Tak wykańcza się miasto

Tak wykańcza się miasto

Dziś bezrobociem dotknięty jest co czwarty mieszkaniec Bytomia, wkrótce będzie co drugi.

Przekraczam bramę kopalni, przez którą przez 30 lat przechodził mój ojciec. Kopalnia Centrum w Bytomiu dawniej nosiła imię bułgarskiego polityka Dymitrowa. Dziś nie jest symbolem spokoju ani stabilizacji, jakim była przez całe moje dzieciństwo.
Kopalnia była nie tylko miejscem pracy mojego taty. To było całe nasze życie. W szkole, do której chodziły wszystkie dzieci pracujących tu górników, kopalnia wybudowała fontannę. Byliśmy dumni, bo tylko nam, bytomianom, sprawiono coś tak fantastycznego. Latem wszyscy jeździliśmy nad morze. W Międzywodziu były wspaniałe – jak na tamte czasy – ośrodki kolonijny i wczasowy. Dziś kopalnia już ich nie ma. Ani domu kultury z dużą biblioteką, nauką języków, sceną do grania i śpiewania, z czarnym fortepianem, przy którym każdy mógł zasiąść.
Z rozrzewnieniem wspominam też mundur taty zakładany tylko na Barbórkę i w święta. Jakże byłam dumna, gdy szłam koło niego. Grały wtedy orkiestry górnicze. Wszystko było poukładane i przewidywalne. Moi rodzice nie bali się, że nie będą mieli za co kupić jedzenia. Oczywiście, działy się też sprawy niezrozumiałe. Pamiętam, jak w drugiej klasie podstawówki stałam kilka godzin w szpalerze pod płotem kopalni z papierowym kwiatkiem, zrobionym z bibuły na pracach ręcznych. Kopalnię odwiedzał jakiś radziecki oficjel.
Czy to był świat utopijny? Pewnego dnia ojciec wziął koc, termos z kawą i poszedł strajkować. Po południu zaniosłam mu kanapki i dopiero wtedy się przeraziłam. Bezpieczna dotąd kopalnia stała się wroga. Nie można było podejść nawet do płotu! Wrócił po trzech dniach. Zrezygnowali, bo się dowiedzieli, co się wydarzyło w Wujku. Ale walczyli! O dzisiejszą Polskę, w której górnicy masowo wychodzą na ulicę, bo stali się przeżytkiem i już nie dają sobie rady z biedą.
Górnicy właśnie wrócili z manifestacji spod magistratu. Ich kopalnia Centrum ma być zlikwidowana. Ludzie są załamani. Jeśli Kompania Węglowa utrzyma swą decyzję, za rok o tej porze będą bezrobotni. Nie wierzą, że ktoś zapewni im pracę. Bo gdzie? Mają dojeżdżać do odległych miast czy się przeprowadzić? Wziąć odprawę czy stypendium na przekwalifikowanie?

