Głupi i głupszy strzał w kolano

Głupi i głupszy strzał w kolano

Lewica nie ma za co przepraszać w sprawie Putina. Po co więc to robi? Czy jest coś głupszego od zachodniej, proputinowskiej lewicy, która gorączkowo szuka teraz wymówek dla rosyjskiej agresji na Ukrainę? Tak, polska lewica, która jeszcze za tamtą przeprasza. To nie mój bon mot, ale parafraza słów red. Przemysława Wielgosza z „Le Monde Diplomatique”, który próbował schłodzić gorące głowy lewicowych koleżanek i kolegów, skorych do składania samokrytyki i bicia się w piersi za cudze grzechy. Czy Putin morduje dzieci w szpitalu w Mariupolu, bo podbechtali go nie dość entuzjastyczni wobec NATO zachodni intelektualiści? Wątpliwe. Ale właśnie ta teza stała się w pierwszych dniach wojny z Ukrainą najmodniejszą diagnozą konfliktu po lewej stronie polskiego internetu. Zaczęło się (jak dziś zaczyna się już każda afera) od kilku niemądrych lub nieprzemyślanych tweetów i wypowiedzi w sieci. Kanadyjska pisarka Naomi Klein i były grecki minister finansów Janis Warufakis, również autor książek i publicysta, podzielili się w sieci swoimi opiniami o współodpowiedzialności Zachodu za rosyjską agresję na Ukrainę. W przypadku Klein chodziło nawet nie tyle o jej własne słowa, ile o wyrażoną na Twitterze pochwałę cudzej analizy podnoszącej podobne tezy. Klein odpowiedział (po angielsku i tym samym kanałem) Adrian Zandberg. Napomniał kanadyjską pisarkę, że jeśli już ma zamiar dzielić się ze światem jakimiś lewicowymi analizami ukraińskiego konfliktu, to niech chociaż uwzględni perspektywę ukraińskiej lewicy, zamiast podawać dalej opinie kanapowych geopolityków z Zachodu. Riposta Zandberga była trafna, Klein skasowała swój wpis i sprawa mogłaby w ten sposób się zakończyć. Niestety, nie żyjemy w świecie idealnym. Internetowa lewica w Polsce skorzystała z pierwszej nadarzającej się okazji, by zająć się tym, w czym jest najlepsza – szukaniem wrogów wewnętrznych, piętnowaniem odstępców i produkowaniem kolejnych świadectw swojej moralnej czystości. Bodźcem do tych górnolotnych manifestów stały się wypowiedzi zachodnich intelektualistów i dziennikarzy. W związku ze słowami Warufakisa partia Razem postanowiła demonstracyjnie zerwać współpracę z dwiema europejskimi międzynarodówkami lewicowymi, a kolejne redakcje i portale na wyścigi zaczęły publikować donosy na „użytecznych idiotów” Putina w środowisku zachodniej lewicy. „Pożegnaliśmy się pięknym gestem”, pochwaliły same siebie działaczki Razem w wywiadzie dla „Krytyki Politycznej”. Ten gest jest – w rzeczy samej – bardzo wymowny. Lewica zachowuje się bowiem w tej sytuacji jak złapany na gorącym uczynku złodziej, który wykrzykuje: „Ja tylko oddawałem tej starszej pani portfel!”, czym coraz bardziej się pogrąża. Próbując udowodnić wszystkim naokoło, jak bardzo brzydzi się rzekomym putinizmem swoich towarzyszy, zwraca tylko większą uwagę na swoje (prawdziwe lub urojone) powinowactwo z proputinowską lewicą na Zachodzie. A krzykliwością swoich deklaracji ściąga na siebie więcej podejrzeń. Wszak ten sam Warufakis był jeszcze niedawno fetowany w Polsce jak gwiazda rocka, a lewicowe aktywistki i polityczki ustawiały się w kolejce do zdjęcia z nim. Czy wtedy miał inne, czy jednak takie same poglądy na sprawę NATO, Rosji i Ukrainy? Wszak wojna toczy się tam od 2014 r. W realiach mediów społecznościowych, a tym bardziej w atmosferze wojennego strachu, nikt nie zadał sobie tego pytania. Pewnie te wspólne zdjęcia z Warufakisem znikają właśnie z platform, pośpiesznie kasowane w obawie przed publicznym napiętnowaniem ich autorów i autorek. Janis Warufakis i Naomi Klein (a nie prawdziwi zbrodniarze wojenni) zostali natychmiast wskazani jako wrogowie, od których należy się odciąć. Wszystko zaś przebiega według schematu tzw. kultury anulowania, czyli magicznej wiary w to, że napiętnowanie w internecie niewłaściwych postaw i szkodliwych głosów rozwiąże problemy i zatrzyma niepokojące zjawiska, których te głosy są symptomem. I że to samo w sobie jest celem i najwyższą formą działalności politycznej. Głupota i tragedia tych wyskoków polega na tym, że polska lewica w sprawie Putina nie ma czego się wstydzić. „Czołgów” – jak w internecie zabawnie przezywa się nieliczny margines lewicowych fanów Stalina, gułagów i sowieckiego imperializmu – jest w naszym kraju garstka, da się ich pewnie zliczyć na palcach obu rąk. Stanowią nie istotną frakcję, za którą trzeba przepraszać, ale śladowy folklor, który napotyka wyłącznie wzgardę i kpinę. W rzeczywistości lewica w Polsce jest formacją prozachodnią i proamerykańską: wprowadzała przecież Polskę do NATO i UE,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2022, 2022

Kategorie: Opinie