającego rozpędu procesu globalizacji, lecz także wskutek celowego osłabiania przez antysystemowe siły wewnętrzne i zewnętrzne. Przełom polityczny 1989 r. zmienił sytuację zasadniczo; co wcześniej było niewykonalne, stało się możliwe. Nic przeto dziwnego, że we wszystkich ministerstwach, poczynając od najważniejszego Ministerstwa Finansów, sięgnięto do szuflad, by wyciągnąć zalegające tam propozycje programowe. Po odkurzeniu wiele z nich teraz już mogło się przydać.

Zgubne doktrynerstwo.

Niestety, ewidentna przesada w ostrości pakietu stabilizacyjnego miast ograniczyć skalę wzrostu cen, wpierw ją znacznie przyśpieszyła. W rezultacie wychodzeniu z gospodarki niedoborów towarzyszyła slumpflacja; głębokie załamanie produkcji sprzęgło się z galopującą inflacją przeradzającą się w hiperinflację. Mimo że w końcowych miesiącach 1989 r. tempo wzrostu cen już spadało, tzw. szokowa terapia radykalnie odwróciła tę tendencję na początku 1990 r. Minister finansów i jego doradcy zapewniali, że inflacja w ujęciu miesiąc do poprzedniego miesiąca już po kwartale wyniesie zaledwie 1%; stało się tak dopiero po siedmiu latach. Rząd obiecywał krótkotrwałą, jednoroczną recesję wynoszącą 3,1%; trwała trzy lata (12 kwartałów od drugiej połowy 1989 r., kiedy to Solidarność przejęła władzę, do pierwszego półrocza 1992 r.) i PKB spadł w sumie o niemal 20%. Bezrobocie, które po osiągnięciu pułapu 400 tys. według rządowych zapowiedzi miało już nie rosnąć, przekroczyło 2,5 mln i zaczęło spadać dopiero po czterech latach dzięki wdrażaniu „Strategii dla Polski”. Wskutek dwóch lat walki metodą „terapii szokowej” z inflacją cenowo-zasobową dochód narodowy był o jedną piątą mniejszy (produkcja przemysłowa o prawie jedną trzecią), a ceny prawie 12-krotnie wyższe!

Kluczowe dla uruchomienia transformacji ustrojowej pełną parą były przeobrażenia 1989 r., jednakże coś ważnego działo się w tej materii już wcześniej. Konsekwentnie jednak odróżniam reformy gospodarki socjalistycznej od zwrotu ku gospodarce kapitalistycznej. Do 1989 r. chodziło o możliwe w tamtych realiach społecznych i geopolitycznych urynkowienie gospodarki, o stworzenie swego rodzaju socjalizmu rynkowego czy też, jak kto woli, rynku socjalistycznego. To był okres reform systemowych – nie wszędzie, na pewno nie w Albanii czy w Rumunii albo daleko od Europy, w Mongolii czy na Kubie – a nie transformacji polegającej na jakościowym przejściu ze starego do nowego ustroju.

Sytuacja komplikuje się ze względu na nieostrość pojęć, jakimi się posługujemy. Przy Okrągłym Stole zależało nam – przynajmniej ja tak to rozumiałem, a na pewno również Jacek Kuroń i niektórzy ekonomiści z kręgów Solidarności, w tym profesorowie Jan Mujżel i Witold Trzeciakowski, współprzewodniczący obrad sekcji ekonomicznej – na znalezieniu sposobów przejścia do społecznej gospodarki rynkowej. Nie bez powodu stwierdzenie o takich ambicjach politycznych znalazło się w wystąpieniu sejmowym premiera Mazowieckiego 12 września 1989 r. W pierwszym przemówieniu – zaraz po desygnacji na stanowisko premiera, a jeszcze przed powołaniem rządu – nie użył tego terminu, mówiąc: „Długofalowym strategicznym celem poczynań rządu będzie przywrócenie Polsce instytucji gospodarczych od dawna znanych i sprawdzonych. Rozumiem przez to powrót do gospodarki rynkowej oraz roli państwa zbliżonej do rozwiniętych gospodarczo krajów. Polski nie stać już na ideologiczne eksperymenty”. Niestety, wkrótce potem jego rząd podjął eksperymenty w postaci „terapii szokowej”, która miała stworzyć w istocie neoliberalną gospodarkę kapitalistyczną. Ekonomiczne straty poniesione w rezultacie tego eksperymentu były ogromne, a polityczne koszty poniósł wkrótce sam Mazowiecki, przegrywając wybory prezydenckie w 1990 r. i podając się do dymisji.

