Tag "zbrodnie wojenne"

Powrót na stronę główną
Opinie

Samotność Ukrainy

Po co Zachód od 2014 r. przeciągał Ukrainę na swoją stronę, narażając ją na odwet Rosji, skoro teraz zostawia Ukraińców samych? Rozpętana przez Rosję wojna napastnicza z Ukrainą nie tylko określi na lata kształt geopolityczny Europy Wschodniej, ale także wpłynie na oblicze stosunków międzynarodowych w całej Europie. „Operacja specjalna” Putina, pomyślana jako blitzkrieg, który miał doprowadzić do usunięcia prozachodnich władz w Kijowie, nie wypaliła. Nie znaczy to jednak, że Rosji nie uda się zrealizować swoich celów wobec Ukrainy. W rosyjskojęzycznej Ukrainie wschodniej (historycznie jest to Ukraina Lewobrzeżna, Ukraina Słobodzka i Noworosja) nikt nie witał kwiatami „wyzwolicieli” z Rosji, którzy wedle absurdalnej oficjalnej narracji kremlowskiej przyszli „denazyfikować” to państwo. Mało tego – w miastach zajętych przez wojska rosyjskie doszło do protestów ulicznych przeciw okupantom. To polityczna klęska „specjalnej operacji wojskowej” Putina. Okazało się, że poza zajętymi w 2014 r. Krymem i częścią Donbasu nie ma w Ukrainie sympatii prorosyjskich. Nie można też nie zauważyć, że Rosja przegrała tę wojnę wizerunkowo już pierwszego dnia. Po trzech tygodniach wojny Rosjanie poza frontem południowym nie osiągnęli większych sukcesów. Nie mogąc złamać ukraińskiego oporu, rosyjskie siły inwazyjne przystąpiły do zbrodniczego ostrzału rakietowego i bombardowania miast, co spowodowało exodus ludności. Masowe groby Z Charkowa – drugiego co do wielkości miasta

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Mniej nas w rolach, które gramy

Mnie też zawstydzają te śmieszne zielone kiełbaski na wierzbach i to, że idąc z moim starym, kulawym psem, odnotowuję: 13 marca, dzień, w którym rzeka pachnie inaczej. Pierwszy raz w tym roku. Nad moim blokiem przelatują dwa ptaszyska giganty – powoli machają skrzydłami, ale lecą szybko. Stąd nie widzę dokładnie, ale to muszą być czaple albo bociany. I jest już ten charakterystyczny ruch na osiedlach: „Dawaj, kto pierwszy do bramki!”. Albo: „Łap go! Musimy go POWSTRZYMAĆ!”. Ale czy każde z tych zdań nie kończy się domyślnym dopiskiem: „No i co z tego, i tak jest wojna”? Po prostu wiosna jest skandalem, jak mogła? I wtedy przypominam sobie film „Anomalia” Petera Brosensa i Jessiki Woodworth, w którym mieszkańcy małej wsi świętowali koniec zimy, organizując rytualne procesje z obnoszeniem przeskalowanych kukieł. Jednak specjalnie przygotowany przez bohaterów ofiarny stos nie zapalił się i wiosna nie nadeszła. Zamiast budzić się do życia, świat zaczął umierać: wymierały pszczoły w pasiekach, krowy przestały dawać mleko, zwierzęta zaczęły zachowywać się inaczej niż zwykle. Ludzie zaczęli patrzeć na siebie podejrzliwie. Barykadowali się w chatach, pilnując zasobów. A wkrótce zaczęli rozglądać się za winnym. Myślę o „Anomalii”, spacerując z psem. Podbiega do nas roześmiana grupka

