Trzy minuty na narzeczonego

Trzy minuty na narzeczonego

Wakacyjna miłość jest niezwykle romantyczna, ale jak tu ją przeżyć, jeśli lato spędzamy w pracy? Ratunkiem może być fast date, czyli szybka randka Zdecydowałam się na wzięcie udziału w szybkiej randce (fast date) przede wszystkim z ciekawości. Ale im bliżej było do imprezy, tym bardziej denerwowałam się, czy okażę się na tyle interesująca, że ktokolwiek będzie chciał się ze mną spotkać. Tuż przed klubem Soma chciałam zrejterować. Nie ja jedna. Obok wejścia stały niepewnie młode, ładne dziewczyny. – Liczymy do trzech i wchodzimy! – zarządziła delikatna blondynka. Przy rejestracji pokazałam bilet, otrzymałam plakietkę z numerkiem i imieniem. Usiadłam przy stoliku odpowiadającym mojemu numerkowi. Ku mojemu zdziwieniu panów przyszło nieco więcej niż pań. Najwięcej uczestników jest w okolicach 25. roku życia, choć są i osoby młodsze, i starsze. Organizatorzy określają limit wieku do 39 lat. Wszyscy stremowani, niepewnie uśmiechają się do innych randkowiczów – współtowarzyszy niedoli. Ja z nerwów palę papierosa za papierosem. Przy wejściu częstujemy się darmowym piwem z sokiem malinowym. Większość z ulgą popija napój – dla kurażu. Siedzę samotnie i cierpię Zabawa jeszcze się nie zaczęła, ale zebrani ludzie – w zdecydowanej większości przybyli na fast date po raz pierwszy – o tym nie wiedzą. Niektórzy chłopcy już przysiadają się do stolików dziewczyn i zaczynają rozmowę. Wpadam w panikę, gdyż do mojego stolika nikt nie podchodzi. Za to do koleżanki, z którą przyszłam – choć to sprzeczne z regulaminem – dosiadło się aż dwóch panów i wszyscy troje wesoło się bawią. Obok mnie siedzi zestresowana para. Po wymianie pierwszych informacji na temat pracy młodzi ludzie milczą. – O czym tu mówić przez trzy minuty? – pyta dziewczyna. – No właśnie. O czym tu mówić? – odpowiada chłopak. Milczą więc. Para siedząca z drugiej strony roztrząsa dylemat innej natury. – To trochę głupio tak siedzieć i żebrać o akceptację – mówi 30-letni chłopak. – Tak, jak na targu – wtóruje mu dziewczyna w białej bluzeczce, a ja się zastanawiam, co skłoniło ich do przyjścia na tego rodzaju imprezę. Po trwających wieczność kilkunastu minutach konferansjer oznajmia, że zabawa dopiero się rozpoczyna. – Panowie mają dosiadać się do stolików pań z numerkami o jeden wyższymi niż ich własne – wyjaśnia. Następny proszę Podchodzi do mnie całkiem sympatyczny młody człowiek. Przedstawiamy się sobie, krótko mówimy o pracy, o powodach, dla których przyszliśmy na fast date. Jest miło, naturalnie, trzy minuty szybko mijają. – Jeszcze tylko 15 sekund, 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1! Koniec rozmowy! – zarządza konferansjer. Za chwilę podchodzi do mnie kolejny chłopak. A potem następny, następny i znów następny. Skojarzenie z taśmą produkcyjną nasuwa się samo. Rozmowy są niezobowiązujące, głównie o pracy, nauce, o podróżach, o fast date. Z Łukaszem rozmawiam o niekonwencjonalnych metodach nauki języka angielskiego. – Nie nauczyłem się dużo słówek, ale za to jaki byłem później zrelaksowany. No i wizje fajne miałem – ocenia jeden z systemów nauki. Z pewnym studentem z Niemiec dzielimy się wiedzą o alkoholowych wyczynach polskich żaków. Z nieśmiałym Romanem o romantycznym spojrzeniu rozmowa schodzi na książki i ku mojemu zdumieniu okazuje się, że – tak samo jak ja – jest miłośnikiem „Sagi o Ludziach Lodu”. Ciągle ktoś pyta mnie, czy wierzę w magię – szczęśliwe numery, horoskopy, wróżby i szklane kule. – Wiesz, pod siódemką siedzi wróżka – dzieli się ze mną wiedzą jeden z chłopców. – Ale jak zapytałem, czym się zajmuję, to nie wiedziała. A ty co, nie smutno ci tak z tą trzynastką, nie boisz się, że ci pecha przyniesie? – pyta troskliwie. Na odwrocie biletu są rubryczki z numerami, do każdego numeru chłopaka, z którym rozmawiam, wpisuję jego imię, a obok piszę „tak”, jeśli chcę się z nim spotkać, lub „nie”, jeżeli nie mam takiego zamiaru. Niektórzy, nie wiedząc, że bilet trzeba oddać organizatorom, wpisują cechy charakterystyczne osób, z którymi rozmawiają. Piotr pokazuje mi bilet. Pod moim imieniem widzę adnotację: redaktor i pies. Dostaję plus. Ciekawi mnie, co mu się spodobało. – Redaktor, psa jeszcze nie znam – śmieje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 32/2002

Kategorie: Obserwacje