Witold Kieżun formułuje jednoznaczną opinię o faktycznym winowajcy tej dymisji, Leszku Balcerowiczu – który był odpowiedzialny za politykę gospodarczą w rządzie Mazowieckiego – zarzucając mu, że „(…) należał do grupy kapitalistycznie »zindoktrynowanych« w ramach programu United States Information Agency dla młodych partyjnych naukowców, którym umożliwiono studia w USA”. (Ten przytyk o partyjności zapewne wiąże się z wcześniejszą pracą Balcerowicza w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy Komitecie Centralnym Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej). Akurat tu przesadza, nie trzeba było bowiem wyjeżdżać po nauki do USA, aby ulec neoliberalnej czy wręcz libertariańskiej ideologii. Inni też wyjeżdżali i nie dali się jej zauroczyć. Nie lekceważąc bynajmniej wpływu zachodnich kręgów politycznych, intelektualnych i naukowych na sposób myślenia niejednego polskiego ekonomisty czy luminarza innych nauk społecznych, powiedzmy sobie, że nadwiślańskie doktrynerstwo i neoliberalny dogmatyzm były zasadniczo domowego chowu.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

Misja doradców

Relacja prof. Tadeusza Kowalika z tworzenia zespołu doradzającego strajkującym w Stoczni Gdańskiej.

Będzie to z natury rzeczy relacja subiektywna. Spisana w końcu 1981 r. (znalazłem się wówczas w Waszyngtonie). Opiszę pracę grupy ekspertów przy Międzyzakładowym Komitecie Strajkowym w Gdańsku, w dniach od 24 do 31 sierpnia 1980 r., czyli w czasie negocjacji z Komisją Rządową. Relację poprzedzę jednak wspomnieniem, jak do tego doszło, w jaki sposób zrodził się w tej grupie pomysł pomocy strajkującym w Stoczni Gdańskiej.

Sygnatariusze.

Powstanie tzw. Komisji Ekspertów MKS wiąże się z „Apelem sześćdziesięciu czterech”, który sumował zapewne kilka niezależnych pomysłów. Jednym z nich był projekt odezwy programowej, dyskutowany w gronie bezpartyjnej części seminarium, zwanego żartobliwie „czerwoną kanapą”. Było to kilkunastoosobowe seminarium, w którym brało udział kilka dawniej wysoko postawionych osobistości, takich jak Jerzy Albrecht czy Władysław Matwin.

Projektodawcą odezwy był Ryszard Bugaj, który od dawna uważał, że nie ma co czekać na reformatorskie inicjatywy władzy, lecz trzeba przygotować zbiorowy dokument o charakterze programowym. Chodziło mu zwłaszcza o program wyjścia z kryzysu gospodarczego. Do bardziej konkretnych rozmów o tym skłonił nas lubelski strajk kolejarzy, a następnie pierwsze odgłosy strajku gdańskiego. W czasie gdy dyskutowaliśmy o tym w kilkuosobowym gronie (oprócz Bugaja pamiętam Szymona Jakubowicza, Cezarego Józefiaka, Artura Hajnicza, Bronisława Geremka), Adam Michnik zasugerował ostatniemu z wymienionych, by intelektualiści jakoś pomogli strajkującym robotnikom i poparli ich żądania.

Już całkiem konkretnie rozmawialiśmy o apelu we trzech – Jerzy Jedlicki, Bronisław Geremek i ja – podczas spaceru w okolicach mojego mieszkania w sobotę, 16 sierpnia, a w poniedziałek, 18 sierpnia, dyskutowaliśmy już w mieszkaniu Geremka pierwszą wersję apelu. Był to tekst napisany przez Jedlickiego. Wieczorem poszedłem z propozycją podpisu do Tadeusza Mazowieckiego. Ten, chociaż mocno przeziębiony i miał gości, zgłosił dość istotne uwagi i obiecał wnieść poprawki do następnego rana. We wtorek i środę zbieraliśmy podpisy.

