Powstanie warszawskie raz jeszcze

Powstanie warszawskie raz jeszcze

Moje powstanie warszawskie to ruiny Warszawy. Nasz dom na Dolnym Mokotowie, na kresach miasta, płynął jak cudem ocalały z tajfunu okręt po wzburzonym morzu czerwonej cegły.Dopiero po wielu latach dowiedziałem się, że w samo centrum naszych podwórkowych zabaw trafiły na spadochronie zrzuty dla powstania. Dozorca tak mi o tym opowiadał: „Jedno działko spadło tutaj, gdzie stoi trzepak, inne nieco dalej i amunicja też była. Trzy samoloty wtedy Niemcy zbili. Rano chłopcy z powstania przyjechali, konie mieli i pościągali te zrzuty na swoje placówki. A potem przyszli sami do naszego domu. Zajęli drugie piętro, porobili dziury do strzelania w ścianie. A potem zrobili wypad na ulicę Podchorążych. Mówię: Data spokój, chłopaki, bo nas wyśledzą. Biorę od jednego lornetkę, patrzę przez dziury, szkopa wypatruję, bo strzelał. Jak przycelował, to, cholera, o mały figiel żem w same zęby nie dostał. Tylko kurz poszedł. I wymacali nas na całego. Sporo było strzelania przez te dziury. A potem chłopcy poszli zdobywać koszary na Podchorążych. Wyszli wszyscy z naszego domu, z kilku innych placówek też poszli, a wróciło ich tylko trzech”.No właśnie, jaki to miało sens, skoro nie miało szans?Film „Powstanie Warszawskie”, przedpremierowy pokaz w stołecznym kinie Atlantic. Będę potem z Arturem Wolskim

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 20/2014, 2014

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun