Teraz my sądzimy

Teraz my sądzimy

Lubelscy ławnicy uniewinniają zabójców i wypuszczają ich na wolność W czerwcu trzech ławników Sądu Okręgowego w Lublinie przegłosowało dwóch zawodowych sędziów i wypuściło na wolność mężczyznę oskarżonego o brutalne zabójstwo kompana od kieliszka. Jakiś czas temu ławnicy Sądu Okręgowego w Zamościu przegłosowali sędziów i uniewinnili mieszkańca wsi Polichna k. Kraśnika, oskarżonego o zabicie nożem swojego sąsiada. We wsi zapanował strach, bo były oskarżony zapowiedział, że teraz policzy się z tymi, którzy zeznawali przeciwko niemu. W kolejnym wyroku Sądu Okręgowego w Lublinie dwójka ławników uznała, że mężczyzna, który zaatakował nożem żonę, powinien odpowiadać za zadanie jej lekkich obrażeń. Trzeci ławnik dał się przekonać zawodowym sędziom i tylko dzięki temu mężczyzna wcześniej kilkakrotnie karany z powodu maltretowania żony dostał 12 lat pozbawienia wolności za usiłowanie zabójstwa. Wyroki wywołały burzę. – To jakaś epidemia – jeden z prokuratorów nie może ukryć oburzenia. – Od nowej kadencji ławnicy stali się mądrzejsi od zawodowych sędziów i zabrali się do orzekania. Ale żeby to robić, trzeba mieć wiedzę i lata doświadczeń, a nie tylko status czynnika społecznego. Najwyższy czas zacząć szkolić ławników, a może i zmienić przepisy ich dotyczące. Oto historia pierwszego oskarżonego uniewinnionego przez ławników. 25-letni Dariusz S. mieszka w Łukowie i utrzymuje się z renty socjalnej. W ubiegłym roku w lipcu siedział z ojcem i kilkoma znajomymi przed blokiem. Ojciec odebrał właśnie rentę od listonosza. Zakupił więc skrzynkę piwa i balował z kumplami. Około godz. 16 przysiadł się do nich Roman P., który na pobliskim targowisku miał budkę z surowcami wtórnymi. Ojciec Dariusza dał mu 20 zł i wysłał go po wódkę. Ten niebawem wrócił z targowiska z dwoma półlitrowymi woreczkami spirytusu przemyconego zza wschodniej granicy. Spirytus trzeba było rozrobić, więc mężczyźni przenieśli się na targowisko do budki Romana P. Pod wieczór zaczęli rozchodzić się do domów. W budce zostali tylko jej właściciel oraz Marian i Dariusz S. Dariusz zmęczony upałem i wódką zapadł w kamienny sen. Ponieważ ojciec nie mógł go dobudzić, około godz. 21 sam wrócił do domu. Jak wynikało z pierwszych, szczegółowych zeznań Dariusza, gdy obudził się, zobaczył śpiącego obok Romana. Zaraz potem stwierdził, że w kieszeni spodni nie ma pieniędzy z renty, które ojciec dał mu na przechowanie. Sądził, że to Roman mu je zabrał. Zobaczył leżący obok nóż, więc zaczął nim uderzać śpiącego. Zadał mu dziewięć ciosów. Ostatni był tak silny, że nóż się złamał. Zostawił go więc w plecach kompana i poszedł do domu. Dariusz S. odwołał swoje zeznania w końcowej fazie postępowania po zapoznaniu się z całością akt śledztwa. Złożył nowe wyjaśnienia, w których o zamordowanie Romana oskarżył ojca. On miał się temu jedynie przyglądać. Z opinii psychiatrycznej wynika, że u Dariusza S. rozpoznano upośledzenie umysłowe lekkiego stopnia, ograniczenie zaburzenia osobowości i głuchoniemotę. Ten stan psychiczny nie wykluczał jednak uczestniczenia Dariusza S. w procesie i odpowiadania za popełnioną zbrodnię. Dwóch sędziów zawodowych było przekonanych o winie oskarżonego. Trzech ławników przegłosowało sędziów i uniewinniło Dariusza S. od zarzutu zabójstwa. Wyrok nie jest prawomocny. – Czynnik społeczny jest potrzebny w sądzie – komentuje wyrok sędzia z ponaddwudziestoletnim stażem. – Ale na ławników wybierane są często osoby przypadkowe, nawet z zasadniczym wykształceniem, popierane przez różne grupy polityczne lub koterie. Nie są przygotowane merytorycznie do podejmowania decyzji w skomplikowanych sprawach. Sądzę, że ustawodawca powinien rozważyć, czy w sprawach dotyczących najpoważniejszych przestępstw ławnicy powinni dysponować większością nad sędziami. Uważam, że w takich sprawach powinno orzekać trzech sędziów zawodowych i dwóch ławników. Przyczyną drugiego zabójstwa, którego sprawcę uniewinnili zamojscy ławnicy, też był alkohol. Jerzy K. mieszkający w Polichnie nieopodal Kraśnika znany jest z tego, że nie stroni od kieliszka i ma kłopoty z prawem. W 2002 r. Sąd Rejonowy w Janowie Lubelskim skazał go na półtora roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata za nieumyślne spowodowanie wypadku podczas wyrębu drzew. Zginął wówczas człowiek. Teraz został oskarżony o to, że 30 listopada 2002 r. zamordował swojego sąsiada Tadeusza Ż., z którym feralnej nocy pił alkohol. Tadeusz Ż. zginął od pchnięcia nożem w serce. Dwóch sędziów Sądu Okręgowego w Zamościu nie miało wątpliwości co do winy Jerzego K., trzech ławników

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 35/2004

Kategorie: Kraj