Krąg sygnatariuszy przedyskutowaliśmy (w lokalu mojej pracowni w instytucie). Z uczestników zapamiętałem: Stefana Amsterdamskiego, Szymona Jakubowicza, Artura Hajnicza, Waldemara Kuczyńskiego, Andrzeja Celińskiego i Bronisława Geremka, który chyba prowadził zebranie. Głównie dyskutowany problem to kwestia uczestnictwa ludzi z KOR. Wszyscy byli zgodni co do tego, żeby nie zwracać się do najbardziej eksponowanych politycznie.

Tadeusz Kowalik – (1926-2012) profesor nauk ekonomicznych o poglądach socjalistycznych. W 1980 r. był członkiem Komisji Ekspertów przy prezydium Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, następnie Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ Solidarność. W 1992 r. należał do grona założycieli Unii Pracy. Był jednym z najbardziej znanych krytyków polskiego modelu transformacji i reform Balcerowicza

PRZEGLĄD, 14 sierpnia 2000

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj Wywiady

Ludzie z pustego obszaru

Tragedia człowieka z PGR polega na tym, że nie należał nigdzie – ani to chłop ze wsi, ani miastowy, ani rolnik, ani robotnik.

Bartosz Panek – (ur. 1983) reporter, dziennikarz radiowy. Niedawno ukazała się jego książka „Zboże rosło jak las. Pamięć o pegeerach” (Wyd. Czarne).

Najlepiej byłoby, gdyby PGR-y w ogóle nie powstały – mówi cytowana przez ciebie socjolożka Elżbieta Tarkowska. Mocne stwierdzenie…
– Myślę, że to jest retoryczne podsumowanie pewnego etapu badań Elżbiety Tarkowskiej, która widziała w popegeerowskiej III RP mnóstwo nieszczęścia i nowej biedy, będącej pochodną starej biedy. Dlatego odbieram to nie jako historiozoficzną myśl, ale wyraz pewnej emocji. Jasne, że byłoby lepiej, gdyby wszyscy znaleźli zatrudnienie w przestrzeniach, które nie tworzyły enklaw, i w zakładach, które nie byłyby oparte na hierarchicznym sposobie zarządzania. Do PGR-ów przecież wszystko się dowoziło. Z zewnątrz był lekarz, przyjeżdżały zespół muzyczny, teatr, kino. Niewiele gospodarstw miało taką bazę na miejscu. Zarazem powstało sporo domów kultury, szkół i żłobków, przychodni i gabinetów pielęgniarskich. Lekarze podstawowej opieki zdrowotnej pojawiali się, i to w wielu PGR-ach, raz na tydzień albo dwa razy na miesiąc. Oczywiście te funkcje socjalne sprawiły, że sporo miejsc mogło w miarę sensownie funkcjonować, a niektóre społecznie się podniosły, bo wcześniej w ogóle nie było tam przychodni, żłobków czy przedszkoli. Ale myślę, że geograficzne oddzielenie wpływało jednak na wsobność tych społeczności. Natomiast pytanie podstawowe brzmiałoby: co w zamian za PGR-y?

Właśnie, powojenna Polska była nędzarką – piszesz. Łatwo zapomnieć o punkcie startowym polskiego rolnictwa po wojnie. W ogóle polskiej gospodarki.
– Nie jestem ekspertem od ekonomii, ale wiemy, że z powodu II wojny światowej znaczna część pól była nieużytkowana, infrastruktura zniszczona, ludność przetrzebiona, zmęczona, wypalona okupacyjnym życiem. W 1945 r. komisja ekspertów sugerowała, by stawiać na rolnictwo indywidualne, ale to było sprzeczne z radzieckimi oczekiwaniami. Po 1948 r. zaczęła się administracyjna kolektywizacja, która nie powiodła się i napotkała opór chłopów. Rok później, głównie z zasobów wcześniejszych Państwowych Nieruchomości Ziemskich, powstały państwowe gospodarstwa rolne, co wpisywało się w stalinizację i nacjonalizację, choć wymagało niemałych inwestycji w infrastrukturę. Gospodarstwa indywidualne to ciekawy pomysł, ale z drugiej strony industrializacja wsi na masową skalę była raczej niemożliwa w tamtych warunkach. Kto by mógł wchłonąć te ręce do pracy? To pytanie, na które nie ma dziś dobrej odpowiedzi.

