Testament i zielony parapet

Testament i zielony parapet

Gośka zrobiła zaległe badania, Aga przestała pić, Marek edukuje – każdy ma swój sposób na pandemię Niepokój. Lęk. I strach. Takie słowa zdaniem osób biorących w badaniach zaprezentowanych w raporcie „Życie codzienne w czasach pandemii” przygotowanym przez socjologów z UAM w Poznaniu najlepiej obrazują pandemię. Często pojawiały się też „panika” i „niepewność”. Pierwszym słowem o pozytywnym zabarwieniu był „spokój”. A dalej „zmiana”, „troska, „solidarność”. Na pytanie, czy pod wpływem pandemii w życiu respondentów zaszły zmiany, 66% odpowiedziało „tak”, 24% „nie”, a 10% „trudno powiedzieć”. Zmiany dotyczą wszystkiego: sposobu pracy, tego, jak robimy zakupy, jak gotujemy, jak często korzystamy z usług medycznych, z oferty kulturalnej, jak często się (nie) spotykamy ze znajomymi. Ale też, jak myślimy o życiu i jego priorytetach. Z innego badania – „Nastroje Polaków, uczucia i spojrzenie na przyszłość – zmiany, które spowodował COVID-19” – przeprowadzonego przy współpracy Instytutu LB Medical i agencji badawczej SW Reaserch wynika z kolei, że 67% Polaków chce wrócić do życia sprzed pandemii, a 25% tęskni za przedpandemicznymi czasami, ale nie w każdym aspekcie. 22% jest zdania, że ich życie nie zmieniło się wcale, ale już 13% uważa, że zmiany są na plus. Wiele osób, próbując dostosować się do nowej rzeczywistości, zaczęło bardziej o siebie dbać: lepiej jeść, ćwiczyć, znajdować czas na przyjemności. Coraz więcej próbuje znaleźć ukojenie w rytuałach. Ale także we wspieraniu innych i w przygotowaniu się na możliwe scenariusze – także takie, które przed marcem 2020 r. były niewyobrażalne. Gotowa na wszystko Przed pandemią organizacja nie była mocną stroną Aleksandry. Wszystko puszczała na żywioł, uważając, że jakoś to będzie. Na zakupy znajdowała czas, kiedy w lodówce było tylko światło. – Walnęło mnie któregoś razu, gdy czytałam artykuł o kolejnych zgonach. Do tamtej pory myślałam, że to zaraz minie, nie ma co popadać w paranoję i kupować stu rolek papieru toaletowego – mówi. Ale kolejne nagłówki o zagrożeniu, nowych wariantach wirusa, a najbardziej te o zmarłych sprawiły, że potraktowała pandemię poważniej. – Nie było wielkiej rewolucji, po prostu zaczęłam regularniej robić zakupy i kupowałam na zapas. Makaron, ryż, tuńczyka w puszce, a przy okazji o jedno opakowanie mydła i szamponu więcej. Skoro może zabraknąć wszystkiego, to uzupełnię leki, a co mi szkodzi – opowiada. Po prawie dwóch latach pandemii zapasy gromadzi, jak mówi od drugiej czy trzeciej fali. W zasadzie przez kilka miesięcy mogłaby nie wychodzić z domu. Ma wszystko: mąkę, ryż, kasze, makaron, przetwory, musy, puszki. Na kawę i herbatę oddzielną półkę. Postarała się też o zapas leków, które bierze na stałe. Do tego środki przeciwbólowe, na przeziębienie, maści na popularne infekcje i wysypki. – No i mam zapas świec, specjalne zapałki, których nie da się zamoczyć, porządną latarkę, duży zapas różnych baterii – dodaje. Nigdy nic nie wiadomo. Ale – mówi – nie popada w przesadę: bunkra nie ma. Ani generatora prądu. Ani maski gazowej. Na razie. Są za to rośliny na parapecie, szczypior, pietruszka, rzeżucha. W sezonie na balkonie sadzi pomidory. I zaczęła segregować śmieci – tak porządnie. Ma kompostownik, torbę na plastik, szkło, zmieszane. Ktoś o tę planetę musi zadbać. U Anki podobnie. Tyle że ona, zamiast na zapasach i ratowaniu planety skupiła się na sprawach, które wymagały uporządkowania, ale gdyby nie pandemia i dziwaczne – mówi – tory, na które pchnęła jej myśli, pewnie długo by się tym nie zajęła. – Wcześniej zawsze miałam zaległości w opłatach, nie dlatego, że brakowało mi pieniędzy, po prostu nie zwracałam na to uwagi. Płaciłam rachunki, jak mi się przypomniało, zdarzało się, że miałam egzekucje komornicze, bo ciągle obiecywałam sobie, że zapłacę jutro albo pojutrze. Bo teraz nie mam czasu, ochoty, cokolwiek. W pandemii uregulowałam wszystkie zaległości – łącznie ze starociami związanymi z dawno wygasłą umową z operatorem komórkowym – i płacę wszystko na bieżąco – zapewnia. Zaczęła kontrolować wydatki – prowadzi ewidencję. 100 zł za prąd, 30 za gaz, czynsz 650, szkoła młodej – 2 tys. Zapisuje, ile wydała na zakupy, ile na lekarza, ile na kawę na mieście. Bo to właśnie o młodą chodzi. – Cały czas słyszę, że nikt nie jest bezpieczny, bo koronawirus może dopaść każdego i różnie może być.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2022, 2022

Kategorie: Kraj