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Milczę i pomagam przeżyć

Polskie dzieci nie mają pomocy, a ty sprowadzasz tu to bydło – takie słowa płyną do Fundacji Prodeste z Wrocławia Na co dzień Prodeste zajmuje się terapią zaburzeń i wsparciem osób ze spektrum autyzmu oraz ich rodzin. Aktualnie także tych uciekających z Ukrainy. Dr Joanna Ławicka i jej zespół stali się dla wielu jedyną szansą na życie i skuteczną pomoc. Im mniej rodzina i środowisko rozumieją specyficzne potrzeby ludzi z autyzmem, tym trudniej na co dzień. A co dopiero w warunkach wojny, stresu, ucieczki. – Nie mam pojęcia, jak to się stało, że nagle zostaliśmy centrum ewakuacyjnym dla osób autystycznych z Ukrainy. Kiedy wybuchła wojna, było dla nas oczywiste, że pomożemy, ale mieliśmy inne plany. Zaoferowaliśmy zajęcia dla dzieci we wrocławskim ośrodku, konsultacje dla rodziców, wsparcie emocjonalne, pomoc z dokumentami. Czyli to, czym na ogół się zajmujemy – mówi prezeska i współtwórczyni Fundacji Prodeste, Joanna Ławicka, pedagożka specjalna, doktor nauk społecznych w zakresie pedagogiki, konsultantka transkulturowej psychoterapii pozytywnej. Tymczasem informacje o tym, że pomagają autystycznym uchodźcom, przedostały się w różne miejsca w sieci, także za zachodnią granicę i na inne kontynenty. – I okazało się, że piszą do nas rodziny autystycznych osób z Ukrainy, nie z prośbą o wsparcie emocjonalne,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Tytanowy problem świata

Wojna w Ukrainie zatrzymała produkcję i transport strategicznego surowca Czy bać się tytanu? Tytan pod względem biologicznym pozostaje obojętny dla ludzkiego organizmu. Nie można więc mówić o niedoborach lub przedawkowaniu tytanu. Związkiem szkodliwym jest natomiast tlenek tytanu (biel tytanowa), stosowany jako barwnik lub filtr w kosmetykach. Badania toksykologiczne wykazały, że niekorzystne skutki wywołane przez nanocząsteczki dwutlenku tytanu są głównie wynikiem stresu oksydacyjnego, który może prowadzić do uszkodzenia komórek, efektów genotoksycznych i zmian w sygnalizacji komórkowej. Tytan w Polsce W 1962 r., po trwających sześć lat pracach poszukiwawczych pod kierunkiem prof. Jerzego Znoski, na Suwalszczyźnie odkryto złoża magnetytu tytano- i wanadonośnego. Powstały one ok. 1,5 mld lat temu i występują na głębokości 850-2200 m. Duża głębokość zalegania i niska zawartość metali sprawiają jednak, że nie mają one znaczenia przemysłowego. Ponadto są zlokalizowane na obszarze o bardzo wysokich walorach środowiskowych. Jak podaje portal Business Insider, w 1996 r. zaklasyfikowano je do tzw. zasobów pozabilansowych, czyli takich, które nie spełniają kryteriów wydobycia. Po 1989 r. odnotowano kilka interpelacji poselskich, w których domagano się zmian tych klasyfikacji oraz prób poważniejszego zainteresowania złożami tytanu. Interpelacje te zderzały się z argumentacją ekologów broniących nieskazitelności Pojezierza Suwalsko-Augustowskiego. Stan taki trwa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Wojciech Kuczok

Refugium i dwubiegunówka

Mija dziesięć lat, od kiedy odkryłem z przyjaciółmi Niedźwiedzią Górną, jedną z najpiękniejszych jaskiń Polski. Gdy tylko we wstępnych partiach znaleźliśmy artefakty, ściągnięty w trybie pilnym archeolog datował wstępnie skorupy na okres wczesnego średniowiecza i uznał, że jaskinia musiała stanowić refugium w niespokojnych czasach. Otwór nieduży, łatwy do zakamuflowania, a zaraz za nim obszerna sala nadająca się do zamieszkania – zanim wejście zasypało się na tysiąc lat, ludzie przeczekiwali wewnątrz niezliczone zawieruchy wojenne. W czasach tzw. średniowiecznego optimum klimatycznego średnia roczna temperatura na Jurze sprawiała, że w grocie panowały warunki całkiem komfortowe – stała temperatura, zimą ciepło, latem chłodno: żyć nie umierać. Odkąd świat stanął bliżej krawędzi nuklearnej katastrofy, niż to miało miejsce kiedykolwiek nie tylko za mojego życia, coraz częściej chciałbym się zapaść pod ziemię – dobrze więc wiedzieć, gdzie się zapaść najdogodniej. Na czas apokalipsy znam parę naturalnych schronów, w których przy zgromadzeniu odpowiednich zapasów można doczekać, aż radioaktywny pył opadnie, i potem wziąć udział w ewentualnym restarcie ludzkości. Dobrze jest wiedzieć, że ma się dokąd zbiec, wszystko wtedy podporządkowuje się logistyce, to lepsze niż rozpaczliwa panika – wiadomo, że jest kierunek i miejsce, gdzie będzie w końcu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Mundurowanie głów

