Mebel musi być bezbłędny

Mebel musi być bezbłędny

Spóźniony kompromis kompromituje projektanta Aleksander Kuczma – projektant, absolwent Wydziału Rzeźby Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu, od 1981 do 2007 r. wykładowca w macierzystej uczelni, kierował Pracownią Polimerów Konstrukcyjnych, później Pracownią Projektowania Mebla. Studiował pan na wydziale rzeźby. Czy ktoś w rodzinie miał zdolności artystyczne? – Ojciec był rzeźbiarzem, snycerzem. Niestety, zajmował się rzeźbą kościelną, a ona rządzi się określonymi prawami. Większe znaczenie niż wizja artysty mają oczekiwania zamawiającego. Uwielbiałem przyglądać się ojcu zaczynającemu pracę nad rzeźbą, robił to bezbłędnie. Wtedy była najwspanialsza, ostro cięta; w miarę wykańczania rzeźba traciła swoje wartości. Mój brat był architektem. Taki był mój rodowód. Wcześniej, zanim zacząłem studiować rzeźbę, ukończyłem budowlankę. Podczas praktyk byłem nawet jednym z budowniczych Nowej Huty. Postawił pan jednak na projektowanie mebli. Jak się to zaczęło? – W latach 60. organ zwany Zjednoczeniem Przemysłu Meblarskiego z siedzibą w Poznaniu decydował o wszystkim, co działo się w tej dziedzinie. Oczywiście tak jak każda tego typu instytucja tamtego systemu, Zjednoczenie miało w swojej strukturze ośrodek badawczo-rozwojowy. Była to dobra idea, gorzej bywało z realizacją. Po tym jak postanowiono wprowadzić do przemysłu meblarskiego tworzywa konstrukcyjne, w Poznańskich Fabrykach Mebli zebrano zespół (należał do niego mój brat Leonard), by zaprojektował nowe wzory mebli. Zjednoczenie zakupiło w Austrii linię produkcyjną do wytwarzania laminatu poliestrowo-szklanego. Za wszelką cenę chciały pozyskać ją zarówno Swarzędzkie, jak i Poznańskie Fabryki Mebli. Dyrektor Poznańskich Fabryk chciał wyprzedzić Swarzędz. Udało się to dzięki zaawansowanym pracom projektowym zespołu – i tak maszyna trafiła do Poznania. Architekci uznali, że to, czego nie da się zrobić w drewnie, zrobią w tworzywie. Jednak to było myślenie w samym założeniu błędne. Architekt projektowanymi obiektami stara się wypełnić, zaaranżować przestrzeń. Myślenie rzeźbiarza jest nieco inne, rzeźbiarz myśli przestrzenią, dla niego to ona jest tworzywem. Nie zdecydowano się wtedy na wprowadzenie do produkcji żadnego projektu. Sprawa ucichła. Na bazie Przedsiębiorstwa Projektowo-Konstrukcyjnego Przemysłu Meblarskiego – jednostki projektującej meble dla Zjednoczenia Przemysłu Meblarskiego – w 1965 r. powstał Centralny Ośrodek Rozwoju Meblarstwa. Zostałem tam zatrudniony po to, by wykonywać meble – i tak właśnie rozpoczęła się moja kariera projektanta. Gdyby nie inicjatywa mojego brata, pewnie by do tego nie doszło. Wcześniej nie projektowałem. Podjąłem się tego zadania z największą chęcią, zwłaszcza że dano mi dużo swobody twórczej. (…) W 1967 r. Rada Wzornictwa i Estetyki Produkcji Przemysłowej zorganizowała wystawę w Pałacu Kultury i Nauki, gdzie pierwszy raz prezentowane były moje meble. W tych latach zaprojektowałem m.in. krzesło KA237 i fotel KA386 oraz mebel szczególny – fotel Kal. Niestety, w 1968 r. przez kryzys w Zatoce Perskiej odcięty został dostęp do węglowodorów, środków do produkcji tworzyw, i tak temat naturalnie umarł. Pojawiły się nowe możliwości, praca z pianką poliuretanową. – Po kryzysie bardzo szybko się pozbierano. Zjednoczenie zakupiło dwie linie produkcyjne – do pianki poliuretanowej sztywnej i miękkiej. Wdrożeniem tych linii, łącznie z dostarczeniem projektów i form, zajął się ośrodek badawczo-rozwojowy Zjednoczenia Przemysłu Meblarskiego. Linie przeznaczone zostały dla Lubuskich Fabryk Mebli w Świebodzinie, które specjalizowały się w tapicerstwie. Zaprojektowałem wtedy m.in. fotel Kuba. Przy wdrożeniu tego i innych projektów pojawiła się niezmierna liczba problemów. Fabryka w Świebodzinie rozpoczęła produkcję i szybko ją zakończyła – z tej przyczyny, że nie byli w stanie wyrobić norm, które na nich nałożono. Ostatecznie obie linie produkcyjne oddano do Zakładów Chemicznych w Bydgoszczy. W połowie lat 70. to drewno stało się wiodącym materiałem, z którym pan pracował. – Zaczęło się trochę, można powiedzieć, „bocznym wejściem” od fotela Essex – w roku 1974. Koledzy otrzymali zadanie zaprojektowania siedziska ze sklejki, mnie nie bardzo podobało się to, co robili, stworzyłem więc własną propozycję. Wszystkim niezwykle się podobała, ale nikt nie chciał podjąć się produkcji. Później zaprojektowałem zestaw Bosman, w którym elementy konstrukcyjne zastąpiłem liną. Choć na te meble były zamówienia m.in. z Kanady, znów nie miał kto tego produkować. Próbowano zlecić to zakładowi, który produkował inny

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2024, 2024

Kategorie: Kultura, Wywiady