Tag "zabytki"

Powrót na stronę główną
Świat

Stambuł czeka na trzęsienie ziemi

Sejsmolodzy nie mają dobrych wieści dla metropolii

Korespondencja z Turcji

Przed meczetem Hagia Sophia jak zwykle tłum turystów oczekuje w karnej kolejce do kas. Po tym jak w 2021 r. muzeum znów stało się meczetem, wstęp przez kilka lat był darmowy, jednak ostatnio znów zmieniono decyzję. Darmowy dla wiernych pozostał wyłożony turkusowym dywanem parter świątyni, zwiedzający płacą za wstęp na galerię. Pnę się więc w górę, słuchając, jak przewodnik opowiada grupie turystów o planowanej renowacji Hagii Sophii.

Monumentalna budowla ma zostać zabezpieczona przed trzęsieniem ziemi, które czeka Stambuł w perspektywie kilku, kilkunastu, choć może dopiero kilkudziesięciu lat. Decyzję o zabezpieczeniu budowli podjęto po katastrofalnym trzęsieniu, które w 2023 r. nawiedziło południowy wschód Turcji, i ogłoszono po niedawnych wstrząsach w Stambule.

Sprawdzam szczegóły. Okazuje się, że architekci planują wzmocnić połączenia między półkopułami a centralną częścią budowli. Zdemontowane zostanie ołowiane pokrycie głównej kopuły i przeprowadzona będzie inspekcja stanu kolumn nośnych oraz podziemi. Zdaniem Hasana Fırata Dikera, kierownika prac, będzie to najprawdopodobniej największa renowacja w historii świątyni. O tyle trudna, że nie da się budować od podstaw, trzeba – twierdzi ekspert – działać w obrębie tych narzędzi, które są dostępne.

Wstrząs nad wstrząsami

Hagia Sophia to z pewnością najbardziej znany, ale niejedyny budynek w 16-milionowym mieście, który przygotowuje się na wstrząsy. Geolodzy od lat przestrzegają przed katastrofalnym trzęsieniem, które może dotknąć rejon morza Marmara. Geolog Naci Görür uważa, że groźba śmierci wisi dziś nad ok. 2,5 mln mieszkańców Stambułu. Trzęsienie, które wydarzy się prędzej czy później, zapewne będzie miało magnitudę od 7,2 do 7,6. Ekspert wyjaśnił dziennikarzom, że wstrząsy o takiej skali wyrządzą większe szkody niż trzęsienie, do którego doszło w lutym 2023 r. „Liczba ofiar śmiertelnych byłaby niewiarygodna. Zagrożonych jest 600 tys. mieszkań. Nie przystoi Republice Turcji, żeby tak wiele osób zginęło w trzęsieniu ziemi”, powiedział w programie telewizji Habertürk. Dodał, że choć geolodzy od lat zapowiadali trzęsienie ziemi na południu, mieszkańcy regionu żyli w nieświadomości, a infrastruktura nie została przygotowana w odpowiedni sposób: „Nie można pozwolić, by powtórzyło się to w Stambule. Musimy uczynić całą jego infrastrukturę odporną na trzęsienia ziemi. Infrastruktura to drogi, mosty, wiadukty, kanalizacja, sieć wody pitnej”.

Tym razem władze wzięły sobie do serca apele naukowców. Minister środowiska i urbanizacji potwierdził dane o 600 tys. mieszkań, które mogą ucierpieć w wyniku wstrząsów. Niektóre ze względu na położenie, inne – z powodu wątpliwej jakości i kiepskiego stanu technicznego. Resort już w 2023 r. zapowiedział wielki projekt transformacji metropolii, zakładający m.in. wybudowanie zupełnie nowych osiedli na 350 tys. mieszkań na terenach uznanych za bezpieczne oraz wzmocnienie tych budynków, które już stoją i wciąż nadają się do zamieszkania.

To ostatnie wcale nie jest takie proste. Tuż po lutowym trzęsieniu trudno było znaleźć ekipę do wykonania inspekcji technicznej – tak wielu chętnych w mieście chciało sprawdzić, czy ich domy są bezpieczne. Zdarzają się też spory sąsiedzkie. Medialnym przykładem takiej sytuacji była sprawa noblisty Orhana Pamuka, który chciał wyburzenia budynku, w którym ma siedem mieszkań, i postawienia na jego miejsce nowego, sąsiedzi zaś żądali wzmocnienia konstrukcji, nie godząc się na rozbiórkę. Sprawa trafiła do sądu.

