Testament księcia

Testament księcia

139 byłych wychowanek domu dziecka w Rawennie walczy ze świeckimi i kościelnymi władzami miasta o należny im spadek Maria haftem dorabia do swej socjalnej emerytury. Mimo 72 lat zręcznie wodzi igłą, ale co będzie za rok, za dwa lata? Obawa o jutro towarzyszy jej od dziecka. Rodziców nie pamięta, zmarli, gdy miała cztery lata, wychowała się u dziadków, a później wylądowała w sierocińcu, przy ulicy Roma 140 w Rawennie. Z tamtych lat ma smutne wspomnienia. Nie było dnia, żeby któraś z dziewcząt nie zemdlała z głodu, oszczędzano na wszystkim – kąpały się raz w roku, włosy myły co sześć miesięcy, co wieczór paradowały upokorzone z majtkami na głowie, żeby przełożona mogła sprawdzić, czy są czyste. Trzy lata temu Maria dowiedziała się, że jej życie mogło wyglądać zupełnie inaczej. Założyciel domu dziecka, w którym się wychowała, zapisał cały swój ogromny majątek przebywającym w nim sierotom. Dziś 139 z nich procesuje się z miastem o spadek. Hojny dobroczyńca Książę Carlo Galletti Abbiosi był w XIX-wiecznej Rawennie obywatelem znamienitym. Piastował wiele publicznych stanowisk, stał na czele Rady Akademii Sztuk Pięknych i, co ważne, należało do niego pół miasta – 30 ha w jego obrębie i 240 ha poza rogatkami. Miał też kilkadziesiąt nieruchomości, w tym pałace i budynki w samym sercu Rawenny, nie licząc wspaniałych klejnotów, rodowych sreber, obrazów, wyposażenia itp. Gdy umarł w lipcu 1867 r., w jego pogrzebie wzięło udział całe miasto i okoliczna arystokracja, egzekwie celebrowało 40 księży. Kilka miesięcy przed śmiercią książę sporządził testament, w którym swoją jedyną spadkobierczynią uczynił żonę Gertrudę Lovatelli. Po jej zgonie majątek miał stać się własnością sierocińca dla dziewcząt z Rawenny i okolic. Wykonanie ostatniej woli książę Galletti Abbiosi powierzył trzem przedstawicielom najwyższych władz kościelnych: arcybiskupowi, najstarszemu kanonikowi w diecezji oraz proboszczowi kościoła San Pietro Maggiore w Rawennie i trzem przedstawicielom władz świeckich: burmistrzowi miasta, prezesowi miejscowego banku (Cassa di Risparmio di Ravenna) i przewodniczącemu stowarzyszenia Casa Matha, uznawanego za najstarsze wolne stowarzyszenie na świecie (pierwsze wzmianki o jego istnieniu datowane są na 1276 r.). Dobroczyńca bardzo dokładnie ustalił zasady funkcjonowania sierocińca. Miał on się mieścić w jego rezydencji przy ulicy Roma 140. Wszystkie przygarnięte dziewczęta miały otrzymać staranne wykształcenie, które w dorosłym życiu pozwoliłoby im znaleźć pracę guwernantek i nauczycielek. Każda z nich, opuszczając zakład, miała dostać wiano składające się z ich oszczędności – wychowanice haftowały i wyszywały na zamówienie pań z Rawenny, a zarobione w ten sposób pieniądze miały być deponowane na należących do nich książeczkach oszczędnościowych, do sumy tej co roku miała być dopisywana kwota z przychodu wytworzonego przez majątek fundatora. W testamencie jest klauzula, że wszystkie nadwyżki powinny być co dziesięć lat inwestowane w ziemię. Jest też zakaz sprzedaży którejkolwiek z rezydencji, podobnie jak zakaz fuzji sierocińca z innymi instytucjami czy też jego cesji lub sprzedaży. Gdyby do takowej doszło, jedynymi spadkobierczyniami miały być dziewczęta z sierocińca. Poufna fuzja Żona księcia przeżyła go o dziewięć lat, ale sierociniec otworzył podwoje dopiero 19 lat po jej śmierci, w lipcu 1895 r. Dlaczego wykonawcy testamentu potrzebowali prawie 20 lat, aby wypełnić wolę arystokraty, nie wiadomo, nie ulega natomiast wątpliwości, że od chwili inauguracji zakład dla osieroconych i ubogich panien nie spełniał jego postulatów. Dziewczęta żyły w biedzie, nie było funduszy nie tylko na naukę, na książki, ale nawet na środki czystości. Anna, która była wychowanicą zakładu w pierwszej połowie lat 70. minionego wieku, wspomina, że myły zęby szarym mydłem. Nigdy nie dostały grosza z zarobionych przez siebie pieniędzy, żadna nie opuściła zakładu z wianem czy książeczką oszczędnościową, jak życzył sobie książę. W 1975 r. zakład został zamknięty, decyzję tłumaczono koniecznością przebudowy obiektu. Dziewczęta musiały opuścić budynek nocą. Nikt nie zainteresował się ich losem. Dawna rezydencja otworzyła podwoje dopiero w 2000 r., tym razem jako luksusowy hotel o nazwie Hostel (schronisko) Galletti Abbiosi. Co ciekawe, w archiwum miejskim nie zachował się żaden dokument dotyczący zamknięcia placówki. Istnieje natomiast dokument datowany na 1993 r., w którym dyrekcja Instytutu im. ks. Morellego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 23/2011

Kategorie: Świat