Decyzja, by montować w Polsce tarczę antyrakietową, jest najważniejszą decyzją, którą podjęli Kaczyńscy w czasie swych rządów. I jednocześnie najgorszą Sprawa tarczy antyrakietowej jest w zasadzie przesądzona – powiedział Lech Kaczyński podczas pobytu w USA. Tymi słowami przeniósł bezbarwną wizytę, o której już dziś mało kto pamięta, do historii. Decyzja, by montować w Polsce amerykańską tarczę antyrakietową, jest bowiem najważniejszą decyzją, którą podjęli Kaczyńscy w dwuletnim okresie swych rządów. Najważniejszą i jednocześnie najgorszą. Z jej konsekwencjami będą się borykać następne pokolenia – Polska, montując amerykańską tarczę na swoim terytorium, nie tylko osłabia swoje bezpieczeństwo i psuje relacje z sąsiadami, ale osłabia również zachodnią wspólnotę obronną i przykłada rękę do nowej fali światowego wyścigu zbrojeń. Z politycznego punktu widzenia zaś rażąco osłabia swoją pozycję na arenie międzynarodowej, decydując się na rolę bezwolnego pionka. Osłabia też NATO. Tarcza antyrakietowa jest dla nas strzałem w stopę. Biznes i jastrzębie Tarcza antyrakietowa to dziecko wielkiego biznesu i amerykańskich polityków konserwatywnych, których personifikują odpowiedzialni za atak na Irak Donald Rumsfeld i Paul Wolfowitz. I jednego, i drugiego w administracji Busha już nie ma, ale ich sposób myślenia jest wciąż obecny. Nie tylko zakłada on rozwiązywanie wszelkich konfliktów za pomocą siły, ale również kreowanie stosunków międzynarodowych przy użyciu sił militarnych i militarnego szantażu. Idea tarczy antyrakietowej znakomicie tej koncepcji odpowiada. Zakłada ona bowiem, że Stany Zjednoczone otoczą się niewidzialną tarczą, więc żadne państwo nie będzie w stanie uczynić im szkody. Ameryka stanie się wówczas bezkarna. I będzie mogła narzucać swą wolę innym, tak by kształtować świat według własnego upodobania. Oczywiście ta koncepcja to political fiction, mobilizująca przeciwko USA cały świat, ale nad tymi konsekwencjami „jastrzębie” nie chcą się zastanawiać. Czy nie dlatego, że ich wątpliwości tłumi wizja innego rodzaju korzyści? Tarcza antyrakietowa będzie bowiem najdroższym przedsięwzięciem militarnym w historii wyścigu zbrojeń. W analizach dotyczących jej kosztów pojawia się kwota 1 bln dol. Ktoś te pieniądze zarobi. Wojna, wyścig zbrojeń są bowiem znakomitym biznesem (nie dla Polski, ale to inna sprawa). Amerykańskie firmy zbrojeniowe, naftowe i budowlane na wojnie w Iraku zarobiły krocie. Część zysków przeznaczały na inwestowanie w media, by te uzasadniały konieczność wojny, by czyniły ją bardziej strawną dla amerykańskiej opinii publicznej. Dodajmy jeszcze, że przedstawiciele tych trzech sektorów stanowili czołówkę administracji Busha syna. Wątek biznesowy, a także wątek medialny, u nas wstydliwie pomijany, w amerykańskiej debacie jest otwarty, mówi się o nim głośno. Dyskutując o tarczy antyrakietowej, rozważając za i przeciw, nie możemy o nim zapominać, bo jest jednym z najważniejszych. Pamiętajmy, to jest przedsięwzięcie za bilion dolarów i ktoś te pieniądze zgarnie do kieszeni. Tarcza szkodzi światu Przeciwko komu wymierzona jest tarcza antyrakietowa? Jej obrońcy mówią, że ma bronić USA przed terrorystycznym atakiem rakietowym. A w zasadzie mówili, bo zostali w tej sprawie już dawno wyśmiani – nikt poważny nie przypuszcza, by terroryści zawładnęli rakietami balistycznymi jakiegokolwiek państwa i je odpalili, oni atakują inaczej. Wobec tego zwolennicy tarczy zaczęli mówić, że ma ona służyć jako obrona Ameryki przed rakietowym atakiem ze strony tzw. państw bandyckich, czyli np. Korei Północnej lub Iranu. Fakt, że jeszcze tych rakiet nie ma, obrońcom idei tarczy nie przeszkadza, oni twierdzą, że oba te państwa za lat kilkanaście (!) takich rakiet mogą się dorobić. Mamy więc political fiction, wiarę, że ktoś za kilkanaście lat może mieć coś. I że mając to „coś”, odważy się zaatakować Stany Zjednoczone. Otóż taki atak równałby się skazaniu na natychmiastowy odwet. Trudno przypuszczać, by przywódców Korei Północnej czy Iranu, czy jakiegokolwiek państwa ogarnęła nagle ochota na zbiorowe samobójstwo. Przeciwko komu wymierzona jest więc tarcza? Przeciwko nikomu, czyli przeciwko wszystkim. I to oddaje jej charakter. Tarcza nie jest bowiem, jak zapewniają jej zwolennicy, bronią stricte defensywną. Na współczesnym polu walki podział na broń ofensywną i defensywną już dawno został zatarty, tego nie sposób oddzielić. Klasycznym przykładem niech będzie francuska force de frappe, broń klasycznie ofensywna, która spełniała funkcje defensywne. Bo groźbą odwetu nuklearnego odstrasza potencjalnych agresorów.
Tagi:
Robert Walenciak