Choć prace trwają, wydaje się, że nie postępują tak szybko, jak chcieliby urzędnicy. Po trzęsieniu ziemi z kwietnia stambulska administracja, przedstawiciele ministerstwa środowiska i państwowej agencji mieszkaniowej TOKI spotkali się na szczycie poświęconym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Sport i turystyka

Natłukłem zdjęć komórką podczas przechadzek emiliańsko-romańskich, bo Antek ma krótką cierpliwość i zdiagnozowane ADHD, więc zwiedzanie z nim galerii lub kościołów jest sportem ekstremalnym. Trzeba wykorzystać pierwsze pięć minut na ogarnięcie wzrokiem maksimum szczegółów, potem pozostaje fotografowanie i ewakuacja, kiedy dzieciak zaczyna intensywnie protestować. Mieliśmy umowę, że każdego dnia znajdę boisko i pogramy chociaż godzinę, jeśli wytrzyma parę chwil dłużej podczas zwiedzania. Ale ten deal nie działa – serce się kraje, kiedy człowiek widzi męki pańskie na dziecięcym obliczu, ma wyrzuty sumienia; co tam katedry, co tam muzea, na starość je sobie poodwiedzasz, Kuczoku, teraz trzeba ganiać za piłką z dziesięciolatkiem.

A że się napłodziło trochę, to może i tej spokojnej starości wcale doczekać nie przyjdzie: gdyby jeszcze córka na późne lata się przytrafiła, byłoby łatwiej, ale gdzie tam, jest młody futbolista, który nie ma innych bogów nad piłkę, każdy zatem dzień wakacyjny dzieli się na wielkie plany turystyczne, niewielkie realizacje, a potem szukanie odpowiedniego boiska i kopanie. Trzeba przy tym mężnie znosić nie tylko wysiłek fizyczny nieprzystający do tuszy i kondycji, należy umieć odpierać nie tylko kąśliwe strzały zza pola karnego, ale też znosić nieustającą kanonadę krytyki: jeśli np. gram za dobrze, frustracja dzieciaka potężnieje do rozmiarów histerycznych, jeśli gram za słabo, jestem wyzywany od dziadów, bambików i loserów.

Takie są uroki późnego ojcostwa i biorę je na klatę, a raczej na biust nieomal laktacyjny, prężący się nad brzuchem w 30. miesiącu piwnej ciąży. Modlę się w tych chwilach boiskowych o nadejście młodocianych mesjaszy tubylczych, którzy by mię wyręczyli i zagrali z Antkiem meczyk, lecz próżne me nadzieje, bo nawet jeśli przychodzą, to jestem zobligowany chociaż do stania na bramce, syn czuje się pewniej ze mną w składzie, ma się na kim wyżywać w razie niepowodzeń.

Owóż, teraz sobie dopiero przeglądam fotografie z wakacji wielkanocnych i przyglądam się z uwagą drobiazgom, w których utkwił diabeł. Na przykład na mozaice w apsydzie bazyliki Sant’Apollinare in Classe widzę rękę Stwórcy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Obserwacje

Kipu na zamku w Niedzicy

Czyli historia genialnej mistyfikacji

Wojna zakończyła się ponad rok wcześniej, ale latem 1946 r. na Podhalu daleko było od jakiejkolwiek stabilizacji. Formalnie działały organy nowej, ludowej władzy, ale lokalne posterunki przypominały małe twierdze, a barykadującym się na noc milicjantom przyświecał jeden cel – przetrwać. Wszystko z powodu aktywności oddziału Józefa Kurasia „Ognia” (…). W tej sytuacji ludność musiała często brać sprawy w swoje ręce. 20-letni Franciszek Szydlak z własnej inicjatywy zaopiekował się wiekowym niedzickim zamkiem, w którym służył jeszcze przed wojną. (…) Wrota otwierał jedynie dla nielicznych zwiedzających.