Jeszcze przez chwilę ciągnąc tę alternatywną ścieżkę historii – powstanie PGR-ów to jedno, odrębną sprawą jest to, co zrobiono z nimi w III RP. Cytujesz byłego ministra Janusza Lewandowskiego, który przyznaje, że zarówno jemu, jak i innym politykom zabrakło wyobraźni.
– Ważniejsze są chyba słowa Tadeusza Mazowieckiego, że byłym pracownikom PGR-ów można było zaproponować lepsze warunki odejścia z państwowego rolnictwa. Państwo przyjęło filozofię nieinwestowania w niedochodowe przedsiębiorstwa, zakładając, że wolny rynek lepiej zagospodaruje te zasoby. A proces zmian można było rozłożyć na dłuższy czas i stopniowo wygaszać PGR-y. Najważniejszy problem to brak osłony socjalnej i sensownej polityki dla tych obszarów. Do tego trzeba pamiętać, że PGR-y stanowiły strukturę społeczną i w zasadzie nic jej nie zastąpiło – do dzisiaj tak jest. Państwo raczej uciekało z tamtych terenów. Został Kościół. To jest w zasadzie jedyna instytucja, która istnieje wszędzie.

Czytając twoją książkę, pomyślałem, że państwo w zasadzie nie miało wiele do zaoferowania byłym pracownikom PGR-ów. Najchętniej zrobiłoby z nich przedsiębiorców, ale to trochę naiwne założenie, choć charakterystyczne dla kapitalistycznej Polski.
– Na początku lat 90. była nadzieja, że to usługi wchłoną zwolnionych pracowników. Jednak brakowało rozwiniętego rynku tych usług, szczególnie w mniejszych ośrodkach, co sprawiło, że idea okazała się nierealistyczna, a ludziom, którzy mieli zostać przedsiębiorcami, brakowało do tego i ochoty, i kompetencji. W PGR-ach pracowali przecież najczęściej, wykonując jedną czynność. Kiedy rząd Mazowieckiego stracił poparcie, kolejne ekipy nie kontynuowały części inicjatyw, które miały wspomóc ludzi na tych terenach. Obietnice dla byłych pracowników PGR-ów często nie były realizowane lub przeprowadzane częściowo, co tylko podkopało zaufanie do państwa i ekip rządzących.

Tomasz S. Markiewka (ur. 1986) – doktor w Katedrze Filozofii Społecznej UMK w Toruniu, autor m.in. nominowanej do Nagrody Literackiej Nike książki „Nic się nie działo. Historia życia mojej babki”, w której opowiada o swoich korzeniach i emancypacyjnej roli kobiet na polskiej wsi.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Rozmowa Walenciaka Wywiady

Tadeusz Mazowiecki: sztuka stąpania po cienkim lodzie

Istniały rachunki krzywd! Ale nie było nastroju, żeby żądać rewanżu Prof. Andrzej Friszke – historyk, członek korespondent Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności, autor wielu publikacji na temat opozycji w PRL Pięknieje nam Tadeusz Mazowiecki. Z każdym rokiem patyna na jego postaci jest coraz szlachetniejsza. – Wspomnienie o nim pokazuje nam inny wymiar polityki, zachowania na scenie publicznej. Trochę tęsknimy za czymś szlachetniejszym. Co go ukształtowało? – Środowisko polskiej inteligencji, w tym założycieli „Więzi”,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

„Pierwsza kadrowa” Kaczyńskiego

Nie byłoby PiS bez istniejącego wcześniej Porozumienia Centrum i jego ludzi, tworzących zakon PC 30 lat temu Jarosław Kaczyński też przegrał wybory. I to boleśniej niż dzisiaj, bo pierwszy i ostatni raz w karierze znalazł się poza parlamentem. On i jego ówczesna partia Porozumienie Centrum. Tej partii już dawno nie ma, podobnie jak wszystkich innych ugrupowań, które funkcjonowały w pierwszej dekadzie III Rzeczypospolitej – z wyjątkiem PSL, zasiadającego pod tą samą nazwą w każdym Sejmie. Są jednak ludzie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Andrzej Romanowski Felietony

Konstytucja wielkanocna

Trudno uwierzyć, ale był taki czas, gdy w Sejmie III RP nie było prawicy. Po wyborach 1993 r. żadne z ugrupowań prawicowych nie osiągnęło wymaganego progu. Triumfował SLD. Centrystyczna Unia Demokratyczna (od 1994 r. Unia Wolności) stała się w tej sytuacji jedyną w Sejmie przedstawicielką obozu „solidarnościowego”. W partii tej pamiętano, że stworzony przez nią koalicyjny rząd Hanny Suchockiej został dopiero co obalony przez prawicę, ale unijni politycy, związani przeżyciami kombatanckimi, razem z prawicą uznawali SLD za wroga. Tymczasem jednak trzeba było uchwalić

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Od Kieresa do Nawrockiego

W ciągu 22 lat państwo wydało na Instytut Pamięci Narodowej kilka miliardów złotych. Za obecnych rządów już 2,5 mld zł W grudniu 2010 r. odbyła się w Łodzi konferencja „Bez taryfy ulgowej. Dorobek naukowy i edukacyjny Instytutu Pamięci Narodowej 2000-2010”. To trzydniowe spotkanie, zorganizowane przez historyków z Uniwersytetu Łódzkiego i tamtejszy oddział IPN, było pierwszą próbą podsumowania działalności instytutu przez środowisko historyków. Pierwszą – ale też niestety ostatnią, bo trudno dziś sobie wyobrazić rzetelną,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

To był rząd jedności narodowej

O gabinecie Tadeusza Mazowieckiego mało kto dziś pamięta, a jeśli już, to zwykle w kontekście negatywnym Skład rządu Tadeusza Mazowieckiego w dniu zaprzysiężenia 12 września 1989 r. Tadeusz Mazowiecki (Solidarność) – prezes Rady Ministrów Leszek Balcerowicz (Solidarność) – wiceprezes Rady Ministrów, minister finansów Czesław Janicki (ZSL) – wiceprezes Rady Ministrów, minister rolnictwa, gospodarki żywnościowej i leśnictwa Jan Janowski (SD) – wiceprezes Rady Ministrów, minister-kierownik Urzędu Postępu Naukowo-Technicznego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Andrzej Romanowski Felietony

O dialogu

Czuję się człowiekiem krakowskiej Kuźnicy i czuję się człowiekiem krakowskiego Znaku. Jak to możliwe? Znak i Kuźnica znajdowały się zawsze na przeciwległych biegunach – czyżbym nie miał poglądów? Gdy jednak 20 lat temu wystąpiłem z redakcji „Tygodnika Powszechnego”, gdy schronienia udzieliła mi najpierw „Gazeta Wyborcza”, a potem Kuźnica i PRZEGLĄD, nigdy nie przestałem czuć się także człowiekiem Znaku. Bo choć nie chciał kontynuować współpracy ze mną ani „Tygodnik” ks. Adama Bonieckiego i Piotra Mucharskiego, ani „Znak” Jarosława

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj Wywiady

Nie potrafimy rozmawiać z Niemcami

Kontakty międzyrządowe Polska-Niemcy są złe. Mamy instrumentalizację antyniemieckości Prof. Stanisław Sulowski – politolog, w latach 2016-2020 dziekan Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2010 r. kieruje Ośrodkiem Analiz Politologicznych UW. Członek Komitetu Nauk Politycznych Polskiej Akademii Nauk. Konsul RP w Niemczech w latach 1991-1995. W naukach politycznych szczególnie ważne są dwie kategorie – siła i interesy. Jak to wygląda, jeśli chodzi o stosunki Polski i Niemiec? – Jeśli chodzi o kategorię siły, to z realistycznego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.