Wojna sieje spustoszenie nie tylko tam, gdzie ze swoją niszczycielską mocą się przetacza, gdzie bomby spadają na budynki mieszkalne i szpitale, gdzie czołgi walą na oślep. Jest wojna przemocą absolutną, jest naruszeniem wszystkich najbardziej podstawowych potrzeb ludzkich: przeżycia, bezpieczeństwa, prawa do szczęśliwego życia, do realizowania marzeń. Do życia w pokoju w końcu. Wojna rządzi się swoimi prawami, przyznają nawet ci, którzy jej czarno-krwawemu urokowi nie ulegają. Podczas wojny zatem nie tylko zostają zawieszone, unieważnione nasze prawa podstawowe. Demoluje ona całokształt człowieczych relacji zbudowanych na regułach niezabijania, niekrzywdzenia, niestosowania przemocy. Z wojny nikt nie wychodzi zwycięski, chociaż akt kapitulacji kończący taki konflikt wskazuje zwycięską i pokonaną stronę. Nawet „wygrywający”, walczący w imię akceptowanych zasad – obrony przed agresorem bliskich, domu, miasta, kraju – odnoszą zawsze rany, które nie muszą być fizyczne. Wojna okalecza bez wyjątku, na tym też polega jej powszechna destrukcyjna, demolująca siła. Nie ma jak przed nią się schronić. Człowiek dotknięty jej przekleństwem już zawsze będzie zraniony, już do końca życia będzie miał po niej blizny, być może niewidoczne dla oka. Wojna jest niewidzialnym wirusem, przed którym nie ma obrony. Przenika ściany,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Głupi i głupszy strzał w kolano

Lewica nie ma za co przepraszać w sprawie Putina. Po co więc to robi? Czy jest coś głupszego od zachodniej, proputinowskiej lewicy, która gorączkowo szuka teraz wymówek dla rosyjskiej agresji na Ukrainę? Tak, polska lewica, która jeszcze za tamtą przeprasza. To nie mój bon mot, ale parafraza słów red. Przemysława Wielgosza z „Le Monde Diplomatique”, który próbował schłodzić gorące głowy lewicowych koleżanek i kolegów, skorych do składania samokrytyki i bicia się w piersi za cudze grzechy. Czy Putin morduje dzieci w szpitalu w Mariupolu, bo podbechtali go nie dość entuzjastyczni wobec NATO zachodni intelektualiści? Wątpliwe. Ale właśnie ta teza stała się w pierwszych dniach wojny z Ukrainą najmodniejszą diagnozą konfliktu po lewej stronie polskiego internetu. Zaczęło się (jak dziś zaczyna się już każda afera) od kilku niemądrych lub nieprzemyślanych tweetów i wypowiedzi w sieci. Kanadyjska pisarka Naomi Klein i były grecki minister finansów Janis Warufakis, również autor książek i publicysta, podzielili się w sieci swoimi opiniami o współodpowiedzialności Zachodu za rosyjską agresję na Ukrainę. W przypadku Klein chodziło nawet nie tyle o jej własne słowa, ile o wyrażoną na Twitterze pochwałę cudzej analizy podnoszącej podobne tezy. Klein odpowiedział (po angielsku i tym samym kanałem) Adrian Zandberg. Napomniał kanadyjską pisarkę, że jeśli już ma zamiar dzielić

