Windą bliżej

Windą bliżej

Piękne i użyteczne zabytki stolic Portugalii, Szwecji, Malty oraz tureckiego Izmiru Zwiedzamy historyczne centra miast, katedry i świątynie najróżniejszych wyznań, muzea, zamki, pałace, parki… Wiele takich zabytków od dawna jest w niezbędniku turysty. Tymczasem europejskie miasta kryją też skarby, z których mało kto zdaje sobie sprawę. Z jednej strony, niezwykle praktyczne, ułatwiające mieszkańcom codzienne życie, z drugiej – stanowiące oryginalne atrakcje turystyczne. Ich zwiedzanie – co dziś nie bez znaczenia – nie wiąże się z dużymi wydatkami. Mowa o zewnętrznych windach, które wtopiły się w krajobraz kilku europejskich miast, leżących – co ciekawe – w skrajnych zakątkach Starego Kontynentu. Lizbońska perła na wzgórzu Jedną z atrakcji piętrzącej się na siedmiu wzgórzach stolicy Portugalii jest winda Santa Justa (Elevador de Santa Justa), znana również pod nazwą Do Carmo od klasztoru Karmelitów (dziś w ruinie po trzęsieniu ziemi z 1755 r.) znajdującego się przy górnej platformie windy. Zbudowano ją, by ułatwić lizbończykom, głównie mieszkańcom dzielnicy Baixa, dostanie się w okolice wyżej położonych uliczek i na placyk Largo do Carmo. Santa Justa to 45-metrowa konstrukcja w stylu neogotyckim. „Ojcem” windy jest urodzony w Portugalii francuski architekt Raoul Mesnier du Ponsard, uczeń Gustave’a Eiffela. Winda powstała w latach 1900-1902. To – zważywszy na postęp technologiczny w owych czasach i trudny teren – czas zaskakująco krótki. Santa Justa została oddana do użytku 10 lipca 1902 r. Lizbończycy już w pierwszym dniu wykupili 3 tys. biletów na przejazd tym cudem ówczesnej techniki. Warto pamiętać, że plany budowy windy powstały znacznie wcześniej, bo w roku 1874, kiedy to Roberto Arménio przedstawił koncepcję radzie miejskiej Lizbony. Początkowo winda była napędzana parą wodną. Pięć lat po powstaniu wyposażona została w silniki elektryczne. Konstrukcja ma dwie kabiny, z których ta jadąca do góry może pomieścić 24 osoby, ta w dół – tylko 15. Windy ozdobione wewnątrz drewnem i mosiądzem poruszają się zaskakująco szybko, wjazd na górę zajmuje kilkanaście sekund. Rzecz jasna, ta przewożąca mieszkańców i turystów do góry jest znacznie bardziej oblegana. Aż do roku 1998 winda była zdecydowanie najłatwiejszym sposobem dotarcia do wyżej położonych części dzielnicy. Teraz lizbończycy mają do dyspozycji jedną z czterech linii metra. Po wyjściu z windy warto zatrzymać się na stanowiącym architektoniczną całość tarasie widokowym i rampie łączącej windę z placem Carmo. Dzięki ozdobnym neogotyckim łukom wszystko prezentuje się wręcz baśniowo. Widok na czerwone dachy lizbońskich kamienic zapiera dech w piersiach. Dostrzec stąd można wszystkie punkty obowiązkowe na turystycznej mapie Lizbony, m.in. zamek św. Jerzego na przeciwległym wzgórzu, nabrzeże Tagu z Praça do Comércio czy dolną część dzielnicy Baixa. Sama konstrukcja wieży windowej ma 45 m, ale warto pokonać jeszcze spiralne schody, by dostać się na najwyższy poziom, gdzie znajduje się kawiarnia. W latach 70. winda Santa Justa stała się własnością publiczną. Przejęła ją Carris – firma, która dziś obsługuje lizboński transport publiczny. To wyjątkowe udogodnienie pozwala na korzystanie z windy posiadaczom 24-godzinnych biletów komunikacji miejskiej (LisboaCard). Ci, którzy niekoniecznie pasjonują się korzystaniem z wind, mogą się wybrać tylko na punkt widokowy. Wstęp na Miradouro de Santa Justa kosztuje 1,5 euro. Przejażdżka windą – 5 euro. W 2002 r., kiedy zabytkowa winda świętowała 100. urodziny, wraz z kolejkami linowymi Glória, Bica i Lavra uznano ją za monument narodowy. Lizbona szczyci się bowiem także innymi podobnymi konstrukcjami, choć winda Santa Justa jest jedyną, która porusza się w pionie. Pozostałe windowyciągi, w tym Elevador da Glória i Elevador do Lavra, przypominają zakopiańską kolejkę na Gubałówkę i odgrywają rolę kolei linowo-terenowych. Natomiast winda São Julião została już rozebrana. Nie wszyscy lizbończycy rozumieją stojących w długich kolejkach pod windą. Przy dolnym wejściu można spotkać mieszkańców dzielnicy z pobliskich, położonych na wzgórzu kamienic. Łamaną angielszczyzną przekonują czekających cierpliwie turystów: „Po co płacić za windę do góry? W mojej kamienicy jest wewnętrzna, zwykła winda. Nie czekacie, wsiadacie i już jesteście prawie na górze. I do tego nic nie płacicie…”. Nie słuchajmy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 43/2022

Kategorie: Obserwacje