Teraz lustruje Kurtyka

Teraz lustruje Kurtyka

Lista 500 miała osłabić Kwaśniewskiego i przestraszyć wykształciuchów. Chyba się nie udało Nowa lista nazywa się „listą 500” albo „listą Kurtyki”. Świat dowiedział się o niej za sprawą prezesa IPN, Janusza Kurtyki, który ogłosił w mediach, że IPN taki zestaw przygotował. Bo „lista Kurtyki” to spis współpracowników PRL-owskich służb specjalnych, obecnie zajmujących ważne pozycje w życiu publicznym. „Lista” już strzela. W sobotę Kurtyka ogłosił jej istnienie, w poniedziałek prawnicy przypomnieli, że w świetle prawa jest ona, po pierwsze, nielegalna, po drugie, nie wolno jej publikować. A we wtorek prorządowe media, radio publiczne i „Rzeczpospolita” podały, że widnieją na niej nazwiska działaczy lewicy – Jacka Piechoty, Zbigniewa Siemiątkowskiego, Longina Pastusiaka, Andrzeja Brachmańskiego, Sławomira Wiatra, a także, jako kontaktów operacyjnych – Dariusza Rosatiego i Wiesława Kaczmarka. „Rzeczpospolita” dodała, że na liście jest również nazwisko Aleksandra Kwaśniewskiego. Miała być bomba, a wyszedł strzał z korkowca. Siemiątkowski na przykład lustrowany był w III RP wielokrotnie, także przez swoich politycznych wrogów, sędziego Nizieńskiego i Zbigniewa Nowka. I żaden z nich nawet nie zająknął się na temat tego, by choćby spróbować skierować jego sprawę do Sądu Lustracyjnego. Zachowała się też jego teczka – wynika z niej, że po zakończeniu studiów oficer wywiadu proponował mu pracę w polskich służbach, ale Siemiątkowski odmówił. Z kolei Sławomir Wiatr sam się przyznał do współpracy z wywiadem i opowiedział to dziennikarzom. Na jakiej więc podstawie IPN umieścił ich obu na jednej liście? A na jakiej podstawie umieścił na niej Aleksandra Kwaśniewskiego? Siedem lat temu Kwaśniewski był oskarżany przez ówczesnego szefa UOP, Zbigniewa Nowka, o to, że był współpracownikiem SB. Cała Polska mogła wówczas śledzić proces lustracyjny i patrzeć jak ośmieszany jest oskarżyciel. Kwaśniewskiemu zarzucano wówczas, że był współpracownikiem jako agent „Alek” i donosił SB na kolegów, jako dziennikarz „Życia Warszawy”. Rzecz w tym, że były prezydent nigdy w „Życiu Warszawy” nie pracował. Dlaczego więc obóz rządzący zdecydował się strzelać tak słabą amunicją? Pytań dużo, trudniej o odpowiedź. Fakty są takie, że nowa ustawa lustracyjna, która weszła w życie 15 marca, nałożyła na IPN m.in. obowiązek sporządzenia listy współpracowników tajnych służb PRL. Mówiło się wręcz, że lista ta będzie liczyć ok. 500 tys. nazwisk, bo tylu agentów, w ciągu 45 lat istnienia Polski Ludowej służby specjalne zdołały zwerbować. IPN zabrał się więc do dzieła, z zadziwiającym zapałem, jakby tylko na to czekał, na początek zajmując się osobami, które funkcjonują w przestrzeni publicznej. I tak powstała lista 500, inaczej mówiąc – lista Kurtyki. Ale już 11 maja Trybunał Konstytucyjny przepis o utworzeniu listy zakwestionował. Zakwestionował również inny przepis, który opisuje, według jakich zasad IPN miał kwalifikować kogoś jako agenta. Trybunał uznał, że o współpracy z SB można mówić, jeśli była ona nie tylko tajna i świadoma, lecz także faktycznie podjęta i grożąca naruszeniem wolności i praw człowieka. A fakt, czy ktoś był współpracownikiem SB, czy służb wojskowych, stwierdzić może nie urzędnik, tylko sąd. Z tego wszystkiego jednoznacznie więc wynika, że lista Kurtyki jest nielegalna i powinna czym prędzej być zniszczona. Nielegalna jest podwójnie – po pierwsze, IPN nie ma prawa jej tworzyć. Po drugie, kryteria, na podstawie których sporządzano listę, także są niezgodne z prawem. Wydawałoby się, że w takiej sytuacji Kurtyce nie pozostaje nic innego, niż zastosować się do orzeczenia Trybunału. Jednakże, widać to wyraźnie, nie ma na to ochoty. Kurtyka najpierw powiedział mediom, że lista być może znajdzie się w pracach naukowych. A potem zaczęły się przecieki. Mniej więcej wiemy, jak one wyglądały. W radiu publicznym było to tak, że jeden z nowych dyrektorów Informacyjnej Agencji Radiowej, Rafał Brzeski, przyniósł listę nazwisk i nakazał zaufanym dziennikarzom, których sprowadzono do radia z toruńskiej szkoły mediów o. Rydzyka, umieścić ją w serwisie. Brzeski przedstawia się w mediach jako specjalista od „wywiadu i kontrwywiadu”. Chyba słusznie, bo niektórzy pamiętają go, jak był korespondentem TVP w Londynie, a inni z pracy w wydawnictwach Ministerstwa Obrony. A skąd wzięła się informacja, że na liście Kurtyki jest również nazwisko Aleksandra Kwaśniewskiego? Jeszcze w środę prezes IPN

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 26/2007

Kategorie: Kraj