Nic nieznaczące papiery

– Nie chcę odprawy, te pieniądze to zamykanie ust pojedynczym ludziom – mówi górnik przodowy, Ludwik Wcisło. Przez 21 lat pracował na przodku. Nie dziwi się, że ci, którzy ją wzięli, kupili samochody albo pojechali na wczasy. – Co ja mógłbym z takimi pieniędzmi zrobić? Jaką firmę można otworzyć?
Prezydent Bytomia, Krzysztof Wójcik, wyszedł do nich ze słowami: – Wszyscy musimy jednym głosem uświadomić rządzącym, że ta decyzja jest zła.
– Ale jak gospodarz miasta, siedzący na swoim stanowisku drugą kadencję, mógł nie przewidzieć, że dojdzie do takiej sytuacji? – pyta Roman Pawłowski, od 22 lat pracujący na dole. Jest zrozpaczony, przez jakiś czas chorował i brakuje mu miesiąca, aby mieć uprawnienia do wcześniejszej emerytury.
Dziś rano w tłumie górników i ich rodzin (około 2 tys. osób) wysłuchał w nabrzmiałej ciszą sali posiedzeń radnych ich uchwały sprzeciwiającej się decyzji Kompanii Węglowej. Obserwował napaści na siebie politycznych przeciwników.
Janusz Paczocha, były prezydent miasta na początku lat 90., obecnie radny, stwierdził: – Od 1994 r. władzę sprawuje SLD. Jako opozycja rzadko mamy okazję powiedzieć, że to władze miasta są odpowiedzialne za dzisiejszą sytuację, bo od lat nie wykorzystują szans na walkę z bezrobociem.
– Atakowaliśmy poprzedni rząd za złą reformę górnictwa, a teraz powielamy ich błędy – samokrytycznie stwierdził Lechosław Jankiewicz, radny SLD. – Złoża węgla nie są prywatnym folwarkiem premiera, ministra czy prezesa Kompanii. Wstyd mi za SLD, że tak postępuje. Jak można zamykać rentowną kopalnię w trakcie eksploatacji? Rządowe programy restrukturyzacji to nic nieznaczące papiery.

Ruszyły buldożery

Za rok Bytom będzie obchodził 750-lecie nadania praw miejskich. W czasach gierkowskich był uważany za największe miasto niewojewódzkie.
Symbolicznym momentem, od którego zaczął się upadek, jest rok 1980. Wyburzono wówczas olbrzymi kwartał budynków, będących perłą architektury secesyjnej. Pozostał goły plac.
Zdekapitalizowane budynki w centrum miasta zaczynają się walić. Na początku tego roku runął budynek przy ulicy Wesołej, pozbawiając dachu nad głową kilkanaście rodzin. Władze miasta po raz kolejny wróciły do dyskusji o rewitalizacji śródmieścia. Miasto około 2 tys. zabytków ma odstraszające wszystkich śródmieście. Kilkanaście lat temu archeolodzy odkryli pod rynkiem średniowieczne lochy i piwnice. Atrakcją miały być przeszklone miejsca w nawierzchni, przez które byłyby widoczne zabytkowe mury. Zabrakło pieniędzy. Natomiast fontanna na rynku stała się miejską łaźnią dla bezdomnych i bezrobotnych. Wieczorami myją się w niej i piorą odzież. Kamienice w centrum służą jako publiczne toalety, wielu mieszkańców w ogóle nie płaci czynszu, a sporo lokali to zrujnowane pustostany.
Agonia dokonuje się powoli, ale nieubłaganie. W 1992 r. istniało tu ponad 50 zakładów państwowych. Rentownych. Po likwidacji pierwszej Huty Bobrek pozostała dzielnica ubóstwa i przestępczości. Podobnie straszą tereny po dwóch już zlikwidowanych kopalniach – Miechowice i Powstańców Śląskich.
W 1997 r. na terenie miasta funkcjonowało jeszcze sześć kopalń zatrudniających blisko 22 tys. ludzi. Po likwidacji zostanie jedna kopalnia, dająca pracę zaledwie 2,5 tys. osób. Dziś dotknięty bezrobociem jest co czwarty mieszkaniec, wkrótce będzie co drugi. Prawie każdy górnik ma na utrzymaniu niepracującą żonę i dzieci.
Miasto, które jeszcze dziesięć lat temu wytwarzało 15% wojewódzkich dochodów, popada w nędzę. Od lat nie ma żadnych inwestycji. Kolejni włodarze nie przyciągnęli żadnego inwestora. Nawet istniejące tu firmy prywatne przenoszą siedziby do ościennych miast. Powód: opieszałość w załatwianiu spraw przez magistrat i urząd skarbowy.
Nie ma już hut, zakładów związanych z górnictwem itd. Majątek kopalniany nie jest własnością gminy, tylko upadłej Bytomskiej Spółki Węglowej. Te tereny byłyby dużą szansą na rozwój miasta, ale kto spłaci budżetowi państwa kopalniane długi? Powstaje błędne koło. Olbrzymie, puste tereny straszą i są rajem dla bezrobotnych, którzy wywożą, co się da.
W 1997 r. od miasta oderwał się Radzionków – największa dzielnica. Stał się samodzielnym miastem, które w ciągu pięciu lat rozkwita. Przykład: na granicy Radzionkowa i Bytomia urywają się pasy na jezdni – Bytom nie ma pieniędzy nawet na doprowadzenie linii do końca ulicy!
Spada liczba bytomian i zmniejsza się potencjał ekonomiczny. W latach 80. Bytom liczył prawie 300 tys. mieszkańców. Dziś niecałe 200 tys.

Kuriozalne pomysły

W epoce gierkowskiej wydobywano złoża tuż pod centrum miasta. Zabezpieczano je wówczas metodą podsypki piaskowej, która okazała się niewystarczająca. Dlatego przy nawet małych tąpnięciach górotworu teren osiadał, zdarzało się, że na sześć metrów, budynki się niszczyły. Od lat eksploatacja pod centrum jest zakończona. Ale nikt nie zajął się remontem budynków ani utrzymaniem ich w należytym stanie. Wprawdzie rozpoznano zagrożone budynki i większość z nich nie jest już eksploatowana ani zamieszkana. Ale nie ma pieniędzy na ich wyburzenie. Stanowią więc zagrożenie dla mieszkańców.
Tymczasem w planach rozwoju miasta na lata 2003-2006, które opierają się głównie na pomysłach wykorzystujących środki unijne, czytamy kuriozalny pomysł: wydanie za niemałą kwotę poradnika „Jak zostać przedsiębiorcą w Bytomiu”!
Czy dla miasta jest jakaś alternatywa?
– Władze Bytomia, począwszy od wczesnych lat 90., marnowały szanse na rozwój – twierdzi Marcin Hałaś, były naczelny miejskiej gazety „Życie Bytomskie”. – Podczas gdy np. w Gliwicach czy Chorzowie od lat rządzi ta sama ekipa, która konsekwentnie rozwijała gminę, w Bytomiu rządzący się zmieniali – pomiędzy rokiem 1993 a 1997 aż czterokrotnie. Żaden nie miał pomysłu na miasto. A dokładnie były to pomysły kuriozalne: zarybienie pstrągami rzeki Bytomki, jednej z najbardziej zdegradowanych na Śląsku! Uprawa ekologicznych buraków na hałdach czy utworzenie wokół jedynej w Europie zabudowanej wieży górniczej Krystyna parku przemysłowego z bazą gastronomiczną na tysiąc osób.
– Władze nie mają pomysłu na miasto – mówi radny opozycji, Piotr Koj. – Od lat próbowałem zachęcić do podjęcia współpracy z Essen, niemieckim miastem, które przeszło to, co my przeżywamy dzisiaj. Mieszkają tam Polacy, którzy bardzo chcą pomóc śląskim miastom. Dzięki nim powstanie Dom Techniki, ale nie u nas, tylko w Zabrzu, które podjęło z nimi współpracę.
– Rozmawiałem z wieloma potencjalnymi inwestorami zagranicznymi – twierdzi Roman Izydorczyk, który przez wiele lat był dyrektorem jednej z największych firm developperskich – chcieli u nas inwestować. Ale liczyło się podejście do nich jako do klienta. Niestety, władze gminy w ogóle nie są zainteresowane mniejszymi inwestorami, chcącymi otworzyć zakład na 10-20 osób.
Nie tylko bytomscy górnicy, ale wszyscy mieszkańcy miasta patrzą, jak zachowają się teraz gospodarze na ratuszu. Bo pytanie ze strony strajkujących już padło: – Czy zamierzacie to miasto zaorać?

 

 

Wydanie: 2003, 36/2003

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy