Tam było jak na froncie

Tam było jak na froncie

Tylko jeden gangster spośród tych, którzy napadli na policjantów w Parolach, pozostaje na wolności W piątek, 7 marca, w Zakładzie Krwiodawstwa Szpitala MSWiA przy ul. Wołoskiej tłum ludzi oczekuje w kolejce do rejestracji. Przyszli, by oddać krew dla policjantów rannych podczas bitwy stoczonej z bandytami w nocy z 5 na 6 marca w podwarszawskiej Magdalence. Zginął antyterrorysta, a 15 funkcjonariuszy zostało rannych, dwóch ciężko. – Przyszliśmy tu z poczucia zawodowej solidarności. Chcemy pomóc kolegom choć w taki sposób – mówi posterunkowy Przemysław Górka z oddziału prewencji policji w Warszawie. W kolejce do rejestracji czekają nawet kilka godzin. Oprócz policjantów są wojskowi i cywile. – Od wczoraj pobraliśmy krew od ponad 100 osób. Bez przerwy dzwonią telefony. Ludzie chcą przyjechać z miejscowości odległych od Warszawy nawet o 100 km – twierdzi Aniela Majchrzak, pielęgniarka oddziałowa w zakładzie krwiodawstwa. – Strzelali do nich jak do kaczek, bo wystawili się jak kaczki. Wchodzą od frontu na zaminowany teren. Oto jest nasza policja – takie opinie można było usłyszeć kilkanaście godzin po strzelaninie w Magdalence od przechodniów gromadzących się przy wjeździe na ul. Środkową. Zabezpieczało go trzech policjantów z prewencji. Nikt z dziennikarzy ani osób postronnych nie miał szans na pokonanie mundurowej blokady. Na wiele odpowiedzi związanych ze strzelaniną w Magdalence trzeba będzie zaczekać. Rok po Parolach Z Magdalenki do wsi Parole w pobliżu Nadarzyna jest 10 km. 23 marca ub.r. na jednej z posesji w Parolach funkcjonariusze z wydziału kryminalnego w Piasecznie liczyli wartość telewizorów ze skradzionego tira. Bandyci stracili transport wart ponad milion złotych. W trakcie inwentaryzacji na posesję, gdzie stała ciężarówka, wjechało kilka samochodów osobowych. Młodzi mężczyźni, którzy z nich wysiedli, otworzyli ogień do policjantów. Należeli do grupy „Mutantów” – gangu, którego członkowie nawet wśród warszawskich grup przestępczych wyrobili sobie markę szczególnie bezwzględnych i zdeterminowanych. W Parolach zginął Mirosław Żak, naczelnik sekcji kryminalnej KPP w Piasecznie. Bandyci uciekli. Pościg zakończył się fiaskiem. Ich schwytanie stało się dla policji priorytetem. W Komendzie Stołecznej Policji w Warszawie powołano specjalną grupę, której miała jedno zadanie – złapać wszystkich gangsterów biorących udział w strzelaninie zakończonej śmiercią naczelnika Żaka. W pościgu Już dwa miesiące później zatrzymano 19 sprawców tragedii w Parolach. Za ośmioma bandytami rozesłano listy gończe. Czterech udało się złapać. Jarosława P. i Tomasza S. ściganych listami gończymi zatrzymano 15 lutego w okolicach Słupna pomiędzy Markami i Radzyminem. Mordercy poruszali się skradzionym kilka tygodni wcześniej nissanem. Mieli przy sobie trzy pistolety, kominiarki, kajdanki i łamaki do zamków samochodowych. Zatrzymano ich po pościgu, w którym rozbito trzy radiowozy. W wypadku zostało rannych dwóch funkcjonariuszy. Na listach gończych rozesłanych po strzelaninie w Parolach pozostały dwa nazwiska: Robert Cieślak i Jerzy Wojciech Brodowski vel Szuryga posługujący się pseudonimami „Jurij” i „Mutant”. Ukrywający się Cieślak wraz z Igorem Pikusem wynajął dom w Magdalence. Pikus, obywatel Białorusi, był żołnierzem KGB. Pełnił funkcję jej rezydenta w NRD. Poszukiwała go międzynarodowym listem gończym policja niemiecka. Cisza willowej miejscowości położonej wśród lasów wydawała się dobrym parawanem. Nikt z sąsiadów nie przypuszczał, że obok mieszka dwóch groźnych bandytów. Na ich ślad policja wpadała kilkakrotnie już wcześniej, ale wymykali się z zastawianych sideł. Na linii frontu Kiedy ustalono kolejne miejsce pobytu Cieślaka i Pikusa, w środę wieczorem zapadła decyzja o ich zatrzymaniu. Nocą w stronę Magdalenki wyruszyły policyjne oddziały. W grupie szturmowej było 28 antyterrorystów. Oprócz nich w akcji uczestniczyło 10 policjantów z wydziału terroru kryminalnego i 100 z oddziałów prewencji. Ok. 1 w nocy postanowili uderzyć. Weszli na teren posesji. Bandyci nie dali się zaskoczyć. Gdy policjanci znajdowali się pod ścianą budynku, gangsterzy odpalili ładunek wybuchowy własnej konstrukcji. W jego obudowie były śruby i kawałki metalu, które po eksplozji trafiały funkcjonariuszy. Jeden antyterrorysta zginął, pozostałych zmusiły do odwrotu wybuchy granatów i serie z broni maszynowej. Rozpoczęła się regularna bitwa. Strzelaninie wtórowały sygnały nadjeżdżających karetek, które zabierały rannych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2003, 2003

Kategorie: Świat