Karnawał i potop w Wenecji

Karnawał i potop w Wenecji

Rodowici wenecjanie mają dość mieszkania w mieście muzeum Znowu, jak co roku, na karnawał do Wenecji zjechały tysiące turystów. I znowu rozgorzała dyskusja, czy wenecjanie mają prawo do normalnego życia. Coraz więcej mieszkańców Wenecji ucieka do Padwy, Werony czy Treviso – bo nie stać ich na mieszkanie w mieście. Ci, którzy mogliby sobie pozwolić na pozostanie, często też decydują się na wyjazd, zmęczeni kłopotami codziennego życia, trudnościami komunikacyjnymi, częstymi brakami energii elektrycznej i nieustannymi powodziami. Wenecjanie domagają się od władz zmian, które pozwolą im żyć lepiej i wygodniej. Turyści natomiast pragną, żeby miasto pozostało takie, jakie jest, bo wszelkie zmiany zniszczą jego piękno. Powódź co tydzień Wenecja uważana za najpiękniejsze miasto na świecie leży w Lagunie Weneckiej na 118 wysepkach poprzecinanych 150 kanałami stanowiącymi arterie komunikacyjne. Z lądem stałym miasto połączone jest groblą, po której biegną linia kolejowa i szosa. W czasie przypływów sztormowych stale zagrażają mu powodzie. Specjaliści biją na alarm – w ciągu ostatniego stulecia Wenecja obniżyła się średnio o 23 cm, jednocześnie przypływy stały się coraz częstsze, doprowadzając do zalania miasta 40-50 razy w roku. O ile w latach 50. woda przykrywała plac Świętego Marka pięć, siedem razy w roku, dzisiaj słynny plac, będący najniżej położoną częścią miasta, jest zalany wodą co kilkanaście dni. W ostatnich latach coraz częściej fala przypływowa przewyższa 110 cm. Meteorolodzy prognozują, że w przyszłym wieku w związku ze zmianami klimatycznymi poziom morza podniesie się o metr. Prof. Dario Camuffo z Instytutu Chemii i Technologii Nieorganicznej CNR w Padwie, uważa, że ryzyko zalania miasta zależy od dwóch czynników: podniesienia poziomu morza i obniżenia terenu. – Abstrahując od globalnych zmian klimatu, największy wpływ na poziom morza ma wiejący w tym regionie wiatr sirocco. Jeśli chodzi o obniżenie terenu, to do naprawdę niebezpiecznych zmian doszło w II połowie XX w. W tym przypadku zawinili ludzie, nadmiernie eksploatując wody podziemne oraz budując nowe kanały, co naruszyło bilans wymiany wody pomiędzy laguną a otwartym morzem. Holenderski pomysł Groźba zalania Wenecji dotarła po raz pierwszy z całą jaskrawością do światowej opinii publicznej w 1966 r., kiedy miasto nawiedziła największa w jego dziejach powódź sztormowa. We Włoszech powstał narodowy komitet ochrony Wenecji. Hasło „Uratować Wenecję” stało się bardzo popularne na całym świecie. W 1967 r. trzej eksperci holenderscy zaproponowali budowę ruchomych zapór chroniących Wenecję przed sztormowymi przypływami morza powodującymi zalanie jej głównych placów i uliczek. Aczkolwiek pomysł wzbudził ogromne kontrowersje, spotkał się z zainteresowaniem Włochów. Po latach badań i doświadczeń hydrotechnicznych uruchomiono eksperymentalny model urządzenia (modulo sperimentale elettromeccanico, w skrócie Mose). Inwestycja ruszyła w kwietniu 2003 r., kamień węgielny położył osobiście włoski premier Silvio Berlusconi. Projekt zakłada umieszczenie na dnie morza u wylotu laguny 79 ruchomych śluz o szerokości 20 m, długości 30 m i grubości 5 m. Leżące na dnie morza i praktycznie niewidoczne groble będą podnoszone za pomocą sprężonego powietrza – jeśli wysokość przypływu przekroczy 110 cm – chroniąc w ten sposób miasto przed zalaniem. Roboty potrwają do 2011 r. i będą kosztować 2 mld euro. Ruszyły prace, ale nie ustały polemiki. Największym optymistą jest Pietro Lunardi, włoski minister do spraw infrastruktury. – Za osiem lat mieszkańcy Wenecji oraz turyści odwiedzający to jedyne w swoim rodzaju miasto będą mogli zostawić gumowce w domu – twierdzi. Działacze WWF (organizacji zajmującej się ochroną środowiska) i Greenpeace są nastawieni mniej entuzjastycznie. System ruchomych zapór to trwała konstrukcja, która nie pozostanie bez wpływu na ekosystem laguny. Dopiero po uruchomieniu będzie można w stu procentach się przekonać, czy rzeczywiście chroni przed przypływami. Pozostaje również niebezpieczeństwo, że jeśli przeznaczy się tak ogromne sumy na system śluz (roczne utrzymanie śluz pochłonie 9 mln euro), zabraknie pieniędzy na pozostałe działania niezbędne dla ochrony Wenecji. Przeciwnicy twierdzą, że inwestycja jest zbyt kosztowna, zważywszy na to, że zapory będą podnoszone średnio pięć, sześć razy w roku. Ich zdaniem, wystarczyłoby zwęzić wejścia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 07/2004, 2004

Kategorie: Świat