Konstytucja wielkanocna

Konstytucja wielkanocna

Trudno uwierzyć, ale był taki czas, gdy w Sejmie III RP nie było prawicy. Po wyborach 1993 r. żadne z ugrupowań prawicowych nie osiągnęło wymaganego progu. Triumfował SLD. Centrystyczna Unia Demokratyczna (od 1994 r. Unia Wolności) stała się w tej sytuacji jedyną w Sejmie przedstawicielką obozu „solidarnościowego”. W partii tej pamiętano, że stworzony przez nią koalicyjny rząd Hanny Suchockiej został dopiero co obalony przez prawicę, ale unijni politycy, związani przeżyciami kombatanckimi, razem z prawicą uznawali SLD za wroga. Tymczasem jednak trzeba było uchwalić konstytucję.

Byłem członkiem Rady Krajowej Unii Wolności i na jej kongresie w styczniu 1997 r. słuchałem wystąpienia byłej premier Hanny Suchockiej. Odrzucała ona rozpowszechnione wtedy myślenie, że do przyjęcia konstytucji ówczesny parlament „nie ma moralnego prawa”, ale równocześnie przyjmowała jako fakt oczywisty tegoż parlamentu „niereprezentatywność”. Obawiając się, że uchwalona już teraz ustawa zasadnicza będzie w przyszłości kontestowana, radziła odłożyć prace nad nią i najpierw wyrobić w społeczeństwie „patriotyzm konstytucyjny”. Było to logiczne i dalekowzroczne. Poczułem się przekonany.

Suchockiej odpowiedział jednak Tadeusz Mazowiecki. Nie był on już liderem UW, ale z jej ramienia pracował w Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego. Przewodniczącymi tego gremium byli kolejno Aleksander Kwaśniewski i Włodzimierz Cimoszewicz, a w tym czasie kierował już nim Marek Mazurkiewicz. Wszyscy oni reprezentowali SLD, lecz z parlamentarzystami innych ugrupowań lojalnie współpracowali. Świadom tego stanu rzeczy Mazowiecki mówił teraz, że prace nad konstytucją trwają już wystarczająco długo, że pora je wreszcie zakończyć, że komisja pochylała się nad różnymi projektami i mozolnie ucierała kompromis, że zmarnowanie jej dorobku oznacza w następnym parlamencie rozpoczęcie prac od nowa, więc ich obecne zawieszenie może być odłożeniem ich nawet na zawsze. Nigdy nie widziałem Mazowieckiego aż tak wzburzonego. „Jeśli nie popieracie moich działań w komisji – wołał – to mnie odwołajcie!”. Odpowiedziały mu rzęsiste oklaski, dostał owację na stojąco.

Zapamiętałem tę dyskusję jako merytoryczny spór dwojga byłych premierów. Ale nie wiem, gdzie byśmy dziś byli bez przemówienia Mazowieckiego. Rzeczywiście, następny parlament (reprezentatywny, bo zdominowany przez prawicę?) na pewno nie zdołałby uchwalić konstytucji – wszak prawica musiałaby najpierw porozumieć się sama ze sobą. A parlamenty kolejne? Byłyby do tego zdolne? I po jakim czasie okazałyby się zdolne? Jakiż to paradoks: największym orędownikiem przyjęcia Konstytucji III Rzeczypospolitej był SLD – partia nazywana „postkomunistyczną”. Największym przeciwnikiem jej przyjęcia była prawica – ponoć „antykomunistyczna”. Bo też od konstytucji nowej wolała prawica pozostawienie starej, stalinowskiej…

Ostatecznie, głosami SLD, PSL, UW i Unii Pracy, Zgromadzenie Narodowe 2 kwietnia 1997 r. przyjęło konstytucję. Był to jakby ostatni akord Okrągłego Stołu. Już dziewięć dni potem, 11 kwietnia, Unia Wolności wsparła obcą jej dotąd ustawę lustracyjną. A parę miesięcy później zawiązała koalicję z Akcją Wyborczą Solidarność i w latach 1998-1999 przeforsowała z nią ustawę o Instytucie Pamięci Narodowej (Mazowiecki wstrzymał się wtedy od głosu). W objęciach prawicy tożsamość Unii znikła, a w ślad za nią znikła też z Sejmu (już w 2001 r.) ona sama. Ale konstytucja pozostała. Jako że przyjęto ją zaraz po świętach Wielkiejnocy, nestor polskiej polityki, Stanisław Stomma, ukuł nazwę „Konstytucja wielkanocna”. 25 maja odbyło się referendum i 53% społeczeństwa powiedziało konstytucji TAK. Weszła ona w życie równo przed ćwierćwieczem: 17 października 1997 r.

W historii Polski jest wyjątkiem. Nie dlatego, że w długości trwania zajmuje drugie miejsce po Konstytucji PRL, bo ta nie była demokratyczna. Chociaż: czy demokratyczne były pozostałe (poza Konstytucją marcową z 1921 r.) polskie konstytucje? Tymczasem Konstytucja wielkanocna została przyjęta w trybie demokratycznym do kwadratu, bo nie tylko przez wyłonione w wolnych wyborach Zgromadzenie Narodowe, ale i przez ogólnonarodowe referendum, a tego nigdy w Polsce nie było. Jednak dla prawicy to wszystko jest mało – jej przecież nie chodzi o demokrację, lecz o władzę. Hanna Suchocka mówiła o „patriotyzmie konstytucyjnym”, lecz po doświadczeniach z PiS nikt chyba nie będzie już miał takich złudzeń.

a.romanowski@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 2022, 44/2022

Kategorie: Andrzej Romanowski, Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy