Pamiętają Państwo, kto u nas pierwszy pokazał na ekranie gołą babę? W całości? Przez całe pół minuty? Maja „Frytka” Frykowska najpierw spotkała Big Brothera, później Jezusa, a całkiem niedawno Mariusza Pujszę. W efekcie powstał film „Ostatni klaps” (właśnie w kinach). Widz ma wprawdzie półtorej godziny w plecy, ale i okazję zadumać się nad niedawnymi osiągnięciami polskiego filmu na terenie erotyki. Co czyni. „Frytka” w „Ostatnim klapsie” gra wydajną gwiazdę filmów porno rozkochaną do szaleństwa w kinie moralnego niepokoju. Cóż, w Polsce nie takie bieguny się przyciągały… Marzy, by raz w życiu zagrać w „filmie psychicznym”. I to twarzą, bo dotąd grywała odwrotnie. Marudzi reżyserowi od pornoli, że chciałaby bardziej pokazać swoje wnętrze. Ten jej tłumaczy, że bardziej już się nie da… I kręci się historyjka, w której – proszę docenić piętrową grę słów – Manuella jako pani Walewska robi francuza Napoleonowi. W filmie to się nazywa „patriotyzm erotyczny”. Ta robota filmowa na poziomie sztuki świetlicowej z epoki Bieruta nie byłaby warta wzmianki, gdyby mimowolnie nie skupiała nieustających zmagań polskiego kina z tematem seksu. Kobieta traktowana dogłębnie i na szerokim podłożu No bo co robi Marek Kondrat, gdy w „Pułkowniku Kwiatkowskim” (1995) urywa się z komunistycznego wojska i widzi goły biust Renaty Dancewicz? Zaczyna płakać! Tak! Właśnie tak prawdziwy Polak powinien reagować na widok cycków! Tak reagowali nasi dziadkowie, ojcowie, tak reagujemy my i nasi synowie. Pamiętają Państwo, kto u nas pierwszy pokazał na ekranie gołą babę? W całości? Od przodu? Przez całe pół minuty? Otóż Tadeusz Konwicki w „Ostatnim dniu lata” (1958). Z fal Bałtyku wyłoniła się Irena Laskowska – jak ją Pan Bóg stworzył – i szła prosto na kamerę. Drobny niuans polegał na tym, że ta kamera filmowała ją z odległości pół kilometra. Ale Jan Machulski, który widział ją gołą z paru metrów, szlochał. Zamiast brać sprawy w swoje ręce. U tego przykładowego Konwickiego było tak w kółko. Już partyzant brał się do łączniczki, już rozpinał rozporek, ale z niego sypały się łuski… Od tamtych filmów minęło pół wieku, ale jakoś nie zanosi się, by ktoś nakręcił u nas historyjkę o żonie polskiego konsula w Bangkoku, która miewa sporadyczne pożycie z hojnie wyposażonymi Tajami, jak było w „Emmanuelle” (1974). Albo o dziewczynie, której dowcipny Pan Bóg narząd przyjemności umieścił w „Głębokim gardle” (1972). I ona uruchamia go przy muzyce Wagnera. U nas po staremu: w „Człowieku z…” (1993) działaczka Solidarności cierpi na dość powszechne w Polsce zaburzenie, skwalifikowane jako neurosa eroica. To znaczy, że ona może tylko z bohaterem… Jeśli ktoś chciałby sobie po prostu popatrzeć, nie ma okazji. Zwykła ruchoma fototapeta erotyczna to rzadkość. Może jeszcze na igraszki Dancewicz z Kondratem w „Diabelskiej edukacji” (1994)… Nawiasem mówiąc, ciekawe, czy jej wybitny biust z tego filmu to już zdjęcia archiwalne. Może „Golasy” (2002)? Ale to raczej dla koneserów. Gołe panie urzędniczki (co najmniej 40+ z piersiami na brzuchu i oponkami dookoła), które zza biurka z paprotką opowiadają sobie ostatni odcinek serialu. A jak ktoś jest „amatorem kwaśnych jabłek”, to mógł sobie obejrzeć golusieńką nieletnią Agnieszkę Włodarczyk w „Sarze” (1997). Pogapić się na Anię Przybylską w „Karierze Nikosia Dyzmy” (2002), na Olgę Frycz we „Wszystko, co kocham” (2009) itd. I to by było na tyle. To idzie młodość! W polskim kinie seks sproblematyzowany jest silnie i w zależności od wieku. Okazuje się, że pożycie ma charakter klasowy, zwłaszcza gdy dochodzi do niego między ubogą nastolatką a bogatym biznesmenem w pewnym wieku. Kiedyś pisano o tym powieści („Ulana” Kraszewskiego), dramaty („Moralność pani Dulskiej” Zapolskiej), a nawet opery („Halka” Moniuszki). Dzisiaj mamy film „Galerianki” (2009) o gimnazjalistkach, które udzielają się w ubikacjach eleganckich centrów handlowych na zasadzie: „Jak mi kupisz dżinsy, to ci obciągnę”. Te panienki froterują od rana hektary sztucznego marmuru niekoniecznie po to, by zarobić własną chudą pupą. One uciekają z ciasnych klitek w bloku z wielkiej płyty, od ojca, który ledwo wyciąga średnią krajową, i matki w rozdeptanych kapciach. Tam, gdzie jasno, przestrzennie, a ludzie eleganccy i uśmiechnięci. Ale też żadnych złudzeń! Ich erotyczne wypady to tylko ekstrawycieczki. Bo przeznaczeniem tych panienek nie są luksusowe galerie, lecz Żabki i Biedronki. Dożywotnio. Te numery ciągną się









