Są informacje, które mają wielką wartość – polityczną, biznesową… Dlatego tak często się nimi handluje Polska ewoluuje w kierunku modelu latynoamerykańskiego. Raporty Transparency International nie pozostawiają tu żadnych wątpliwości – w kraju rośnie z roku na rok korupcja, a za 3 mln dolarów można załatwić sobie w Sejmie korzystną ustawę. Za mniejsze sumy można zdobyć potrzebne informacje. Zresztą bardzo często nie trzeba wydawać na to nawet złotówki. Wystarczy przejrzeć gazety, by znaleźć w nich mniej lub bardziej ważne przecieki. Praktycznie z każdej instytucji. Mogliśmy to zresztą zaobserwować w ostatnich dniach. Przeciek polityczny I tak w pierwszych dniach lutego mieliśmy przeciek z Kancelarii Premiera. Ten przeciek to list prezesa Gazpromu, Rema Wiachiriewa, skierowany do premiera Buzka, zawierający propozycję uregulowania spornych kwestii, dotyczących przebiegającego przez Polskę gazociągu. List wydrukowała “Rzeczpospolita”. Po czym premier Buzek publicznie polecił zbadanie sprawy przecieku szefowi swojej kancelarii, Maciejowi Musiałowi. A wicepremier Steinhoff oświadczył, że ujawnienie treści listu “znacząco utrudni, o ile nie uniemożliwi” negocjacje z Rosjanami na temat gazu. Życie dopisało do tego wszystkiego pointę. Komisja Musiała ustaliła, że… list był jawny, więc nie ma o co kruszyć kopii. Dlaczego więc Buzek ze Steinhoffem wcześniej tak rozpaczali? Innym, głośnym przeciekiem ostatnich dni było, ujawnione przez “Gazetę Wyborczą”, nasze nowe stanowisko negocjacyjne w rozmowach z Unią Europejską. Polska poważnie rozważa wycofanie się z części stawianych UE warunków, licząc w zamian, że Unia szybciej przyjmie nas do swego grona – informowała “Wyborcza”, wprawiając w zakłopotanie polski rząd i prowadzących negocjacje. Z areny międzynarodowej szybko ściągnięci zostaliśmy na krajowe podwórko. Tu było głośno w związku z informacją, że Lech Wałęsa, jako urzędujący prezydent, ułaskawił znanego pruszkowskiego gangstera o pseudonimie “Słowik”. “Trybuna” napisała, że świadek koronny przeciwko mafii pruszkowskiej, “Masa”, w śledztwie oskarża Lecha Falandysza i Mieczysława Wachowskiego o to, że wzięli po 150 tys. dolarów w zamian za załatwienie ułaskawienia dla “Słowika”. Po tych informacjach natychmiast ripostował Lech Falandysz, zapowiadając wytoczenie Kaczyńskiemu dwóch procesów – karnego o zniesławienie i cywilnego o ochronę dóbr osobistych. – Mam dowód na to, że owa wiadomość ze słynnego śledztwa ministra Kaczyńskiego została umyślnie skierowana do mediów – mówił Falandysz. – Człowiek, który prowadzi i nadzoruje śledztwo, coś mówi o jakichś dowodach i zamiast prowadzić śledztwo, “dowody” – w cudzysłowie – kieruje do mediów. To jest kryminał w tym sensie, że tak nie wolno postępować. Ze słów Falandysza wynika więc, że całą sprawę z zeznaniami “Masy” puścił do mediów Lech Kaczyński. Z kolei on sam zapowiedział wszczęcie śledztwa w sprawie przecieku do “Trybuny”. Te kilka przykładów z ostatnich dni to tylko niewielki fragment większej całości. Bo niemniej ważne od przecieków politycznych są też te, które służą sprawom bardziej przyziemnym – walce o pieniądze. Przeciek biznesowy Takie przecieki mają nawet swoje własne nazwy. I tak np. najpoważniejszą kategorią przestępstw giełdowych jest tzw. insiding, czyli przekazywanie i wykorzystywanie informacji poufnych, których wyjście na jaw mogłoby wpłynąć na cenę papierów wartościowych. W tym przypadku przeciek jest adresowany do wąskiej grupy inwestorów, która może w ten sposób zarobić wielkie pieniądze. Przykładem takiego insidingu jest historia sprzed paru lat, związana z akcjami Wedla. Przed południem kosztowały one po 160 zł. Po południu właściciel spółki, koncern PepsiCo, ogłosił wycofanie Wedla z giełdy i wezwał do odsprzedaży jej akcji, oferując za nie po 200 zł. W ciągu kilku godzin dobrze poinformowani zarobili 25%. W opinii dziennikarzy obserwujących giełdę podobne przypadki nie są rzadkością. Insiderom wiedzie się tym lepiej, że szalenie trudno udowodnić im dokonanie przestępstwa. Z danych, które otrzymaliśmy z Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, wynika, że komisja kieruje do prokuratury kilka zawiadomień rocznie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa wykorzystania informacji poufnej. Po czym prokuratura przeważnie umarza postępowania w tej sprawie. Dlaczego? – Najczęstszą przyczyną umarzania postępowań jest brak możliwości udowodnienia przestępstwa – tłumaczy Julita Sobczyk, rzecznik Prokuratury Okręgowej. Tak więc z kilkudziesięciu spraw związanych z wykorzystaniem informacji poufnej, które prokuratorzy badali, tylko dwie skończyły się wyrokami – osoby, którym udowodniono nieuczciwość,
Tagi:
Robert Walenciak









