Prokuratura w Dominikanie ma wznowić śledztwo w sprawie pedofilii. O współżycie z nieletnimi oskarża się kolejnego księdza – Kiedy w Dominikanie zostajesz księdzem, stajesz się nietykalny, poza kontrolą, niemal jak Bóg. Wciąż jesteśmy społeczeństwem uśpionym, niezdolnym do krytycznego myślenia. Tutaj nadal robi się to, co każą polityk, policjant i ksiądz – mówi mi Rogelio Cruz, dominikański duchowny związany z teologią wyzwolenia. W zeszłym roku grzmiał na łamach „New York Timesa”: „Ludzie do niedawna twierdzili: »Chcę, aby moje dziecko chodziło do Kościoła katolickiego«. Teraz mówią: »Moje dziecko nigdy tam nie pójdzie«”. Nasi tu byli Dwóch z księży, którzy w 2013 r. wstrząsnęli dominikańską opinią publiczną, to Polacy: nuncjusz apostolski Józef Wesołowski i Wojciech G. Pierwszy ma być poddany osądowi w Watykanie, drugi na proces czeka w areszcie śledczym w Warszawie. Wesołowskiego podejrzewa się o wykorzystywanie seksualne ubogich chłopców myjących samochody i czyszczących buty na nadmorskim bulwarze w Santo Domingo. – Miałem 22, a może 23 lata, gdy zaczęliśmy ze sobą współżyć. Robiliśmy to w siedzibie nuncjatury – opowiadał w wywiadzie telewizyjnym diakon Francisco Javier Occi Reyes, były kochanek nuncjusza, zatrzymany przez policję, gdy próbował doprowadzić do niego nieletniego chłopca. – Wesołowski był uzależniony od seksu. Szukał czegokolwiek, co zaspokoi jego apetyt. Mówił mi, że ma specyficzny gust: chłopcy w wieku 14-16 lat. Im jaśniejszy, tym lepiej. Szukałem ich w różnych częściach miasta. Lubił biedniutkich, ładniutkich. Ale w ostateczności zadowalał się każdym. Z kolei Wojciech G. był proboszczem w górskim miasteczku Juncalito. Polska prokuratura postawiła mu 10 zarzutów: sześć pedofilii, pozostałe posiadania pornografii dziecięcej i broni bez zezwolenia. Roberto Rodriguez, przewodniczący rady miejskiej Juncalito, który przyczynił się do ujawnienia sprawy, mówił mi, że w miasteczku molestowanie potwierdziło siedmiu ministrantów. – Jeden z nich opowiadał, że kiedy nie chciał się zgodzić na to, co próbował mu zrobić ksiądz, ten przyłożył mu pistolet do skroni. Powiedział, że jest księdzem i jeśli nie posłucha, Bóg się zemści i rzuci klątwę na jego ojca. Posłuchał. Kiedy sprawa wyszła na jaw, Wojciech G. był akurat z grupą młodych Dominikańczyków w Polsce. Korzystając z facebookowego konta Ambiory’ego Espinala, 17-letniego sekretarza parafii w Juncalito, podszył się pod niego i komunikował się z kobietą ze swojej dominikańskiej parafii. Nie wiedziała, że pisze do księdza, więc opowiedziała mu o podejrzeniach i śledztwie. – Następnego dnia pojechaliśmy do Warszawy. Na lotnisku ksiądz powiedział, że źle się czuje i nie leci z nami do Dominikany. Dziwne, bo nie wyglądał na chorego. Do kraju wróciliśmy sami. Na miejscu czekali na nas policjanci – opowiada mi Ambiory Espinal. Motele Trzecim, który „zawstydził papieża”, jest Dominikańczyk Juan Manuel de Jesús Mota z parafii św. Piotra w Constanzy. Parafianie pieszczotliwie nazywali go padre Johnny. Zarzuca mu się molestowanie i uprawianie seksu z dziewczynkami. W zeszłym roku prokuratura w Constanzy odmówiła kontynuowania śledztwa. Powód: brak dostatecznych dowodów w sprawie. Ale w połowie stycznia tego roku Trybunał Karny prowincji La Vega uznał, że śledztwo należy wznowić. O sprawie zrobiło się głośno, gdy grupa dziewcząt z Constanzy opowiedziała prokuratorom o kontaktach z księdzem. Dominikański dziennik „Hoy”, opierając się na zeznaniach świadków, napisał, że ks. Johnny wydawał mnóstwo pieniędzy na podróże, imprezy i wizyty w motelach z co najmniej 11 nieletnimi. Mogło to trwać nawet 12 lat. Oskarża się go również o defraudowanie pieniędzy z datków. Rozdawał je nieletnim, by je uwieść, i inwestował w fikcyjną fundację w Portoryko. Młode dziewczyny działały w kościołach, kaplicach i grupach młodzieżowych, którymi kierował ksiądz. Według jednego z zeznań, współżył on jednocześnie ze swoją kucharką i jej córką, odkąd ta skończyła 12 lat. Dilenia, matka dwóch dziewczyn, zwierzyła się gazecie „Listín Diario”: – Traktowaliśmy go jak członka rodziny. Byliśmy przyjaciółmi, kochaliśmy go. Często nas odwiedzał, a dziewczynki zabierał na wycieczki. Ludzie mówili mi, co się dzieje, a ja stawałam w jego obronie. Dziewczynom ksiądz tłumaczył: – Jestem takim samym mężczyzną jak inni. Jeżdżąc z nimi do cabañas, moteli służących głównie do uprawiania pozamałżeńskiego seksu, zdejmował tablice rejestracyjne swojego samochodu. Pokój wynajmował na zmyślone nazwisko. Jednak w obronie duchownego zjednoczyła się większość mieszkańców miasta.