W ostatni dzień lipca, przed południem, oczom samozwańczego obrońcy zamku ukazał się niezwykły widok. Na wzgórze podjeżdżała ciężarówka, a zza szoferki słychać było roześmiane głosy. Po chwili z paki zeskoczył młody, przystojny mężczyzna z zawadiacko zaczesanymi włosami:

– Dzień dobry! Czy jest tu we wsi jakaś władza? Sołtys, milicjant?

– Jest oczywiście – odpowiedział ostrożnie Franciszek Szydlak.

– A o co chodzi?

– Nazywam się Andrzej Benesz. Decyzją Wojewódzkiego Urzędu Konserwatorskiego w Krakowie jestem upoważniony do wydobycia ukrytego na zamku testamentu. Będę potrzebował urzędowych świadków. Możecie ich tu poprosić?

– To chwilę zajmie – odpowiedział wymijająco klucznik z Niedzicy, studiując uważnie okazany mu dokument. – Do tego czasu musicie zaczekać przed bramą.

– Nic nie szkodzi, zejdziemy tu nad rzekę podziwiać panoramę Pienin – stwierdził kierownik tej dziwnej naukowo-rekreacyjnej wyprawy.

W ciągu kilkudziesięciu minut Franciszkowi Szydlakowi udało się zainteresować sprawą sołtysa Andrzeja Pukańskiego, leśniczego Stanisława Gołąba i trzech żołnierzy z pobliskiej strażnicy WOP. Po wejściu całej grupy na dziedziniec Andrzej Benesz od razu skierował się w stronę schodów prowadzących do bramy tzw. górnego zamku i bezdyskusyjnie przejął dowodzenie całą akcją:

– Proszę o pozostanie u podnóża schodów. Stąd dobrze widać, a żadnych badań nie przeprowadza się w takim tłoku.

Dzięki dostarczonemu przez wopistów kilofowi stosunkowo szybko udało się podważyć kamienny blok ostatniego stopnia schodów i wydobyć zmurszałą tubę długą na 18 cm, a szeroką na 3,5 cm. Po delikatnym odkrojeniu jednego z jej końców ze środka wyjęto pęk zbutwiałych skórzanych rzemieni, powiązanych w różnorodne węzły. Na końcach trzech z nich przytwierdzone były blaszki w kolorze złotym, z nieco niezdarnymi napisami „Titicaca”, „Vigo” oraz „Dunajecz”.

– Wygląda na to, że to kipu, pismo węzełkowe – oświadczył Andrzej Benesz, podnosząc na chwilę znalezisko do góry. Wśród zgromadzonych na zamkowym dziedzińcu dało się wyczuć pewne rozczarowanie, nie taki skarb spodziewano się odnaleźć… – Ten inkaski testament spoczywał tu od prawie 150 lat, gotowy zaraz rozsypać mi się w rękach – zauważył mężczyzna, szybko chowając kipu z powrotem do tuby. – W Krakowie przekażemy je do dalszych badań. Proszę wszystkich do pamiątkowego zdjęcia, a ja niezwłocznie przystępuję do spisywania protokołu. Obywatela sołtysa, obywatela leśniczego i obywatela kaprala z WOP będę prosił o jego podpisanie i potwierdzenie urzędowymi pieczęciami wszystkich okoliczności tego znaleziska.

Franciszka Szydlaka nieco zaskoczył pośpiech, z jakim krakowska ekspedycja ewakuowała się z Niedzicy. (…) Szybko zapomniał o sprawie, nie wiedząc, że to dopiero początek zdarzeń, które będą miały zasadniczy wpływ na życie jego i całej wsi.

Wysuniętą najbardziej na północny zachód część historycznego Spisza od zawsze ograniczały koryta rzeki Białki, a później przejmującego jej wody Dunajca. Przypuszczalnie na przełomie XI i XII w. tereny te weszły w skład Węgier

Ciąg dalszy tej wielowątkowej historii można przeczytać w książce Jakuba Kuzy Genialnie zmyślone. Skarby, fałszerstwa, mistyfikacje, Znak, Kraków 2025

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Obserwacje

Schody niezgody

Mieszkańcy Barcelony są przeciw budowie schodów do bazyliki Sagrada Família. Trzeba by wysiedlić tysiące rodzin i firm, wyburzyć domy

Nad Sagrada Família wciąż górują potężne dźwigi. Wewnątrz słychać stuk młotów, odgłosy ciętego i szlifowanego kamienia, ale koniec 143-letnich prac budowlanych jest bliski. Esteve Camps, prezes organizacji odpowiedzialnej za realizację pierwotnego planu Antoniego Gaudíego, powiedział, że jeśli budowa pójdzie zgodnie z planem, do 2026 r. uda się skończyć wysoką na 172,5 m centralną wieżę poświęconą Jezusowi Chrystusowi. Dzięki temu Sagrada Família stanie się najwyższym budynkiem w Barcelonie. Miałoby to upamiętnić 100. rocznicę przedwczesnej śmierci Gaudíego w 1926 r. Jednak prace nad innymi rzeźbami i dekoracjami, a także nad kontrowersyjnymi schodami prowadzącymi do miejsca, które miałoby być wejściem głównym, potrwają do 2034 r. Camps potwierdza, że bazylika może zostać ukończona w ciągu niecałej dekady, ale tylko gdy rada miasta udzieli pozwolenia na budowę jej najbardziej spornej części.

Cud architektury czy zarzewie konfliktu?

Plany zbudowania schodów wywołały sprzeciw mieszkańców, bo jeśli zostaną wprowadzone w życie, będzie to się wiązało z wyburzeniem budynków mieszkalnych i biurowych w sąsiedztwie bazyliki oraz eksmisją tysięcy rodzin i znajdujących się na tym terenie firm. „Czekamy na decyzję rady, czy będziemy kontynuować realizację tego projektu. Bez niej nie możemy nic zrobić”, powiedział Camps w Euronews Culture. Przyznał jednak, że plany mogą zostać zmienione. „Jeśli schody będą szersze, będzie to miało wpływ na jeszcze większą liczbę mieszkańców. To kwestia do negocjacji. Wymiary można zmniejszyć. Rada zna nasze potrzeby i czekamy na jej decyzję”, dodał. Temple Expiatori de la Sagrada Família (Świątynia Pokutna Świętej Rodziny) to jedna z najambitniejszych autorskich realizacji architektonicznych wszech czasów. Jest znakiem rozpoznawczym Barcelony.

Jej budowę rozpoczęto w 1882 r. To dzieło Gaudíego, który, podobnie jak wielu architektów i projektantów katedr, zmarł, nie doczekawszy ukończenia swojego dzieła. Ale zamysłem tego głęboko wierzącego artysty i architekta rewolucjonisty było stworzenie najbardziej niezwykłej budowli sakralnej na ziemi, w stylu, jakiego jeszcze nie było. „Katedry dla ludu”, jak ją nazywał.

Od początku prac budowniczym stawały na przeszkodzie wojna, zaniedbania i brak finansów. Pozostawiony samemu sobie przez władze świeckie i kościelne Gaudí wydał na bazylikę cały swój majątek. W ostatnich latach życia chodził od drzwi do drzwi, żebrząc, i wciąż jakoś udawało mu się budować ją dalej.

Aż do śmierci.

W 1936 r., na początku wojny domowej, anarchiści podpalili kryptę i zniszczyli warsztat Gaudíego oraz gipsowe modele, które wykonał jako wskazówki dla swoich następców, aby ukończyli dzieło. Architekt Lluís Bonet i Garí uratował ich fragmenty, a modele zostały złożone na nowo. Wiele szczegółów technicznych dotyczących sposobu realizacji projektu Gaudíego zostało później dopracowanych przez nowozelandzkiego architekta Marka Burry’ego Sagrada Família jest uważana za jeden z cudów współczesnego świata, ale nie zawsze tak było. Salvador Dalí opisał jej „przerażającą i jadalną urodę”, podczas gdy George Orwell uważał ją za „jeden z najbardziej odrażających budynków na świecie” i skomentował, że anarchiści wykazali się brakiem smaku, nie wysadzając jej w powietrze, gdy mieli okazję. Brytyjski pisarz i historyk Gerald Brenan stwierdził: „Nawet w europejskiej architekturze tego okresu nie można znaleźć niczego tak wulgarnego i pretensjonalnego”. „The Telegraph” opublikował zaś artykuł atakujący bazylikę, w którym została nazwana „najbrzydszą katedrą na świecie”.

Czy Gaudí chciał tych schodów?

Do dzisiaj zarówno bazylika, jak i jej rozbudowa budzą kontrowersje i emocje. Obecnie punktem spornym są ogromne schody. Miałyby one prowadzić od głównej Fasady Chwały do Carrer d’Aragó, arterii, symbolizując drogę z piekła do zbawienia. Niestety, aby powstały, konieczne będzie zburzenie wielu budynków.

Trzeba pamiętać, że w chwili rozpoczęcia prac wokół świątyni było pusto, dopiero z biegiem lat wyrosły tam zabudowania. Sporny obszar obejmuje 3 tys. domów (ok. 10 tys. mieszkańców) i 50 lokali użytkowych. Na niektórych balkonach wiszą transparenty z hasłami: „Nasze mieszkania są legalne”, „Moje życie jest tutaj, a oni chcą je zniszczyć”.

„Od ponad 40 lat wisi nad nami miecz Damoklesa. Obawiamy się, ponieważ nie wiemy, co się z nami stanie”, mówi Salvador Barroso, lider stowarzyszenia osób, które budowa może pozbawić dachu nad głową. „Eksmitują mnie po tym, jak zapłaciłem za mój dom. Dlaczego? Z powodu uporu zarządzających projektem Sagrada Família w sprawie budowy schodów, których nie było w planach Gaudíego”. Barroso cytuje ekspertów, którzy mówią, że schody nie są dziełem Gaudíego, zostały zaprojektowane później przez jego uczniów, aby „mieć pretekst do proszenia o datki”.

Mieszkańcy twierdzą, że schody nie były częścią oryginalnych planów Gaudiego, argumentując, że brakuje dokumentacji potwierdzającej ich zaprojektowanie. A jeśli nie ma tych oryginalnych szkiców, budowa schodów będzie tylko niepotrzebnym zakłóceniem spokoju społeczności. Już w 2018 r. stowarzyszenie społeczne ujawniło dokument hiszpańskiego ministerstwa kultury z 1975 r., wskazujący – jak uważali członkowie – że Gaudí nigdy schodów nie zaprojektował.

Wbrew ich opiniom ekipa budująca bazylikę Sagrada Família przypisuje schody architektowi, powołując się na artykuł opublikowany w gazecie „La Veu de Catalunya” 10 października 1907 r., kiedy geniusz jeszcze żył. „Sprawa wejścia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Zabytki wracają nad Bosfor

Tureckie władze stawiają sobie za punkt honoru odzyskanie zrabowanych dzieł sztuki. W minionych 20 latach do kraju wróciło ponad 12 tys. artefaktów

Korespondencja z Turcji

Młoda kobieta w chuście swobodnie narzuconej na ciemne włosy niepokojąco świdruje wzrokiem każdego, kto wchodzi do zaciemnionej sali Muzeum Mozaiki Zeugma w Gaziantep na południu Turcji. W jednej z najnowocześniejszych placówek tego typu na świecie całe podłogi i ściany wyłożone są olbrzymimi mozaikami, w większości przypadków idealnie zachowanymi albo umiejętnie odrestaurowanymi. Odkryto je podczas wykopalisk w nieodległej Zeugmie, pamiętającej 300 r. p.n.e. Miasto leżące na trasie Jedwabnego Szlaku miało wówczas niebagatelne znaczenie, a dziewczyna to chyba najbardziej znana, choć wcale nie najlepiej zachowana (brakuje jej ust) mozaika z Zeugmy, odnaleziona w ramach prac archeologicznych prowadzonych w latach 1988-1999. To ona widnieje na plakatach, magnesach, gadżetach i okładkach albumów, a nawet na biletach do muzeum. Mało kto wie, że miała towarzystwo.

Złodzieje mozaik

Wychodzę z sali, w której wystawiana jest „Cygańska dziewczyna”, i staję przed długą gablotą, w której umieszczono kilkanaście innych fragmentów mozaik: kilka postaci, ptaki w różnych pozach, wzory geometryczne. Wyglądają, jakby dosłownie wycięto je nożyczkami z większej całości.

– Mniej więcej tak było – potwierdza moje przypuszczenia przewodniczka. Dodaje, że złodzieje dzieł sztuki, którzy w latach 60. prowadzili nielegalne wykopaliska, nie tracili czasu na odkopanie całości. – Wzięli najefektowniejsze lub najlepiej zachowane części, „wycinając” je z całości, i sprzedali za granicę – wyjaśnia.

„Cygańska dziewczyna”, która też jest elementem zniszczonej mozaiki, miała szczęście. Została na miejscu, bo przykryła ją przewrócona kolumna. Złodzieje nie mieli czasu na jej usuwanie.

Oświetloną gablotę zdobi turecka flaga – dowód narodowej dumy, choć to przecież Rzymianie, a nie Turcy, którzy nastali w Anatolii kilka wieków później, są autorami dzieł wystawianych w muzeum. Od przewodniczki dowiaduję się, że rząd włożył mnóstwo wysiłku w sprowadzenie skradzionych mozaik z USA. Przez kilkadziesiąt lat wystawiane były w Ohio. Badacze z tamtejszego uniwersytetu stanowego wiedzieli, że najpewniej pochodzą z Turcji, opisali je jednak jako dzieła z Antiochii (tur. Antakya), a nie spod Gaziantep. Czy mieli świadomość, że wystawiają kradzione artefakty, które w Stanach Zjednoczonych znalazły się za sprawą przemytników? Przewodniczka dyplomatycznie milczy. Na stronie amerykańskiego uniwersytetu znajduję informację, że zdecydowano się je zwrócić „w imię dobra publicznego”, choć nie za darmo. Turcy sfinansowali powrót mozaik z Zeugmy i zapłacili za ich repliki, które w Ohio zastąpiły oryginały.

Dwa zabytki dziennie

Mozaiki z Zeugmy to niejedyne dzieła zwrócone Turcji w ostatnich latach. Z okazji obchodzonego w połowie listopada Międzynarodowego Dnia Zwalczania Nielegalnego Handlu Dobrami Kultury media nad Bosforem podały, że w ciągu dwóch minionych dekad do kraju wróciły 12 164 zabytki. To tak, jakby co dzień Turcy odzyskiwali dwa artefakty. We wrześniu 2024 r. w muzeum antycznej Troi pod Çanakkale otwarto wystawę „No escape!” złożoną wyłącznie z tych artefaktów – uprzednio skradzionych – które wróciły z zagranicy lub zostały skonfiskowane przez tureckich celników podczas próby nielegalnego wywozu z kraju. Wśród nich znajduje się mający 6,5 tys. lat marmurowy posążek bożka o imieniu Kilya z epoki chalkolitu (czyli miedzi) w Europie. Nielegalnie sprzedany za śmieszną kwotę w 1991 r. również trafił do Stanów Zjednoczonych. Tureckie Ministerstwo Kultury i Turystyki odzyskało go w 2023 r.

– W ostatnich latach zaczęliśmy uwzględniać artefakty historyczne w protokołach umów dwustronnych, które zawieramy z poszczególnym krajami – powiedział na otwarciu wystawy wiceminister kultury Batuhan Mumcu. I dodał, że właśnie dzięki temu tak skutecznie udaje się w ostatnich latach sprowadzać kradzione dzieła do kraju, choć nie zawsze jest łatwo. – Ważna jest nie tylko identyfikacja obiektów, lecz także dostarczenie dowodów, że za granicę trafiły nielegalne – zaznaczył wiceminister. Jego urząd prowadzi korespondencję z innymi krajami w sprawie wielu takich dzieł, dostarczając rzeczonych dowodów.

Okradanie sułtana

Co do niektórych dzieł nie ma wątpliwości, że pochodzą z terenów dzisiejszej Turcji, wiadomo też, jak trafiły za granicę: do Muzeum Pergamońskiego, Luwru czy British Museum. Niemiecki inżynier Carl Humann, który przybył do imperium osmańskiego budować drogi, wyjechał, wywożąc legalnie skarby z Pergamonu. W tym ołtarz Zeusa (zbudowany w latach 180-170 p.n.e. na polecenie króla Eumenesa II), po którym w antycznym mieście został tylko pusty cokół, będący dzisiaj solą w oku tureckich archeologów. Na prowadzenie wykopalisk Humann miał ferman – pozwolenie sułtana Abdülhamida II.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Rzym w przebudowie

W 2023 r. Włochy odwiedziło 451 mln turystów. Dopiero teraz zaczyna się tu dyskutować o nadmiernej turystyce.

Korespondencja z Rzymu

„Dlaczego nie postawią tu dużych plansz ze zdjęciami zabytków, przy których można robić sobie selfie? – zapytała pewna turystka pod fontanną di Trevi. – Tak robią już w Azji. Zwłaszcza w Tajlandii, bo tam niebo jest zasnute smogiem. Więc jak ktoś sobie cyknie fotkę na fototapecie z niebieskim niebem, przynajmniej nie straci wyjazdu”.

Turyści, którzy w tym roku odwiedzili Rzym, nie byli zadowoleni. Wszędzie remonty, zasłonięte zabytki, w komunikacji wielkie utrudnienia. Największe rozczarowanie przeżyli jednak ci, którzy do Wiecznego Miasta przyjechali w drugim tygodniu października i zobaczyli fontannę di Trevi ogrodzoną plastikowymi panelami. Najsłynniejsza barokowa fontanna jako ostatnia została poddana nadzwyczajnym pracom konserwacyjnym, które potrwają kilka tygodni. W ciągu miesiąca ma powstać specjalna platforma spacerowa, z której będzie można podziwiać zabytek. Wyznaczony zostanie też limit osób przebywających na kładce w tym samym czasie. W ten sposób władze Rzymu mają nadzieję ograniczyć liczbę gości na najbardziej obleganym placu świata. Rozważane jest również wprowadzenie w przyszłości opłaty 2 euro za dostęp do fontanny.

Co jednak z rytuałem wrzucania monet do wody, mającym zapewnić powrót do Wiecznego Miasta? Wymyślił go niemiecki archeolog Wolfgang Helbig, zainspirowany antycznym obrzędem rzucania oboli do źródeł, by zaskarbić sobie przychylność bóstw. W ten sposób fontanna zaprojektowana przez Nicolę Salviego stała się światową celebrytką. Wrzucenie jednej monety gwarantowało powrót do Rzymu, dwóch – miłość, a trzech – rychły ślub. To z tego powodu fontanna di Trevi była zawsze tak oblegana. Wyłowione z niej pieniądze przeznaczano na rzymski Caritas, a w czasach turystyki masowej była to kwota niemała.

Nie wiadomo jeszcze, jak władze Rzymu rozwiążą ten problem. Mówi się o „zamontowaniu specjalnego koszyka”. Czy turyści przyzwyczają się do koszyka i kładki, która szpeci barokowy monument? Rzymska celebrytka może stracić na popularności – a wraz z nią bary i sklepy przy placyku, których właściciele już protestują.

Renowację fontanny di Trevi pozostawiono na sam koniec, aby nie odstraszyć turystów. Od wakacji jednak w remoncie są prawie wszystkie fontanny Rzymu, zwłaszcza te na placu Navona i przy Panteonie. Zasłonięto je rusztowaniami i ogrodzono panelami ze zdjęciami zabytków. Rzucić okiem można na nie przez okienka w ogrodzeniu. Ten sam los spotkał most św. Anioła ozdobiony rzeźbami Berniniego oraz jego uczniów, a wcześniej monumentalny pomnik Wiktora Emanuela II (już powoli odsłaniany), „Pietę” Michała Anioła i baldachim Berniniego w bazylice św. Piotra (prace renowacyjne już zakończono i odsłonięcie tego ostatniego nastąpi 27 października).

Rok Święty ogłoszony przez papieża Bonifacego w 1300 r. i obchodzony co 25 lat był zawsze dla Rzymu okazją do odnawiania monumentów będących jego symbolami, a przede wszystkim budowania nowych. Z okazji roku 1475 zbudowano most Sykstyński, który rozwiązał problemy komunikacyjne średniowiecznego Rzymu, z okazji 1725 r. powstały słynne Schody Hiszpańskie, a w roku 2000 przebudowano Muzea Watykańskie.

Także Jubileusz 2025 ma swoje symbole: przebudowę placu Pia, który stanie się deptakiem i będzie łączył Watykan z Zamkiem św. Anioła, oraz przejazdu pod nim, będącego newralgicznym punktem ruchu drogowego w Rzymie; przebudowę placu del Risorgimento i pobliskiej ulicy Ottaviano; przebudowę placu przed bazyliką św. Jana na Lateranie; przebudowę placu dei Cinquecento przed dworcem kolejowym Termini oraz budowę parkingu pod nim.

Watykan zaniepokojony

„Mamy nadzieję, że widoczne opóźnienia uda się nadrobić w jak najkrótszym czasie”, upomniał niedawno publicznie burmistrza i nadzwyczajnego komisarza Jubileuszu 2025 Roberta Gualtieriego nowy wikariusz diecezji rzymskiej, prałat Baldassarre Reina. „Prace są opóźnione, a niedogodności widoczne dla wszystkich”, powiedział w wywiadzie dla agencji Ansa. Już pod koniec września opóźnieniami zaniepokoił się prałat Rino Fisichella odpowiedzialny za organizację Roku Świętego ze strony Watykanu: „Na placu del Risorgimento nie widzimy żadnych robotników”.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Plagiatorka konserwatorką

Wojewódzka konserwator zabytków w Opolu z nadania PSL wywołuje wiele kontrowersji 1 lutego objęła stanowisko nowa wojewódzka konserwator zabytków w Opolu, dr hab. Monika Ożóg. Historyczka, specjalizująca się w starożytności. Nie jest to jednak urzędniczka, jakich wiele. W regionie oraz w środowisku muzealników polskich i akademików dała się poznać jako ta, która wsparła się plagiatem w konkursie na stanowisko dyrektora Muzeum Śląska Opolskiego w 2018 r., o czym wiele osób wolałoby nie pamiętać. Plagiat dostrzegła w 2020 r. Alina Czyżewska,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Przebłyski

Komu, komu?

Kto się skusi na zakup kościoła Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Brzegu? Bardzo stary. A cena okazyjna – 2,5 mln zł za całość. Pierwsze informacje o kościele są z 1285 r. Choć mocno uszkodzony w czasie powodzi w 1997 r., miał sporą wartość. Ale nie dla miasta Brzeg. Władze oddały go arcybiskupowi wrocławskiemu za złotówkę. A Ministerstwo Kultury dorzuciło 1,7 mln zł dotacji. Wystarczyło na nowy dach, odnowę murów i prace archeologiczne. I genialny pomysł, by z jednej złotówki zrobić 2,5

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Zabytki zasypane piachem

Opolanie mają nadzieję, że presja obywatelska ma sens. Bo interes społeczny miasta ubogiego w odkrycia archeologiczne przegrywa z interesami opolskiej katedry Od ponad roku Opole ma swoich „opolskich kochanków”, szkielety przytulone w niezwykłym ułożeniu. Słowem znanym powszechnie stały się „służki”, czyli odkryte elementy architektoniczne średniowiecznego kościoła. Zaczęło się od prac termoizolacyjnych i montażu ogrzewania podłogowego w miejscowej katedrze. Nie tylko historycy z Uniwersytetu Opolskiego wiedzieli, że pod podłogą znajdują się wielowiekowe pochówki, o których świadczą chociażby płyty nagrobne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Sztynort – spotkanie historii ponadnarodowej

Czy pałac pruskiego rodu na Mazurach może być miejscem dialogu polsko-niemieckiego, a nawet europejskiego? Tak, ale trzeba go odbudować Sztynort znany jest przede wszystkim jako port żeglarski na szlaku Wielkich Jezior Mazurskich, pomiędzy zbiornikami Mamry i Dargin, niedaleko Węgorzewa. Ale wielbiciele zabytków architektonicznych pomyślą w pierwszej kolejności o wzniesionym w XVII w., a przebudowanym w XIX w. pałacu, prawdziwej perle baroku, dawnej siedzibie Lehndorffów, jednego z najstarszych w Prusach Wschodnich rodów szlacheckich. To w tym pałacu bywał

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.