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wojna w Ukrainie

Serce podziemnego miasta

Zobaczysz tu ludzi, którzy nie wiedzą, co będzie z nimi jutro, i tych, którzy próbują im pomóc Czteroletnia Zlata, jej 18-letnia siostra i ich mama właśnie dowiedziały się, że ich dom w Ukrainie jest ostrzeliwany. Przyszły do punktu pomocy medycznej na krakowskim dworcu. Ratownikom udaje się namierzyć amerykańskiego psychiatrę, który pomaga tu jako wolontariusz. Po przeszło godzinnej rozmowie z nim buzia małej Zlaty promienieje. Dziewczynka dostaje od wolontariuszy słodycze i misia. Choć na jakiś czas zapomina o tym, co stało się z jej domem. W podzięce zostawia kartkę, która natychmiast zostaje umieszczona na najważniejszej ścianie w niewielkiej salce. Niezdarnym dziecięcym pismem Zlata pisze: Djakuju ja za was wsjech. Ljubliu! (Dziękuję wam wszystkim. Kocham was) Nie było czasu na pieczątkę Żeby dostać się do podziemnego miasta, wystarczy przejść przez Galerię Krakowską lub zjechać na sam dół windą. Tam zobaczysz ludzi, którzy nie wiedzą, co będzie z nimi jutro, i tych, którzy próbują im pomóc. Podchodzi do mnie mniej więcej 20-letnia Ukrainka. Ma niewielki plecak, pyta o pociąg do Katowic. Tam chce przenocować u znajomych, a potem dostać się do Niemiec. W jej oczach widzę bezradność. Ale już podchodzi do nas harcerka i prowadzi zagubioną dziewczynę do ogromnej kolejki. Dziewczyna pokazuje mi na komórce godzinę odjazdu jej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Romanowski Felietony

Samobójstwo

Nie wiemy, ile trupów jest jeszcze potrzebnych tyranowi, nie wiemy, jak się zakończy wojna rosyjsko-ukraińska, ale jedno wiemy na pewno: już nie ma Rosji. To znaczy: Rosja istnieje jako państwo, nadal ma broń jądrową, nadal też jest globalnym graczem, ale nie ma Rosji z jej entelechią, z jej wielowiekową misją, z jej uniwersalizmem. Razem z pociskami, które spadły na Kijów, umarła ruskość Rosji. Ruskość Rosji! W Polsce często sobie z niej dworowaliśmy: jaka ruskość? Wszak to „potomek Czyngis-chana”! Ale takie właśnie było oblicze polskiej, zawsze dość prymitywnej rusofobii, naprzeciw której można było bez trudu postawić autentyczną ruskość, z językiem bliskim innym ruskim narodom, ze wspólnotą prawosławnej wiary, z identycznością korzeni sięgających Rusi kijowskiej. Nazwa „Rosja” znaczy w grece bizantyńskiej „Ruś” i jeszcze dziś zachowała się w języku rosyjskim ta zawsze niepokojąca dwuznaczność: russkij – to zarówno „ruski”, jak i „rosyjski”. Przemówienia Władimira Putina i Siergieja Ławrowa były dlatego tak nikczemne, że tkwiło w nich „racjonalne jądro”, że w Ukrainie jakaś opcja prorosyjska, choćby przytłumiona po aneksji Krymu, zawsze istniała, że miała ona kilkuwiekowe tradycje. Zwłaszcza u ludzi narodowości rosyjskiej, ale i u rodowitych Ukraińców nierzadka była orientacja na Rosję – czy to w niedawnej postaci nostalgii za ZSRR,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wojna w Ukrainie

Międzynarodowy zaciąg

O losie Ukrainy zadecydują rezerwy, ochotnicy i najemnicy Kilka dni temu na podkijowskim odcinku rosyjsko-ukraińskiego frontu doszło do małej bitwy pancernej. Natarły na siebie dwa oddziały, nim padł ostatni strzał, dziewięć czołgów i cztery inne wozy bojowe zostały zniszczone. „Oszczędziliście nam 13 javelinów”, zadrwili Ukraińcy, mając na myśli śmiertelnie skuteczne amerykańskie wyrzutnie przeciwpancerne. W istocie bowiem był to przykład friendly fire, jak w natowskiej nomenklaturze określa się ostrzelanie własnych wojsk. Rosjanie, nim się zorientowali, że weszli w bratobójczy kontakt, spopielili kilkudziesięciu towarzyszy. Na wojnie – zwłaszcza nocą bądź przy ograniczonej przez pogodę widoczności – takie sytuacje się zdarzają. Dlatego wszystkie nowoczesne armie starają się wyposażyć żołnierzy w sprzęt poszerzający ich świadomość sytuacyjną. Rosjan mógłby uratować odpowiednik zachodniego systemu BFT (ang. Blue Force Tracker). Mowa o pozycjonerze własnych (niebieskich) wojsk, czymś na wzór cywilnego GPS, uwzględniającego położenie innych oddziałów, nawet do poziomu pojedynczych wozów, i zawierającego dodatkowe informacje na temat sytuacji w określonym rejonie. Ów terminal służy jednocześnie do wzajemnej komunikacji, zarówno głosowej, jak i pisemnej – tak by każdy podpięty mógł na bieżąco aktualizować dane. Prawdziwe

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.