Trzy tysiące par kocich oczu

Trzy tysiące par kocich oczu

Populacja tygrysów w Indiach podwoiła się przez ostatnie 50 lat. Nie wszyscy się cieszą

Zwierzęta, zwłaszcza prezentujące się na zdjęciach tak efektownie jak tygrysy, od zawsze stanowiły doskonałe tło do uprawiania polityki. Nie inaczej było, gdy w kwietniu Narendra Modi, premier Indii i jeden z wiodących graczy na arenie światowego nacjonalistycznego populizmu, z dumą ogłaszał wyniki tygrysiego spisu powszechnego. To badanie cykliczne, przeprowadzane co dwa lata, ale publikacja ostatniej jego odsłony została opóźniona przez pandemię. Modi, ubrany w typowy dla siebie jasnobrązowy bezrękawnik i kapelusz trekkingowy, odczytaniem danych o tygrysach zakończył 20-kilometrową przejażdżkę otwartym jeepem po jednym z rezerwatów, gdzie tygrysy mogą swobodnie żerować i rozmnażać się. Do fotoreporterów uśmiechał się szeroko, bo miał powody – zdaniem badaczy populacja tygrysów żyjących na terenie Indii wynosi obecnie 3167 osobników. To prawie dwa razy więcej niż w krytycznych z punktu widzenia zoologów pierwszych dekadach po odzyskaniu przez Indie niepodległości w 1947 r. Pomiędzy końcówką lat 40. a początkiem lat 70., według różnych szacunków (badania były wtedy znacznie mniej precyzyjne niż teraz), tygrysów po subkontynencie biegało ok. 1,6-1,8 tys.

Jeśli patrzeć na surowe dane, Indie okazałyby się po prostu przedstawicielem globalnego trendu. Populacja tygrysów powiększa się bowiem systematycznie na całym świecie. Nie na tyle, by przestały być gatunkiem zagrożonym, ale mimo wszystko wzrost jest znaczący. Zgodnie z ubiegłorocznymi danymi World Wildlife Fund (WWF) na całym świecie żyje na wolności ponad 5,7 tys. tygrysów, a rozrost gatunku zaobserwowano we wszystkich kluczowych dla niego krajach. A więc nie tylko w Indiach, ale też w Bhutanie, Nepalu, Chinach i Rosji. W niektórych miejscach drapieżników przybywa w tempie kilkudziesięciu procent na dekadę.

Zły tygrys

Nie ma co jednak otwierać szampanów, bo temat liczebności tygrysów nie kończy się na pozytywnych wieściach z Azji. Dzisiejsze dane wciąż są odległe o rzędy wielkości od szacunków chociażby z początku XX w., kiedy tygrysów w ujęciu globalnym było kilka razy więcej. W samych Indiach liczba ta mogła być nawet pięciocyfrowa, a według serwisu ekologicznego Mongabay na całym kontynencie azjatyckim niewykluczone, że sięgała 100 tys. Pewności nie ma, bo w tamtych czasach nikt nie prowadził precyzyjnej ewidencji, nawet znani z zamiłowania do biurokratycznego porządku, panujący wtedy w Indiach brytyjscy kolonialiści.

W miarę postępu industrializacji, urbanizacji i zwiększania się ludzkiej populacji tygrysom coraz trudniej było żyć na subkontynencie. Pierwszym powodem była oczywiście broń palna. Dla sportu polowali zwłaszcza Europejczycy, ale miejscowi również wybijali wielkie koty na potęgę, choć przede wszystkim w celach obronnych. Im bardziej kurczyły się bowiem obszary, na których tygrys mógł polować, tym częściej wchodził on w drogę ludziom. Motyw złego tygrysa atakującego ludzkie skupiska został zresztą bardzo szybko unieśmiertelniony w kulturze, dość zajrzeć do „Księgi dżungli” Rudyarda Kiplinga, gdzie głównym szwarccharakterem był właśnie ten kot, potężny i złowrogi z natury Shere Khan.

Kryzys pojawił się wraz z pierwszymi dekadami niepodległości, bo młode i bardzo ubogie państwo nie miało zasobów, nie tylko finansowych, pozwalających na prowadzenie systemowej ochrony tygrysów. Nie powinno to specjalnie dziwić, światowa ekologia w ogóle raczkowała, organizacje pokroju Greenpeace miały dopiero powstać, a o jakiejkolwiek globalnej koordynacji takich wysiłków nikt pewnie nawet nie marzył. Wtedy też układanka została uzupełniona o kolejny element – początek działalności międzynarodowych mafii kłusowniczych. Najpierw więc tygrysy zabijano na trofea na rynek europejski, potem przewagę zyskali kupcy azjatyccy, zafiksowani na podkreślaniu swojego statusu społecznego także za pomocą zdobyczy z polowań (niekoniecznie własnych).

Yadvendradev Jhala, cytowany przez „New York Timesa” były szef Indyjskiego Instytutu Dzikiej Przyrody (ang. Wildlife Institute of India), zauważa, że zaraz po odzyskaniu niepodległości tygrysy były „najpopularniejszym celem” kłusowników. Przełom nastąpił w 1973 r., kiedy rząd w New Delhi zainicjował Project Tiger – ogólnonarodową strategię ochrony życia tygrysów. Polegała ona nie tylko na przekierowaniu większych sił policyjnych do walki z gangami, ale również na stopniowym poszerzaniu obszarów, na których tygrysy są chronione i mogą żyć swobodnie. Przez pół wieku trwania programu, jak wylicza „NYT”, ustanowiono 44 nowe parki narodowe i tereny chronione (przed startem Project Tiger było ich raptem dziewięć), które dzisiaj łącznie zajmują ponad 2% terytorium kraju. Wydaje się, że to dużo jak na 3 tys. tygrysów. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę fakt, że jeden osobnik, by prawidłowo funkcjonować w ekosystemie i łańcuchu pokarmowym, potrzebuje ok. 100 km kw. obszaru, na którym dominuje, nagle liczba ta przestaje być tak trudna do wyobrażenia.

Ale rośnie też populacja Indii, i to w znacznie szybszym tempie. W 1947 r. – 340 mln mieszkańców, dzisiaj – prawie równo cztery razy więcej. A w szerszym kontekście najwięcej na świecie. Według szacunków ONZ, cytowanych przez stację CNN, mniej więcej w połowie bieżącego roku Indie przegonią Chiny, stając się najludniejszym państwem globu. Proces ten rodzi wiele pytań, w tym o reakcję całej indyjskiej gospodarki, koszt energetyczny, coraz większe zanieczyszczenie rzek i rozwarstwienie ekonomiczne indyjskiego społeczeństwa. Dla tygrysów to również jest olbrzymim zagrożeniem, nawet jeśli teoretycznie znajdują się pod ochroną.

Koty bez granic

Tygrys to zwierzę wędrowne, sporo czasu spędza w ruchu. Niespecjalnie przejmuje się ludzkimi granicami, więc dawniej swobodnie przez nie przechodził, zwłaszcza pomiędzy Indiami a Nepalem. Teraz to coraz trudniejsze, bo na tym odcinku, długości 1,8 tys. km, powstaje coraz więcej osad, a przede wszystkim dróg i infrastruktury energetycznej. Na niewiele zdają się korytarze pomiędzy poszczególnymi rezerwatami, tygrysy zwyczajnie przestały migrować. Jak tłumaczy Bibek Raj Shrestha, biolog z francuskiego Uniwersytetu w Poitiers, cytowany przez serwis Mongabay, budowa dróg wpływa szkodliwie na zwierzęta takie jak tygrysy nie tylko poprzez bezpośrednie zagrożenie życia. Nawet te dzikie koty potrafią bać się szumu przejeżdżających aut i w pewnym sensie samoograniczać tereny polowań. Traci na tym ogólna pula genetyczna, zauważa Shrestha w opublikowanym w magazynie „Nature” artykule na temat indyjskich tygrysów. Koniec końców zwierząt robi się mniej, a zaawansowana technologia chroniąca przed kłusownikami, od kamer przemysłowych po drony, kamery noktowizyjne i helikoptery, na niewiele się zdaje.

Człowiek próbuje sztucznie regulować życie tygrysa, jednocześnie wchodząc na jego terytorium. Nic dziwnego, że tygrys, w końcu drapieżnik usytuowany na szczycie łańcucha pokarmowego, raz na jakiś czas zdecyduje się odwinąć, najczęściej ze skutkiem śmiertelnym. Hari Kumar wylicza na łamach „New York Timesa”, że tylko pomiędzy 2017 a 2021 r. w Indiach zginęło 547 tygrysów, z czego 154 „z powodów nienaturalnych”. Czasem ciała były po prostu pozostawiane przez uciekających kłusowników, częściej jednak była to samoobrona.

Działający komercyjnie myśliwi, często wynajmowani przez państwowe służby, potrafią spędzić nawet kilka miesięcy, tropiąc niebezpiecznego tygrysa, bez gwarancji powodzenia. A liczba ofiar tygrysów jest wcale niemała, dla Europejczyków może wręcz szokująca. Według statystyk indyjskiego ministerstwa środowiska, przytaczanych przez dziennik „Times of India”, w latach 2019-2021 w Indiach tygrysy zabiły 108 osób. Średnia z poprzednich kilku lat to 40-50 zgonów rocznie. Media na subkontynencie zwracają jednak uwagę, że koszt samoobrony coraz częściej przerzucany jest na obywateli. Władze nie chcą pokazać się światu jako państwo ekologicznego terroru, w którym zagrożone globalnie gatunki nie mogą czuć się bezpiecznie. Dlatego strzelania do tygrysów unikają jak ognia.

