Pomroczność wołomińska

Pomroczność wołomińska

Trudno jakoś nazwać to, co zrobił poseł Sasin, ogłaszając rewolucję warszawską. Urojenie? Pomroczność wołomińska? A może chwila słabości i nadmiar szczerości? Słabość to zabójcza politycznie, bo ujawniająca, jak mizerne są kadry dobrej zmiany. Jeśli człowiek zawodowo zajmujący się samorządem warszawskim, i to od wielu lat, może wrzucić do obiegu publicznego projekt tak nieprzygotowany, niespójny i wręcz niechlujny, czego można się spodziewać po kadrach PiS na niższych szczeblach?
I pomyśleć, że tenże Sasin aspiruje do fotela prezydenta Warszawy. Choć każdy widzi, że do umiejętności Hanny Gronkiewicz-Waltz dalej mu niż z Wołomina do placu Bankowego. Rewolucja kadrowa PiS rozlewa się po kraju w tempie porównywalnym z inwazją szarańczy. A efekty też przypominają spustoszenia, jakie zostawiają po sobie te żarłoczne owady. Nikt już nad tym nie panuje. Nawet prezes. Coraz bardziej uzależniony od potężniejących grup interesów, które w ramach obozu władzy walczą o wpływy. A przede wszystkim o dostęp do środków publicznych. Do ogromnych pieniędzy państwowych, które można wydawać praktycznie poza kontrolą. Jeśli oczywiście dysponuje się silną i realną władzą polityczną. I jeśli z jakichś powodów prezes na to pozwala lub przynajmniej toleruje. Prezes może oczywiście przez pewien czas skutecznie manipulować tymi grupami. Może je także antagonizować, wykorzystując ambicje liderów, którzy celują w jego fotel. Nie dziś, nie teraz, ale w przyszłości, do której przygotowują się, budując własne zaplecza kadrowe. Te procesy są już w PiS dość czytelne. Widać powiązania między nominacjami na co ważniejsze stanowiska a konkretnymi liderami. Nie widać jednak czegoś dużo ważniejszego. Gdzie w tym wszystkim jest interes państwa? Coraz dalej! A jednocześnie coraz bliżej jest do widzenia majątku państwowego jako tego, co partyjne. Czyli takie, które zwycięzcom po prostu się należy. Ile już razy to przerabialiśmy po 1918 r.? I zawsze z fatalnym skutkiem. Mówi się: historia magistra vitae. I tak faktycznie jest. Ale Polacy tego genu zostali chyba pozbawieni. Tak jak poseł Sasin, który – co widać po rewolucji warszawskiej – niewiele w życiu się nauczył.

Wydanie: 07/2017, 2017

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Komentarze

  1. Hanna
    Hanna 13 lutego, 2017, 15:53

    Panie Jerzy Domanski, mala prosba, by w treści artykułu podwalał Pan chociaż zarys sprawy, do której się Pan odnosi. Trudno jest osobie stojącej z boku, nie śledzące na bieżąco polityki zrozumieć co dokładnie Pan komentuje.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. matheus44
    matheus44 14 lutego, 2017, 13:36

    Wypraszam sobie Wołomin, Pan Sasin jest z Ząbek 🙂

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy