Wojna na teczki tylko z pozoru jest wojną o prawdę i historię. Tu chodzi o władzę. Prawie na zawsze Na razie (piątek, 19 lutego) wersja jest taka: wdowa po gen. Kiszczaku sprzątała pokój męża i znalazła w szafce teczkę Lecha Wałęsy. Poszła więc do IPN, by ją sprzedać. Ale IPN-owcy nie chcieli niczego kupować, tylko przyjechali z policją do domu generała i wygarnęli stamtąd wszystkie dokumenty. W sumie sześć pudeł. Już dzień później szef IPN Łukasz Kamiński opowiadał na konferencji prasowej o zawartości teczki Wałęsy, o tym, co w niej było: podpisane własnoręcznie zobowiązanie do współpracy, pokwitowania odbioru pieniędzy itd. Czy to się trzyma kupy? Raczej nie za bardzo. Trudno uwierzyć, by gen. Kiszczak latami trzymał w swoim pokoju tajne dokumenty dotyczące najważniejszych osób w kraju, by był tak naiwny. Średnio też wygląda opowieść, że wdowa przypadkowo znalazła teczkę i od razu wpadł jej do głowy IPN jako instytucja, która za to zapłaci. No i jeszcze jedno – dziwnie wyglądają działania samego IPN. Jego pracownicy wynoszą z domu gen. Kiszczaka sześć kartonów materiałów, ale ujawniają zawartość tylko jednego. Za to od razu bardzo szczegółowo. A reszta? PiS-owskie media po ujawnieniu teczki Wałęsy doznają napadu nadzwyczajnych emocji. Telewizja publiczna zmienia ramówkę, a jej spikerzy co parę minut powtarzają, ile stron liczyły teczki i co w nich było. Intencja takich starań jest chyba oczywista. W tym całym zamieszaniu chyba najtrudniej wyjaśnić, jak wyglądało „archiwum Kiszczaka”, gdzie było przechowywane i dlaczego zostało ujawnione. Na razie wszelkie wersje wymykają się racjonalnemu wytłumaczeniu. Reszta jednak jest czytelną grą. Po pierwsze, zemsta W roku 1992 Lech Wałęsa, wówczas prezydent RP, wyrzucił braci Kaczyńskich ze swojej kancelarii. A należeli oni do najściślejszego grona prezydenckich współpracowników, Jarosław był szefem kancelarii, Lech – szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Tak rozpoczęła się wojna Wałęsy z prawicą, która o mały włos skończyłaby się dla Kaczyńskich polityczną emeryturą. I chyba tylko przypadek sprawił, że nie zostali wypchnięci z polityki. Odejściu z kancelarii towarzyszyła karczemna awantura. Jarosław opowiadał najgorsze rzeczy o Wałęsie i Mieczysławie Wachowskim, zarzucał im brak kwalifikacji i obu oskarżał o związki z SB. Prezydent kpił z Jarosława, szukając mu męża, i mówił, że bracia chcieli nim manipulować. Do tego doszła tzw. operacja inwigilacji prawicy, czyli akcja rozbijania środowiska Kaczyńskich za pomocą intryg realizowanych poprzez agentów UOP. Od roku 1992 Kaczyńscy i Wałęsa to najbardziej zaprzysięgli wrogowie na polskiej scenie. Kolejny akt ich walki właśnie się rozgrywa. Poniżenie Wałęsy na pewno sprawia prezesowi PiS radość, jest zapowiedzią, że to on wygrał wojnę z byłym prezydentem. Ale w tej wojnie nie chodzi tylko o zwykłą zemstę. Jarosław Kaczyński i jego obóz od lat budują tezę, że to nie Wałęsa był najważniejszą postacią Solidarności, ale jego oponenci – Anna Walentynowicz, Andrzej Gwiazda, a później również Lech Kaczyński, który był wiceprzewodniczącym związku w latach 1989-1990. „W obliczu niechybnej kompromitacji Wałęsy to Lech Kaczyński stanie się symbolicznym patronem ruchu solidarnościowego” – te słowa z roku 2010 przypominane dziś Jarosławowi Kaczyńskiemu oddają jego zamiary. Plan zbudowania nowej pamięci o Solidarności, w której Wałęsa byłby postacią wstydliwie pomijaną, a Lech Kaczyński – symbolem czołowego działacza (Bogdan Lis wypomniał mu, że na strajku był tylko godzinę, czym wywołał furię Jarosława), który nie sprzeniewierzył się ideałom i rozwinął je podczas swojej prezydentury. Tym samym Jarosław budował ciągłość historii Polski – od „żołnierzy wyklętych”, poprzez opozycję demokratyczną (bez czołówki KOR, bo to spadkobiercy „grupy puławskiej”), przez Solidarność (Wałęsa był tu TW „Bolkiem”), po rząd Jana Olszewskiego i później PiS. Zwornikiem tej konstrukcji miał być Lech Kaczyński, „symbol Polski niepodległej”. „Destrukcja” postaci Wałęsy była w tym scenariuszu kluczowa. Zwłaszcza że przeciwnicy polityczni, Platforma Obywatelska i „Gazeta Wyborcza”, stali u boku Wałęsy. Po drugie, wojna o pamięć Kaczyńscy na swojej politycznej drodze budowali kolejne konstrukcje, które miały dzielić Polskę. Polska AK-owska kontra Polska PPR-owska, Polska liberalna kontra Polska solidarna, my stoimy tam, gdzie stoczniowcy, a oni tam, gdzie stało ZOMO – tych figur