A ponieważ Modi, jak przystało na populistycznego strongmana, o wizerunek w oczach Zachodu dba jeszcze bardziej niż inni politycy, bo chce nim przykryć postępujący spadek jakości instytucji demokratycznych w Indiach, staje się jasne, że mieszkańcom najbardziej „tygrysich” stanów, takich jak Madhja Pradeś, nikt nie zamierza pomóc.

Jak zawsze biznes

Wydawać by się mogło, że nie są to wielkie pieniądze – według magazynu „National Geographic” łowca tygrysów zarabia równowartość 800 dol. od głowy. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że średnia pensja w regulowanej, publicznej gospodarce wynosi w Indiach nieco ponad 420 dol. miesięcznie, widać od razu, że dla szybkich i wydajnych tropicieli to całkiem lukratywny biznes. Nie mówiąc o tym, że coraz częściej najmująca łowczego wspólnota niespecjalnie się interesuje tym, co stanie się z tygrysem po śmierci. Jego zabójca może wejść w układ z chińską czy wietnamską mafią i zysk będzie znacznie większy, bo cena skóry tygrysa na czarnym rynku dochodzi do 25 tys. dol. Nie cała kwota trafi do myśliwego, ale jak na indyjski kontekst ekonomiczny to i tak będą ogromne pieniądze.

Sytuacja tygrysów na subkontynencie jest też o tyle ciekawa i warta analizy, że doskonale ilustruje dylematy i koszty związane z ochroną zagrożonych gatunków. Weźmy komercyjną hodowlę tych kotów. To zawód, którym parają się tysiące ludzi na całym świecie, i wbrew pozorom większość z nich nie zalicza się do grona dziwaków w stylu Joego Exotica, zwanego Tiger King, bohatera słynnego, wyemitowanego w czasie pandemii serialu Netfliksa. W Republice Południowej Afryki, jednym z tych krajów, który z kłusownictwem i związaną z nim korupcją radzi sobie najgorzej, w 2022 r. zarejestrowano ponad pół tysiąca prywatnie posiadanych tygrysów. To o tyle niepokojące, że teoretycznie od 1987 r. istnieje ogólnoświatowy zakaz handlu tymi zwierzętami, a 20 lat później zakazano ich hodowli na trofea. W RPA, jak regularnie opisują to tamtejsze media, dochodzi do ucieczek tygrysów z takich komercyjnych farm, najczęściej słabo chronionych. Wywołuje to chaos w miejscowym ekosystemie, bo tygrys w naturze w Afryce Południowej nie występuje, nie jest elementem tutejszego łańcucha pokarmowego i jeśli już, to prędzej go zaburzy, niż się w nim odnajdzie.

Innym problemem jest próba pogodzenia potrzeb zwierząt i rozwoju rolnictwa, co widać wyraźnie chociażby na Sri Lance. W jednym z reportaży o schyłku globalizacji doskonale to opisał wybitny izraelski reporter Eyal Nadav. Tam akurat chodzi o słonie, które w wyniku karczowania lasów i poszerzania terenów uprawnych coraz częściej wchodzą na ziemie rolników. Ci, broniąc się przed dewastowaniem upraw, zakładają ogrodzenia pod wysokim napięciem, które słonie niejednokrotnie próbują mimo wszystko sforsować. Tworzy to błędne koło, bo z jednej strony rząd Sri Lanki deklaruje, że słonie chce chronić, więc sugeruje rolnikom, by nie razili zwierząt prądem. Z drugiej strony Sri Lanka produkcją żywności stoi (poza turystyką), trzeba zatem rolników chronić i dowartościowywać. Przy tak postawionej sprawie tracą wszyscy, tracony jest też czas, który można by spożytkować na znalezienie lepszego systemowego rozwiązania.

W zglobalizowanej gospodarce późnego kapitalizmu pokojowe współistnienie dzikich zwierząt i ludzi jest coraz trudniejsze, szczególnie że w wyniku zmian klimatycznych i jednym, i drugim kurczy się drastycznie obszar, na którym mogą swobodnie żyć. Globalne ocieplenie pcha ich ku sobie i takie spotkania coraz częściej kończą się źle, także ofiarami śmiertelnymi. Dlatego każdy sukces obrońców dzikich zwierząt ma mniej przyjemny rewers. Na razie na świecie panuje zgoda, że zwierzęta należy chronić. Podpisują się pod tym nawet przywódcy nieprzywiązani do norm demokratycznych, np. Narendra Modi. Nie jest jednak wcale powiedziane, że ten stan rzeczy się utrzyma. Istnieje więc ryzyko, że każdy z tych 5,7 tys. tygrysów będzie przez człowieka postrzegany jako wróg. I nie zmienią tego nawet najambitniejsze rządowe projekty ochrony dzikich zwierząt.

m.mazzini@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Shutterstock

Wydanie: 18/2023, 2023

Kategorie: Zwierzęta

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy