Czy pod wiecznym lodem naukowcy znajdą materiał na nowe leki? To świat zupełnie nieznany i pełen tajemnic. Pod kopułą wiecznych lodów Antarktydy czeka na odkrycie 145 jezior, które nie miały kontaktu z atmosferą przez setki tysięcy, może nawet miliony lat. Każde z nich jest jakby osobną, tajemniczą planetą. Naukowcy zastanawiają się, jak wyglądają ich mieszkańcy bytujący w absolutnych ciemnościach pod gigantycznym ciśnieniem, w bardzo ubogiej w substancje organiczne wodzie o temperaturze minus 2,6 stopnia. Rosyjscy naukowcy zamierzają najpóźniej w sezonie 2006-2007 rozwiązać tę jedną z największych zagadek Ziemi. Być może, zespołowi Władimira Łukina z Instytutu Badań Arktycznych i Antarktycznych w Petersburgu uda się wtedy dokończyć odwiert i dotrzeć do największego z podlodowych akwenów Białego Kontynentu jeziora Wostok. Rozciąga się ono we wschodniej Antarktyce, 1250 km od bieguna południowego, pod lodowym sklepieniem, które ma od 3750 do 4350 m grubości. Ciśnienie, wywierane przez te masy lodu, jest tak potworne, że wgniotło jezioro 600 m poniżej poziomu morza. Właśnie ciśnienie sprawia, że woda nie zamarza. Ponadto antarktyczne jeziora są podgrzewane przez geotermalną energię planety, a lodowe sklepienie, jeśli jest odpowiednio grube (co najmniej 3 tys. m), działa jak warstwa izolacyjna przed niską temperaturą. Wostok znajduje się w pobliżu rosyjskiej stacji badawczej o tej samej nazwie. W lipcu 1983 r. padł tu rekord zimna na Ziemi minus 89,2 stopnia. Słupek rtęci nigdy nie wzrasta w tej okolicy powyżej minus 22 stopni. Wostok to zbiornik ogromny o powierzchni 16,9 tys. km kw., długości 250 i szerokości 60 km. Kiedy klimat globu był cieplejszy, Antarktyda zaś wolna od lodowej czapy, w jeziorze z pewnością roiło się od istot żywych. Lecz jakieś 30, a może 15 mln lat temu na południowym biegunie planety nastały wieczne mrozy. Lód skuł taflę jeziora. Ryby, glony, skorupiaki i wiciowce udusiły się lub wyginęły z głodu. Miliony martwych zwierząt opadło na dno. Najstarsze warstwy osadowe jeziora są z pewnością ogromnym cmentarzyskiem, a zarazem, jak określił to austriacki mikrobiolog, Roland Psenner, fantastycznym podręcznikiem historii. Niektóre gatunki być może jednak przeżyły i przystosowały się do życia w mrocznym świecie, pod ciśnieniem 350 atmosfer. Nie należy się jednak spodziewać zbyt bogatej podlodowej fauny czy flory. Pod lodem mogły przetrwać najodporniejsze bakterie i wirusy oraz trochę grzybów. Odżywiają się one zapewne drobinami materiału organicznego, które przenikają przez lód. Wostok i inne jeziora Antarktyki nie są bowiem całkowicie odizolowane. Mikroorganizmy, pyłki i nasiona, które niegdyś opadły na powierzchnię lodu, wraz z nim bardzo powoli schodzą w dół. Taka wędrówka do tafli jeziora trwa 400-500 tys. lat. W ten sposób Wostok jest niejako zapładniany. Wiadomo, że niektóre drobnoustroje pozostające w stanie uśpienia nawet po wielu tysiącach lat mogą powrócić do życia. Powierzchniowe wody akwenu zamarzają i jako sprasowany lód wędrują w górę. W nich tkwią być może zagadkowi mieszkańcy Wostoku. Jako pierwsi postanowili dotrzeć do nich Rosjanie, którzy uważają fascynujący podlodowy zbiornik za swoją własność. W 1998 r. rosyjski odwiert sięgnął 3623 m. Wiertło zatrzymało się zaledwie 130 m od powierzchni akwenu. Otwór zabezpieczono przed zamarznięciem freonem i kerozyną. Istniały obawy, że substancje te doprowadzą do skażenia dziewiczych wód mikroorganizmami z naszego świata. Zwłaszcza lekka kerozyna (60 m sześc.!) szybko się rozprzestrzeniała. Międzynarodowi badacze domagali się przerwania prac. Francuski glacjolog, Jean Robert Petit, ostrzegał przed ekologicznym Czarnobylem. Chris McKay z centrum badawczego NASA Ames w Kalifornii twierdził, że Wostok to ziemska puszka Pandory. Jeśli się ją otworzy, może dojść do nieszczęścia. Woda nasycona gazami, azotem i tlenem, wytryśnie jak z gigantycznej butli szampana. Następstwa mogą być nieobliczalne. W Wostoku na każdy kilogram wody przypada 2,5 litra azotu i tlenu, zapewne dziesięć razy więcej niż w zwykłych jeziorach. Pesymiści kreślili czarne scenariusze. Możliwe, że z jeziora tryśnie wtedy gigantyczny gejzer i rozejdzie się jak ogromna fala, która spustoszy rozległe obszary planety. Co się stanie, jeśli pokrywa lodowa, pozbawiona nagle
Tagi:
Jan Piaseczny









